4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Węgry z dzikim śmiechem cisnęła nożem w jednego z francuskich huzarów. Jej ludzie znakomicie się sprawiali. Huzar przeciw huzarowi, bojowy szał, rany i wystrzały. To była ta siła, na którą czekała! Dziewczyna zeskoczyła z konia i wybiegła naprzeciw jednemu z jeźdźców. Przez nieuwagę poślizgnęła się w błocie, ale z nadludzką szybkością odzyskała równowagę, usunęła się z drogi pędzącemu koniowi i sieknęła go w przednią nogę. Koń padł, jeździec wyleciał z siodła i połamał kark na najbliższym drzewie.

„Trafiony", szepnęła do siebie, wyciągając pistolety. Rzuciło się na nią dwóch Francuzów. Uśmiechała się; głośne uderzenia jej serca zagłuszały wszystko, strzały, huk artylerii, krzyki konające. Zmrużyła oko i strzeliła do jednego z nich. Chybiła. Z okrzykiem odskoczyła w bok. Szabla błysnęła jej w dłoni, gdy cięła jednego z jeźdźców w nogę. Drugi zamierzył się na nią, ale trafił w wysoką czapkę. Erzsi przerzuciła broń do drugiej ręki i dźgnęła jego konia w bok.

W tej samej chwili cały świat wokół nich zamienił się w stos płonących drzazg i walących się pni, kiedy na las spadł ogień dział artyleryjskich. Erzsébet runęła na ziemię, a nad nią zniknąd pojawili się dwaj francuscy żołnierze. Chciała sięgnąć po pistolet, ale jeden z nich nadepnął ja jej ramię. Z dzikim okrzykiem cięła go w udo, ale drugi wycelował do niej z pistoletu.

Nie strzelił. Upadł do przodu z nożem wbitym w plecy. Nóż nie należał do niej. Węgry zamarła na chwilę w zaskoczeniu, i zanim doszła do siebie, drugi Francuz również padł trupem.

– Wstawaj! – usłyszała nad sobą niewątpliwie kobiecy głos. Pozbierała się na nogi i roześmiała się.

Patrzył na nią Kozak o twarzy niebieskookiej dziewczyny, z krótkimi, jasnymi włosami i imponującej piersi. W ręku dzierżyła zakrzywioną szablę w tureckim stylu. Erzsi znała tę dziewczynę.

– Ty jesteś... – krzyknęła, ale wtedy rzucili się na nich następni huzarzy. Kobiety spojrzały na siebie porozumiewawczo i sięgnęły po noże (dowódczyni Kozaków wyrwała swój z pleców martwego żołnierza). Ostrożnie odmierzyły odległość i jednocześnie rzuciły.

Nóż Erzsébet utkwił w czaszce konia, zwierzę padło, a jeździec wylądował na ziemi. Nóż drugiej kobiety trafił w twarz huzara. Węgry wybiegła do przodu i dobiła leżącego Francuza, a następnie zwróciła się do swojej wybawczyni.

– Nazywasz się... Jekaterina?

– A ty Erzsébet – mrugnęła do niej kobieta. – Muszę wracać do moich Kozaków!

Machnęła szablą i pobiegła w kierunku płonącej wioski, która wciąż dzieliła koalicjantów od Napoleona. Na jej drodze stanęło kilku polskich żołnierzy. Po chwili byli już martwi, a Ukraina, stojąc nad nimi, wydała z siebie tryumfalny okrzyk.

Kozacy odpowiedzieli jej wrzaskiem.

Na twarzy Erzsi rozlał się uśmiech, a ona sama z krzykiem ruszyła naprzód. Miała bitwę do wygrania, dla siebie i dla Rodericha!

~

W ciągu kilku godzin alianci podbili wioskę po południowej stronie. Austria obserwował to zza linii, gdzie poszedł zmienić mundur. Nie zamierzał walczyć w błocie przez cały dzień, więc pozwolił sobie na małą przerwę. Upił łyk węgierskiego wina, obserwując przebieg walki. Na jego twarzy pojawił się uśmiech – koalicja praktycznie wszędzie odpychała francuskie natarcie.

„Może... może będzie łatwiej, niż się spodziewaliśmy", pomyślał. Wojska napoleońskie na pewno były zdemoralizowane i zmęczone poprzednimi bitwami. Wszystko szło zgodnie z planem!
Ale uśmiech szybko zszedł z jego twarzy.

Znów odezwał się grzmot, ale tym razem nie było to niebo. Roderich znał ten dźwięk. Odstawił wino i przywołał konia.

– Tylko nie to! – szepnął.

Oczywiście, Napoleon nie oddałby pola na darmo. To był odgłos baterii armat Antoine Drouota, głównodowodzącego artylerii Napoleona. Był to dźwięk śmierci w postaci kul armatnich pędzących dokładnie tam, gdzie wrogowie Francji tego nie chcieli.

Austria podążył wzrokiem w stronę rosyjskich i pruskich linii oraz wiosek, które dzieliły ich od Francuzów. Deszcz pocisków spadł na nieszczęsną piechotę oraz jazdę obu krajów, ziemia się zatrzęsła, budynki padały jak domki z kart. Widział już z daleka, jak Francuzi, Polacy i Włosi szykują się do uderzenia, zdecydowani odbić to, co stracili w ciągu dnia.

Twarz Rodericha ściągnęła się w złości. Mógł tylko mieć nadzieję, że Prusacy i Rosjanie radzą sobie lepiej na północnym froncie. Tam stali przeciw sobie Blücher i Ney, odwieczni rywale.

Nie miał jednakże czasu do namysłu, bo kiedy spojrzał w swoje lewo, krew skrzepła mu w żyłach.

Od lewej strony, tylko jedno wzgórze od głównej kwatery sprzymierzonych pojawiła się kawaleria Murata – wspaniała jazda najsłynniejszego dowódcy konnicy, jakiego miało uświadczyć to stulecie. Roderich spojrzał na namiot dowództwa.

„Cesarz."

Wskoczył na siodło i pogalopował w stronę namiotów. Prawda, stało przy nich kilka pruskich i rosyjskich regimentów, ale musiał przecież odprowadzić swojego monarchę w bezpieczne miejsce!

Już przy namiotach prawie zderzył się z Rosją, który również zauważył był niebezpieczeństwo. Car, cesarz oraz król pruski objęli stanowisko na samym szczycie wzgórza i obserwowali masę końskich ciał, która kłębiła się wcale nie tak daleko od nich.

– Wasza wysokość! – wykrzyknął Austria, jeszcze zanim do nich dobiegł. – Musicie wycofać się w bezpieczne miejsce, niedaleko stąd stoi francuska jazda!

– Feldmarszałek Edelstein ma rację – skinął głową Schwarzenberg. – Jesteście teraz zbyt blisko linii.

– Wasze wieliczestwo – zaczął Iwan, ale car uciszył go ruchem ręki i spojrzał w dal. Między nimi a Francuzami znajdował się rosyjski drugi korpus piechoty księcia Eugeniusza.

– Rosjanie nie ustępują pola. Kimże jestem, żeby w nich wątpić?

Fryderyk Wilhelm wyglądał, jakby wolał się wycofać niż brać przykład z cara Rosji, ale po namyśle potrząsnął tylko głową.

– Prusacy nie uciekają! Jeszcze niedawno pruscy królowie wojowali i boku swoich ludzi, a ja nie splamię honoru rodu Hohenzollernów.

Cesarz austriacki uśmiechnął się tylko do Rodericha.

– Powinieneś mieć oko na polskich ułanów – poradził car Iwanowi, który skinął po żołniersku głową i pobiegł po konia. W tym momencie stało się coś, co sprawiło, że wszyscy obecni spojrzeli w dal.

Część polskich ułanów przedarła się do niewielkiej pruskiej baterii otoczonej przez rosyjską piechotę. Już się wydawało, że rozbiją ją w puch, ale nagle w zamieszaniu dał się dojrzeć rudy błysk.

Samotny jeździec wyskoczył przeciw ułanom. Pruski mundur zabłysnął na pokrytym błotem polu bitwy.

– Toż to... – szepnął car.

– Prusy.

Wszystko stało się tak szybko, że obserwującym zaparło dech w piersiach. Prusy przerwał pierwszą linię, rozbijając ułanów na dwie grupy. Konie zaryły kopytami w ziemię, jeźdźcy spadli na ziemię jak szmaciane lalki. Jednak nikt nie słyszał tak charakterystycznego dla Prus śmiechu i bojowego okrzyku – zdawało się, że walczył w ciszy. Rosyjska piechota natychmiast zareagowała i zanim ułani na powrót zwarli szyki, część z nich skosiły armatnie wystrzały.

Roderich poczuł na plecach dreszcz. Prusy siekał wokół siebie bez miłosierdzia, zabijał bezlitośnie jak sam Bóg, kiedy uderzył na Sodomę i Gomorę.

Zaczęło się szybko i szybko się też skończyło. Prusy stał przez chwilę samotnie pośród zabitych, po czym po prostu zawrócił konia i odjechał do swojej baterii.

Roderich przełknął ślinę i zwrócił się do króla Prus:

– Wasza wysokość... jakie rozkazy otrzymał feldmarszałek Beilschmidt?

Fryderyk Wilhelm III patrzył, jak ucieleśnienie narodu pruskiego – i jego wściekłości – powraca do swoich ludzi.

– Dostał tylko jeden. Nie zbliżać się na pięćset kroków do marszałka Bonnefoya i do Napoleona.

Roderich i Iwan, który jeszcze ich słyszał, przyznali w duchu, że to był dobry rozkaz. Austria nie miał żadnych wątpliwości, że Gilbert zamordowałby Francuza i Korsykanina bez mrugnięcia okiem.

~

Erzsi zajęło chwilę odnalezienie swojego konia i dotarcie do namiotu dowództwa. Kiedy przybyła, zobaczyła Jekaterinę, przygotowującą nieopodal swoich kozaków do walki z francuską kawalerią. Niektórzy byli ranni, a ona starannie bandażowała ich rany. Uśmiechnęła się i pomachała do niej.

Węgry podbiegła jednak od razu do Rodericha. Z zaciekawieniem obserwowała, jak król pruski rozmawia po przyjacielsku z carem Rosji. Iwan i Gilbert nie traktowali się tak przyjaźnie.

– Jak wyglądamy? – przywitała Austrię i objęła go. Roderich machnął ręką na gotowiącą się do boju gwardię królewską, złożoną z Prusaków i Rosjan.

– Powołali królewskie rezerwy? – szepnęła zdziwiona Węgierka. – Naprawdę nikt nie zdołał powstrzymać Murata?

– To będzie zadanie dla nas – uśmiechnął się gorzko Roderich. – Pojedziesz ze mną?

Węgry poprawiła mu kirys na mundurze.

– Zawsze.

– Witaj, Węgry! – Iwan przycwałował do nich, przebrany już w mundur kozaka. – Skąd planujecie atak?

– Pruska śląska kawaleria pomoże wam z boku, będziemy z nimi – poinformował Roderich.

– Nie spodziewałeś się, że będziesz kiedyś walczyć u boku Ślązaków, co, Roderich? – zaśmiał się Iwan z iskrą w oku. – Całkiem niezły plan, jak na Austriaków, widać, że opracowali go Prusacy! Widzimy się na miejscu!

Wydał z siebie okrzyk, a Kozacy, w tym Jekaterina, odpowiedzieli mu wrzaskiem.

Roderich zaczerwienił się mocno, ale Erzsébet chwyciła go za ramię.

– Ignoruj go, to idiota. Potrzebuje naszej pomocy przeciw Muratowi.

Austria przełknął dumę jak już wiele razy wcześniej, i przez krótką chwilę poczuł nienawiść do głównodowodzącego Schwarzenberga. To z jego winy wyglądali na niekompetentnych

głupców. Gdyby na czele armii zamiast niego stanął Radetzky... wszyscy byliby zadowoleni, a plany byłyby bezbłędne.

Potrząsnął głową i przywołał konia.

– Masz rację. Dalej, jedźmy już.

Po kilku minutach ich konnica była gotowa na spotkanie z Muratem.

~

Iwan z okrzykiem wyrzucił jednego z Francuzów z siodła. W następnej chwili wymienił uderzenia z jakimś kirasjerem. Ich szable skrzyżowały się na moment, ale żaden człowiek nie miał szans przeciw Rosji. Wraził mu ostrze głęboko w gardło i rozejrzał się dookoła siebie.

Chaos. Inaczej się sytuacji opisać nie dało. Prusacy, Rosjanie, Austriacy, Węgrzy, wszyscy usiłowali powstrzymać jazdę Murata. Front stanowili Rosjanie z Kozakami na przedzie. Od skrzydła na Francuzów i Sasów nacierali Prusacy, a na resztę kawalerii padał nieustanny deszcz pocisków artyleryjskich Koalicji.

Iwan otarł czoło i obrócił miecz w dłoni. Dojrzał, jak część Kozaków wściekle usiłuje się przebić przez środek linii. Uśmiechnął się i spiął konia.

Jak piorun uderzył między Sasów, w samą porę, aby uratować jednego z kozaków przed stratowaniem przez końskie kopyta. Przede wszystkim usiłował wzbudzić strach we wrogach, aby rozbili swoje szeregi. Wszyscy schodzili z drogi narodowi rosyjskiemu siejącemu zniszczenie. Krzyknął, a jego fioletowe oczy zabłysły. Przeciw niemu stanęli dwaj kirasjerzy. Chwycił w drugą rękę nóż i przejechał między nimi. Zamarkował ciosy mieczem oraz nożem, po czym natychmiast odwrócił je w dłoniach i wbił żołnierzom w plecy. Bezgłośnie padli na ziemię.

Jego broń natychmiast szczęknęła o miecz kolejnego, tym razem Francuz był skuteczniejszy. Zajęło mu chwilę, zanim udało mu się wbić mu nóż w bok. Usłyszał brzęknięcie cyngla i instynktownie wykonał unik na widok polskiego ułana, który mierzył mu z pistoletu w głowę.

Huknął strzał i ułan runął na ziemię.

– W porządku, braciszku?

Wtedy dopiero dostrzegł Jekaterinę, z lancą w jednej ręce i dymiącym jeszcze pistoletem w drugiej.

– Jak zawsze, siostrzyczko, kiedy wojujesz u mojego boku.

– A co ze mną? – odezwał się urażony głos. Zaraz potem świsnęła w powietrzu kozacka lanca i przygwoździła zbliżającego się nieprzyjaciela do ziemi. Przycwałowała do nich Natalia. Uśmiech Rosji jeszcze się powiększył.

– I ty zawsze jesteś mile widziana, Natalio.

Ruś Biała zmarszczyła czoło, bo zobaczyła, że jeden z jeźdźców ponownie zamierza strzelić do Rosji.

– Nie! – krzyknęła i rzuciła się do przodu. Skoczyła jak łania w stronę Francuza i przebiła go na wylot. Na chwilę przepełnił ją gniew. Wyszarpnęła z ciała lancę, która na szczęście się nie skruszyła, i z bojowym okrzykiem popędziła w dal.

– Wygląda na to, że wciąż czeka nas walka – uśmiechnęła się Jekaterina i gwizdnęła, żeby przywołać swojego konia. Wskoczyła na siodło i poprawiła lancę.

– Za tobą, Wania.

Iwan uśmiechnął się i spiął konia do galopu.


//martwi Polacy w fiku: przestałam liczyć, chyba ze dwa pułki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro