14. Zawracanie do samego początku

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Reflektory w barze przyciemniały, a ostatnie promienie dnia wpadały przez szerokie okna tarasów. Pijawka była bardziej opustoszała niż zwykle, ale zbliżała się godzina występu En Morei, więc co rusz do środka wchodził nowy klient.

Idiran siedział przy jednym ze stołów wraz z Ewittem na antresoli, gdzie krzątało się najmniej ludzi. Miejsce z góry przeznaczone na spokojniejsze spotkania, rozmowy dotyczące biznesu i po prostu kiedy samotnicy chcieli więcej prywatności. Na dole działa się huczna zabawa, wznoszenie toastów i dzikie tańce bez opętania.

Bar, gdzie zapominało się o rzeczywistości i problemach, tak chciałby myśleć Idiran, ale nie potrafił. Tłumy sprawiały, że odczuwał narastający niepokój, co rusz rozglądał się, czy aby na pewno ktoś go nie obserwuje. Nikt jednak nie zwracał uwagi na młodego archeologa. Skrył się bardziej w siedzisku kanapy. Był spięty, drapał lewy nadgarstek lub przeczesywał włosy.

Ewitt zerknął na nietknięte piwo Idira, a potem na swoje już niemal puste. Pochylił się do przodu, opierając się łokciami na stole.

— Cóż pozostawiłeś za sobą?

— Słucham? — wymamrotał w odpowiedzi Idir, łapiąc kontakt wzrokowy z Ewittem.

— Twoja historia, przeszłość, jakkolwiek chcesz to nazwać. — Wziął łyk trunku. — Ja na przykład uczyłem się na Uczelni Gertiera. Inżynieria, pracowanie nad maszynami, wiesz, ta skomplikowana dziedzina zębatek i blachy.

Gertiera? – pomyślał Idiran. W sumie to nic dziwnego, widać, że rodzina Ewitta posiadała pieniądze, na co wskazywała sama posiadłość... czy nawet elegancki ubiór, który posiadał. Nie powinienem, ale poczułem ukłucie zazdrości. Uczelnia Gertiera należała do podium wszystkich pozostałych w Cyklonie, gdzie profesorowie i wykładowcy należeli do najwybitniejszych. Archeologia również była jednym z kierunków...Pozostawała kwestia statusu i finansów.

— Pracujesz gdzieś teraz? — zapytał Idir, licząc, że Ewitt nie zwróci uwagi na zmianę tematu, ale ten najwyraźniej krótko zachichotał, pozostawiając przy tym rozbrajający uśmiech.

— Można tak powiedzieć — odparł rozbawiony, godząc się na odwrócenie pytania. — Z Vissaret.

Niewiele zdołał porozmawiać osobiście z Viss poprzedniego wieczora, poza wspólnym ustaleniem faktu, że cała czwórka, łącznie z Azudem, będzie pomagać w rozpracowaniu nielegalnej produkcji broni. Dlaczego się zgodził? Namowy Sorotrisa i brak lepszej opcji. Coś go podkusiło, żeby pozostać z tymi zupełnie obcymi ludźmi. Azud optymistycznie podszedł do nowej roboty, gdy zaczął wyobrażać sobie jako tajnego agenta bądź łowcę nagród.

No i do wszystkiego dochodziła naiwność Idirana. Siedział tam w salonie, milcząc i słuchając rozmów. Vissaret niechętnie przystała na współpracę z nimi, ale argumenty Azuda były zaskakująco skuteczne. Wszyscy będą mieli szybszy dostęp do tego, co pojawi się w prasie, nim jeszcze gazety wylądują w sklepach i na ulicy. Od tego faktu lepszym wsparciem okazałyby się wtyki w milicji... na co pani inżynier również znalazła rozwiązanie.

Ale zarówno Azud i Ewitt nie wspomnieli o nadnaturalnych umiejętnościach Idirana.

— Poza konfliktami z przestępcami? — mruknął sarkastycznie Idir.

— Tak. W sumie, tak było do tej pory. Mamy warsztat, w którym wykonujemy zamówienia dla klientów. Staramy się utrzymać wszystko w tajemnicy, ale wiesz, jaki jest Cyklon. Wszystko roznosi się wraz z podmuchem wiatru.

Przełknął ślinę i w końcu zebrał się na to, żeby duszkiem upić pół kufla piwa. Gorycz napoju zaszumiała mu w gardle i w głowie. Pokręcił głową.

— Dlaczego nic jej o mnie nie powiedziałeś? — spytał nagle, nie wiedząc skąd natchnęła go odwaga. — Ani o tym cieniu, który mnie zaatakował w drukarni, ani o moich... mocach.

Ewitt wyprostował się.

— Dlaczego miałbym?

— J-ja... nie wiem. To nie jest normalne. Ja nie jestem normalny, a jednak mi pomogłeś. Tak po prostu. Nie wezwałeś milicji, a dałeś mi miejsce, gdzie mogę przespać spokojnie noc. Nie potrafię zrozumieć.

— Lubię pomagać, więc ci pomogłem. Wiem, że brzmię jak skończony kretyn, ale zwyczajnie pomyślałem, że uda mi się ciebie poznać bliżej. Poza Viss nie mam przyjaciół czy kumpli, z którymi mogę wyskoczyć na piwo.

— Och — odparł cicho, spuszczając głowę i wpatrując się w skrzywione odbicie na tafli napoju.

— Vissaret dowie się, jeśli będziesz tego chciał. Nie zamierzam opowiadać twoich tajemnic, choć chciałbym je poznać. Dlatego zapytałem o twoją przeszłość, kim byłeś, bo być może wstydzisz się tego, kim jesteś teraz.

Dlaczego był taki uparty? Tak strasznie obawiał się zbliżyć do kogokolwiek innego. Bał się swojej własnej naiwności i tego, jak łatwo potrafi zaufać innym. Zaufał już ojcu, a ten chciał go wykorzystać, ufał Dirin, a ta próbowała go zabić – nawet jeśli nie miała nad sobą kontroli, to wciąż wywierało na nim piętno.

Idiranie, uważam, że potrzebujemy sojuszników. Kogoś, kto będzie nas w stanie obronić i pomóc. Czuję, że to tylko początek naszych problemów. Nie mówiłem ci tego, ale odkąd mnie wybudziłeś z mojego więzienia, coś wybudziło się wraz ze mną.

— Teraz mi o tym mówisz? — syknął cicho na bok, jakby mówiąc do niewidzialnej osoby. Kątem oka dostrzegł zmieszanie Ewitta. — Przepraszam, to nie było do... ciebie. — Jęknął cicho, chowając twarz w dłoniach.

— Chyba nie rozumiem.

— Znowu to samo — powiedział, tym razem sam do siebie. — Postaram się to streścić, pytania zadasz mi, jak wrócimy do twojego domu. Ech, jestem czy też byłem archeologiem, ale to bez znaczenia. Połączyłem się z pewnym artefaktem, który jak się okazało posiadał uwięzioną duszę czegoś. Teraz to coś, co się zwie Sorotris, siedzi we mnie i cały czas do mnie mówi. I tak, stąd też moje... lodowe moce.

Jestem pewien, że kiedyś ktoś zejdzie na zawał, gdy mu to opowiesz.

Prędzej ja zejdę przy tym powtarzaniu się, pomyślał.

— To jest... o wiele więcej niż się spodziewałem — podsumował, wciąż zmieszany i zagubiony.

— Wiem — mruknął Idir, biorąc kolejny łyk piwa.

— Czy... Sorotris mnie słyszy?

— Tak, słyszy cię. I proszę, zostawmy te pytania na potem.

— W porządku i tak — zatrzymał się na moment, zerkając na dolne piętro pijawki — zaczyna się występ Viss. Wypatruj tego Rierga, który ma do nas dołączyć.

Idir jedynie skinął głową w odpowiedzi, a w rzeczywistości zagapił się w pustą przestrzeń, myśląc nad tym, co powiedział mu Sorotris. Obudziło się coś jeszcze, coś poza nim. Inna dusza? Cień, który próbował go zabić? Możliwe, że był to dawny wróg Sorotrisa, podążający z pragnieniem zemsty. Od wszystkiego rozbolała go głowa, a śpiew Vissaret, choć piękny, teraz ranił jego uszy i przeszkadzał w spokojnym myśleniu.

/ / / / /

Vissaret zeszła ze sceny, u podnóża której czekał już niejaki kapitan Rierg. Natychmiast zwróciła uwagę na jego ubiór, cicho chwaląc go za wystawny gust. Miał na sobie czarny garnitur, na pozór przypominający milicyjny mundur, przez złocone zdobienia na barkach i przedramionach. Do tego schludnie dobrane wysokie buty oraz wystawna beżowa mucha. Uczesane włosy i czysty zarost sprawiał, że człowiek nie zwracał już uwagi na widoczne blizny.

Przez chwilę chciała mu powiedzieć komplement, oznajmić, że jest przystojny, że wygląda widowiskowo.

— Gratuluję, nie spóźniłeś się — rzuciła ostatecznie, mijając go powoli.

— Przyzwyczajenie z pracy. Pięknie śpiewałaś.

— Dziękuję — odparła, próbując powstrzymać rumieńce na twarzy. Podkład delikatnie pomagał, ale policzki zapiekły ją tak bardzo, że wolała nie ryzykować odwracania się w stronę milicjanta. — Na górze porozmawiamy o wiadomych sprawach.

O sprawach, które zaczynały ją przerastać. Wiedziała jednak, że potrzebuje wziąć głęboki wdech i da radę stawić im czoła. Ewitt miał rację, nie mogła się tak po prostu poddawać. Być może będą mieli też większe szanse na sukces w tak dużej grupie. Wciąż miała wątpliwości co do współpracy z Azudem i Idiranem, ale chcieli pomóc, to się liczyło najbardziej.

Doprowadziła ich na górę do jednego z najbardziej oddalonych stołów. Wyjątkowo zignorowała niektóre prośby fanów o autograf, które zwykle rozdawała nim opuściła Pijawkę.

— To jest Ewitt, mój współpracownik — powiedziała, wskazując na młodzieńca. — To...

— Idiran — przedstawił się sam za siebie — nowy nabytek zespołu.

Rierg uśmiechnął się szeroko.

— W takim razie witam towarzysza niedoli! — przywitał się z chłopakami, podając im dłoń. Usiadł obok Idirana.

Vissaret zajęła miejsce obok Ewitta.

— Młoda ta kompania — dodał jeszcze po chwili.

Bez wątpienia ich nowy zespół wydawał się dość osobliwy. Były milicjant z bliznami, pani inżynier z mechaniczną dłonią i jej dwudziestopięcioletni współpracownik, a do tego... tajemniczy młodzieniec. Vissaret na moment zawiesiła swój wzrok na Idiranie, chwilowo zajętego poprawianiem mankietu koszuli. Dostrzegła, że miał zagubiony wyraz twarzy, ale i... coś w rodzaju determinacji i drugiego błysku ekscytacji, ledwo widocznego za ścianą zmęczenia.

— W porządku — wzięła głęboki oddech — musimy zacząć od podstawowych rzeczy, czyli faktów, które wiemy. Naszym zadaniem jest rozwiązanie grupy, która produkuje nielegalnie broń według schematu strzelby należącego do mnie i Ewitta. Rierg uświadomił mnie, że mamy inne motywy, ale cel taki sam.

Rzuciła przelotne spojrzenie kapitanowi, który spojrzał na nią równie intensywnie. Uciekła przed jego przenikliwymi oczami.

— Niestety, nie mamy wiele więcej. Broń została zabrana od Jokieja i na jej podstawie produkują kolejne.

— Cóż, możemy do tego dodać, że fabryka znajduje się najprawdopodobniej w dolnych dzielnicach — wtrącił się Rierg. — Przekopałem cały spis aktualnie działających instytucji fabrycznych, ale połowa działalności nawet nie ma papierów w rejestrze.

— Połowa miasta pracuje na czarno? — zapytał zdziwiony Ewitt.

— Yhym. Życzę powodzenia pani kapitan w naprawianiu tego bałaganu. Lynne swoją drogą będzie sporym problemem.

— Zostawmy ją na później — stwierdziła stanowczo Viss. — Na ten moment jesteśmy do przodu. Jakieś pomysły, jak znajdziemy właścicieli albo ludzi, którzy tam pracują?

— Mógłbym poprosić rodziców o spis ludności i tych zatrudnionych sprzed paru lat jako robotników i maszynistów w dolnych dzielnicach. — Ewitt zobaczył zdziwione spojrzenie Rierga, więc szybko wyjaśnił: — Pracują w urzędzie i mają dostęp do takich danych. — Pokręcił głową. — Ale to by zajęło zbyt dużo czasu. Będzie setek możliwości.

Co z tego, że zebrali drużynę, jak utknęli w martwym punkcie? Gdyby tylko ktoś znał jakiś szczegół, który mógłby pozwolić im podążyć w danym kierunku. Byłoby to lepsze niż tkwienie w miejscu. Viss zdążyła już przeszukać wszystkie jej dawne zamówienia, szukając konkretnych nazwisk czy osób, które mogłyby mieć konszachty z twórcami broni.

Półświatek kryminalny Cyklonu sięgał bardzo daleko. Zbiry z dolnych dzielnic to był zaledwie ułamek, większość przedsiębiorców czy cichych partnerów można było szukać w najbogatszych dzielnicach i w domach arystokracji. Nawet Lider mógł mieć coś za uszami lub jego bliscy poddani.

— Mogę się o coś zapytać? — odezwał się niepewnie Idiran.

Viss skinęła głową, a chłopak skierował się do niej.

— Kiedy to wszystko, całe to zamieszanie z bronią, zaczęło się dla ciebie?

Zamyśliła się. Nie była pewna, co miał na myśli i do czego dążył, ale szybko prześledziła wspomnienia myślami. Podrobioną broń znalazła podczas ataku w środku miasta, zaledwie parę godzin po spotkaniu z doktor Ovietsi, ale ona nie mogła mieć z tym niczego wspólnego. Natomiast do Narin doprowadził ją...

— Od zamówienia, które otrzymałam parę dni temu.

— Kim był klient? — zapytał.

Spojrzała na mężczyzn niepewnie.

— Chirle Sanzer.

Idiran otworzył oczy szerzej, nachylił się bliżej.

— Ten sir Chirle Sanzer?

Viss przytaknęła od niechcenia. Na samo słowo jego tytułu miała mdłości. Ale co do tego wszystkiego miał Sanzer? Prosty człowiek, chwalący się swoim majątkiem na każdym kroku. Jedyne co go wyróżniało, to zamówienie na bombę, która mogłaby wysadzić cały budynek.

— Wiesz kim on jest? — rzucił kolejne pytanie.

— Dupkiem?

Rierg parsknął, Ewitt powstrzymał uśmiech.

— Prawdopodobnie tak, ale nie to miałem na myśli. — Idiran nieco ściszył głos, nie chcąc, żeby ktokolwiek niechciany podsłuchał ich rozmowę. — Poznałem go dwa lata temu, bo prowadził interes z moimi rodzicami. Pochodzi z rodziny szlacheckiej, ale ważniejszym punktem jest to, że jest tajnym właścicielem fabryk produkującym zbrojne wyposażenie.

Wszyscy spojrzeli na niego z zaintrygowaniem.

— Gdzie ty pracujesz, że go znasz? — rzucił Rierg.

— Cóż, pracowałem. W Muzeum Wzniesienia.

Kapitan odwrócił wzrok, ale na twarzy pojawiło się pewnego rodzaju zrozumienie. Chyba już każdy mieszkaniec usłyszał o tragicznym pożarze. Nawet Viss nieco sposępniała, dowiadując się kolejnej rzeczy o Idiranie. Stracił tam rodziców? Może dlatego przypałętał się do nich, nawet jeśli przypadkiem.

— Chodzi mi o to, że... — spojrzał na piosenkarkę. — Vissaret, nie wiem na jakie warunki przystałaś w umowie z nim, ale to może mieć znaczenie, skoro od niego zaczęły się wszystkie problemy.

— On może mieć rację — mruknął cicho Ewitt.

— Cholerny sukinsyn — westchnęła. — Najwyraźniej czeka mnie ponowna pogawędka z nim.

Musiała dowiedzieć się więcej, a Sanzer okazał się być jedyną poszlaką. Nawet jeśli nie odpowiadał za nielegalną fabrykę, może wiedzieć więcej, niż oni.

— A co my w tym czasie mamy zrobić? — zapytał kapitan. — Mógłbym ci towarzyszyć.

Vissaret pokręciła głową.

— Milicja nie może cię zobaczyć, to samo tyczy się innych mieszkańców.

— To co robię w zatłoczonym barze, rozmawiając z gwiazdą wieczoru? Oczywiście nie narzekam, to sama przyjemność.

Viss prychnęła cicho, przewracając oczami.

— Gapią się na mnie, nie na ciebie, żołnierzyku. — Zwróciła się ponownie do wszystkich: — Dajcie mi jeden dzień. Poczekajcie w tym czasie, może sami jeszcze na coś wpadniecie.

— W porządku — odparł Ewitt.

— Mamy mówić ci pani kapitan? — zagadnął z szelmowskim uśmiechem Rierg.

Niestety spotkał się z piorunującym spojrzeniem i zignorowaniem.

Viss już chciała wstawać od stołu, gdy powstrzymał ją Idiran.

— Jeszcze jedna ważna sprawa....

Chłopak był cały spięty, nerwowo ruszał rękoma, noga podrygiwała mu pod stołem. Wydawał się niesamowicie przejęty, a Viss przeczuwała, że nie chodzi o samo spotkanie z Sanzerem.

— Jeśli macie mi zaufać, a ja być w waszym zespole... Muszę wam o czymś powiedzieć. Ewitt przed chwilą się dowiedział. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro