Rozdział 30: Rozterki młodej nimfy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po Świętach Zimowego Księżyca, w pierwszy dzień nowego roku, Melissa wróciła na zajęcia do Akademii. Była zadowolona z trzydniowych obchodów. Drugi dzień świąt, który polegał na uroczystej kolacji z rodziną i bliskimi oraz wymianie prezentami, spędziła ze swoją mamą i daleką rodziną. A w ostatni dzień, jak większość mieszkańców Lavernii, uczestniczyła w modlitwach do bóstw Lunary i Soleo. Po cichu zresztą wysyłając też życzenia bardziej osobiste.
Była w bardzo dobrym humorze i miała nadzieję, iż rzeczywiście to będzie dobry rok. Choć jedna rzecz wciąż spędzała jej sen z powiek: zbliżające się egzaminy semestralne. Wiedziała, że w przeciwieństwie do prostych testów licealnych, te egzaminy to będzie zupełnie inny poziom. Nie mówiąc już o tym, że Królewska Akademia wysoko stawia poprzeczkę swoim adeptom. Za każdym razem, gdy myślała o tym, czuła ogromny stres. Nie miała pojęcia, jak sobie poradzi na egzaminie praktycznym ze Sztuk Magicznych ze swoim brakiem kontroli nad magią wody. I pomimo dobrego nastroju, wciąż myśli o egzaminach nie opuszczały jej głowy nawet, gdy poszła do stołówki, by kupić sobie gorącą czekoladę do picia. Machinalnie odliczyła dwie złote monety za napój i zamyślona odwróciła się chcąc usiąść ze spokojem przy stoliku. Wbiła spojrzenie w pieniącą się czekoladę i nawet nie usłyszała jak ktoś woła ją po imieniu kilka razy.
- Mel! Melissa! Jesteś?
Dziewczyna drgnęła gwałtownie prawie rozlewając napój i zamrugała oczami. Przed nią stanął Chris, szczerzący się szeroko z rozbawieniem.
- Co?? - Zapytała nieco tępo.
- Chyba bardzo interesująca jest ta kawa, że nawet nie zauważyłaś jak podszedłem. Wołam cię i wołam, a ty dalej wpatrujesz się w kubek - Roześmiał się.
Melissa zaróżowiła się na policzkach i uśmiechnęła z zakłopotaniem.
- Wybacz. Zamyśliłam się. Rzeczywiście nie usłyszałam jak mnie wołałeś. A to nie jest kawa, tylko czekolada.
Pokazała mu kubek z parującym napojem, na co Chris pociągnął od razu nosem.
- Pięknie pachnie. Może też sobie wezmę.
- W sumie to co tu robisz? - Spytała Melissa.
- Mam piętnaście minut przerwy do następnego wykładu, więc pomyślałem, że kupię sobie coś na ząb - Odparł.
- Co za zbieg okoliczności - Uśmiechnęła się dziewczyna - Ja mam dwadzieścia minut. A, gdy jest wszędzie zimno, zaraz mam ochotę na gorącą czekoladę.
- No masz, to chyba przeznaczenie - Zażartował Chris uśmiechając się szeroko - Mogę się dosiąść?
- Jasne. Wybiorę jakiś stolik w kącie.
I powędrowała przez stołówkę rozglądając się za dogodnym miejscem. Studentów tym razem było dość niewielu, więc nie miała problemu ze znalezieniem stoliczka na uboczu, gdzie nikt nie będzie im przeszkadzał. Tak się przyzwyczaiła do siedzenia w stołówce wraz z Chrisem, że już tak bardzo jej to nie krępowało jak na początku i bardzo się cieszyła z jego towarzystwa. Szczególnie, że lubiła z kimś pogadać, a Arinela poszła do biblioteki po książki, więc znów by siedziała sama.
Usiadła i obserwowała jak Chris stoi w kolejce do barku. Dziś chłopak znów miał na sobie swój ulubiony komplet niebieskich spodni i marynarki, wraz z idealnie wyprasowaną, białą koszulą pod spodem. Rzecz jasna marynarkę nosił odpiętą, jak zawsze. Dostrzegła też z daleka błyszczącą, maleńką, złotą odznakę z napisem „EC". Melissa uśmiechnęła się lekko do siebie. Swoją drogą, przez całe święta nie mogła przestać myśleć też o minionym wieczorze podczas balu. Ciągle tylko miała w głowie tą piękną chwilę. Fajerwerki i tylko on i ona...
- Już jestem.
Usłyszała nagle i znów otrząsnęła się z zamyślenia. Chris właśnie odsuwał sobie krzesło przy stoliku, po czym usiadł z parującym kubkiem w ręku.
- Dobra, też kupiłem czekoladę. Zainspirowałaś mnie. Dawno jej nie piłem.
Powiedział i pochuchał lekko na gorący napój. Wziął spory łyk i uśmiechnął się szeroko.
- Pyszna.
Melissa zrobiła to samo i upiła swoją czekoladę.
- Masz rację. Przepyszna.
Oblizała usta i oparła się o krzesło z błogim zadowoleniem. Chris zaśmiał się lekko i popatrzył na nią.
- Dobrze spędziłaś święta?
- Tak. Było dobrze. Dostałam mnóstwo prezentów od rodziny. A ty?
- Może być. Choć ojciec nieustannie opowiadał wszystkim, jak to kiedyś zajmę jego miejsce i zostanę nowym Arcymistrzem Zaklinaczy.
Westchnął ciężko.
- Jednakże wciąż się zbieram na to, by powiedzieć mu w końcu, że nie jest to moim celem i chcę iść własną drogą.
Melissa uśmiechnęła się szerzej.
- To dobrze. Trzymam kciuki. Ja mam w tej chwili inne zmartwienia.
I sama teraz westchnęła ciężko. Chris spoważniał lekko.
- Mam nadzieję, że Liam nie dokucza ci znowu?
- Nie, nie. Od kąd powiedziałam mu to i owo, uspokoił się. Nie do końca rozumiem dlaczego, ale lubię, gdy mnie ignoruje.
Chłopak uśmiechnął się odczuwając skrytą ulgę.
- Chodzi o to, że niedługo egzaminy. Okropnie się stresuję. Jak wiesz, wciąż mam problemy ze swoją magią. Nie mam pojęcia jak ja to zdam...
Wlepiła smutno spojrzenie w kubek czując, że jednak dobry humor zaczyna ulatywać z niej jak powietrze z balonu. Chris nabrał kolejny łyk czekolady i odparł:
- Cóż, nie będę mydlić ci oczu mówiąc, że te egzaminy to banał. Akademia jest dość wymagającą szkołą. To już nie liceum, gdzie wystarczało coś tam umieć i na tym się kończyło. Są cztery stopnie ocen: „poniżej przeciętnego", „przeciętny", „dobry" oraz „bardzo dobry" - Wyliczył na palcach - Jak wiesz, „poniżej przeciętnego" to po prostu oblewasz. Teoretycznie zwykły „przeciętny" wystarcza, by zdać mniej wymagające przedmioty, jednakże większość profesorów wymaga co najmniej poziomu „dobrego", a są i tacy, co nawet zaliczają wyłącznie „bardzo dobry". Niestety takie są realia. Zapewne nie inaczej będzie w tym roku.
Melissa zestresowała się jeszcze bardziej i ukryła twarz w dłoniach.
- I co ja mam robić? Teoria to dla mnie nie problem, ale praktyka pozostawia wiele do życzenia. Okropnie się boję...
- Mel, spokojnie, nie stresuj się - Odparł pogodnie Chris - Jak będziesz myśleć, że nie zdasz to rzeczywiście tak będzie. Profesor de Voux jest wyrozumiałą kobietą. Z tego co pamiętam, u niej wystarczy ocena „dobry" i nie ocenia surowo. Pewnie będzie kazała ci wyczarować tylko jakąś wodną kaskadę i tyle.
Dziewczyna odsunęła dłonie i starała się uspokoić.
- Mam nadzieję. Już i tak jestem chodzącą porażką. Widzę jak za każdym razem ludzie z mojej grupy nabijają się ze mnie.
- E tam, olać ich. Jeśli chcesz, mogę ci pomóc w treningach. Możesz poćwiczyć na moich duszkach, a też i ja na tym zyskam, gdy będę mieć sparing-partnerkę do moich treningów.
Melissa popatrzyła na niego z nadzieją.
- Naprawdę? A jak będę tak beznadziejna, że nie zdołasz się przeze mnie przygotować na swoje egzaminy...
- Mel, przestań tak mówić. Na pewno tak nie będzie - Odparł z uśmiechem Chris - Nie musisz być mega utalentowana, aby być dobrą dla mnie sparing-partnerką. Mówię serio. To tylko trening. Powyżywasz się na duszkach, a ja sprawdzę swoje umiejętności w przywoływaniu.
Melissa uśmiechnęła się szeroko.
- Bardzo ci dziękuję. To wiele dla mnie znaczy.
- Nie ma problemu. Daj tylko znać, kiedy chcesz poćwiczyć i się zgadamy tak, byśmy oboje nie mieli wtedy zajęć.
Kiwnęła głową cała rozpromieniona i zanurzyła usta w czekoladzie czując jak przez jej serce znów przepływa fala skrytych uczuć.
Po krótkim czasie oboje wyszli ze stołówki i Chris stwierdził, że pójdzie razem z Melissą pod salę, jako że jego sala była niewiele dalej na tym samym korytarzu.
Gdy tak szli, rozmawiając jeszcze między sobą, mieli właśnie minąć pracownię alchemiczną. Nagle wewnątrz sali rozległ się jakiś stłumiony odgłos, jakby coś wybuchło i po chwili drzwi otworzyły się wypuszczając z pracowni wielki kłąb fioletowego dymu. Melissa i Chris gwałtownie stanęli zdziwieni i ujrzeli jak z dymu wyłania się kaszląc jakaś dziewczyna. Zgięła się w pół zasłaniając usta rękami i ledwo wyszła z pracowni, a upadła na kolana ciągle zanosząc się gwałtownym kaszlem.
- Hej! Nic ci nie jest?! - Krzyknęła Melissa i prędko podbiegła do niej zaniepokojona. Wraz z Chrisem chwycili ją za ramiona i pomogli dziewczynie odsunąć się od pracowni, z której wciąż jeszcze wylatywał ostry, gęsty dym. Dziewczyna oparła się o parapet i mozolnie łapała oddech. Dopiero teraz Melissa zorientowała się, kogo miała przed sobą.
- Vivienne! Na wielką Lunarę, co się stało?!
Vivienne w końcu wyprostowała się i uśmiechnęła do niej słabo. Jej włosy, zwykle dobrze ułożone i błyszczące, były teraz w totalnym nieładzie, a twarz i ubranie miała umorusane od jakiejś sadzy lub podobnej rzeczy.
- Hej, Melisso. Spokojnie, nic mi nie jest. Znowu mi nie wyszło.
Próbowała się zaśmiać, ale znów zaniosła się kaszlem.
- Na pewno wszystko dobrze? Może powinnaś pójść do panny Griffin... - Powiedział Chris, również zaniepokojony stanem dziewczyny.
- Zaraz mi przejdzie, bez obaw.
Vivienne odetchnęła głęboko i otarła czoło ręką. Melissa wyciągnęła ze swojej torby butelkę z wodą i podała ją koleżance. Ta z wdzięcznością chwyciła ją i pociągnęła spory łyk.
- A więc, co tam robiłaś? Co to był za wybuch? - Dopytywała Melissa.
Wampirzyca oddała jej butelkę i westchnęła ciężko.
- Cóż, to co zwykle. Wciąż pracuję nad tym antidotum. Ale ciągle mi nie wychodzi. To już kolejny raz, kiedy wszystko wybuchło. Eksperymentuję z różnymi wyciągami z roślin i mimo że mam już wyszczególnione najlepsze ekstrakty, to gdy łączę je z testową próbką jadu, to nagle wszystko wybucha. Jad jest tak silny, że wchodzi w bardzo gwałtowną reakcję z wywarami, które mają go neutralizować.
Vivienne przyłożyła z rozpaczą dłonie do twarzy.
- Nie wiem już, co robię źle. Dokładnie sprawdziłam wszystkie składniki, a jednak wciąż to za mało. Utknęłam w martwym punkcie.
Melissa posmutniała nieznacznie. Żałowała, że nie znała się zupełnie na alchemii, aby mogła jej pomóc w tym projekcie, nad którym dziewczyna siedzi od kilku miesięcy. Chris zapytał zaciekawiony:
- A co robisz?
- Chcę stworzyć antidotum na wampirzy jad. Ale na razie projekt jest w powijakach.
Chłopak rozwarł nieco oczy zdumiony.
- Na wampirzy jad?? Czy to w ogóle jest możliwe?
Melissa uśmiechnęła się do niego.
- Też byłam tak samo zdziwiona. Ale Vivienne twierdzi, że jest to możliwe. Bo jad wampirów jest jak każdy normalny jad występujący w naturze, a więc musi istnieć też i jakiś neutralizator.
- Dokładnie. Choć może to jednak tylko moje bezsensowne mrzonki - Odparła Vivienne - Nie mogę znaleźć składnika, który nie wchodziłby w taką gwałtowną reakcję. A zrobiłam już chyba z pięćdziesiąt różnych mikstur. Jednakże jad wampirów naprawdę jest trudny do opanowania.
Zarówno Melissa, jak i Chris zamyślili się na chwilę.
- Niestety obawiam się, że nie potrafię pomóc - Powiedział Chris - Znam się na magii, ale na alchemii niezbyt. Rozmawiałaś z profesor Moor?
- Oczywiście, że tak. To ona poleciła mi większość roślin do sprawdzenia, które mogą mieć wystarczająco silne właściwości.
- Hm, to może warto by było sprawdzić inne opcje niż tylko rośliny? Na przykład: kryształy, suszone składniki niektórych zwierząt... - Poradziła jej Melissa.
- Albo możesz też spróbować z magią magicznych istot - Dodał Chris - Choćby wróżki mogą coś wiedzieć w tym temacie. Wiele z nich ma w końcu potężną moc, którą wykorzystują choćby w uzdrawianiu.
Młoda półnimfa pstryknęła palcami radośnie.
- Właśnie! Może Scarlett będzie coś wiedziała.
- Otóż to.
Vivienne popatrzyła na nich nieco zbita z tropu.
- Właściwie, dlaczego na to nie wpadłam? Macie rację. Kto się zna lepiej na roślinach i magii uzdrawiającej niż wróżki? Jak one nie będą potrafiły mi doradzić, to się poddaję!
Chris uśmiechnął się szeroko.
- W takim razie zapraszam do pokoju Czwórki na drugim piętrze. Może uda ci się trafić na Scarlett, gdy będzie mieć „okienko". Chyba, że będzie zajęta pudrowaniem swojego nosa w łazience.
Melissa zaśmiała się lekko. Wampirzyca uśmiechnęła się rozpromieniona.
- Nie wiem, jak wam dziękować. Bardzo mi pomogliście! Jeśli w końcu uda mi się stworzyć ten eliksir, to będę szczęśliwa! Dobra, idę posprzątać w pracowni. Dzięki raz jeszcze!
I pobiegła do sali zamykając za sobą drzwi. Chris i Melissa uśmiechnęli się do siebie i pośpiesznie skierowali się do swoich sal.
- Ciekawe. Wampir, który chce zrobić antidotum na wampirzy jad. W życiu nie widziałem czegoś takiego - Zaśmiał się nieco chłopak.
Melissa zachichotała wesoło.
- Co nie? Vivienne jest jedyną taką wampirzycą. Naprawdę bardzo chce pomóc ludziom, którzy padają ofiarą tych gorszych z jej rasy. Jest niesamowita.
- Jak jej się faktycznie uda stworzyć miksturę przeciw takiemu jadowi, to to będzie prawdziwa rewolucja na skalę kraju. Może i nawet na świecie.
- Właśnie. Mam nadzieję, że się jej uda.
Pod salą Chris pożegnał się z Melissą i pobiegł prędko na swój wykład. Dziewczyna jeszcze przez dłuższy czas zastanawiała się nad tym, co robiła Vivienne. I nie trudno było zgadnąć, kto szczególnie nieźle by się wkurzył, gdyby powstało takie antidotum. Uśmiechnęła się pod nosem i skupiła na rozmowach Arineli i Aranela, który właśnie przekomarzał się z siostrą wskazując palcem ogromną stertę ksiąg, które elfka przytargała z biblioteki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro