Rozdział 25: Szkarłatne oczy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Melissa zadrżała z zimna i otuliła się szczelniej wełnianym, robionym na drutach szalem. Spodziewała się, że będzie dziś zimno, ale nie przypuszczała, że aż tak. Nadchodząca coraz szybciej zima dawała się we znaki. Dni były coraz krótsze, a ciepła i słoneczna aura odchodziła w niepamięć. I choć zimy w Lavernii nie były zbyt ostre, a śnieg padał głównie na południu kontynentu, temperatura potrafiła spaść nisko i gwałtownie sprawiając, iż cały kraj otulało długie, przenikliwe zimno. Dziewczyna wypuściła z ust powietrze, które zmieniło się natychmiast w parę i popatrzyła na niebo zasnute ciężkimi, białymi chmurami. Pochuchała na swoje dłonie żałując, że jednak nie wzięła ze sobą rękawiczek i zmusiła się do szybszego marszu, by się rozgrzać oraz jak najszybciej dojść do ciepłej Akademii.
Sama szkoła była doskonale przystosowana do nadchodzącej zimy. W piwnicach budynku znajdowały się ogromne piece na drewno, które roztaczały po całej szkole ciepło od ognia. Dodatkowo można było piece zasilać magicznym ogniem, gdyby zabrakło opału lub okazałby się on nie wystarczający. Ale stosowano to raczej awaryjnie, jako że przez cały czas przy piecach musieli wtedy czuwać magowie ognia. Gdy tylko Melissa wkroczyła do budynku, uśmiechnęła się do siebie czując kojące ciepło. Odpięła od razu płaszcz i skierowała się do szatni, by go odwiesić.
Pod salą wykładową dojrzała Aranela i Felana, którzy byli pochłonięci właśnie rozmową. Gdy podeszła, od razu uśmiechnęli się w jej stronę.
- Jak się miewasz, Mel? Zimno dziś, prawda? - Zagaił młody półelf.
Melissa odwzajemniła uśmiech.
- Owszem, dość zimno. Nie wzięłam rękawiczek i trochę ręce mi odmarzły.
- Nie wiem o co wam chodzi. Ja nie czuję żadnego zimna - Wtrącił Felan, który jak zawsze zajął stanowisko przy parapecie, trzymając ręce w kieszeniach ze znudzeniem.
Aranel wyszczerzył się do niego.
- Nic dziwnego, skoro możesz do szkoły biec w postaci wilka, a one mają grube, ciepłe futro. Niestety my nie mamy takiego szczęścia.
- Przecież nie chodzę w tej formie na co dzień. Po prostu jestem ciepłokrwisty.
- Albo twoje muskuły cię grzeją - Zażartowała Melissa, na co Aranel parsknął ze śmiechu.
Felan uśmiechnął się szerzej.
- Bardzo możliwe.
Dziewczyna rozejrzała się krótko po grupce pozostałych kolegów i spytała nieco zdziwiona:
- Arineli dziś nie ma?
- Została w domu. Mówiła, że źle się czuje - Odparł poważniej Aranel - Półelfy nieco gorzej znoszą zimno niż nasi przodkowie czystej krwi. Chyba się przeziębiła. Coś wspomniała, że zostanie dziś w łóżku.
Melissa posmutniała lekko.
- Och, rozumiem. Przekaż jej ode mnie pozdrowienia i życzenia szybkiego powrotu do zdrowia.
- Jasne - Uśmiechnął się chłopak.
Wykład z Astronomii dłużył się wszystkim bardziej niż zwykle, przez co nawet profesor ukradkiem ziewał, zasłaniając usta dłonią i co chwilę patrzył na klepsydrę, by jak najszybciej skończyć zajęcia i iść do stołówki po kawę. Studenci w ramach pracy domowej otrzymali komplet małych, drewnianych kulek, które reprezentowały księżyce z odległej konstelacji Izydy, bogini gwiazd. Przy ich pomocy mieli nauczyć się skomplikowanych nazw księżyców i opisać ich obecne położenie. Melissa wpatrywała się w kulki idąc korytarzem, stwierdzając, że były nawet ładne. Połowa była pomalowana srebrną farbą, a połowa niebieską. Żeby dostrzec owe księżyce, które kule reprezentowały, studenci musieli sięgnąć po lunety. A więc czekało ją nocne siedzenie przed domem.
Gdy tak szła zamyślona, w pewnym momencie jakiś szybko biegnący chłopak potrącił ją i Melissa upuściła jedną z kulek. Ta poturlała się natychmiast po ziemi i dziewczyna popędziła za nią próbując ją złapać. Kulka turlała się pomiędzy nogami ludzi, którzy zupełnie jej nie zauważyli, jednocześnie trącając ją stopami, przez co obijała się na wszystkie strony i wciąż znikała w gąszczu wielu nóg. Melissa starała się nie spuszczać z niej oczu, dostrzegając jedynie srebrny połysk farby. Przepychała się i bez przerwy przepraszała ludzi dookoła goniąc miniaturowy księżyc. Ten poturlał się aż na hol szkoły i w końcu kulkę zatrzymała jakaś stopa okryta eleganckim, czarnym butem. Melissa zatrzymała się gwałtownie i już miała podziękować temu studentowi, gdy ujrzała znajomą twarz o bladej cerze.
- No nie, znowu ty? - Wypaliła nim ugryzła się w język.
Liam uśmiechnął się szeroko, a w jego szarych oczach błysnęło złośliwe rozbawienie.
- Ja też się cieszę na twój widok, Evans.
Pochylił się i podniósł kulkę przypatrując się jej.
- Co to jest? Jakaś wymyślna, dziewczęca ozdoba? Wygląda paskudnie.
Melissa zacisnęła usta w rozgoryczeniu.
- Nie twoja sprawa. Oddaj mi ją.
Sięgnęła ręką, na co chłopak uniósł kulkę wysoko nad głową. Melissa, będąca sporo niższa od niego, mozolnie wspinała się na palcach próbując ją odebrać.
- Oddawaj!
- Hm, tak bardzo cenna jest dla ciebie? Z tego co widzę, to nie jest prawdziwe srebro - Zmarszczył brwi Liam, wciąż odciągając dłoń z kulką od Melissy - Widzę jakiś napis. Ach, to pewnie te zabawki z Astronomii. Co za badziew.
Dziewczyna odgarnęła z czoła grzywkę i popatrzyła na niego z nienawiścią.
- Skoro ci się nie podoba, to oddaj mi ją. Potrzebuje jej do pracy domowej!
- Ach, tak. A może powinienem ją sobie zatrzymać? Chętnie bym zobaczył jak oblewasz Astronomię, Evans. Czy ty w ogóle jesteś w czymś dobra? Słyszałem, że nie umiesz kontrolować własnej magii. Większego wstydu już chyba nie mogłaś sobie przynieść.
Dziewczyna zacisnęła mocno pięści, czerwieniąc się jednocześnie na twarzy. Przy okazji ich mała sprzeczka już zyskała rosnące grono obserwatorów i paru studentów zatrzymało się, by popatrzeć na nich z wielką ciekawością.
- Tak się składa, że idzie mi już coraz lepiej. Dużo trenuję i może kiedyś będę lepsza w magii niż nawet ty. W końcu magia nimf jest wyjątkowa - Odparła zadzierając głowę.
Liam roześmiał się głośno.
- Bardzo zabawne. Uważaj, bo jeszcze ci uwierzę. Jesteś największą porażką w tej szkole i będę zdziwiony jak zdasz choć jeden egzamin semestralny. A jak nie, wtedy tym lepiej. O jednego mieszańca mniej.
Melissa zakipiała w środku ze złości i w końcu nie wytrzymała. Zbliżyła się do niego i mocno pchnęła w pierś.
- Dlaczego to robisz?! Naprawdę uważasz się za lepszego od wszystkich?! Coś ci powiem: nie znam drugiego tak egoistycznego palanta od ciebie i guzik mnie obchodzi czy jesteś księciem, hrabią, czy innym dupkiem. Nie boję się już ciebie i twoich wampirzych kumpli. Oddaj mi tą kulkę i zjeżdżaj!
I złapała go za łokieć sięgając po zgubę. Liam przez ułamek sekundy wpatrywał się w nią osłupiały, po czym mocno chwycił ją za nadgarstek.
- Masz niezły tupet, Evans, by wylatywać do mnie z takim tekstem i to prosto w twarz. Zapominasz się. Chyba byłem dla ciebie zbyt łagodny.
Powiedział cicho i ścisnął mocniej nadgarstek Melissy, na co ta pisnęła lekko czując ból, jakby jej rękę ściskało żelazne imadło. Popatrzyła mu w oczy i dostrzegła, że wampir wyglądał znacznie groźniej niż wcześniej i natychmiast poczuła jak po jej plecach spływa strumień strachu. Ale ze wszystkich sił nie dawała tego po sobie poznać i nie spuściła wzroku wytrzymując jego zimne spojrzenie. Liam zbliżył do niej swoją twarz.
- Owszem, uważam się za lepszego niż wy, bo przynajmniej nie mam problemów z kontrolą swojej mocy. A uprzejmie ci przypomnę, że w przeciwieństwie do ciebie, nimfo, ja jestem członkiem Czwórki, a kiedyś stanę na czele jednego z największych szlacheckich rodów w tym kraju. Jeśli myślisz, że możesz sobie podskakiwać komu popadnie, nic sobie z tego nie robiąc, to lepiej zastanów się dwa razy.
I kolejny raz zacisnął bladą dłoń na ręce dziewczyny. Melissa szybko oddychała i próbowała wyrwać rękę, ale Liam był nieustępliwy i tylko patrzył na nią ze spokojem, a jednocześnie z wyraźną groźbą.
- I co mi zrobisz? Ugryziesz mnie i wyssiesz krew? - Zapytała hardo, choć jej głos lekko drżał.
Wampir uśmiechnął się drapieżnie, a w jego oczach przez ułamek chwili jakby błysnęła czerwień.
- Nie kuś mnie. Ale nie interesuje mnie twoja brudna krew. Delektuję się tylko czystą krwią, a nie mieszańców.
- Szczęściara ze mnie - Odparowała ironicznie Melissa.
Liam zmrużył oczy.
- Tak to cię śmieszy? To może powinniśmy pogadać inaczej.
I uniósł drugą rękę, w której trzymał wciąż miniaturowy księżyc. Wokół jego nadgarstka zabłyszczały czerwone runy i Melissa tym razem nie zdołała ukryć strachu wiedząc co chłopak chce zrobić. Aż nazbyt dobrze pamiętała, co zrobił Chrisowi podczas ich dawnego pojedynku, a przecież walczył z drugim członkiem Czwórki. Już w myślach naprędce zaczęła szykować obronne zaklęcie, gdy przez oszołomiony tłum studentów przedarł się jeden z nauczycieli.
- Co tu się dzieje?! Przerwa dawno się skończyła!
Elenir Greenwood na widok dwójki młodych ludzi stanął jak wryty i powiódł spojrzeniem od jednego do drugiego. Od razu zorientował się w sytuacji.
- Przypomnę wam, że bójki w Akademii bez uprzedniego przyzwolenia nauczyciela są surowo zabronione. Jak widzę energii wam nie brakuje, panie von Drake i panno Evans.
Liam skrzywił się lekko.
- A kto tu mówi o bójce? My tylko spokojnie rozmawialiśmy.
I puścił w końcu rękę Melissy, jednocześnie bezprecedensowo odpychając ją od siebie. W efekcie dziewczyna upadła na ziemię z cichym okrzykiem zaskoczenia. W tym momencie podbiegli do niej Aranel i Felan, którzy wcześniej zaniepokoili się nagłym zniknięciem przyjaciółki. I oni zauważyli dziwne zamieszanie w holu i przecisnęli się przez grupę gapiów. Aranel chwycił dziewczynę za ramiona, która wstrząśnięta całym zajściem złapała się za zaczerwieniony nadgarstek.
- Mel! Nic ci się nie stało?
Pokręciła głową przecząco zaciskając mocno usta. Liam prychnął tylko i rzucił jeszcze w jej stronę srebrną kulkę. Elenir z kolei wciąż wpatrywał się uważnie w młodego wampira i nie umknęło jego uwadze, że Melissa wyraźnie była ranna.
- A więc musiała to być bardzo ciekawa dyskusja, skoro panna Evans ma okaleczoną rękę - Odparł ze spokojem - Ostrzegam cię po raz kolejny, panie von Drake. Doszły już mnie słuchy, że sprawia pan coraz więcej problemów. Jeszcze jedna taka „owocna" pogawędka i porozmawiamy w gabinecie dyrektora. Rozumiemy się?
Liam przewrócił oczami wymownie.
- Jasne, jasne, panie profesorze. Przecież nic się dziewczynie nie stało. Naprawdę nie wiem o co tyle zamieszania.
Aranel wstał z klęczek i zbliżył się o krok do niego zaciskając pięści.
- Czyli rzeczywiście jesteś tak samo głupi, jak i tępy. Przestań jej wreszcie dokuczać!
Liam zaśmiał się złośliwie.
- Czy ty siebie słyszysz, półelfie? Pod tą wymuskaną czupryną chyba nie masz za wiele rozumu. A mieszańcom trzeba czasem pokazać, gdzie ich miejsce.
- Taki z ciebie ważniak? To może spróbujesz zmierzyć się z nami? - Dodał Felan stając obok kumpla - Chętnie się przekonam, co potrafi taki błyszczący się w słońcu pajac jak ty.
Liam zakipiał z wściekłości i uniósł ponownie rękę.
- Proszę bardzo, śmierdzący kundlu, powiedz tylko kiedy.
Melissa popatrzyła na nich przerażona, że teraz naprawdę może dojść do walki i to w środku szkoły, ale natychmiast profesor Greenwood wkroczył między trojgiem młodzieńców.
- Dosyć! Wszyscy macie natychmiast przestać! Jesteśmy w trakcie zajęć, a wy zachowujecie się jak dzieci! Nie obchodzą mnie wasze sprzeczki i osobiste porachunki. Jeśli chcecie się zmierzyć w walce, zróbcie to poza Akademią. Tutaj obowiązują pewne zasady. Macie wracać do swoich sal i ani słowa więcej. Czy wyraziłem się jasno?
Popatrzył na chłopców, na co ci spuścili oczy (poza Liamem) i odparli cicho: „Tak, panie profesorze". Elenir popatrzył jeszcze na nich groźnie, po czym zamachał rękoma do obserwujących wciąż wszystko studentów.
- Na co jeszcze czekacie? Rozejść się. Koniec przedstawienia.
Uczniowie w końcu odwrócili się i szeptając między sobą z przejęciem skierowali się w swoje strony. Liam rzucił tylko ostatnie, uważne spojrzenie w stronę Melissy i z cichym prychnięciem odwrócił się do niej plecami. Dopiero teraz Melissa mogła w końcu odetchnąć i znowu złapała się za obolały nadgarstek, który palił ją jak ogień. Skóra zaczerwieniła się jeszcze bardziej i pomału zaczęła puchnąć. Aż łzy stanęły jej w oczach i to nie tylko z bólu.
Aranel pochylił się ku niej i delikatnie ujął jej rękę oglądając opuchliznę.
- Nie wygląda to dobrze. Co ten idiota ci zrobił?
- Auł... Cóż, trochę na niego naskoczyłam. To moja wina. Wkurzyłam się i chciałam mu się trochę odegrać. Nie zbyt to wyszło - Odparła cicho Melissa.
Felan podniósł kulkę w kształcie miniaturowego księżyca.
- Domyślam się, że poszło o to. Ciekaw jestem, kiedy w końcu mu się to znudzi. Skoro tak bardzo nienawidzi mieszańców, to po co w ogóle siedzi w tej szkole?
Aranel wzdrygnął ramionami.
- Wampirów nie zrozumiesz. Chodź, Mel. Musisz iść z tym do panny Griffin.
Pomógł wstać przyjaciółce, która zaprotestowała nieporadnie.
- Nic mi nie jest, naprawdę.
- Jakie nic? Twoja ręka wymaga opatrzenia. I nie ma ale! - Powiedział stanowczo elf, czym aż zaskoczył Melissę, która po raz pierwszy widziała go tak niezwykle poważnego. Wobec tego dała się poprowadzić ku gabinetowi szkolnej uzdrowicielki, u której zresztą jeszcze nie była.
Po drodze szepnęła cicho czując ściśnięte gardło:
- Dzięki.
Aranel uśmiechnął się do niej.
- Nie ma o czym mówić. A przy okazji, cokolwiek nagadałaś Liamowi, z pewnością sobie na to zasłużył. W końcu mu się postawiłaś. Teraz już wie, że potrafisz się odgryźć. Może przestanie cię już zaczepiać. Lepiej późno niż wcale.
- Chciałabym. To naprawdę największy palant na świecie - Westchnęła dziewczyna.
Pobyt w sali medycznej nie potrwał długo. Panna Griffin, sędziwa mistrzyni uzdrowicieli, tylko zerknęła na opuchnięty nadgarstek Melissy i od razu wiedziała jakie zaklęcie zaaplikować. Trwało to mniej niż nawet pół minuty i ręka dziewczyny wyglądała dokładnie tak jak wcześniej, bez najmniejszego śladu zranienia. Melissa poczuła niewymowną ulgę.
Gdy wszyscy troje wychodzili z gabinetu, Melissa uśmiechnęła się już bardziej pogodnie do kolegów idących obok.
- Dzięki, chłopaki, jeszcze raz. Wystraszyłam się, że Liam naprawdę będzie chciał z wami walczyć. Cieszę się, że obeszło się bez kolejnej kary za bójkę.
Felan wzdrygnął ramionami.
- Ja tam nadal jestem gotowy się z nim zmierzyć. Tysiące razy wilkołaki walczyły z wampirami. I ponad połowę tych walk my wygrywaliśmy. Powiedz tylko słowo, a dokopie mu.
Aranel zachichotał wesoło.
- Nasz wilczek zrobił się bardzo rycerski. Ale szczerze mówiąc, sam bym mu dokopał. Chyba większość tej szkoły chętnie utarłaby nosa Liamowi. Wszyscy go nie cierpią.
- Nie wszyscy. Wciąż wokół niego skaczą inne szlacheckie wampiry. Jest dla nich przywódcą - Zauważył Felan.
Elf przytaknął zgodnie.
- No fakt. Ale to i tak nadal mniejszość. Nie ma o czym mówić. Wszystkie wampiry są takie same.
Melissa zamyśliła się chwilę na te słowa. Tak naprawdę nie wszystkie, ale też nie była w stanie zaprzeczyć, iż wampiry wysokie należały do najgorszej grupy tej rasy, właśnie ze względu na ich wielką nienawiść do ludzi półkrwi. I ile by nad tym nie myślała, to chyba nigdy nie będzie w stanie zrozumieć, dlaczego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro