,,You were supposed to be there at three-thirty,,

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jedenasta trzydzieści pięć, Nancy dopiero pozbierała się z łóżka po nie przespanej nocy. Chociaż to ona chciała z nią pogadać, stresowała się okropnie, przez to nie mogła też zmrużyć oka. Zasnęła dopiero około godziny czwartej nad ranem, dlatego zdziwieniem nie było to, że tak późno się obudziła. Zdziwieniem było to jednak dla Matki dziewczyny, bo ona przecież była zawsze rannym ptaszkiem, a tu prawie dwunasta, a ta dopiero z łóżka się wygramoliła.
- Nancy skarbie coś się stało? - zapytała Karen, popijając kawę, kiedy brunetka robiła sobie płatki.
- wyglądasz jakbyś nie spała całą noc, Jonathan z tobą zerwał? - dopytywała, a dziewczyna prawie upuściła miskę.
- Mamo! Już dawno z nim nie jestem - odpowiedziała siadając na przeciwko kobiety.
- Ja wiem, ale miałam nadzieję, że jesteście w jakimś ukrytym związku, fajny z niego chłopak - powiedziała trochę zawstydzona.
- Ja i Jonathan to rozdział zamknięty, tylko się przyjaźnimy, a poza tym mu się chyba ktoś inny podoba, ale jeszcze nie odkryłam kto - odpowiedziała wsypując płatki do miski z mlekiem.
- a miałam nadzieję - powiedziała z lekkim zawiedzieniem.
- mamo - odpowiedziała jej przeciągle.
- No dobrze, smacznego - powiedziała z uśmiechem I udała się do salonu.
- dziękuję - odpowiedziała jej.
Dziewczyna wzdychnęła I zaczęła jeść dalej.

***

Jak zawsze czas jej się dłużył, tym razem leciał tak szybko, że zanim zauważyła była już piętnasta ona w piżamie, z nie uczesanymi włosami i bez makijażu leży w łóżku czytając książkę.
- cholera jasna - powiedziała rzucając książkę o łóżko i wstając z niego z prędkością światła.
- cholera, cholera, cholera - zaczęła klnąc ubierając się w pierwsze lepsze ciuchy z szafy, ale jednak jakoś do siebie pasujące.
Podeszła szybko do swojej toaletki i zaczęła nakładać maskarę róż i lekko różowy błyszczyk. Wzięła jeszcze szybko szczotkę i delikatnie przeczesała swoje lokowane włosy. Schodząc na dół od razu zaczęła ubierać buty, przy czym sprawdziła jeszcze godzinę. Ma sześć minut, a do parku piętnaście. Świetnie.
- jeśli właśnie spieprzyłam okazję, żeby z nią porozmawiać, to się zabiję - powiedziała wychodząc z domu i zaczynając biec.
- jak pobiegnę to, może będę za trzynaście minut - powiedziała sobie.
Przebiegła może pięćset metrów i zaczęła spowrotem iść, bo okazało się że bieganie w butach na obcasie jest zbyt męczące i pewnie doprowadziło by ją do złamania nogi zważając na to, że parę razy już noga jej się wygięła w drugą stronę. Dlatego wolała nie ryzykować, bo u tak się spóźni. Szła szybkim krokiem, park już był troszeczkę widoczny, dlatego Nancy westchnęła i znów zaczęła biec, stwierdzając, że ma gdzieś to czy jej się nogi połamią czy nie.
Właśnie wchodziła do lasu przez wielka bramę. Od razy jej oczom ukazała się wysoką blondynka siedzącą na ławce widocznie znudzona. Brunetka szybko do niej podbiegła.
- miałaś być o piętnastej trzydzieści - powiedziała Robin.
- a jest piętnasta puędziesiąt cztery - dodała z wyrzutem.
- Ja naprawdę cię przepraszam, ale straciłam poczucie czasu - odpowiedziała brunetka nadal dysząc przez to, że przebiegła prawie kilometr.
- Dobrze, nic się nie stało - powiedziała lekko się uśmiechając, co Nancy szybko odwzajemniła.
- to o czym chciałaś pogadać jak byłam w pracy? - zapytała Robin, na co brunetka zmarszczyła brwi z nie zrozumienia.
- przecież kiedy przyszłam mam wtedy do wypożyczalni to ciebie nie było, skąd że przyszłam tam? Steve ci opowiedział przebieg całej rozmowy nawet z tym, że złapał go skurcz, chociaż to trochę naciągane - powiedziała przyglądając się blondynce.
- No wiesz jaki jest nasz Steve'ie zawsze naciąga wszystkie historię - zaśmiała się nie zręcznie.
- Masz rację, a chciałam pogadać oty m co się stało na imprezie u Tiny. - powiedziała I nagle cała całkiem miła atmosfera rozpłynęła się. Na żadnej z twarz nie było uśmiechu, tylko ból, poczucie winy i trochę niezręczności. Z serca Robin zmcalkowiecie zniknęło uczucie ciepła, a powrócił ból, który był niewyobrażalnie mocny. Tak jakby części jej serca się rozsypała w drobny mak, a druga ledwo dawała radę podtrzymywać ją przy życiu. Natomiast w sercu Nancy poczucie winy dało o sobie siwe znaki, lecz ono już dawno w nim było dlatego nie zrobiło jej ro dużej różnicy. Jej serce zawsze było zimne i zamknięte dla wszystkich, po części przez to Jonathan się z nią rozstał.

- możemy o tym po prostu zapomnieć? - zapytała blondynka odrywając wzrok od twarzy Nancy.
- Nie, bo chciałam cie przeprosić - odpowiedziała.
- przepraszam, że cię tam zostawiłam, ale byłam na kacu i musiałam wracać do domu, pewnie poczułaś się okropnie przeze mnie, jeszcze raz bardzo cię przepraszam - dodała z szczerym poczuciem winy w głosie.
- spoko byłyśmy ypijane i tyle nie się nie stało - odpowiedziała z uśmiechem, ale w jej oczach można było dostrzec ból. Z oczu można wyczytać wszystko. Jeśli ktoś ma maskę szczęśliwego człowieka, nie zawsze taki jest, jeśli spojrzysz komuś w oczy to możesz się dowiedzieć więcej niż jakby on sam ci opowiadał.
- na pewno? - zapytała dla pewności brunetka.
- na pewno - odpowiedziała.
- w takim razie zapraszam cię na babski wieczór dzisiaj u mnie - powiedziała z wielkim entuzjazmem.
- Wheeler zastopuj, ja nawet Neil jestem spakowana, a nie nic. Nie byłam na to przygotowana - zaczęła mówić kiedy, Nancy złapała ją za rękę I zaczęła kierować w stronę swojego domu.
Złapała ją za rękę. Dreszcze przeszły po jej całym ciele. Przyjemne dreszcze. Czuła się wspaniale kiedy gładka zimna ręka brunetka trzymała jej ciepłą dłoń.
- spokojnie pożyzce ci coś, na pewno znajdzie się coś mnie różowego i nie sukienkowatego - zaśmiała się idąc coraz szybciej.
- po pierwsze coś co nie jest sukienką i do tego nie różowa w twojej szafie? Niemożliwe, pod drugie jestem przynajmniej dziesiet centymetrów od ciebie wyższa, więc wątpię, żeby coś na mnie pasowało, a po trzecie czemu przyspieszasz? Ty wiesz, że ja na to może dwa razy ćwiczyłam? Zawsze miałam jakaś wymówkę, żeby nie ćwiczyć - powiedziała, a brunetka znów zaczęła szybciej iść, a teraz to już bardziej biec.
- jest po szesnastej nie możemy marnować czasu - powiedziała I lekko się zachwiała przez to, że biegnie w obcasach.
- to bezpieczne biec w takich butach? - zapytała blondynka.
- nie - odpowiedziała krótko i zaczęła się śmiać, na co Robin mimowolnie się uśmiechnęła. Jej śmiech jest jak pieśń dla blondynki. Kocha go.

***

- dobra jesteśmy - powiedziała prawie w ogóle nie zdyszana brunetka.
- jakim cudem teraz prawię w ogóle się nie zmachałam, a jak biegłam do parku to po dwustu metrach myślałam, że na zawał zejdę? - zapytała bardziej siebie niż dziewczyny obok.
- jeśli masz pokój na piętrze to będziesz mnie wnosić po schodach, bo nie masz szans, że się wdrapie - powiedziała blondynka opierając się na kolanach i oddychając ciężko i głośno.
- Ej, ale weź bo mi się tutaj w dmuchawę zmienisz - powiedziała otwierając drzwi.
- Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz - odpowiedziała jej przewracając oczami, na co brunetka się zaśmiała.
Gdy ściągnęły, Nancy powiedziała.
- piżama party czas zacząć -

-------------

Pozdrawiam💞

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro