1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zacznę od początku...

Jestem Maciek. Moim ojcem jest totalny wariat. Na szczęście wreszcie przebywa tam, gdzie powinien się znaleźć dawno temu. Przez niego chodzę do psychologa, ale dzięki niemu bardziej zbliżyłem się do Asi... Obecnie jesteśmy razem. Mój terapeuta kazał mi "przelać na papier moje myśli i uczucia" po pewnych przeżyciach związanych właśnie z moim ojcem...

A wszystko zaczęło się od tego, że pięć tygodni temu mój ojciec wmówił mi i stryjowi, że wypuścili go z psychiatryka. Jaki byłem głupi, że mu uwierzyłem, przecież takim, jak on nie można ufać...

Dzień później wróciłem do domu ze szkoły i postanowiłem zażalić się ojcu kolejną jedynką z biologii. Na pytanie taty za co ją dostałem skłamałem mu, że pani się na mnie uwzięła. Panią z biologii uczniowie przezywali p. Pietruszką, gdyż lubiła je przynosić do szkoły i zajadać nimi stres i migreny, które powodowali u niej uczniowie. Tak naprawdę nazywała się p. Petak. Właściwie to słusznie dostałem tą jedynkę, gdyż nie słuchałem nauczycielki na lekcji. Uważałem, że po co słuchać słów pani, które i tak nie będą mi potrzebne, bo chcę pójść na zajęcia humanistyczne, a nie biochemiczne. Drugą z przyczyn była Aśka, na którą patrzałem na biologii i marzyłem. To chyba nie moja wina, że mam do niej słabość. Tak naprawdę to ona była głównym powodem moich jedynek. Bo jak tu się skupić, gdy słońce tak pięknie oświetla jej twarz albo, gdy wiatr powiewa jej pięknymi brunatnymi włosami? No jak? Jak? To chyba nie moja wina, że jest taka piękna i odciąga mnie od "ważnych" słów nauczycielki. Ojciec uciekł z psychiatryka ze swoją kurką Becią. Biedna kurka. Musiała mieć amputacje, a żeby umiała chodzić przyszyli jej nową nogę, ale niestety zostały im tylko upieczone już udka kurczaka. Oczywiście wcześniej ktoś zjadł z niego mięso i przyszyli jej tylko samą kość. Właściwie taką wersje opowiedział mi ojciec, ale mu nie wierzę. Wątpie, że jakikolwiek weterynarz przyszyłby żywej kurze kość od martwej kury oraz nie pojmuje jak przszyli tej kurze tą kość. Może faktycznie zacznę słuchać na biologii... Myślę jednak, że to mój tata odciął nie chcący kurce nogę, a potem chciał przyszyć, ale pomylił jej kość z obgryzioną kością kurczaka, którą wtedy miał na obiad. Ale to tylko moje przypuszczenia. Wracając do sedna sprawy po dwóch następnych dniach od tego mojego zażalenia pani Pietruszka zniknęła. Jej mąż poinformował policję o jej zaginięciu i dyrektora, żeby zatrudnił kogoś na zastępstwo. No i dyrektor znalazł panią Żuchwę, jakby co to jej prawdziwe nazwisko. Ta już naprawdę się na mnie uwzięła. Teraz żałuję, że żaliłem się psychopacie...

Zaczynam też rozumieć, dlaczego matka od niego odeszła. Jestem pewien, że na jej miejscu zrobiłbym to samo. Wtedy mieszkałem u stryjka tylko dlatego, że ojciec "leczył" się w psychiatryku, a matka nie chciała mieć nic wspólnego z takim wariatem jak on. Co więcej twierdziła, że ta psychiczność jest genetyczna, ale ja jestem dowodem na to, że nie. Całe szczęście...

Policja szybko stwierdziła, że pani Petak została zamordowana... Policjanci ustalili, że nauczycielka wracała z pracy do domu, przechodząc koło parku ktoś ją napadł. Ten park był blisko jej domu. Co wskazało, że ktoś popełnił morderstwo? Drzewo z wyrytym krwawym napisem "Biologia", a obok niego jakiś nagrobek w stylu amerykańskim "RIP" i narzędzie zbrodni- nóż, który był jeszcze w kauży krwi. Policjanci szybko też znaleźli sprawcę, którym okazał się być mój ojciec. Naprawdę tylko on mógł być taki głupi, żeby zostawiać jakiekolwiek poszlaki. Dopiero wtedy też okazało się, że wcale go nie wypuścili z psychiatryka, tylko uciekł. Najgłupsze są jednak słowa mojego ojca, gdy przyszła po niego policja. Na początku jeden z policjantów pokazał mu narzędzie zbrodni, pytając czy to jego.

- Ooo. Skąd pan to ma? Szukałem tego noża. - odrzekł mój tata.

- To znaleziono na miejscu morderstwa. Są na tym nożu pańskie odciski palców i właśnie się pan przyznał, że narzędzie zbrodni należy do pana. Idzie pan z nami.- powiedział policjant.

- Proszę nie próbować uciekać, bo to tylko pogorszy pana sytuację. Ręce do tyłu.- odparł drugi policjant.

Policjanci zakuli ojca w kajdanki i zabrali go do radiowozu. Odchodząc, ojciec krzyknął, jakby chciał się usprawiedliwić bratu, który oglądał całą tę scenę:"Ale postawiłem tej pani nagrobek. Co jeszcze miałem zrobić? Na kwiaty nie zasłużyła i nie było mnie na nie stać!"

Wtedy doszło do mnie, że w ogóle go nie znam i jest totalnym psychopatą... Poczułem też wielką ulgę, że ta psychiczność, jednak nie jest genetyczna...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro