Sakura

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

POV Louis 

Utkwiłem wzrok w cienkiej, siwej wstążce unoszącej się z rozżarzonego kadzidła. Wiła się powoli, od czasu do czasu lekko zmieniając swój kształt. Wciągnąłem gęste powietrze do płuc. Byłem poruszony, ale nie uroniłem ani jednej łzy. Przeniosłem wzrok na urnę. Stała dumnie pośród zapalonych kadzidełek. Jeden z patyczków przygasł. Jesteśmy więźniami czasu, z którym nigdy nie wygramy. Możemy się mu jedynie poddać. Głos mnicha wyrwał mnie z rozmyślań. Wyprostowałem się i zerknąłem na Usagi. Modlił się z bólem serca. Akemi ocierała dyskretnie policzki. Spojrzałem ponownie na urnę z marmuru. Ten człowiek dał mi wszystko, czego mi w życiu brakowało. Stworzył dla mnie rodzinę, zapewnił wykształcenie i przyszłość. Zawiodłem go. Nie zostałem lekarzem, bo przerwałem studia na ostatnim roku. Wysłał mnie do LA, żebym nadzorował biznes. Black Angeles rozpadli się, po tym jak wprowadziłem... Doug miał racje, kobieta w gangu przynosi pecha. Straciłem wpływ w Los Angeles, przyjaciół, nawet nie wiedziałem, czy Doug i Natsume przeżyli ten feralny wieczór w klubie Demons. Straciłem ją... jedyną kobietę w życiu, którą kochałem i nasze dziecko. Dziecko! Myśl, że jestem ojcem nie dawała mi spokoju. Zostawiłem Ashley samą z niemowlakiem. Porzuciłem wszystko, co dawało mi szczęście. Usagi szturchnął mnie łokciem. Wytarłem błyskawicznie łzy rękawem czarnej marynarki. Mnich zakończył modlitwy. Akemi odpaliła nowe kadzidło. W międzyczasie Dragonsi podchodzili do Usagi, składając kondolencyjne podarunki. Stałem z boku, przyglądając się urnie. 

- Z głębi serca składam wyrazy ubolewania przy tej okazji, która mnie zaskoczyła - przemówił poważnym głosem Yuki, klepiąc mnie pokrzepiająco w ramię. 

- Nie spodziewałem się takiego wydarzenia - odparłem melancholijnym głosem.

Kiwnąłem głową w ramach podziękowania za kondolencje i wyszedłem z pomieszczenia. Od razu rozluźniłem czarny krawat który, jak mi się wydawało, zacieśniał się wokół mojej szyi niczym pętla samobójcy. Wyszedłem na zewnątrz i odetchnąłem. Ciężkie powietrze nadal zalegało w moich płucach. Spojrzałem na piękny ogród. Tu nic nie było przypadkowe. Wszystko miało swoje znaczenie. Rośliny zimozielone symbolizują długowieczność. Kamienie - niezmienność, a woda - życie. Bladoróżowe kwiaty wiśni dawały nadzieję i siłę do walki. Może dlatego Haruhito tak często trenował ze mną na łonie natury. Ogród uspokajał mnie. Pozwalał oczyścić myśli. Usiadłem przy drzewie. Zerwałem jeden kwiat. 

- "Samazama no koto omoidasu sakura ka na"* [Różnych wydarzeń wspomnienia niesie zwiewne kwiat wiśni ] - wypowiedziała z gracją Akemi.

Podeszła wolnym krokiem do mnie, po czym wyciągnęła rękę. 

- Co to jest? - zapytałem z niepokojem, widząc zwój. 

- Prawda o tobie - zdradziła. - Haruhito - z wielkim szacunkiem wypowiedziała jego imię - spisał to, czego nie był w stanie powiedzieć ci za życia. 

Wstałem, wstrząśnięty słowami przybranej matki. Chwyciłem podarunek. 

- Dlaczego nie chciał powiedzieć mi tego osobiście? - zapytałem zszokowany. 

Haruhito słyną ze swej otwartości. Mówił wprost bez owijania w bawełnę, często nie zwracając uwagi na uczucia innych. 

- Bał się, że go znienawidzisz - spuściła wzrok. - Prosił, abym przekazała ci to po pogrzebie, bo wiedział, że nie przyszedłbyś, znając prawdę. 

Szef Dragons zadał sobie wiele trudu, żebym poznał treść zwoju w odpowiednim momencie. Rozerwałem pieczęć i łapczywie chłonąłem każde słowo. Znaki kanji zlewały się ze sobą. Akemi przestąpiła z nogi na nogę i zerwała dwa kwiaty wiśni, po czym uważnie się im przyglądała. Czytałem spowiedź przybranego ojca i z każdym zdaniem narastał we mnie gniew.

- Zabił moich rodziców?! - krzyknąłem z niedowierzaniem, przerywając ciszę panującą w japońskim ogrodzie. 

Japonka skierowała swoje łagodne oczy na kwiaty wiśni i zerwała trzeci ledwo rozwinięty. Z trzech bladoróżowych pąków zrobiła bukiet. 

- Zginęła też twoja siostra - wyjawiła cicho. 

- Sios... - mój głos się załamał. Czułem jak moje oczy stają się szkliste. - Co to za bełkot?! - wskazałem na zwój, zaciskając pięści. 

- Prawda jest taka, że twoi rodzice nie zginęli w wypadku samolotowym - zaczęła mówić. - Haruhito wplątał twojego ojca w brudne interesy. Nie zrobił tego specjalnie - uprzedziła. - Byli przyjaciółmi. Mieli zacząć nowy biznes tu w Tokio i okazało się, że weszli w konflikt z gangiem, za którym stała potężna mafia - tłumaczyła powoli, obracając kwiaty w rękach. - Zastrzelili twoich rodziców i podpalili dom. Haruhito zdążył wyciągnąć ciebie i twoją siostrę. Niestety mała - przerwała, uspokajając oddech - zmarła w szpitalu. 

- Znajdę tych ludzi...

- Louis, oni wszyscy już od dawna nie żyją - ucięła. - Haruhito nigdy nie zapominał o swoim przyjacielu i jego rodzinie. Ciebie zawsze traktował jak swojego syna. Chciał jak najlepiej. Przeczytaj do końca, a wszystko zrozumiesz - poprosiła. 

- Znałaś moją rodzinę, prawda? - dopytałem z nadzieją. Akemi kiwnęła głową. - Proszę powiedz mi coś o nich, jacy byli... moi rodzice? Moja siostra? - otarłem szybko łzy. 

- Twój ojciec był bardzo zaradnym i mądrym człowiekiem - uśmiechnęła się na to wspomnienie. - Był elegancki i troskliwy. Pamiętam, że niesamowicie zależało mu na tym, żeby jego rodzina była szczęśliwa. Zaraził tym Haruhito - roześmiała się. - Victor, tak miał na imię twój tata. 

- Jestem do niego podobny? - zapytałem z ukrytym smutkiem. 

- Nawet nie wiesz jak bardzo - przytaknęła. - Twoja mama, Monica, była tłumaczem przysięgłym, pomagała w biznesie, a przede wszystkim - uśmiechnęła się sama do siebie - znała się na sztuce. Zorganizowała mi wernisaż, to jej zawdzięczam swoje osiągnięcia w świecie sztuki. 

- Co z moją siostrą? - dopytałem z ogromnym bólem w sercu. 

- Hannah była piękna - podsumowała. - Na pewno daleko by zaszła. 

- Nie to co ja - parsknąłem w zadumie. 

- Louis, przejmujesz dowodzenie nad mafią - przypomniała - masz tu narzeczoną, którą wybrał ci Haruhito - uśmiechnęła się. - Masz mnie i Usagi i wielu wielu przyjaciół. 

- Akemi - przerwałem jej - z całym szacunkiem, ale nic nie wiesz. 

- Co cię tak dręczy? - dopytała z troską. - Usagi pomoże ci z prowadzeniem...

- Nie o to chodzi - uciąłem. - Zniszczyłem życie swoje i... i tych których kocham - wytłumaczyłem. - Szkoda, że nie jestem taki jak mój ojciec.

- Louis...

- Zostawiłem ją samą na pastwę losu - wyznałem ciężkim głosem. - Pielęgnowałem w niej zło, żeby pozbyła się sumienia. Ona wiedziała, że jestem... potworem.

- Nie jesteś - zaprzeczyła z przejęciem – a w świecie potrzebna jest równowaga pomiędzy dobrem a złem. 

- Chroniła nasze dziecko przede mną, bo bała się, że je zabiję - wyznałem głosem przepełnionym bólem i złością. 

- Masz dziecko? - zapytała przerażona. 

- Nie wiem - odparłem z wściekłością. - Może ktoś ją skrzywdził i poroniła, albo sama je zabiła z obawy, że będzie poniewierało się po świecie - otarłem gwałtownie mokre policzki. - A może je urodziła, może mam syna albo córkę. 

- Nie powinieneś zostawiać brzemiennej kobiety - oburzyła się. 

- Byłem na nią wściekły, wyjąłem broń i chciałem ją zastrzelić - kontynuowałem. - Powiedziała mi wtedy o dziecku i... coś we mnie pękło - zakryłem twarz. 

- Kochasz ją? - dopytała z nutą nadziei. 

- Nie wiem jak... mam bez niej... żyć - wydukałem. 

- Louis - spojrzała na mnie z politowaniem. - Wierzę w to, że gdziekolwiek jest ta kobieta, to będziesz w stanie ją znaleźć. Jak już ją znajdziesz, to przywieź ją tutaj - poinstruowała. - Haruhito na pewno chciałby, żeby rodzina była w komplecie. 

- A ta narzecz...

- Spokojnie, przekażę, że wasze zaręczyny są już nieaktualne - złapała mnie za rękę. - Jednak proszę cię, zanim wyjedziesz, uporządkują sprawy w Dragons – jej łagodny wzrok na chwilę mnie uspokoił.

- Dziękuję, Akemi. Jak najszybciej zajmę się mafią - przytaknąłem. 

- Nie zawiedź mnie i Haruhito - wypowiedziała powoli, po czym obróciła się i ruszyła do świątyni.

- Nie zawiodę, obiecuję - odparłem mężnie. - Nikogo więcej nie zawiodę - szepnąłem do siebie. - Idę po ciebie, Ashley. 

* Bashō (1695)
-------------------------------------------------
Witajcie Kochani! 

Ruszyliśmy i to z jakim impetem😍 Louis rozpoczął drugą część Black Lady. Tyle się podziało w tym rozdziale, że aż nie wiem od czego zacząć. Zaraz, zaraz... bo ja się tu za chwilę rozgadam i nie będziecie mieli czego komentować. 

Zostawiam Wam interpretację tego rozdziału. Napiszcie jakie macie przewidywania na kolejne rozdziały✍

I koniecznie przeczytajcie „Wietrzne Miasto" jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, bo fabuła będzie łączyła się z BL2. 

Rozdziały: w każdy piątek

Nie zapomnijcie zostawić gwiazdki i komentarza⭐⭐⭐⭐⭐
Pamiętajcie, że możecie zdobyć dedykację rozdziału❣

Źródło fotografii: https://www.google.com/search?q=kwiat+wi%C5%9Bni+tumblr&tbm=isch&source=hp&sa=X&ved=2ahUKEwi83KvJ4YfhAhWFp4sKHZpMC2EQsAR6BAgGEAE&biw=1366&bih=619#imgdii=0GNafGQXjO9j5M:&imgrc=QvdlJT4WHKkEbM:


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro