Rozdział 12: Dziwny sen i wampirzy głód

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Woda. Wszędzie dookoła, gdzie okiem nie sięgnąć, była przejrzysta, krystaliczna woda pokrywająca powierzchnię pod jej stopami. W sumie nawet nie wiedziała, czy była to podłoga, ziemia lub inna forma. Zdawało się raczej, jakby unosiła się w powietrzu, choć woda rozlewała się niczym w wielkim jeziorze. A ona stała na niej nieruchomo, nie zanurzona nawet o milimetr. Melissa zamrugała oczami próbując przyzwyczaić się do panującej dookoła dziwnej, jasnej przestrzeni, która była w kolorze błękitnego nieba. Poza tym nie było nic. Tylko cisza. Melissa obracała głowę na wszystkie strony, ale wciąż wszędzie była tylko woda.
Nagle rozległ się, jakby z oddali, spokojny, melodyjny głos:
- Nie obawiaj się swojej przeszłości, bo tuż za rogiem czeka na ciebie przyszłość...
Melissa drgnęła i znowu zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu źródła owego głosu.
- Kto tu jest? Halo??
- Nie obawiaj się swojej przeszłości, bo tuż za rogiem czeka na ciebie przyszłość. Zaufaj białej lilii... - Powtórzył głos.
- Kto tu jest?! Pokaż się! - Zawołała w przestrzeń Melissa.
- Nie obawiaj się swojej przeszłości, Melisso. Zaufaj białej lilii. Ona cię poprowadzi...
Głos nieco przybliżył się i w tym samym momencie w powietrzu zaczęły fruwać białe kwiaty. Było ich coraz więcej i więcej. Melissa, zdumiona nowym zjawiskiem, wyciągnęła przed siebie dłonie. Jeden z kwiatów sfrunął na nie i dziewczyna zorientowała się, iż była to wodna lilia. Białe płatki iskrzyły się lekko i poruszały, jakby pod wpływem wiatru. Po chwili lilia odfrunęła i zawisła w powietrzu. Nagle roziskrzyła się jeszcze bardziej i zaczęła się zmieniać, by w końcu tuż przed twarzą Melissy wyłoniła się wysoka, piękna postać kobiety. Stanęła na wodzie ledwo dotykając koniuszkami palców u stóp i uśmiechnęła się do młodej dziewczyny. Ta rozwarła oczy natychmiast poznając ową postać. Kobieta miała bardzo długie, białe włosy, które falowały, jasną skórę i sukienkę, która zdawała się być utkana z białych płatków kwiatów. Materiał również delikatnie falował, jednocześnie idealnie układając się na szczupłym, powabnym ciele istoty.
- Nie obawiaj się tego, kim jesteś. Biała lilia poprowadzi cię ku twojemu przeznaczeniu - Powiedziała nimfa wyciągając ręce w stronę Melissy.
- Co to znaczy? Co chcesz mi powiedzieć? - Zapytała ją, coraz mniej rozumiejąc, co się dzieje.
Nimfa wciąż tylko się uśmiechała i zbliżyła się do dziewczyny. Dotknęła ją lekko w policzek i dodała:
- Jesteśmy z tobą, Melisso. Gdy będziesz nas potrzebować, białe lilie cię poprowadzą. Nie obawiaj się tego, kim jesteś...
Kobieta zaczęła się oddalać, a jej włosy i suknia zafalowały jeszcze mocniej. Melissa zawołała do niej czując jak na usta ciskały jej się setki pytań:
- Zaczekaj! Kim jesteś? I dlaczego właśnie ja??
Ale nimfa nic więcej już nie powiedziała, tylko ostatni raz uśmiechnęła się szeroko, po czym zniknęła zmieniając się w kaskadę białych płatków. Melissa jeszcze przez chwilę wołała ją i obracała się w miejscu próbując odnaleźć tajemniczą kobietę i nagle wszystko pochłonęła ciemność.

Melissa otworzyła gwałtownie oczy i zamrugała powiekami czując jak jej oddech mocno przyspieszył. Musiało minąć parę sekund, aby dotarło do niej, iż to był tylko sen. Dziewczyna pomału usiadła na łóżku i potarła oczy.
- Co to było? - Szepnęła do siebie.
Rozejrzała się po pokoju zaspana. Był środek nocy, a przez okno lekko wpadały promienie księżyca oraz światło pobliskich latarni ulicznych. Melissa zupełnie nie pojmowała, o co chodziło nimfie w tym śnie i dlaczego jej się pokazała. Przeznaczenie?? To samo mówiła Erina, podczas swojej wizji, ale do dziś nie rozgryzła jej treści. Póki co jedynym przeznaczeniem, czy raczej celem Melissy było po prostu zostanie dobrym magiem wody i zatrudnienie się w stolicy w jakiejś gildii. Ale podejrzewała, że raczej nimfa nie to miała na myśli. Dziewczyna czuła coraz większy mętlik w głowie. Białe lilie... o co, u licha, z nimi chodzi?? Miała wrażenie, że kiedyś coś ktoś o nich mówił, ale nadal nie wiedziała co. Jednakże wydawało się to być bardzo ważne.
- Co chcecie mi powiedzieć? - Zastanawiała się na głos.
Nigdy nimfy jej się nie śniły. To było coś zupełnie nowego i dziwnego, choć też niezwykłego. Ta nimfa była bardzo piękna i w dodatku wyglądała znajomo, choć Melissa nie miała pojęcia skąd miałaby ją znać, skoro nigdy nie widziała, jak na ironię, nimf na własne oczy. Popatrzyła w okno rozmyślając, po czym położyła się z powrotem. W końcu zamknęła oczy, a wodne istoty już więcej się nie pojawiły.

                                                                     ✨

Gdy Melissa wstała rano i zeszła na śniadanie do kuchni nim pójdzie na zajęcia, opowiedziała swojej mamie o śnie, jak i podzieliła się z nią swoimi przemyśleniami. Pani Evans od razu uśmiechnęła się i odparła:
- Nie opowiadałam ci? Myślałam, że wiesz, czym są wodne lilie.
Dziewczyna uniosła wysoko brwi i popatrzyła na nią znad kubka pełnego pachnącej kawy.
- No to czym są?? Myślałam, że to zwykłe kwiaty, takie jak wszystkie.
- To też, ale w przypadku nimf to coś więcej. Chodzi o to, że to one zamieniają się w białe lilie - Powiedziała ze spokojem pani Evans przewracając na patelni kilka sadzonych jajek - Jest to coś w rodzaju samoobrony przed wrogami, szczególnie przed śmiertelnikami. Przybierają postać kwiatów, by nikt nie próbował ich złapać lub zaatakować. Choć oczywiście nie zawsze jest to skuteczne. Nimfy uwielbiają zabawy w wodzie, więc bywają nieostrożne i nie zawsze w porę zorientują się, iż ktoś je odnalazł. Wtedy bronią się oczywiście przy pomocy magii. Ale przemiana w kwiaty najskuteczniej myli spojrzenia ciekawskich.
- Nie wiedziałam o tym - Zamyśliła się Melissa.
- Jestem pewna, że ci o tym kiedyś mówiłam, ale jak zwykle zapomniałaś - Uśmiechnęła się znowu starsza kobieta i podeszła do stołu kładąc na nim talerz pełen usmażonych jajek.
Dziewczyna zakłopotała się nieco.
- Możliwe. To by wyjaśniało, dlaczego miałam wrażenie, że coś gdzieś słyszałam o tych kwiatach.
Posmarowała pajdę chleba białym serkiem i ugryzła kawałek.
- Ale wciąż nie rozumiem, dlaczego ta nimfa mi się przyśniła. Czy zaczyna mi już odbijać??
Jej mama roześmiała się lekko.
- Nie sądzę, Melisso. Podejrzewam, podobnie jak sama się domyśliłaś, że nimfy chcą ci coś przekazać. Może chcą ci pomóc, byś odkryła swoją własną siłę zamiast chować się ciągle w skorupie - Uśmiechnęła się.
Melissa zanurzyła usta w kubku i odparła cicho:
- Może. Ale to nie łatwe.
- Nikt nie mówił, że to łatwe. Ale masz dużo czasu, by do tego dojść.
Dziewczyna pokiwała głową w zamyśleniu i skupiła się na śniadaniu.

                                                                     ✨

Nieco później wróciła na uczelnię i nie omieszkała opowiedzieć o dziwnym śnie swoim przyjaciołom. Jak podejrzewała, szczególnie rodzeństwo półelfów bardzo się zainteresowało jej opowieścią.
- Zazdroszczę. Nawet zobaczenie we śnie nimfy to coś cudownego! - Zachwyciła się Arinela - Ale chciałabym zobaczyć prawdziwą nimfę. Jednakże rzeczywiście to wygląda, jakby te istoty chciały ci pomóc. Fajnie. Może wybrały cię na jakiegoś powiernika?
Melissa uśmiechnęła się lekko.
- Powiernika? Niby czego? Nie jestem nikim wyjątkowym. Dobra, może i mam silną moc, ale nie przesadzajmy. Jestem mimo wszystko taką samą dziewczyną jak wszystkie inne.
- Och nie, Mel. Jesteś wyjątkowa! Na pewno nawet nimfy to zauważyły! - Zaświergotał Aranel znów się wdzięcząc w jej stronę - Może upatrzyły ciebie na swoją królową?
Dziewczyna roześmiała się otwarcie.
- Teraz to już wymyślacie głupoty! Nimfy nie mają żadnej władczyni w swoim ludzie. Jedynie czasem, w razie szczególnych sytuacji, przewodniczy im najsilniejsza nimfa, ale nic poza tym.
- Hm, ale jednak coś jest na rzeczy z tym przeznaczeniem. Ogromnie mnie ciekawi, co to może być - Zastanawiała się Arinela.
- Czyżby moja wizja się spełniała? - Rozległ się kwiecisty głos Eriny, która podeszła do nich nagle.
Melissa odwróciła się do niej.
- Nie sądzę. Nimfa powtórzyła tylko część tej przepowiedni, ale nie wspomniała nic o postaciach, które mam poznać i nie podała żadnych więcej szczegółów.
- Może chcą abyś sama to rozgryzła - Zasugerowała elfka - Magiczne istoty uwielbiają dawać różne zagadki ludziom, jakby czerpały z tego mnóstwo frajdy - Uśmiechnęła się nieco rozbawiona.
- Cóż, zabawa czy nie, wciąż ten sen był dziwny. A może to był naprawdę tylko sen...
- Ale już wiesz, że te białe lilie, to są nimfy - Dodała Erina - Sądzę, że warto się temu przyjrzeć bliżej. Może chcą abyś też się zamieniała w lilię.
Melissa popatrzyła na nią krytycznie.
- Tym bardziej nie sądzę, aby o to chodziło. Teraz zresztą to już nie ważne. Wiem, że muszę nabrać pewności siebie i lepiej ufać swojej magii. Inaczej zawalę egzaminy. Nie mam zamiaru zostać w tyle.
- Możemy trenować razem z tobą - Uśmiechnęła się Arinela - Wszyscy możemy się czegoś nauczyć od siebie wzajemnie trenując wspólnie. Powiedzmy w każdą sobotę możemy się umawiać w parku na tym małym placu z kukłami. Co wy na to?
Aranel i Felan przytaknęli od razu.
- Jasne, nie widzę nic przeciwko - Powiedział młody elf - Nasze magie po prawdziwe różnią się od siebie, ale możemy ćwiczyć zaklęcia ofensywne.
- A ja posiedzę w formie wilka i będę ćwiczyć wyczuwanie magii - Dodał Felan.
Arinela prychnęła lekko jeszcze bardziej rozbawiona.
- Akurat. Założę się, że utniesz sobie drzemkę i będziesz mieć totalnie wywalone na to co robimy.
Felan poczerwieniał nieznacznie na twarzy.
- Wcale nie. Mówię poważnie.
Mimo tego wszyscy roześmiali się, a młody wilkołak odwrócił głowę lekko urażony, choć i na jego ustach wykwitł mały uśmiech.

Po południu Melissa poszła do szkolnej szklarni, aby zająć się paroma roślinami w ramach dodatkowych ćwiczeń. Po prawdzie szklarnią głównie opiekuje się grupa ze specjalizacji Zielarstwa, ale ostatnio profesor, zajmująca się wykładaniem owego przedmiotu dla innych grup, stwierdziła, że mają bardzo dużo pracy z nowymi roślinami i każda pomoc się przyda. Szczególnie, iż grupa Zielarstwa zajmuje się w tej chwili Królewskimi Ogrodami. Tak więc pozostali studenci mogą popracować w szklarni, aby lepiej oswoić się z metodami uprawy i pielęgnacji roślin, za co nawet mają otrzymać wyższą ocenę końcową z powyższego przedmiotu. Melissa ochoczo zgłosiła się do tych dodatkowych zajęć i dziś po raz pierwszy miała okazję zobaczyć akademicką szklarnię. Znajdowała się ona tuż obok gmachu Akademii i była dość przestronna i solidnie zbudowana. Cały budynek był oszklony i zamykany na wielką, żelazną kłódkę. Przez okienka widać było parę roślin, których wysokie, rozłożyste liście opierały się o szklany dach kierując się ku światłu. Gdy Melissa weszła do szklarni, chwilę się rozejrzała zdumiona ogromną ilością przeróżnej flory. Nie bez powodu zajęcia z Zielarstwa nie były takie proste, jak się pozornie wydawało. Szkoła posiadała w swoich zbiorach niemal wszystkie możliwe rośliny rosnące na kontynencie, jak i też były bardzo rzadkie i nie spotykane w dzikiej naturze egzemplarze. To powodowało, iż każda z tych roślin była łatwiejsza lub trudniejsza w pielęgnacji. Wiele z nich była trująca, a były też i magiczne oraz niebezpieczne. Melissa przeszła po małej alejce wyłożonej żwirem i próbowała wyłowić wzrokiem rośliny, które miały zostać posadzone do nowych donic. W szklarni było bardzo gorąco i wilgotno. Czuć było wszechobecny zapach ziemi, wody i zieleni. Niektóre kwiaty też dodatkowo wydzielały silny zapach. Roślin było tak wiele, że dziewczyna nie dziwiła się, iż potrzebują sporo rąk do pracy, aby to wszystko utrzymać w dobrej kondycji.
W końcu znalazła rośliny, którymi miała się zająć. Stały w skupisku pod jednej ze oszklonych ścian, wciąż jeszcze w prowizorycznych, prostych doniczkach. Melissa uśmiechnęła się na ich widok.
- Smocze Róże. Są piękne.
Kucnęła i przyjrzała się pięknym, wielkim kwiatom w szkarłatnym kolorze, które faktycznie przypominały zwykłe róże. Ich łodygi natomiast były bardzo grube i łuskowate, jadowicie zielone i najeżone malutkimi, ostrymi kolcami. Smocze Róże nie były trujące, ale ze względu na kolce, nie łatwo było bezpiecznie je chwycić. Melissa rozejrzała się jeszcze i dojrzała parę grubych rękawic wiszących na haczyku. Były też na podłodze przygotowane puste donice, nieco większe i solidniejsze niż te pierwotne; wielkie wory pełne ziemi, kilka konewek, grabek i innych narzędzi. Melissa skinęła do siebie głową i chwyciła najpierw rękawice, zakładając je na dłonie. Rzecz jasna były nieco za duże, ale to nie było przeszkodą do takich drobnych prac. Następnie chwyciła łopatkę i nabrała nieco świeżej ziemi do nowej donicy. Gdy już usypała grunt, podeszła z powrotem do róż. Ostrożnie chwyciła przez rękawicę roślinkę i delikatnie szarpnęła. Róża zdążyła się już mocno ukorzenić w mniejszej doniczce to też Melissa musiała pociągnąć mocniej, aby w końcu roślina wyskoczyła z ziemi. Na szczęście grube łodygi były twarde i zdecydowanie nie groziło im połamanie. Dziewczyna uśmiechnęła się znów pod nosem czując piękny zapach kwiatu. Zaniosła różę do drugiej doniczki i umieściła ją na cienkiej warstwie ziemi.
Gdy skończyła pracę, skinęła zadowolona. Pierwsza z róż była już gotowa. Jeszcze tylko musi ją podlać. Już chciała chwycić konewkę, gdy rozległ się kobiecy głos tuż za nią:
- Ponoć Smocze Róże to ulubione kwiaty królowej. Specjalnie dla nich kazała założyć odrębny ogród i posadzić je we wszystkich dostępnych kolorach. Osobiście codziennie je dogląda i pielęgnuje, aby zawsze cieszyły oko.
Melissa gwałtownie odwróciła się i uśmiechnęła się szerzej. Niedaleko niej stała Vivienne, która również się uśmiechała wesoło. Na sobie miała jak zwykle ponętną, czarną sukienkę mocno opinającą ją w pasie, wysokie, czarne buty na obcasie, a w ręku trzymała doniczkę z bujno zieloną roślinką, której liście miały fantazyjnie pozwijane brzegi.
- Hej, Vivienne! - Zawołała do niej Melissa - Dawno cię nie widziałam!
- Witaj, Melisso - Odwzajemniła wampirzyca - Faktycznie, trochę minęło od czasu naszego ostatniego spotkania. Pewnie mamy zajęcia w dość rozbieżnych godzinach. Też zgłosiłaś się na ochotnika do szklarni?
Dziewczyna skinęła twierdząco.
- Nie miałam dziś zbyt wielu zajęć, a skoro potrzebowali paru studentów do pomocy przy nowych roślinach, to poszłam. Dodatkowa ocena zawsze się przyda.
Vivienne zachichotała lekko.
- Masz rację. Też z tego powodu zgłosiłam się do szklarni, ale lubię rośliny. Praca przy nich uspokaja.
Podeszła do jednego z długich stołów, na których piętrzyły ciasno rośliny i postawiła pomiędzy nimi, na kawałku wolnej przestrzeni, swoją doniczkę.
- Jesteś na Zielarstwie? - Zapytała Melissa ściągając jedną rękawiczkę z dłoni.
- Och nie, to tylko małe hobby - Uśmiechnęła się wampirzyca - Normalnie studiuję Alchemię.
Melissa uniosła nieco brwi zdziwiona.
- Alchemię? Sądziłam, że wampiry szkolą się w sztuce magii. Przynajmniej tak słyszałam.
- To prawda, ale mnie zawsze fascynowała alchemia. Uwielbiam mieszać i tworzyć nowe specyfiki, mikstury, czy opracowywać zaklęcia na zmianę różnych cieczy. Moim cichym marzeniem jest stworzyć antidotum na wampirze ugryzienie - Mrugnęła okiem Vivienne.
Młoda półnimfa zdumiała się jeszcze bardziej.
- Naprawdę? To w ogóle jest możliwe??
Vivienne chwyciła konewkę z wodą i zaczęła podlewać rośliny, które miały już suchą ziemię.
- Cóż, w teorii niemożliwe, bo mówi się, że na wampiryzm nie ma lekarstwa. Ale ja sądzę, że to bujdy. W kłach wampirów znajduje się specjalny jad o bardzo silnym działaniu. Nie jest to żadna klątwa, jak niektórzy myślą, ale zwykły czynnik wpuszczany do krwi ofiary. Ale że ten jad ma również potężne, magiczne właściwości, szczególnie jeśli wampir jest bardzo silny, zarówno dla ciała, jak i organizmu ofiary to niewyobrażalny szok. Dlatego świeżo powstałe wampiry dosłownie szaleją nie wiedząc, co się z nimi dzieje. A więc to w sumie oczywiste, iż powinno tu zadziałać jakieś antidotum. Przykładowo zażyte natychmiast po ugryzieniu, powinno usunąć jad nim dojdzie do przemiany. A przynajmniej tak zakłada mój projekt.
Melissa popatrzyła na nią z uznaniem.
- Łał, to brzmi niesamowicie. To by było super, gdyby powstało takie antidotum.
Vivienne uśmiechnęła się lekko.
- Jasne, że niesamowite, ale niełatwe do wykonania. Eksperymentuję właśnie w tym celu z różnymi roślinami, a konkretnie ich sokami o magicznych właściwościach. Przedstawiłam swój pomysł opiekunce mojego kierunku. Również gorąco poparła ten projekt, tak więc na razie jestem w fazie szukania odpowiednio silnego specyfiku, który by pasował na taką miksturkę.
Wampirzyca chwyciła parę pustych, glinianych donic i odwróciła się, aby wynieść je na zewnątrz.
Melissa zamyśliła się chwilę. Tak, oczywiście, że takie antidotum by było wspaniałe. Nawet nie wyobrażała sobie, ilu w ten sposób ludzi mogłoby ocalić swoje życie, gdyby nie byli zmuszeni zmienić się w wampiry. Może i panował pokój i zakaz ataków, ale to nie znaczyło, że i tak nie zdarzały się nielegalne przypadki ugryzień. Antidotum, opracowane przez Vivienne, byłoby prawdziwą rewolucją. Już oczami wyobraźni widziała miny tych wszystkich egoistycznych, nonszalanckich wampirów z wielkich rodów. Pewnie wpadliby w wściekłość.
Dziewczyna zaśmiała się lekko pod nosem i wciąż pogrążona w myślach sięgnęła bezwiednie ręką w stronę kolejnej Smoczej Róży. Nagle cofnęła szybko dłoń syknąwszy z bólu. Zupełnie zapomniała nałożyć z powrotem rękawicę i dotknęła gołą skórą kolców rośliny. Spojrzała na rękę i zobaczyła natychmiast parę kropel krwi na palcach. Zmarszczyła czoło karcąc się w duchu i wyprostowała się z zamiarem poszukania czegoś czym mogłaby otrzeć ranną rękę. Ale w szklarni nie było żadnych czystych materiałów. Wszystko pokrywała ziemia i kurz. Plamić swojej spódniczki też nie chciała, więc wyszła ze szklarni i skierowała się ku swojej torbie szkolnej, którą zostawiła nieopodal. Może znajdzie w niej jakieś czyste chusteczki...
Tymczasem Vivienne uwijała się obok szklarni układając doniczki w stosik, by można je było potem wyrzucić ze względu na liczne pęknięcia. Weszła z powrotem do szklarni, aby wziąć kolejne zużyte doniczki i gdy wyszła, zauważyła Melissę ściskającą dłoń z krzywą miną.
- Co się stało?
- A nic takiego - Odparła i pokazała jej rękę pełną małych, czerwonych kropelek - Przez przypadek dotknęłam róży i się pokaleczyłam. Można było przewidzieć, że jak zwykle coś mi się przytrafi. Moja mama ma rację, że zawsze byłam niezdarą - Zaśmiała się lekko i pochyliła się nad torbą.
Nagle usłyszała trzask rozbijającej się o ziemię doniczki i cichy głos Vivienne:
- Melissa... zasłoń to, szybko...
Dziewczyna wyprostowała się zdziwiona i zastygła. Vivienne zginała się wpół, jakby coś ją zabolało, a jej oddech gwałtownie przyspieszył. Gdy uniosła głowę, jej oczy przybrały kolor krwistej czerwieni, a źrenice zwęziły się jak u drapieżnika. Patrzyła na Melissę desperacko i zrobiła krok w jej stronę.
- Zasłoń dłoń! Albo uciekaj!
- Vivienne! Co się z tobą dzieje?? - Przeraziła się Melissa i jeszcze się przybliżyła chcąc pomóc koleżance, ale ona cofnęła się.
- Ja... nie panuję nad tym. Odsuń się ode mnie, Melisso! Nie podchodź!
Zgięła się jeszcze bardziej i wydała z siebie nienaturalny warkot. W końcu spojrzała raz jeszcze na Melissę i rozchyliła usta, w których błysnęły wampirze kły. Dziewczyna w końcu cofnęła się kilka kroków w tył już rozumiejąc, co się działo z wampirzycą.
- Vivienne...
Nagle ta skoczyła w jej stronę przyciągana ranną dłonią i ryknęła próbując pochwycić Melissę, która krzyknęła i odskoczyła w bok. Prędko zasłoniła dłoń rękawem bluzki i zawołała:
- Vivienne! Przestań! Nie poznajesz mnie już?! Zapanuj nad tym!
Wampirzyca, na wpół nieświadoma tego co robi, ponownie skoczyła obnażając kły. Melissa, z braku lepszych pomysłów, chwyciła swoją torbę i uderzyła nią w dziewczynę, ale tak by nie zrobić jej zbyt dużej krzywdy. Jednakże to podziałało i Vivienne zwaliła się na ziemię. Szybko oddychając i czując ogarniające ją zamroczenie głodem wysapała:
- Moja... torba... weź moją... torbę...
Melissa szybko pobiegła do niej i otworzyła zamek.
- Czego mam szukać?! - Krzyknęła do Vivienne.
Czarnowłosa dziewczyna klęczała na trawie i wciąż ledwo panując nad swoim oddechem, odparła słabym głosem:
- Małe, czarne pudełeczko... powinna być jeszcze jedna... jeszcze jedna ampułka...
Melissa gorączkowo grzebała w torbie szukając pudełeczka i w końcu je znalazła. Rzeczywiście było raczej niewielkie i lekkie, z lakierowanego, ciemnego drewna. Otworzyła je i zobaczyła wewnątrz czerwoną poduszkę z czterema wgnieceniami, z których trzy były puste. Na ostatnim leżała malutka, brunatno-fioletowa ampułka przypominająca jakieś lekarstwo. Chwyciła ją i rzuciła pudełeczko biegnąc do koleżanki. Klękła obok niej i wyciągnęła zdrową dłoń w jej stronę.
- Proszę.
Vivienne uniosła nieco głowę i zgarnęła ampułkę, po czym łapczywie wcisnęła ją sobie do ust. Rozgryzła i przełknęła zaciskając nerwowo oczy. Po chwili dziewczyna głęboko odetchnęła i wyprostowała się siadając na ziemi. Gdy otworzyła oczy, tęczówki znów przybrały brązowy kolor i po wcześniejszym, drapieżnym błysku nie pozostał nawet ślad. Odwróciła się w stronę Melissy, która wpatrywała się w nią wciąż z ogromnym lękiem. Ale gdy zobaczyła, że wampirzyca uspokoiła się, odetchnęła z ulgą.
- Dziękuję ci. I bardzo cię przepraszam - Powiedziała Vivienne i zakryła twarz rękami - Nie panowałam nad tym. Dawno już nie miałam w ustach prawdziwej krwi, więc głód jest wtedy bardzo silny. Nie chciałam cię zaatakować. Wybacz.
Melissa uśmiechnęła się i dotknęła lekko jej ramię.
- Nic się nie stało. Wiem, że nie zrobiłaś tego celowo. Czy ta ampułka zneutralizowała twój głód?
Vivienne skinęła głową wbijając wzrok w ziemię.
- Tak, w pewnym sensie. To specjalne ampułki na bazie krwi. Oczywiście nie ludzkiej, tylko zwierzęcej, ale krew została mocno skoncentrowana i opatrzona zaklęciem. Najnowszy wynalazek od paru lat. Pomaga to wampirom wytrwać około tygodnia bez żywej krwi. Po prostu jedna taka ampułka nasyca na jakiś czas.
Odetchnęła i przygładziła dłonią swoje rozwichrzone włosy.
- Zwykle pilnuję cotygodniowej dawki, ale tym razem całkiem o niej zapomniałam. Byłam w ostatnich dniach bardzo skupiona na tym projekcie z alchemii i wyleciało mi z głowy, a że już nie dostaję napadów na sam zapach śmiertelnej osoby w pobliżu, to nie zorientowałam się, że nie wzięłam „leku". Dopiero, gdy poczuję krew, to już inna sprawa.
Melissa skinęła głową.
- Rozumiem. Ale, gdy odsłonię moją ranną dłoń, to znowu dostaniesz atak?
- Już nie, dopóki ampułka działa. Jak mówiłam, „lek" działa około tygodnia, choć szlacheckie wampiry potrafią wytrzymać bez żywej krwi i ampułki o wiele dłużej. Wszystko zależy od siły. Cóż, ja jestem zwykłym wampirem, więc niestety tydzień to maksymalny czas, gdy nie czuję głodu. Gdyby nie te ampułki, byłoby znacznie trudniej.
Półnimfa wzdrygnęła się lekko.
- A co się dzieje, gdy nie macie ampułki pod ręką?
Vivienne uśmiechnęła się nieco.
- Jakoś sobie radzimy. Wampiry, które oczywiście nie chcą atakować ludzi, urządzają polowania na zwykłe zwierzęta. Na przykład w lesie, gdzie najprościej upolować jakąś sarnę czy królika. Wiem, że to niezbyt i tak chwalebna alternatywa, ale lepsze to niż walka z głodem. A to nie jest to samo, co zwykły głód u ludzi.
Melissa znów skinęła w zrozumieniu.
- Nie macie łatwo. Przykre trochę, choć nie będę ukrywać, że najadłam się strachu, gdy cię zobaczyłam w tym stanie.
Vivienne spojrzała na nią smutno.
- Pewnie teraz jeszcze bardziej nienawidzisz wampirów, prawda?
- Nie - Pokręciła głową - Trzymam się z dala tylko od tych naprawdę paskudnych typków, jak Liam. A ty jesteś inna. Mówię serio.
Uśmiechnęła się, na co wampirzyca rozpromieniła się bardziej i również uśmiechnęła z wdzięcznością.
- Dziękuję raz jeszcze za pomoc. Obiecuję, że następnym razem będę ostrożniejsza.
Dźwignęła się w końcu z ziemi i otrzepała sukienkę z trawy i piasku.
Po niedługiej chwili obie dziewczyny wróciły do pracy w szklarni. Melissa ostatecznie nie znalazła chusteczki w swojej torbie, ale miała ją za to Vivienne i wręczyła przyjaciółce, by okręciła nią sobie poranioną dłoń. Przez kolejną godzinę razem przesadzały pozostałe Smocze Róże oraz podlewały inne rośliny. W międzyczasie wesoło rozmawiały już na różne swobodne tematy zapominając o niefortunnym zdarzeniu. Melissa opowiedziała jej nawet o śnie, w którym była tajemnicza nimfa, na co wampirzyca szczególnie się zainteresowała i również zasugerowała, że jej przodkinie z pewnością chcą coś przekazać młodej dziewczynie. Melissa coraz bardziej odnosiła wrażenie, że jednak owe białe lilie to coś więcej niż tylko kwiaty nimf. A, gdy zmęczona i zadowolona mimo wszystko wracała do domu, myśli o nimfach, wampirach i różach nie opuszczały już jej głowy do końca dnia.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro