IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alexander właśnie wszedł do szkoły gotowy na kolejny dzień wojen i prób dominacji przeciwko Nathanowi. Ah, no tak... Zapomniał, że wciąż ciąży nad nimi zakaz bójek oraz prezentacja o relacjach międzyludzkich i o tym, jak rywalizacja wpływa na stosunek do drugiego człowieka. Nawet bez faktycznej obecności pani dyrektor chłopak wiedział, że kobieta ma szpiegów. Jeden niewłaściwy ruch w niewłaściwym momencie i chłopcy tracą swoje tytuły. Chłopak westchnął cicho, idąc do klasy. Cały czas oglądał się na boki, bo nigdy nie wiadomo, kiedy zaatakuje Nathan. W końcu blondyn od dobrych kilkunastu minut był w szkole, a jeszcze nie został zaczepiony. 

Zielonooki spokojnie usiadł w ławce, choć w jego oczach pływała podejrzliwość. W końcu w głębi serca doceniał swojego rywala. Doskonale wiedział, że ten nie jest głupi. Jednak chłopak był zdziwiony, że brunetowi zachciało się cichych podchodów. Zapewne zaatakowałby za chwilę, gdyby nie pewien fakt, który nie był znany Rawsonowi. 

Przez resztę dnia blondyn mimowolnie śledził każdy kąt, w którym mógłby być Nathan. Zauważył nawet, że Monica ani na chwilę nie szła z ciemnookim. Przez sekundę myślał, czy nie spytać rudowłosej, ale ta przecież wyśmiałaby wroga jej chłopaka. Zresztą to i tak było bez sensu, bo chodzili do tej samej klasy. Jeśli kapitan drużyny piłkarskiej zjawiłby się, to Alex widziałby go na lekcjach. Jednak po Nathanie Lee nie było żadnego najmniejszego śladu. 

Chłopak czuł pewnego rodzaju spokój. Pierwszy raz od dawna nie rosły w nim chęć zemsty oraz poczucie rywalizacji. Nareszcie mógł zwyczajnie żyć w szkole jako najlepszy uczeń w szkole z nienaganną opinią. Chodził z uśmiechem na twarzy i przypominał kujona jak nigdy, brakowało mu jedynie okularów. Jednak oprócz tego, później również odczuł pustkę i znudzenie. Nie sądził, że brak rywalizacji może być tak poważnym problemem. Właśnie odwrotnie, wydawało mu się, że on właśnie pragnie być najlepszy. Teraz to było zbyt proste i oczywiste, nikt nie mógł ani nie miał odwagi na podważenie jego wartości. Wszyscy bali się temperamentu i poziomu prowokacji, jakie posiadał Alexander Rawson. Nikt nie chciał mieć problemów, a ta szkoła miała wysoki poziom. Gdyby Nathan i Alex nie byli wyjątkowo uzdolnieni, dawno wylecieliby z tego liceum. I tak wiele razy odpuszczano im i darowano ze względu na ich wysokie wyniki i osiągnięcia. W końcu dopadła ich prezentacja oraz zakaz bójek, ale żadne z tych nie było takie proste do zakończenia. 

Znudzony i zmęczony spokojem blondyn wrócił do domu z jeszcze większym brakiem entuzjazmu niż zawsze. W końcu nie miał z kim rywalizować i kogo przewyższać. Może trochę tęsknił za Nathanem...

Po rozebraniu się Alex leniwie opadł na łóżko, choć szybko zasnął. Jego trochę dłuższą drzemkę, bo aż godzinną, przerwało pukanie do drzwi. Rozespany chłopak przetarł oko, po czym wstał z potarganymi włosami. W drodze do drzwi jeszcze ziewnął ospale, przeciągając się. 

Za chwilę stał już przy drzwiach. Gdy tylko pociągnął je ku sobie, ujrzał najmniejszy spodziewany widok. Aż otworzył szerzej oczy z wrażenia i nie miał pojęcia, jak zareagować. Przed nim stał lekko zgarbiony Nathan, który nie wyglądał za dobrze. Miał suche usta, podkrążone oczy, a na policzkach rumieńce charakterystyczne dla choroby. Brunet podpierał się o framugę, ledwo stojąc. W ręku trzymał jakąś niewielką białą siatkę.

- Czego chcesz? - wreszcie zaczął niezbyt miło. - Co tu robisz w ogóle? 
- Przechodziłem... - ledwo mówił swoim zachrypiałym głosem - Przechodziłem obok... Pozwolili mi samemu iść po leki... Ale... - chciał stanąć, ale wtedy zachwiał się. 

Nathan opadł na Alexandra, nie próbując nawet zatrzymać tego z braku sił. Nawet miał przymknięte powieki przez dobijające go przeziębienie. Na szczęście blondyn nie był taki słaby i zdołał złapać wyższego bez upadku. Jednak wtedy przeszły go ciarki po plecach i nie tylko. Nathan był ciepły bardziej niż zwykle. On... prawie wrzał. Zielonooki nie mógł przed sobą ukryć faktu, że gorący policzek Nathana przy jego szyi jest dość przyjemnym odczuciem. Jednak temperatura bruneta przenikała też przez jego ubranie, co Alex czuł doskonale. Czuł, że za chwilę roztopi się niczym czekolada. Za chwilę usłyszał, że zmęczony ciemnooki próbuje coś powiedzieć. To już dobiło go totalnie. 

- Alex... Mamy prezentację... - prawie, że wyszeptał Lee. - Musimy go zrobić... 
- My... - głos mu drgał z emocji i odczuć, jakich doznawał właśnie w tej chwili - Nie damy rady tego zrobić. Ty nie dasz rady! 
- Dam... - powoli zaczął się odrywać od chłopaka, choć potem ledwo stał. - Ty, kujonie... - wręczył mu kartkę ze swoim numerem - Jutro zadzwonisz lub napiszesz, o której będziesz... Mamy prezentację do zrobienia - pomachał mu palcem, po czym odszedł. 

Blondyn z trudem ukrywał swój śmiech na widok Nathana, który próbuje być groźny, kiedy jest chory i osłabiony. Nie zdążył jeszcze zamknąć drzwi, kiedy brunet właśnie zaliczył glebę tuż przy windzie. Trochę przestraszony i zaniepokojony Alex szybko podbiegł do chłopaka, próbując pomóc mu wstać. Jednak ten odtrącił niższego i drżącym ciałem wstał sam, choć z trudem. Spojrzał na blondyna, po czym rzekł zachrypniętym, lecz stanowczym tonem: 

- Nie potrzebuję pomocy, frajerze. 

Winda przyjechała, więc Nathan wszedł do środka, nawet nie żegnając się ze swoim rywalem. Alexander wrócił do domu, choć nie pożałował sobie śmiechu z piłkarza. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro