3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Единство
16 października 1813 – Pierwszy dzień bitwy

O ósmej rano zagrzmiały baterie koalicji, ale i niebo nad polami Lipska. To był początek bitwy.

Austria, Rosja i Węgry stali razem na wzgórzu w pobliżu głównego dowództwa i z różnymi minami obserwowali linie Francuzów. Ich wojska dopiero się szykowały. Upłynie trochę czasu, zanim wszystko się rozpocznie.

- Miejsce, które wybrałaś wczoraj - zaczął Roderich, ale twarz mu poróżowiała na wspomnienie wczorajszej nocy. Erzsébet zamrugała.

- Tak?

- Będziesz tam, czy zamierzasz krążyć po polu?

- Już uzgodniłam z dowódcą, że będę mieć trochę ludzi rozstawionych po wszystkich liniach.

Austria kiwnął głową.

- Ja zrobię tak samo. Będziemy jeździć razem, huzarzy i kirasjerzy.

- A czy nie byłoby lepiej skupić się na jednym froncie? Ja na przykład nie zostawię swoich żołnierzy pod Wittgensteinem – zapytał Iwan, spoglądając na zagajnik w pobliżu Wachau.

- Walka będzie tam najtrudniejsza, oboje będziemy się tam często pojawiać, o to się nie obawiaj, Rosjo.

- Da... tego się właśnie obawiałem.

Roderich nie zareagował, ale miał ku temu dobry powód. Wszyscy troje wypatrzyli niewielką grupę ludzi, która właśnie przybyła do centrum francuskiego obozu. Wszędzie poznaliby te sylwetki.

- Czy to Feliks w polskim generalskim mundurze? – upewniła się Erzsi ze zdumieniem.

- Tak, ale... poczekaj, Feliciano i Lovino? – Austria również był zaskoczony. Nie umiał sobie wyobrazić tych dwóch Włochów biorących dobrowolnie udział w tak wielkiej i niebezpiecznej bitwie.

„Naprawdę musi być w Napoleonie coś więcej, niż nam się wydaje", pomyślał, pocierając skroń, kiedy dojrzał też Saksonię i kilka innych niemieckich krajów związkowych wokół Napoleona, który szedł przodem z Francisem u boku. Tylko Bawaria zdradziła go na tydzień przed bitwą.

Widzieli ich tylko z daleka, ale Francja wyglądała na zdeterminowanego. Może aż za bardzo.

- Jak myślicie, jak bardzo to zadziała na ich morale? – zapytał Austriak Iwana i Erzsébet, ale wtedy Francuzi zauważyli przybycie wodza, który machał kapeluszem na powitanie swoich ludzi.

Ryk i wiwaty, bardziej przypominające grzmot, odpowiedziały francuskiemu cesarzowi. Hałas można było usłyszeć z odległości wielu mil, aż do tego stopnia, że ​​cały obóz aliantów zamilkł na chwilę. Dla wszystkich było jasne, co to oznacza.

Ale nagle z rosyjskiej części obozu rozległ się nie aż tak silny, ale wciąż bardzo głośny krzyk, jakby odpowiadający Napoleonowi. Iwan dumnie uniósł kąciki ust.

- Kozacy nigdy nie przepuszczą okazji, żeby sobie pokrzyczeć. Co tam mówiłeś o morale, Roderich?

- Już nic.

Kiedy zobaczyli, jak Napoleon pochyla się nad planami bitwy, Iwan westchnął i przywołał konie.

- Cóż, w takim razie... powodzenia. Na pewno będziemy się jeszcze często spotykać.

- Pamiętaj, że po Francisa mamy iść wszyscy razem, Rosjo.

Rosjanin się zaśmiał.

- Nie martw się, Austria, nie przegapiłbym takiego przedstawienia.

Z tymi słowami spiął konia.

- Da svidania, sojusznicy.

Zanim Roderich i Erzsi odeszli do swoich jednostek, Austria wypatrzył jeszcze w pobliżu Markkleebergu, gdzie zebrały się zarówno wojska pruskie, austriackie jak i rosyjskie, samotną postać stojącą na jednym ze wzgórz. Wszędzie poznałby ten pruski mundur i już wiedział, którego miejsca unikać podczas walki.

Zaczęło padać.

~

Austria krzyknął coś i wystrzelił do polskiego kirasjera. Wyszarpnął pałasz i spiął ostrogą konia. Austriackiej konnicy prawie udało się otoczyć mniejszą polską jednostkę, ale na pomoc Polakom przybyła ich jazda.

Roderich skrzyżował broń z jednym z nich. Końskie ciała zderzyły się ze sobą, Austriach szarpnął za uzdę i szybko poderżnął Polakowi gardło. Serce waliło mu w piersi, gdy patrzył na swych ludzi, jak krążą wokół Polaków. Na jego zwykle powściągliwej twarzy pojawił się dumny uśmiech.

- I kto mówi, że moi ludzie nie potrafią walczyć? – szepnął do siebie, ale rzucili się już ku niemu inni, polscy i francuscy jeźdźcy. Wziął głęboki oddech i popędził konia.

Dwóm pierwszym z łatwością rozpłatał gardła, precyzyjnym ruchem, jakby trzymał smyczek. Z kolejnymi dwoma wymienił kilka uderzeń, każde dokładne i starannie przemyślane na kilka ruchów do przodu. Jak nuty w symfonii. Ale Austria nie lubił tej muzyki; była zbyt głośna i destrukcyjna.

Jego myśli zagłuszył huk. Nagle przestał cokolwiek widzieć, świat zakołysał się wokół niego, barwy eksplodowały, a on na moment stracił przytomność.

Ocknął się po kilku sekundach. Upadł na ziemię razem z koniem, kiedy obok nich uderzył pocisk artyleryjski. Okulary utrzymały się na jego nosie. Usłyszał hałas, zerwał się na równe nogi, ale zawroty głowy sprawiły, że znów upadł. Jego koń próbował się podnieść, więc Austriak odtoczył się daleko od niego, żeby nie zostać przygniecionym. Wstał wolniej i świat przestał się kręcić.

Chwycił mocno za pałasz i zdał sobie sprawę, że sam cały jest pokryty błotem i krwią. Zmarszczył nos.

- Wszystko w porządku, panie? – zapytał drugi dowódca kirasjerów. Na szczęście wokół byli już tylko Austriacy. Roderich przytaknął.

- Musimy się przebić przez tę linię – wskazał na Polaków, którzy nie cofnęli się, mimo że przed nimi piętrzyły się zwłoki. Nie cofnęli się ani o krok!

Dowódca spojrzał na niego ponuro. Kirasjerzy ustawili się w bezpiecznej odległości od polsko-francuskiej pozycji, ale jasnym było, że nie palą się do ponownego ataku. Polacy walczyli jak lwy!

Austria klął w duchu na cały świat, ale uśmiechnął się, widząc, że wysiłki jego wierzchowca doszły do skutku. Pogłaskał go po grzywie, a wokół nich huknęły kolejne działa. Wskoczył na siodło i stanął przed swoimi ludźmi.

Nie chciał tego robić – ale w ciągu tych kilku dekad wojny nauczył się, że niektóre rzeczy naród po prostu zrobić musi. Odwrócił się do kirasjerów.

- Za mną – rzekł po prostu, zaciskając palce na broni. – Za cesarza pana i za naszą ziemię!

Tylko z tym szedł naprzód, żadnych bojowych okrzyków, nie jak Prusy albo Węgry. Po prostu zaciskał zęby, czując przypływ adrenaliny. Pięćdziesiąt metrów od linii. Za sobą usłyszał ryk swoich ludzi.

Trzydzieści. Rozległy się strzały, ale żaden nie trafił w niego. Dwadzieścia. Oddychał szybko i nieregularnie. Dziesięć. Musiał to zrobić.

Pchnął konia do skoku. Przelecieli przez linię i stanęli na tyłach polskich wojsk.

Austria stracił poczucie czasu. Z końskiego grzbietu ciął i kłuł pałaszem. Na butach i białych spodniach miał krew. Wciąż parł do przodu, zatem wojska Napoleona musiały ustępować.

Widział wokół siebie trupy, a jego twarz spochmurniała.

Chciałby móc teraz być w swoim pokoju, przy nutach i partyturach...

Przeklęty Napoleon.

~

Iwan nie przejmował się stosami poległych wokół niego. Albo oni, albo on sam. Jako niepowstrzymana siła pociągnął między Francuzów i Polaków tam, gdzie walki były najtrudniejsze. Nikt go w tym nie naśladował, ale nie zależało mu na tym.

Jego ogromna postać prawie przysłoniła słońce. Dźgnął pierwszego mężczyznę, popychając go przed sobą jak umierającą tarczę. W następnej chwili dobył miecza i cisnął zwłokami w jego towarzyszy. Do drugiej ręki wziął karabin i uśmiechnął się, widząc przed sobą osiem polskich mundurów.

Pierwszego uderzył kolbą, aż coś chrupnęło w czaszce. Drugiemu rozdarł szyję, krew spryskała jego zielony mundur i szalik. Oczy mu zabłysły, chwycił karabin i jak włócznią cisnął nim w kolejnego. Bagnet przebił pierś mężczyzny, ale Rosja już był nad nim, z brutalną siłą tłukł wokół siebie mieczem, ale też pięściami i kopnięciami, niepowstrzymany, nieśmiertelny. Albo oni, albo któryś z Rosjan.

Rozległ się strzał i krew trysnęła z jego ramienia. Warknął, padając na ziemię. Powietrze wokół niego zlodowaciało, a żołnierze poczuli, jak w żyłach krzepnie im krew. Wyciągnął pistolet i roztrzaskał czoło odważnego głupca, który ważył się do niego strzelić. Kiedy skończył, nikt wokół niego nie żył.

Pomacał ramię – to było nic. Dużo bardziej martwił go zabrudzony szalik. Krew trudno było wywabić.

Jeden z Polaków obok niego jeszcze żył. Rosja przyjrzał się z zaciekawieniem twarzy rannego mężczyzny, który usiłował sięgnąć po pistolet. Rosja dotknął jego piersi czubkiem miecza i uśmiechnął się.

- Все будет хорошо, товарищ - wyszeptał uspokajające słowa i przycisnął ostrze. Po chwili Polak przestał oddychać.

Iwan wytarł miecz o mundur jednego ze zwłok i spojrzał przed siebie. Czekało ich jeszcze mnóstwo pracy, Francuzom w wielu miejscach udało się ich odepchnąć. Obserwował swoich ludzi w walce. Wściekli zapaśnicy. Czuł to, co czuli jego Rosjanie. Nienawiść i pragnienie zemsty, za wytoczoną krew, za pola, które musieli spalić, aby nie zdobył ich Napoleon, za płonącą Moskwę i rzeki pod Borodino, gdzie lód zmieszał się z krwią.

Na lewo od nich walczyli Prusacy. Rosja popatrzył też w tamtą stronę, myśląc o Gilbercie. Miał wrażenie, że kilka razy widział podczas bitwy przebłyski czerwieni, ale nigdzie małego Prusaka nie dojrzał. Temu draniowi bitwa z pewnością się podobała...

Ale nie. Iwan zdał sobie sprawę, jak bardzo zmienił się Prusy. Sam to zobaczył, gdy dołączył do niego Beilschmidt podczas inwazji Napoleona na Rosję. Nigdy wcześniej nie widział go tak walczącego. Wojna przestała być dla niego żartem i radością, zmieniła się w płacz i rozlew krwi.

A to wszystko z powodu jednego zmarłego brata.

Jednak ci Prusacy nie walczyli za upadłe Święte Cesarstwo Rzymskie. Obserwował ich z rękami skrzyżowanymi na piersi, pomimo otaczającego go niebezpieczeństwa. Ich kroki były precyzyjne, linie proste, zapał wykuty w pruskich koszarach. Walczyli z zaciśniętymi zębami i zranioną dumą. Kiedy Napoleon zajął Berlin, była to hańba dla dumnych Prusaków i ich wielkich przodków obracających się w grobach. Prusy zawsze napędzała chwała ich przodków, tak jak wszystkich przeklętych Niemców z ich obsesją na punkcie mitów i bohaterstwa.

Rosjanie walczyli o swoją krew, Prusacy o swoją dumę. Na tym polegała różnica między nimi, a Rosja czuł, że to właśnie te powody pewnego dnia zaprowadzą oba narody do piekła.

Westchnął i kopnął jedne ze zwłok, jakby to był tylko kamień leżący najego drodze. Powinien wrócić do swoich linii. 

//martwi Polacy w fiku: 11
martwe cokolwiek innego w fiku: 0
¯\_(ツ)_/¯

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro