rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Aoi
Rano gdy wychodziłam spotkałam Tenmę. Czekałam aż się ze mną przywita, ale chyba mnie nie dostrzegł. Pewnie myślał o tym, że dziś spotka się z trenerem Evansem. Uwielbia go nad życie, oboje są świetni. Pod tym względem podziwiałam Tenmę, ale nigdy nie mogłam w pełni doznać takiego uczucia. Wiem że wychodzę teraz na taką typową dziewczynę, skrycie zakochaną w swoim najlepszym przyjacielu, ale czasami tak się dzieje. Na szczęście w porę się zreflektowałam. Tenma mnie ujrzał, i energicznie pomachał mi ręką. Dobiegłam do niego.
- Dzień dobry Tenma
- cześć Aoi. Jak zwykle miło mi cię widzieć.
- a ty widzę jesteś dziś wyjątkowo w szampańskim nastroju.
- tak, to prawda. Mając przy sobie, jeszcze jako trenera samego Marka Evansa, nie ma opcji aby nam się nie udało.
- miło mi
- i Aoi...
-tak?
- dzięki, że z nami jesteś.
- a co ty myślisz? Że was zostawię? Nie w takim momencie.
- dobrze mieć taką przyjaciółkę.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Tak szczęśliwi nie byliśmy od dawna. Nawet fakt, że mieliśmy po swojej stronie wroga nie miało żadnego znaczenia. Ta chwila jednak szybko minęła, gdy przekroczyliśmy próg szkoły. Nawet jeśli wygraliśmy dwa pojedynki, i mieliśmy pełną liczbę zawodników, to wciąż brakowało najważniejszego. Motywacji. Ostry reżim i brak zmian w związku z tym były wyrokiem ostatecznym. Tylko my, i menadżerki mieliśmy nadzieję. Jednak nadzieja była jeszcze w trenerze Evansie. Dzisiaj pojawił się jak zawsze uśmiechnięty z planem treningu. Większość nie była zachwycona, ale co trzeba, to trzeba. Tsurugiego nie było. Nie zdziwił mnie ten fakt. W końcu ma sabotować drużynę. Spojrzałam jeszcze ukradkiem na Mikę. Jak zwykle siedziała dostojnie, z klasą, i zamyśleniem. Obserwowała i pewnie komentowała wszystko w głowie. Tak bardzo chciałabym ją rozgryźć. Zaprzyjaźnić się tak szczerze, wiedzieć co myśli i czuje. A tak to nie wiem nic.
Pov. Mika
Na treningu było mało osób. Tsurugi, Shindou, a później z następnymi dniami cała reszta załogi odeszła. Zostali tylko Shinsuke i Tenma. Trenerowi to nie przeszkadzało. Jakby nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Zawsze mówił: kochają piłkę, i na pewno przyjdą. Miałam to na uwadze. Ale coś im się nie spieszyło do powrotu. Jakby na coś czekali. Dodatkowo któregoś dnia Shindou i Kirino obserwowali nas na moście. Później nakryłam na podglądaniu resztę ekipy. Tego właśnie dnia trener w końcu powiedział: wyjdźcie już wszyscy. Nie wstydźcie się. I wyszli. Musiało im być głupio. To ewidentny znak tchórzostwa. Ale tak musiało być. Gdyby nie to, nie mogliby w pełni zawalczyć o prawa do wolnej piłki. Optymistyczna przemowa trenera Marka zachęciła resztę do gry. Jedyni zostali Shindou i Kirino. Nadal nie byli przekonani. Jednak i na nich przyszedł czas. Ostatecznie po dłuuuuuuugim czasie wszyscy się zebrali, i zaczęli mieć chęci do walki. W końcu trenowali jak należy, a my mogłyśmy wypełniać swoje obowiązki. Czułam ich energię, i determinację. I sama czułam się bardziej chętna, choć starałam się tego po sobie nie poznać.
Z każdym treningiem byli silniejsi, bardziej chętni, i bardziej lubili nowego trenera. Zawsze czekałam na to, gdy już wszyscy pójdą. Gdy wszystko było posprzątane, zostawałam z piłką. Sama próbowałam coś się uczyć, ale nie szło to aż tak łatwo. Pomimo wielu poradników, nie czułam że to to, co chcę osiągnąć. Umiałam dobrze podstawy, ale to było wciąż za mało. Byłam tak skupiona, że zapomniałam o siostrze. Ta na szczęście domyśliła się gdzie jestem, i w spokoju czekała. Patrzyła i cieszyła się jak nigdy.
-co tak mówisz, że jesteś kiepska? Dobrze ci idzie.
-a, to ty Aniu. Jak długo tu jesteś?
-od niedawna. Nie chciałam ci przeszkadzać. Zwłaszcza, że szybko się uczysz. Sądzę że jednak myślisz o tym na poważnie.
-nie przesadzajmy. Po prostu chcę lepiej rozumieć ten sport. Chcę mieć większą wiedzę. A najlepiej się czegoś dowiesz, gdy w to wejdziesz, nie?
-dobrze już dobrze. Nie potrzebuję tu mądrej gadki.
Zaśmiałam się spokojnie. Tylko siostra prawdziwie mnie rozbawiała.
-nie uważasz że powinnam sama wracać? W końcu mam już te 11 lat..
-niby tak, ale nie wiadomo, czy ktoś cię nie porwie. Jesteś jeszcze małą dziewczynką, i tacy ludzie psychicznie mogą cię zranić na całe życie.
-a ja nadal uważam, że jedna próba może zweryfikować, czy mogę wychodzić sama, czy nie.
-ale i tak prawie zawsze wychodzimy razem..
-ale wracać mogłybyśmy osobno. Ja ze swoimi przyjaciółkami, a ty ze swoimi.
-ja nie mam przyjaciółek.
-ale będziesz miała na pewno.
I jak zwykle się uśmiechnęła. Dalej trzymałam się swego. Aoi nie była ze mną tak blisko. Jeszcze jej nie poznałam, i wolę trzymać się na dystans. Kiedy ją już doprowadziłam wyszłam jeszcze nad rzekę. Tam gdzie wpierw spotkaliśmy trenera. Włączyłam swoją ukochaną piosenkę, i inne, i zaczęłam kopać. Najpierw powoli, a potem coraz szybciej, i szybciej wedle muzyki. Ona mnie napędzała. Kopnięcia wydawały się być silniejsze i lepsze. Ćwiczyłam aż do wieczora jak zrobiło się ciemno. Skończyłam, gdy skończyła się playlista. Uradowana, i zgrzana wróciłam. Czułam jak rozchodzi się po mnie energia. Miałam ochotę przemienić się w wilka i uciec gdzieś daleko na długo. Jednak jutro miałam jak zawsze pracowity dzień. Umyłam się, i zobaczyłam wiadomości od Aoi. Skąd znała mój nick na mess? Nie ważne. Pisałyśmy krótko. Czułam że nie chce kończyć rozmowy, ale cóż. Sen ważniejszy. Byłam taka zmęczona, ale coś nie dawało mi spać. Jak na złość. Spojrzałam w niebo. Księżyca nie było widać. Może jednak dziś gdzieś pójdę. Gdzie? Zdecyduję w drodze. Mając w głowie ulubioną piosenkę, zmieniłam się, i pobiegłam ile sił w nogach. Jak zawsze.
..................................................................
Znowu tak późno. Ale cóż... jakoś tak wyszło. Kto to wogóle czyta? Bo nadal nie wiem. Ktoś kto to czyta do końca..szacun. Koniec na dzisiaj
Bayo-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro