Potwór
POV Louis
Wyjąłem ostrożnie Luke'a z wózka. Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem, po czym wykrzywił twarz w grymasie. Wiedziałem, że będę musiał go za chwilę położyć spać. Ashley dała mi kilka wskazówek, jak opiekować się naszym synem. W razie czego zawsze mogłem pojechać do Sophie, która nadal znajdowała się z Lexie u swoich rodziców. Przytuliłem delikatnie Luke'a, kołysząc go lekko. W domu panował chaos. Arianna robiła ostatnie poprawki przy konstrukcji bomby. James nie odstępował jej na krok, jak prawdziwy anioł stróż. Ashley i Doug szykowali się do wyjzadu do Vegas. Martwiłem się, czy sprawy pójdą po naszej myśli. Black Lady miała rację, wybieraliśmy się na wojnę, a nie mieliśmy broni, oprócz prowizorycznej bomby stworzonej przez chemiczkę w garażu. Zerknąłem na Luke'a, którego oczka zaczynały powoli opadać. Cieszyłem się takimi chwilami. Kilka miesięcy temu nawet nie pomyślałbym, że mogę trzymać w ramionach syna i usypiać go. Nie sądziłem, że nadaje się na ojca. Nigdy nie widziałem w sobie tego czegoś, co dobry ojciec powinien mieć. Jednak coraz lepiej poznawałem Luke'a i niektóre zachowania przychodziły mi automatycznie. Zdawałem sobie sprawę, że jeszcze wiele muszę się nauczyć, ale nie bałem się podjąć tej odpowiedzialności.
- Wszystko gotowe - oznajmiła Ashley, schodząc po schodach.
Rozpuściła włosy, które swobodnie opadły na jej obojczyki. Posłuchała mojej rady i założyła prostą czarną sukienkę, w której wyglądała obłędnie. Chciałem do niej podejść, ale zamarłem w bezruchu i to nie z powodu piorunującego wrażenia, jakie na mnie zrobiła. Luke zasnął na moim ramieniu. Pogłaskałem go po pleckach. Obawiałem się, że każdy najmniejszy ruch może go obudzić. Ashley chwyciła czystą ściereczkę i złożyła ją na pół, po czym przerzuciła mi przez ramię.
- Obślini cię - wyjaśniała szybko, widząc moje zakłopotanie.
Przesłałem jej lekki uśmiech. Brunetka upewniła się, czy małemu jest wygodnie i usiadła obok mnie.
- Tak sobie myślałam - zaczęła nieśmiało - może nam się przydać wsparcie - westchnęła.
Zmrużyłem oczy, próbując rozgryźć o co jej chodzi.
- Wsparcie? - powtórzyłem, zmuszając ją do postawienia sprawy jasno.
- Twoje wsparcie - wyjawiła z lekką obawą w głosie. - Jesteś szefem Dragons - przerwała - rządzisz sporą mafią i to nie byle jaką. Jeżeli wszyscy są tak dobrze wyszkoleni jak Natsume...
- Natsume zginął w nie swojej wojnie - przypomniałem z wyrzutem.
- To nie jest moja wina - usprawiedliwiła się.
- A to nie jest wojna Dragons - uciąłem.
- Dobrze, że można na ciebie liczyć - wstała z krzesła.
- Ashley - zatrzymałem ją, próbując nie upuścić Luke'a. - Dopiero co przejąłem dowództwo, nie mogę wysłać swoich ludzi na inny kontynent, żeby walczyli o nie swoją sprawę.
- Ashley - zawołał Doug. - Idziemy? - zapytał, stojąc w przedpokoju.
- Myślałam, że zrobisz wszystko, żeby walczyć o rodzinę - rzuciła rozczarowana, cmokając Luke'a w główkę.
- Ashley... - mruknąłem.
- Już wystarczy - przerwała mi, kierując się w stronę drzwi.
- Uważaj na siebie - powiedziałem troskliwie.
- Potrafię o siebie zadbać - odparła, wychodząc.
Byłem na siebie wściekły. Ostrożnie przeniosłem Luke'a z powrotem do wózka, ale to tylko go obudziło. Rozdarł się, płacząc przy tym. Przejechałem wózkiem z jadalni do salonu, kołysząc nim, żeby mały się uspokoił. Niestety odniosło to odwrotny skutek, zaczął płakać jeszcze głośniej. Nie wiedziałem, czy zareagował tak na wyjazd matki, czy postanowił dać mi w kość, za to, że się z nią pokłóciłem. Kołysałem wózkiem coraz mocniej. Dowiedziałem się kolejnej rzeczy o swoim synku, był cholernie uparty i nie dawał za wygraną. Im bardziej on był zły, tym bardziej przechodziło to na mnie. Płakał niejednostajnie, wybuchając co kilka sekund na nowo płaczem. Miałem tego dość. W głowie huczały mi słowa Ashley. Myślałem, że już jest między nami dobrze i musieliśmy się akurat teraz pokłócić. Nie mogłem już dłużej znieść tego wycia. Nie zauważyłem, kiedy w moich rękach znalazła się poduszka. Luke przestał płakać. Pochylony nad wózkiem, wstrzymałem oddech. Odsłoniłem go z przerażeniem. Zaciskał pięści, ruszając mocno nóżkami. Poczucie winy zgięło moje kolana. Potrzebowałem chwili, żeby oczyścić umysł, ale w salonie pojawiła się Arianna. Odepchnęła mnie od wózka i wzięła Luke'a na ręce, zasłaniając go przede mną.
- Błagam nie mów Ashley - powiedziałem cicho, ledwo powstrzymując łzy.
- Potwór - wycedziła z obrzydzeniem.
Nazwała mnie tak samo, jak kiedyś Ashley. Nie wiedziała, że wbija mi sztylet w odsłonięty skrawek duszy.
- Arianna, proszę cię - szepnąłem, podnosząc się z ziemi. Jednak chemiczka zdążyła już opuścić pomieszczenie.
Nienawidziłem sam siebie.
------------------------------------------------
Witajcie Kochani!
Louis prawie zabił swojego syna!😱
Czy Arianna powie o wszystkim Ashley?
Czy Louis wezwie Dragonsów do walki?
Nie zapomnijcie o gwiazdce i komentarzu😍
Źródło fotografii:https://pl.pinterest.com/pin/696158054878579560/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro