Kobieta jest najsilniejsza, kiedy...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

POV Louis

Wpatrywałem się w akcesoria, próbując wybrać najlepsze. Nie mogłem zdecydować, czy postawić na niebieski, zielony czy szary. Wrzuciłem kolejną rzecz do wózka, w którym powoli zaczynało brakować miejsca. Przeszedłem na dział ubrań. Wybrałem kilka zestawów w różnych kolorach. Oznaczyłem następną pozycję na liście zakupów. 

- Przepraszam, czy mogę w czymś pomóc? - zapytała ze szczerym uśmiechem ekspedientka.

Miała już swoje lata, więc i doświadczenie. Szybko zdecydowałem się na jej pomoc. 

- Nie wiem czy o czymś nie zapomniałem - powiedziałem, analizując rzeczy w wózku. 

- Synek, tak? - podpytała podekscytowana. - Czego tu pan jeszcze nie ma? - powiedziała rozbawiona, przerzucając zakupy. - Robi pan wyprawkę? 

- Tak jakby - kiwnąłem głową. - Przeprowadziliśmy się z żoną i większość rzeczy została w starym mieszkaniu - skłamałem. 

- Ile ma synek?

- Pół roku - odparłem. 

Kobieta pokręciła się przed regałami i ochoczo zebrała przedmioty, które sama uznała za niezbędne. 

- Dzieci tak szybko rosną, że nawet się pan nie zorientuje, kiedy trzeba będzie zrobić wyprawkę do szkoły - powiedziała z uśmiechem. 

- Ma pani dzieci? - zapytałem z grzeczności, aby rozmowa nie utknęła w martwym punkcie. 

- Mam dwie dorosłe już córki - odparła z dumą. - Który pan chce? - pokazała kocyki w różne wzorki. 

- Ten z misiami będzie idealny - wybrałem błyskawicznie. 

- A ma pan wózek dziecięcy? - dopytała z przejęciem. 

- Ekhm chyba nie - odpowiedziałem zakłopotany. - Wie pani, jak to jest przy przeprowadzce, tyle rzeczy - westchnąłem - ciężko nad tym zapanować. 

- Dobrze się składa, bo mamy świetny model na stanie.

Zaprowadziła mnie na odpowiedni dział i zaprezentowała wielofunkcyjny wózek, który po odpięciu służy jako nosidełko. Potrzebowałem kilku minut, żeby się zdecydować. Na końcu wziąłem jeszcze lalkę Barbie z myślą o Lexie. Ekspedientka skasowała zakupy i zapakowała je do kolorowych toreb w dziecięce wzorki. Zapłaciłem prawie dwa i pół tysiąca dolarów. Nie żałowałem i gdybym tylko mógł, to pewnie kupiłbym jeszcze kilka rzeczy. Pokochałem syna tak samo jak Ashley, od pierwszego wejrzenia. Przepakowałem zakupy do ogromnej błękitnej torby prezentowej. Odpaliłem silnik czarnego BMW x4, które udało mi się wypożyczyć rano. Podjechałem pod dom Douga. Miałem nadzieję, że pozwoli mi wejść do środka. Zapukałem i z niecierpliwością czekałem. 

- Dzień dobry - Lexie wyszczerzyła się. 

- Cześć, wpuścisz mnie? - zapytałem łagodnym głosem. Sięgnąłem do torby i wyciągnąłem różowe pudełko. - To od wujka Louisa - wyjaśniłem. - Podoba ci się?

Dziewczynka przyjrzała się prezentowi i otworzyła szeroko buźkę.

- Tak! - krzyknęła, przyciskając pudełko do siebie. - Pan jest gangsterem jak tatko? - wbiła we mnie duże czekoladowe oczy. 

Milczałem, próbując znaleźć dobrą odpowiedź na jej pytanie. 

- Lexie! - usłyszałem donośny głos Douga, który po chwili pojawił się w progu. 

- Nie sądziłem, że tak szybko tu wrócisz - skwitował, biorąc córkę na ręce. - Podziękowałaś? - podpytał, widząc lalkę. 

- Dziękuję - rzuciła w moją stronę. - To twój przyjaciel, tatko? - zapytała zaciekawiona, bawiąc się swoimi włosami upiętymi w dwa kucyki. 

Doug postawił ją na ziemię. 

- Idź się przygotować, bo spóźnisz się do szkoły - pogonił ją, żeby uniknąć niekomfortowych pytań. 

Lexie w podskokach zniknęła z mojego pola widzenia. 

- Daj mi z nią porozmawiać - poprosiłem wręcz błagalnym tonem. - Kupiłem kilka niezbędnych rzeczy dla syna - wskazałem zakupy. 

- Louis... - zaczął, ale szybko odpuścił, uchylając drzwi. - Śpi na górze, Luke strasznie rozrabiał w nocy - wyjaśnił.

- Luke? - powtórzyłem z lekkim uśmiechem, słysząc po raz pierwszy imię syna. - Podoba mi się - przyznałem. 

- Oj Louis, Louis - parsknął. - Kawy? - zapytał, biorąc dzbanek z czarnym napojem do ręki. 

- Nie trzeba - uciąłem, układając zakupy przy ścianie.

- Rozumiem, że macie sobie dużo do wyjaśnienia - powiedział, zapełniając swój kubek do pełna - ale to co się wczoraj wydarzyło...

- Wiem, nigdy nie powinno mieć miejsca - dokończyłem za niego. 

- Sophie suszy mi głowę o nią, ciebie i tych dwoje z Chicago - upił łyk - a właśnie - odstawił kawę. - Możesz załatwić im lewe plakietki? - dopytał z nadzieją. 

- Nie mam kontaktu z Lu - wytłumaczyłem. - A co mają na koncie? - zapytałem z zainteresowaniem.

- Kurwa - zaklął pod nosem. - To ty zawsze prześwietlałeś ludzi, uciekają przed policją - wyjaśnił. - Wiesz jak to jest, chcą zacząć w nowym miejscu - dodał. - Obiecałem Jamesowi, że pomogę z tymi dokumentami - wyjawił ściszonym głosem. - Louis, wolałbym z nim nie zadzierać, poza tym płaci mi sporo za mieszkanie tu. 

- Sophie wie? - podpytałem wścibsko. 

- Piśnij jej choć słówko - pogroził palcem. - Jak Sophie się dowie o tych pieniądzach, to będę do końca życia spał na kanapie - westchnął. - Kurwa, trzeba to wszystko jak najszybciej rozwiązać - wziął kolejny łyk. - Załatw im te plakietki nie wierzę, że nie masz gdzieś kogoś, kto mógłby to zrobić - zerknął na mnie z nadzieję. - Dogadaj się z Kelly - poprosił. - Zabierz ją i dziecko zanim ktoś ją odstrzeli.

- Mówiła wczoraj o kartelu, wiesz coś więcej? - pociągnąłem go za język. 

- Pamiętasz, jak pobiłeś się z młodym i groziłeś mu, że wytniesz mu serce, jeśli tknie Kelly, a tak właściwie to Ashley - zamyślił się. - Kurwa jak to się wszystko spierdoliło - westchnął. 

- Co z tym Nando? - dopytałem. 

- Podobno go zabiłeś - wyjawił.

- Byłem w Tokio - usprawiedliwiłem się. - Haruhito zmarł...

- O stary - mruknął - wyrazy współczucia - poklepał mnie po ramieniu.

- Przejąłem dowództwo nad Dragons - powiedziałem poważnym głosem. 

Doug uniósł brwi, marszcząc czoło. 

- Ja pierdole, to znaczy, że jesteś szefem japońskiej mafii - podsumował z zachwytem. 

- Staram się być, ale na razie nie to się dla mnie liczy - zdradziłem. - Chcę Ashley z powrotem - powiedziałem bez ogródek. 

- Heeej - usłyszałem wysoki głos.

- Louis, nie będę cię oceniał po prostu napraw to jak najszybciej dla dobra nas wszystkich - mruknął na koniec Doug, po czym przeniósł wzrok na rudą dziewczynę. - Arianna to Louis, Louis to Arianna - przedstawił szybko.

Rzuciłem jej łagodne spojrzenie. 

- Nie chciałam wam przeszkadzać - powiedziała wesoło. - Mogę coś do picia? 

- Jasne, tam jest kawa - wskazał Doug. 

Młoda dziewczyna sięgnęła po dzbanek. 

- Aż z Chicago? - mruknąłem. - Przejechaliście prawie całe stany - powiedziałem z podziwem, zmuszając ją do reakcji. 

Doug pomaszerował do pokoju Lexie. Postanowił dać mi kilka minut na wyczucie uciekinierki. 

- To było takie męczące - westchnęła znudzona. 

- Czym się zajmujesz na co dzień? - zapytałem, sprawiając wrażenie zaciekawionego jej życiem. 

- Mieliśmy z Jamesem całe Chicago, ja robiłam towar on rozprowadzał...

- Co poszło nie tak? - spojrzałem na nią. 

- To długa historia - odparła wymijająco. 

- Jeśli mam wam załatwić nowe dokumenty, to muszę coś więcej wiedzieć - skłamałem. 

- James miał zatargi z takim Niemcem, który spalił mój dom, zabił moją ciocię, później mnie próbował zabić, a potem my jego - wzruszyła ramionami. 

- Sporo tego - skwitowałem. - Wygraliście?

- No pewnie - powiedziała, uśmiechając się szeroko. - James mnie uratował i uciekliśmy razem. 

- Romantycznie - podsumowałem. 

Arianna dosiadła się do stolika. Spojrzałem na jej różowe policzki. Najwidoczniej trafiłem w sedno.

- Co ci się stało w nadgarstek? - podpytałem, zerkając na opatrunek. 

- Ten Niemiec przypalił mnie zapalniczką - odparła z niezadowoleniem. 

- Mogę zobaczyć? - wstałem i chwyciłem ostrożnie jej rękę. 

- Znasz się na tym? - wbiła we mnie niebieskie oczy. 

- Jestem lekarzem - zdradziłem. 

- Wow, ale ekstra - pisnęła. 

Odwinąłem ranę i dokładnie obejrzałem. Nie wyglądało to tak źle, jak się spodziewałem. 

- Zostanie ci blizna - poinformowałem, poprawiając opatrunek. 

Oderwałem wzrok od nadgarstka dziewczyny, kiedy usłyszałem kroki. W kuchni pojawił się postawny mężczyzna. Jego twarz nadal była jak z kamienia, nie wyrażała nic. 

- Więc ty musisz być James - wywnioskowałem. 

- Gdybyś wiedział kim jestem, to nie dotykałbyś jej - rzekł ostro.

- Louis, jest lekarzem - odezwała się Arianna - i załatwi nam dokumenty - podskoczyła w miejscu. 

- Masz więcej szczęścia niż rozumu - rzuciłem chłodno. 

- Powiedział facet, do którego wczoraj mierzyła kobieta - skwitował. 

Zacisnąłem szczęki. 

- Uważaj, bo to teraz ode mnie zależy wasza przyszłość - ostrzegłem.

- Ariiii - do kuchni wbiegła Lexie. - Patrz, patrz! - pokazała jej nową zabawkę. 

Rzuciłem zimne spojrzenie Jamesowi, po czym zabrałem zakupy i ruszyłem schodami do góry. 

- Paaaa wujek! - Lexie pomachała mi na pożegnanie. Uśmiechnąłem się lekko. 

Wziąłem kilka głębszych oddechów przed wejściem do pokoju. Otworzyłem ostrożnie drzwi. Ashley spała obrócona bokiem do okna. Usiadłem na krześle na przeciwko łóżka, zostawiając prezent przy wejściu. Wpatrywałem się w nich. Luke spał słodko, czasami poruszając nóżkami. Przeniosłem wzrok na Kelly. Dopiero teraz zauważyłem, że pomimo ciąży bardzo wychudła. Miała krótsze włosy, które zaczęły się lekko falować. Nie mogłem doczekać się, aż zobaczę te magnetyzujące zielone oczy. Jednak postanowiłem jej nie budzić. Delikatnie przykryłem kocem jej odkryte ramiona i zabrałem się za skręcanie wózka. Postępowałem zgodnie z załączoną instrukcją, starając się nie hałasować. Pochłonięty zadaniem nie zauważyłem, kiedy Ashley się obudziła. 

- Co ty tu robisz? - powiedziała cicho, zaskoczona moją obecnością w pokoju.

Podeszła w moją stronę, ale zachowała przy tym bezpieczny dystans. 

- Skręcam wózek dla naszego syna - odparłem zgodnie z prawdą. - Powinniśmy porozmawiać - oderwałem się od wózka, podchodząc bliżej.

- Nie chcę cię widzieć - powiedziała łamiącym się głosem. - Wyjdź stąd - spuściła wzrok.

- Ashley powinnaś wiedzieć kilka rzeczy - odpowiedziałem z lekkim zdenerwowaniem. 

- Nie chcę nic wiedzieć - odsunęła się, zwiększając dzielącą nas odległość. 

- To nie ja zabiłem Nando - wyjaśniłem szybko. - Byłem w Tokio, poza tym nie wiedziałem gdzie jesteś - kontynuowałem. 

- Mogłeś zlecić...

- Czy ty kiedykolwiek widziałaś, żebym ja zlecał zabójstwa? - zapytałem nerwowo. - Gdybym wiedział, że jesteś w kartelu poruszyłbym niebo i ziemię, żeby cię stamtąd wyciągnąć. 

Zapadła cisza. Ashley otarła łzy i odpłynęła myślami. Miałem chwilę, żeby się uspokoić. 

- Pojedź ze mną do Tokio - poprosiłem. - Zamieszkamy w moim domu, zadbam o ciebie i Luke'a, niczego wam nie zabraknie - przekonywałem. 

- Wiesz ile przez ciebie przeszłam? - zapytała szeptem, który był tak ostry jak brzytwa. - Mam teraz udawać, że wszystko jest dobrze? Chciałeś mnie zabić - przypomniała z wyrzutem. 

- Odwaliło mi - przyznałem szczerze. - Popełniłem ogromny błąd i chcę go teraz naprawić. 

- Skąd mogę mieć pewność, że znowu ci nie odwali, co? - warknęła.

- Ashley - westchnąłem. - Ja cię kocham najmocniej na świecie, ciebie i Luke'a - wyznałem. - Zmieniłaś całe moje życie. Pamiętasz dzień, w którym się poznaliśmy? Dwudziesty siódmy listopada - wróciłem myślami do tamtego dnia. - Uratowałaś mnie przed samym sobą - zdradziłem. 

- To był wypadek - zaprzeczyła, a w jej oczach pojawiły się świeże łzy. 

- Nie był - uciąłem. Podszedłem do niej bliżej. - Dałaś mi impuls do życia, zaopiekowałaś się mną, zabrałaś do swojego mieszkania i wywróciłaś mój świat do góry nogami - zrobiłem przerwę. - Powiedziałem ci, że kobieta jest najsłabsza kiedy kocha, ale nie powiedziałem ci kiedy jest najsilniejsza. - Brunetka wbiła we mnie zielone oczy, które napełniły mnie nadzieją. - Kobieta jest najsilniejsza kiedy jest kochana - dokończyłem. - A ja cię kocham, Ashley.

Zbliżyłem się ostrożnie, żeby ją pocałować. Niestety moją próbę przerwał płacz Luke'a. Brunetka błyskawicznie znalazła się przy dziecku. Otuliła go i zaczęła kołysać. Nie tracąc czasu, zmontowałem ostatni fragment wózka. 

- Teraz będzie miał gdzie spać - oświadczyłem. - W torbie są wszystkie niezbędne rzeczy dla niego - wskazałem, kierując się w stronę wyjścia. - Przemyśl to - powiedziałem na pożegnanie. 

Nie próbowałem drugi raz ją pocałować, wiedziałem, że o jej ustach mogę na razie zapomnieć.
--------------------------------------
Witajcie Kochani!
Uwielbiam Louisa w tym rozdziale. Szef japońskiej mafii, kupujący ubranka dla synka...

1) Będzie dobrym ojcem? 

2) Załatwi dokumenty dla Arianny i Jamesa? 

3) Louis i James... oj wyczuwam konflikt, chyba się nie polubią.

4) Louis chciał popełnić samobójstwo?! Pamiętacie tego tajemniczego blondyna w czarnej skórzanej kurtce z rozdziału "Płonące auto"?😍

5) Myślicie, że uda mu się namówić Ashley na wyjazd do Japonii?  

Zostawcie gwiazdkę i koniecznie komentarz⭐

Źródło fotografii: https://pl.pinterest.com/pin/353180795768497184/



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro