W ciszy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

POV Doug

Odciągnąłem Louisa z linii ognia. Nikt nie był wstanie zapanować nad tym, co wydarzyło się w magazynie. Spojrzałem na rannego przyjaciela. Ocknął się, ale nadal był zdezorientowany. Było już po wszystkim. Tucker darł się, ile miał sił w głosie, pochylając się nad trupem brata. Na betonie leżało kilku zastrzelonych Meksykanów. Skupiłem się na doprowadzeniu Louisa do porządku.

- Żyjesz, stary? - zapytałem z przejęciem. - Nie zarobiłeś nigdzie kuli? - obejrzałem go pobieżnie. - Kurwa, trzeba to było przerwać na początku - powiedziałem, oddychając ciężko. - Straciliśmy zbyt wielu ludzi, ja pierdole ten skurwysyn nas wykiwał - kontynuowałem załamany. - Louis? - spojrzałem zaniepokojony na jego twarz.

- Coś mówiłeś?! - krzyknął, podnosząc się z ziemi.

- Kurwa mać! - krzyknąłem z bezradności, patrząc na zaschniętą krew, ciągnącą się od jego ucha aż po obojczyk.

Louis stojąc niepewnie na nogach, wrócił do pozycji siedzącej. Zerknąłem z niepokojem na jego drugie ucho. Zacisnąłem usta, dostrzegając ciemną posokę. Wbiłem wzrok w beton. Nie chciałem liczyć strat, ale to przyszło automatycznie. Pięciu zabitych, plus martwy szef kartelu, głuchy szef mafii i porwana Black Lady. Odwróciłem się, szukając wzrokiem Jamesa. Nie było go na pozycji, ani nie leżał martwy. Rozpłynął się w powietrzu, jak to już chyba miał w zwyczaju. Przeniosłem wzrok na przyjaciela. Dopiero teraz doszedł do siebie i połapał się, że nie słyszy. Nie wiedziałem jak bardzo ma uszkodzony słuch, w końcu to on był lekarzem a nie ja. Nie chciałem myśleć, co się dzieje z Ashley. Przy odrobinie szczęścia była martwa. Do moich oczu napłynęły łzy. Tak bardzo spieprzyliśmy akcje. Największą cenę zapłaci za to Black Lady. Marshall nigdy nie znał litości. Potrzebowałem chwili, żeby jakoś sobie to wszystko ułożyć. Musiałem odłożyć to na później, żeby znowu pomóc Louisowi. Tucker zaczął okładać go pięściami jak wariat. Wciąż oszołomiony blondyn, nie był się w stanie bronić. Rozdzieliłem ich, powstrzymując Meksykanina od kolejnego zbędnego ciosu.

- Uspokój się pierdolony kurduplu, musimy współpracować! - krzyknąłem, odpychając go.

- Kurwa Gonzalo nie żyję - wskazał na truchło brata. - Tak jak Fernando! - wytknął.

- Tak jak Arianna i wielu innych - dodałem. - Na wojnie zawsze są ofiary.

Wróciłem do Louisa. Otarł krew z nosa i wyprostował się. Krzyknął coś po japońsku, ale nie miałem zielonego pojęcia, co powiedział. Wiedziałem jedno... był wkurwiony. A jak Louis był wkurwiony, to był w stanie pociąć każdego na kawałki i zamknąć w słoikach z formaliną. Bałem się pomyśleć do czego jest teraz zdolny, żeby odzyskać Ashley.

- Doug!

Wyrwałem odruchowo słuchawkę z ucha, która była ustawiona na maksymalny poziom głośności. Błyskawicznie ściszyłem ją i ponownie włożyłem do ucha.

- Zgłaszam się - odparłem.

- Kurwa mać, dlaczego nikt nie odpowiada? - usłyszałem głos Jamesa. - Od kilku minut próbuję się z wami skontaktować.

- Gdzie ty jesteś? - zapytałem szybko.

- Pojechałem za tymi mercedesami - przekazał - sporo tu mord do obicia, potrzebuję wsparcia.

Louis spojrzał na mnie pytająco.

- Z kim ty rozmawiasz?! - krzyknął w moją stronę.

- James, wie gdzie jest Ashley! - odkrzyknąłem.

Po jego minie wywnioskowałem, że usłyszał. Wyjął telefon i znowu zaczął nawijać po japońsku. Wkurzony Louis sam w sobie stanowił ogromne niebezpieczeństwo, dla tych którzy odważyli się wejść mu w drogę, ale wkurzony Louis z bandą wyszkolonych i uzbrojonych po zęby Azjatów...

- Kurwa - zakląłem po nosem. 

--------------------------------------------------------------------

Witajcie Kochani!

1) Louis stracił słuch?😱

2) James ochroni Ashley?😍

3) Co z sojuszem?☠ 

Czekam na Wasze gwiazdki i komentarze🌟  

Źródło fotografii: https://pl.pinterest.com/pin/429390145715778505/ 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro