Black Lady

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

POV Louis 

Ból w barku nieprzyjemnie promieniował, mimo to ruszyłem na klatkę schodową. Cały czas przed oczami miałem Lexie i bałem się, co mogło stać się z Lukiem, on nie potrafił się bronić. Lexie z resztą też, ale przynajmniej próbowała. Za co zapłaciła okropną cenę. Słyszałem strzały na piętrze. Próbowałem zlokalizować Dragonsów, kiedy dotarł do mnie komunikat od Usagi:

- Hiroto nie żyje.

Zatrzymałem się w miejscu. Zawsze po wykładach z anestezjologii chodziłem do jego baru sushi. Nikt nie potrafił tak przygotować sashimi jak on. Jego specjalnością była tempura z owoców morza, przygotowywana z efektownym pokazem wywijania nożami.

- Przyjąłem.

Wbiegłem po schodach, lokalizując Narumi opartą o ścianę. Była blada, a jej ciemne oczy kontrastujące z jasną cerą wydawały mi się jeszcze ciemniejsze.

- Jesteś ranna? - podpytałem szybko.

- Słyszałeś? - odparła, hamując łzy w oczach.

Dla niej płacz był oznaką słabości, ale w tym momencie Narumi o tym nie myślała. Zginął jej wujek. To on pomógł jej otworzyć salon tatuażu i to on szkolił ją na strzelnicy.

- Nie pozwól, żeby jego poświęcenie poszło na marne - powiedziałem, kierując się na piętro.

Ruszyła za mną, ale dopiero po chwili. Dotarłem do skupionych przy balustradzie Dragonsów.

- Ilu ich tam jest? - spojrzałem na swoją ekipę.

- Zbyt wielu - odparł Kira. - Najpierw Yuki, potem Takachiro, teraz Hiroto - zanotował.

- Yuki żyje - wyrwałem mu ołówek z ręki i złamałem na pół. - Nie zanotujesz już żadnego imienia Dragonsów.

- Gdzie Kenji?

- Jest gdzieś na drugim piętrem, musiał się schować - odezwał się Usagi.

Spojrzałem po Dragonsach.

- Otwieramy pełny ogień, jeśli wycofają się do któregoś z pomieszczeń Akinori pamiętaj o granatach, jeśli nie zdążysz zmusimy ich do wystrzelenia magazynków, Mikoto wyważysz drzwi i nie czekajcie na dalsze instrukcje, wiecie co macie robić. Nie przynieście hańby Haruchito i nie zawiedźcie mnie!

Przez kilka długich minut trwała wymiana ognia, która wydawała się nie mieć końca. Zrozpaczona po śmierci Hiroto Narumi już nie trafiała tak celnie, jak do tej pory. Nie potrafiła zatrzymać drżącej dłoni i łez. Usagi wysunął się na pierwszy front. Nie przypuszczałem, że będziemy walczyli ramię w ramię, jak na braci przystało. Osłaniał mnie, a ja parłem do przodu z wściekłością, mordując Angelsów. Niespodziewanie dołączył do nas Kenji, który pojawił się ni stąd ni zowąd. Nie żałował ostrych ośmioramiennych gwiazdek i miotał nimi na prawo i lewo. Mikoto dla pewności wyrzucał niedobitki przez balustradę.

Ashley, gdzie jesteś?

Przeczesywaliśmy kolejne pomieszczenia i ani śladu. Fala pocisków skierowana w naszą stronę osłabła. Wykorzystałem moment, idąc do przodu. Pewnie byłby już martwy w tym swoim szaleńczym biegu, gdyby nie czujność Usagi, który zlikwidował, mierzącego do mnie Angelsa. Wymieniłem spojrzenia z bratem. To dało mi motywację do dalszej walki. Osłaniany przez Dragonsów wpadłem do pomieszczenia na drugim piętrze i błyskawicznie skamieniałem na widok tego, co zobaczyłem. Naga czarnowłosa kobieta, leżąca w kałuży krwi na stole... nie przejawiała żadnych oznak życia. Strzał obok mnie otrzeźwił mnie, a na podłogę upadł kolejny Angels, którego nie zauważyłem.

- Wstrzymajmy na chwilę ten pierdolony ogień - usłyszałem, widząc wychodzącego z drugiego pokoju Marshalla.

Momentalnie wymierzyłem w niego bronią już miałem pociągnąć za spust i zajebać tego skurwysyna, kiedy do moich uszu dotarł cienki płacz.

- Powiedzmy, że strzelanie w obecności dziecka nie jest najlepszym pomysłem - wzruszył ramionami. - Żałuję Louis, że tak to się potoczyło - odparł niepodziewanie. - To w tobie powinienem ulokować nadzieję na wyniesienie Black Angels na szczyt, nie w niej - wskazał palcem.

- Oddaj mi syna, a zapewnię ci szybką śmierć - warknąłem.

- Wszystko się kończy - podsumował. - Cyrograf dopełniony... a w zasadzie, to zdążyłeś na finał, jeszcze jej nie zabiłem - zarechotał. - Przegapiłeś jak ją rżnąłem, ale to może syn ci kiedyś o tym opowie.

Zawrzało we mnie, ale wiedziałem, że jeśli popełnię teraz jakiś błąd zginie Luke. Marshall podszedł bliżej, zostawiając z tyłu, leżącą Ashley. Jeden z trzech Angelsów znajdujących się w pokoju trzymał niezdarnie Luke'a.

- Zdechniesz dzisiaj - wysyczałem wkurwiony.

- Zaproponuję ci prosty układ... oddam ci syna, ale wycofasz Dragonsów i zostawisz mi swoją Kelly, co ty na to?

Zamarłem i to nie z powodu propozycji, ale ciągu zdarzeń, który rozegrał się zbyt szybko. Marshall skrzywił się w nienaturalnym grymasie i głośno zawył. Ktoś zaklął. Jego kolana ugięły się, odkrywając w całej okazałości stojącą za nim nagą Black Lady. Nikt z obecnych w pokoju nie widział, ile razy dźgnęła go w plecy, ale stałem na tyle blisko, żeby zobaczyć jej furię w oczach i mały nożyk, przypominający skalpel. Była przeraźliwie blada, a po jej brzuchu i udach ciągnęły się długie krwawe linie. Przez chwilę dopuściłem do siebie myśl, że ona nie żyje, a przed sobą widzę tylko jej żądnego zemsty ducha. Na ziemię sprowadził mnie szczęk broni. Wytatuowana ręka Narumi wysunęła się do przodu. Nim obróciłem głowę dwóch Angelsów znajdujących się przy Luke'u już nie żyło.

- Mój błąd - wycharczał Marshall, spluwając gęstą krwią na dywan. - Nie odrwaca się plecami do wroga...

Ashley w przypływie nowej energii, odchyliła gwałtownie jego głowę.

- Pozdrów ode mnie Mefisto - wrzasnęła, wbijając ostrze głęboko raz po raz.

Nigdy przedtem nie widziałem takiego szału. Zażynała go jak zwierzę. Czerwona posoka trysnęła na sporą odległość. Marshall był jeszcze na tyle przytomny, żeby móc to zobaczyć. Dławił się krwią, wydając z siebie przeraźliwe dźwięki. Zamarłem, kiedy ostrze przebiło lewą gałkę, z której rzęsiście wylała się gęsta ciecz. Byłem przekonany, że prawe oko wydłubie mu paznokciami. Jednak Black Lady zakończyła szaleńczy taniec ostrza, przeciągając go po jego szyi.

Linia była nierówna, bo drżąca dłoń Black Lady nie była w stanie utrzymać nożyka, choć w początkowej fazie miała szansę naruszyć nawet mięsień mostkowo-gnykowy. Ashley nie dokończyła nacięcia, bo niespodziewanie osunęła się na podłogę w tym samym momencie kiedy Marshall. Trzeci strzał Narumi wymierzony w kierunku Luke'a, zabił trzymającego go Angelsa. Kiedy Usagi biegł w stronę mojego syna, żeby asekurować jego upadek, ja byłem już przy Ashley. Wydawałem rozkazy z zawrotną prędkością. Nie wiedziałem, czy jej serce wytrzyma takie obciążenie. Zdjąłem z siebie koszulkę i przykryłem nieprzytomną Black Lady. Sho biegł na złamanie karku po sprzęt medyczny. Akinori z kilkoma Dragonsami przetrzepywali wszystkie pomieszczenia. Padło jeszcze kilka strzałów w oddali, ale zupełnie je zignorowałem. Trzymałem w dłoniach twarz Ashley, próbując ją ocucić. Nie chciałem patrzeć na jej pocięte plecy, ale jako niedoszły lekarz miałem odruch pobieżnego sprawdzania innych ran w celu oszacowania ryzyka. To co zobaczyłem wstrząsnęło mną. Rany nadal krwawiły, ale pod powierzchnią skrzepłej krwi i tej świeżej, która jeszcze wypływała, widoczny był wzór skrzydeł. Nie wytrzymałem, rozpłakałem się. Złapałem za broń i w przypływie frustracji władowałem cały magazynek w twarz Marshalla. Nie wiem, czy to za sprawą hałasu, jaki zrobiłem Ashley podniosła powieki.

- Jestem przy tobie - uspokoiłem ją, łapiąc z powrotem w objęcia.

- Zajm... ię Luk... - odparła z trudem łapiąc oddech.

- Już po wszystkim kochanie, Luke i ty jesteście bezpieczni - zapewniłem, głaszcząc ją po włosach. - Wojna się skończyła.

-----------------------------------------------

Witajcie Kochani! 

Muszę chwilę ochłonąć, nie wiem, jak Wy...

1) Black Lady zabiła Marshalla!💀

2) Wojna wygrana... czy, aby na pewno to koniec? 

3) Ashley przeżyje? 

Nie zapomnijcie zostawić gwiazdki i komentarza🌟 

Jak zrobicie furorę w komentarzach, to szybciej wrzucę następny rozdział

Źródło fotografii: https://pl.pinterest.com/pin/388928117819859745/  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro