Wojna gangów

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

POV Doug 

Pozbierałem brudne naczynia po obiedzie i włożyłem je do zmywarki. Zrobiłem miejsce na stole w kuchni. Porządek nie trwał długo, ponieważ w miejscu, gdzie przed chwilą leżały talerze, pojawiły się zeszyty i piórnik wypełniony kredkami. Na krześle usiadła czarnoskóra dziewczynka z długimi do ramion włosami, splecionymi w dwa warkoczyki. Ze starannością zaczęła odrabiać pracę domową. Byłem z niej dumny, ponieważ radziła sobie świetnie w szkole. Ucałowałem ją w głowę. 

- Matematyka? - zapytałem, marszcząc brwi. Spojrzałem przez jej ramię na notatki. - Potrzebujesz pomocy? - przysiadłem się obok.

- Nie idzie mi mnożenie - przyznała z lekkim zakłopotaniem, patrząc na mnie. 

- Pokaż - przesunąłem pracę domową w swoją stronę. Analizowałem przez chwilę przykłady. - Lexie, to nie takie trudne - wziąłem do ręki ołówek. - Mnożysz to razy to - wskazałem. - Ile to będzie? - zapytałem. 

- Siedemdziesiąt dwa - odpowiedziała, po chwili zastanowienia. 

- Bardzo dobrze - pochwaliłem. - Dwa zapisujesz w tym miejscu - wpisałem cyfrę. - Siedem zapisz sobie na górze - poinstruowałem, oddając jej ołówek. Słuchała mnie uważnie. - Teraz mnożysz dalej i dodajesz siedem do wyniku - udzieliłem wskazówek. Postąpiła posłusznie. 

- Dobrze? - zapytała przejęta. 

- Perfekcyjnie - uśmiechnąłem się. - Zrób resztę przykładów, później je sprawdzę. 

- Dzięki, tatko - rzuciła, zabierając się za liczenie. 

Doceniałem każdy dzień spędzony z córką. Nadrabiałem czas, który straciliśmy przez moje błędy. 

Zostawiłem ją na chwilę i wróciłem z czekoladą.

- Lexie, masz ochotę na coś słodkiego - powiedziałem tajemniczo, chowając tabliczkę za plecami. Jej oczy momentalnie się zaświeciły. Podbiegła do mnie i stanęła przede mną. - Tylko jedną kostkę - uprzedziłem. 

- Trzy - spojrzała na mnie maślanymi oczkami. 

- Jedna - musiałem trzymać dyscyplinę. 

- Tatko, no weź - wyszczerzyła ząbki. - Nie powiem mamie. 

- Czemu ja mam takie miękkie serce, co Lexie? - kucnąłem i dałem jej cały rządek. 

- Bo mnie kochasz - przypomniała, przytulając się. 

- To prawda - ucałowałem ją. 

Lexie była radością mojego życia. To dla niej chciałem być lepszym człowiekiem. Doceniamy ludzi dopiero, gdy ich stracimy. Sophie poznałem na myjni samochodowej. Jej śliczne czekoladowe oczy przyciągały jak magnez. Nie chciała się ze mną umówić. Byłem cwaniaczkiem, który przyjeżdżał drogimi samochodami na myjnię tylko po to, żeby jej zaimponować. Byłem szalenie zakochany i gotowy zrobić wszystko, aby poszła ze mną na randkę. Nie poszła. Pracowała ciężko, bo utrzymywała sama mieszkanie. Będąc w Black Angels, miałem dużo kontaktów. Podrzucałem jej pieniądze do skrzynki, żeby jej pomóc. Zorientowała się, że to moja sprawka i zrobiła mi awanturę. Uważała, że banknoty na pewno są kradzione albo podrabiane. Potem przywaliła mi w twarz za to, że chciałem ją przekupić. Straciłem nadzieję. Nie wiedziałem, jak mam zdobyć jej serce. Dotychczasowe metody podrywania zawiodły. Nie obchodziło ją to, że jestem w gangu. Laski w LA leciały na każdego, kto miał jakiś kontakt z Black Angeles. Sophie była odporna na moje uwodzicielskie teksty, drogie auta i podarunki, które zawsze wyrzucała na moich oczach. Przestałem przyjeżdżać na myjnie. Zacząłem interesować się tylko sprawami gangu. Brałem wszystkie zlecenia od Marshalla. Nocami liczyłem kasę i prowizje. Każdą natarczywą myśl o Sophie zapijałem alkoholem. Nic bardziej w życiu mnie nie frustrowało od jej niedostępności. Cokolwiek bym nie zrobił, ona widziała we mnie gangstera, który zwiastuje problemy. Pewnego dnia Louis, który jako jedyny wiedział o moim nieszczęśliwym zakochaniu, poinformował mnie, że natknął się na Sophie w Compton. Przekazał, że dziewczyna wyglądała, jakby ktoś ją pobił. Nie miałem zielonego pojęcia, co mogłaby robić w takiej dzielnicy. Następnego dnia przyjechałem na myjnię samochodową. Serce mi zamarło, kiedy spojrzałem na tak skrzywdzoną Sophie. Na początku nie chciała ze mną rozmawiać, ale przekonałem ją i po pracy zabrałem na obiad. Otworzyła się przede mną i opowiedziała o swoich długach. Pieniądze pożyczył jej ktoś z Shadows. Był to średniej wielkości gang, który upatrzył sobie Campton i tam rządził. Nie wchodzili Black Angeles w drogę, więc ich nie ruszaliśmy. Jednak po tym co się stało, nie mogłem tak tego zostawić. Obiecałem Sophie, że zajmę się sprawą. Przedstawiłem swoje zamiary Louisowi. Wkurwił się. Potrzebowałem jego wsparcia, ale on nie chciał dopuścić do wojny z Shadows. Nie rozumiał tego, że dla mnie najważniejsza była Sophie. Louis nigdy nikogo nie kochał. Był jak jakiś pierdolony wampir bez serca. Był... do czasu, aż nie poznał Kelly. Wtedy liczyły się dla niego tylko interesy. Nie pozwolił mi rozwalić pokojowych stosunków z Shadows dla zemsty za Sophie. Wiedział, że go nie posłucham, więc mnie unieruchomił. Wyjął broń i bez mrugnięcia okiem przestrzelił mi rękę. Pozwolił na to, żebym stracił znaczną część krwi i osłabł, a potem jak dobry przyjaciel wyjął kulę i zszył ranę. Nie mogłem strzelać z pistoletu, bo ból w ramieniu mnie hamował. Pożarliśmy się wtedy dość ostro. Chciałem odejść z Black Angels i zacząć na nowo żyć razem z Sophie. Przez pierwsze pół roku nawet nam to wychodziło. Do czasu, aż znalazłem tego faceta, który ją pobił. Rozwaliłem mu czaszkę i wsadziłem czarne pióro w usta. Tak rozpętałem prawdziwą wojnę. Angelsi pomimo tego, że w tamtych czasach byli mniejszą formacją, która dopiero rozwijała skrzydła, wygrali. Powiększyliśmy terytorium o kolejne dzielnice. Niestety dla mnie to była przegrana bitwa. Sophie nie chciała mieć ze mną nic wspólnego. Widziała, ile zła wyrządziliśmy z jej powodu. Zerwała ze mną kontakt. Zacząłem spędzać całe dnie i noce w kasynach. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Jak dalej żyć bez niej. Odezwała się do mnie po kilku miesiącach. Oświadczyła, że spodziewa się dziecka. Ta wiadomość była jak grom z jasnego nieba. Chciałem znów zmienić swoje życie. Zatroszczyć się o rodzinę. Kupiliśmy piękny dom, a na świat przyszła nasza córeczka, Lexie. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, ale... Black Angels nie zapomina o swoich aniołach. Nie potrafiłem się przed nimi ukryć, wszędzie mnie znaleźli. Dali mi wybór, albo wracam do gangu, albo kulka w łeb. Wybrałem pierwszą opcję, bo chciałem zobaczyć, choćby z daleka, jak moja córka dorasta. Próbowałem kontaktować się z Sophie i małą, ale po tym jak policja złapała mnie za kradzież, moja ukochana załatwiła zakaz zbliżania się. Z bólem serca przyglądałem się jak dwie najważniejsze kobiety w moim życiu walczą o przetrwanie. Poradziły sobie beze mnie. Po strzelaninie w San Francisco zostałem aresztowany. Spędziłem kilka miesięcy w wiezieniu. Nie mieli dowodów, żeby poprzeć zarzuty, które na mnie ciążyły. Przywalili mi tylko za broń, która była niezarejestrowana. Oczywiście największym wyznacznikiem tego, że należę do gangu był tatuaż na ramieniu. Na moje szczęście to nie wystarczyło. Taki tatuaż mógł mieć każdy, a sędzia chciał twardych dowodów, że jestem gangsterem. Posiedziałem przez jakiś czas, nikogo nie wsypałem... chociaż mogłem. Najwięcej wypytywali o Kelly. Była w najgorszej sytuacji. Nie wiedziałem, co się z nią stało. Uciekła z klubu razem z Louisem. Wiedziałem, że dopóki są razem, to nic im nie grozi. Black Angels rozpadli się na dobre. Nie było Black Lady, Louisa, mnie... a Marshall no cóż, co mógł sam zrobić? Bez proszków z Japonii, mojego księgowego talentu i kobiety, która potrafiła postawić się samemu diabłu. Kiedy opuściłem więzienie, postanowiłem zadbać o najważniejsze... rodzinę. Sophie długo nie mogła mi wybaczyć, ale ze względu na Lexie dała mi szansę. Starałem się być najlepszym ojcem i partnerem. Podobało mi się to życie. Dbanie o dom, odrabianie zadań z córką, wspólne oglądanie filmów i niedzielne obiady. Nareszcie czułem, że moje życie zmierza we właściwym kierunku. 

- Tatko, skończyłam - usłyszałem głos pełen radości, wydobywający się z kuchni. 

Zająłem miejsce obok córki i wziąłem zeszyt. Oczywiście mała wykorzystała moment mojej nieuwagi i sięgnęła po kolejne kostki czekolady. Przeanalizowanie działań zajęło mi minutkę. 

- Bardzo dobrze - pochwaliłem, odkładając pracę domową. 

- Jutro mam z tego test - poinformowała. 

- Na pewno pójdzie ci dobrze - pokrzepiłem. - Która jest godzina? - zapytałem sam siebie, patrząc na zegar ścienny. 

- Prawie siedemnasta - uprzedziła mnie Lexie, zbierając swoje rzeczy ze stołu. - Mama za chwilę wróci - powiedziała uradowana. 

- Przygotuję dla niej obiad, a ty wybierz film na wieczór - poprosiłem, przenosząc garnek z zupą na palnik. 

- Już wybrałam! - oświadczyła z entuzjazmem, znikając.

Przybiegła, unosząc w rękach płytę. 

- Zombie? - dopytałem ze zdziwieniem, patrząc na okładkę. - Nie jesteś za młoda, co? - spojrzałem na nią surowym wzrokiem. 

- Tatko, no weź - znowu zrobiła te maślane oczka. 

- Mama mnie zabije jak się dowie, że masz taką płytę - powiedziałem z przejęciem. - Kto ci to pożyczył? - zmarszczyłem brwi. 

- Nie powiem - uśmiechnęła się. 

- Pewnie ten Patrick - odparłem niezadowolony. 

- Wcale nie - skłamała. 

- Lexie! - podniosłem głos. - To łobuz prosiłem cię, żebyś się z nim nie zadawała - przypomniałem. 

- Ale on mnie lubi - strzeliła focha, krzyżując ręce. 

- Zawiozę cię jutro do szkoły i sobie z nim pogadam - oznajmiłem. 

- Tatko, no weź - zwiesiła głowę. 

- Oddasz mu płytę - przemówiłem po chwili milczenia. 

- Przestanie mnie lubić, jeśli tego nie obejrzę - powiedziała ze smutkiem w oczach. 

- Lexie - westchnąłem. - Zawsze bądź sobą. Ludzie przychodzą i odchodzą, a ty nie zapominaj, kim jesteś - poradziłem. 

- No, dobra - odrzekła. - Znajdę jakiś film o pieskach - poszła do swojego pokoju. 

Sophie wróciła do domu o równej siedemnastej. Ucałowałem ją na przywitanie i podałem obiad. Była zmęczona po pracy. Lexie zajęła się swoimi sprawami. Mieliśmy chwilę dla siebie. 

- Znalazłeś jakąś ofertę? - zapytała, widząc zrulowaną gazetę na parapecie. 

- Nie - odparłem lakonicznie. - Dzwoniłem do dwóch miejsc, ale nikt nie chce zatrudnić karanego - spuściłem wzrok. 

- Douglas, musisz coś znaleźć - zacisnęła powieki. - Popytam jeszcze po znajomych - pogładziła moją rękę. 

- Nie martw się - ucałowałem ją w głowę. - Damy sobie radę - zapewniłem z przekonaniem. - Mam jeszcze oszczędności, a jak nam nie starczy - ugryzłem się w język. 

- Nie chcę, żebyś wrócił do gangsterki - powiedziała z oburzeniem. 

- Nie dopuszczę do tego, żeby wam czegoś brakowało - spojrzałem jej głęboko w oczy. - Obiecuję, Sophie - złożyłem krótki pocałunek na jej ustach.
--------------------------------------
Witajcie Kochani!

Kto by pomyślał... Doug jako przykładny ojciec. 

Jak podoba Wam się Lexie? Widać, że charakterek odziedziczyła po ojcu. 

Co może zakłócić tą rodzinną atmosferę? A raczej... kto?

W następnym rozdziale: zwłoki... czyje?

Nie zapomnijcie o:
- gwiazdce, komentarzu i obserwowaniu mojego profilu 

Dedykacje wygrywa: jebwdupala za wsparcie i przypominanie fabuły BL😘

Dziękuję za zaangażowanie: MojaBajka (za W Cieniu Korony), tanduniaaa (za szybkie nadrobienie BL i WM) GorzkoSlodkaIza (cieszę się, że wróciłaś na Watt)

Źródło gipha: http://gph.is/1TFjFxv


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro