Mefisto

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

12 stycznia (wtorek) 

POV Kelly 

Wiedziałam, że za chwilę stanę oko w oko z kolejnym gangsterem, którego powinnam wsadzić za kratki, a nie robić z nim interesy. Czułam wewnętrzny niepokój. Bałam się o swoje życie. Jak teraz będzie to wszystko wyglądało? Dwie opcje, albo mi się uda albo nie. Doug zerkał na mnie co chwile, jakby upewniał się, czy nadal oddycham. Chciałam zadzwonić do Louisa. Powiedzieć mu, że wpakowałam się w kłopoty. Nie mogłam stchórzyć. Kręciło mi się w głowie. Czarnoskóry przyjaciel podał mi butelkę wody, jakby czytał w moich myślach. Wzięłam kilka łyków.

- Chcesz coś mocniejszego? - zapytał, wyjmując srebrną piersiówkę. - Na odwagę - zachęcił.

- Nie - odsunęłam jego rękę od siebie.

- Rozluźnisz się trochę - nalegał - jesteś zestresowana, nie dziwię się, bo też bym był na twoim miejscu.

- Nie chcę - skierowałam wzrok, na mijające nas samochody.

- Nie męcz jej - odezwał się Fernando.

Doug ze zrezygnowaniem odpuścił. Schował alkohol i też odwrócił wzrok. Zapadła niezręczna cisza.

- Za ile będziemy? - zapytałam znudzona i zmęczona całą trasą.

- Jakieś dwadzieścia minut - wyjaśnił kierowca.

Oparłam łokieć o drzwi. Bałam się przyszłości bardziej niż kiedykolwiek. Powinnam dbać o siebie, a robiłam wszystko w przeciwnym kierunku. Narażałam nie tylko swoje życie. Zaczęłam myśleć o Louisie. Przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie. Byłam wtedy taka podekscytowana tym, że został u mnie na noc w mieszkaniu. Następnego dnia rozczarowałam się, widząc pustą kanapę. Potrafił szybko znikać. Tego się bałam, że znowu zniknie. Dlatego nie mówiłam mu wszystkiego. Nie mam już nic oprócz jego miłości. Wyjęłam telefon. Musiałam mu napisać wiadomość.

"Louis, nie wiem co teraz będzie. Chyba wpakowałam się w kłopoty. Przepraszam. Kocham cię najmocniej jak tylko potrafię"

Zajęta pisaniem, nie zauważyłam, że w samochodzie toczy się rozmowa.

- Wchodzimy od zaplecza? - zapytał młody Meksykanin, kierując swe pytanie do gangstera. Zdenerwowało mnie to, bo przecież to ja dowodzę całą akcją.

- Od zaplecza - odpowiedział.

- Nie - wtrąciłam się. - Gdzie jest DJ? - zapytałam retorycznie, ale Doug potraktował to, jako moją niewiedzę.

- Będzie przy mikserze, nie spodziewa się nikogo - wzruszył ramionami.

- Dlatego wejdziemy na parkiet - przerwałam mu.

Gangster pokręcił głową.

- Chcesz, żeby nas na wejściu sprzątnęli?! - oburzył się.

- On ma rację Kelly - poparł go Nando.

- Ty się naprawdę źle czujesz...

- Zamknij się! - krzyknęłam. - Będzie tak, jak ja powiedziałam!

- Kelly, sprowadzisz na nas wszystkich śmierć - powiedział poważym tonem Doug. - Powinienem już dawno zadzwonić do Louisa, żeby ci wybił z głowy te pomysły - uniósł się.

- Zatrzymaj się! - klepnęłam kierowcę w ramię. Samochód stanął. - Albo robisz tak jak ja mówię, albo wypad!!! - wrzasnęłam.

Doug nie wiedział, co ma zrobić. Wahał się przez chwilę.

- Kelly - powiedział spokojnie - dobrze, niech będzie tak jak ty mówisz.

Rzuciłam mu gniewne spojrzenie.

- Jedź! - pospieszyłam kierowcę.

Miałam się nie denerwować. Uspokoiłam oddech. Zostało kilka minut. Cokolwiek by się nie działo musiałam być silna. W samochodzie panowała cisza. Nando już nie zerkał na mnie w lusterku. Patrzył wprost przed siebie. Klub wyglądał na średniej wielkości, jednak to były tylko pozory. Przed wejściem ciągnął się sznur ludzi w młodym wieku. Panował chaos i głośne okrzyki. Samochód zatrzymał się.

- Zostawcie broń w bagażniku - rozkazałam.

Doug wytrzeszczył oczy i złapał mnie mocno za nadgarstek.

- Mamy wejść bezbronni w gniazdo żmij? - wycedził przez zaciśnięte usta.

- Czego nie zrozumiałeś? - dopytałam bardzo spokojnym głosem. - Jak coś ci nie pasuje, to możesz zostać w aucie - spojrzałam mu w oczy.

Nadno w tym czasie wysiadł. Otworzył drzwi od mojej strony i wyciągnął rękę. Pomógł mi opuścić tylną kanapę. Nie odwróciłam się w stronę Douga, ale usłyszałam jak również wysiada. Nie zgadzał się ze mną, lecz obiecał Louisowi, że będzie miał na mnie oko. Przede mną stanęło dwóch napakowanych gangsterów. Po mojej prawej znalazł się Nando, po lewej Doug. Za moimi plecami znaleźli się jeszcze dwaj mężczyźni. Czułam się jak prawdziwa królowa w asyście najlepszych rycerzy. Ruszyłam powolnym krokiem w stronę wejścia.

- Myślisz, że tak po prostu nas wpuszczą, co? - szepnął z irytacją.

- Wątpisz we mnie - mruknęłam. - Nigdy więcej tego nie rób - skarciłam go. - Przedstawienie dopiero się zaczyna - powiedziałam po cichu.

Kiwnęłam na ochroniarzy, znajdujących się przed wejściem. W tle usłyszałam słowa niezadowolenia, czekających w kolejce imprezowiczów.

- Podkupiłaś ochronę? - dopytał zdziwiony Doug.

Nie dałam mu odpowiedzi, tylko lekko się uśmiechnęłam. Czerwone światło przepełniało korytarz. Sprawiało, że czułam się, jakbym wchodziła do piekła. Muzyka dudniła zza ściany. Na końcu korytarza stał mężczyzna, który trzymał w rękach pudełko.

- Zatrzymajcie się - poprosiłam. Cała obstawa znieruchomiała. Wyszłam przed szereg.

- Kelly - Nando chwycił mnie za rękę.

- Spokojnie - spojrzałam na niego - nic mi nie zrobi.

Uwolniłam się z uścisku nastolatka. Przeszłam kilkanaście kroków, do czekającego na mnie posłańca.

- Wszystko zgodnie z planem - odezwał się, podnosząc wieko. - Proszę się nie martwić, nie poparzą. - Zrzuciłam swoje buty i wyjęłam nową parę z pudełka.

- Zostańcie na pozycjach może się zrobić gorąco - zapięłam wysokie czarne szpilki. - W razie czego nie marnować kul na bezbronnych.

- Zrozumialem Queen - skłonnił głowę.

Odwróciłam się i zilustrowałam wzrokiem swoją obstawę.

- Ruszcie się - pospieszyłam ich.

Doug momentalnie się przy mnie znalazł.

- Wciągnęłaś w to Rosjan? - zapytał z podziwem, a zarazem niedowierzaniem.

- Tak - potwierdziłam. - Idziemy za Iwanem, ruchy panowie - dodałam dla otuchy.

Drzwi otworzyły się, a przede mną ukazał się ogromny parkiet, zapełniony po brzegi nic nie świadomymi ludzi. Kolorowe neony wirowały, tak jak olbrzymia kula dyskotekowa na środku sufitu. Muzyka sączyła się z wysokich głośników. Na podwyższeniu znajdował się mikser i król imprezy, DJ. Miał czerwonego irokeza i pełno tatuaży. Wyglądał dla mnie komicznie, dopiero kiedy zobaczyłam go z bliska zrozumiałam, że to nie wariat, tylko demon w ciele człowieka. Na czole dwie wypustki, zapewne wykonane w drodze operacji plastycznej, pełniły rolę rosnących rogów. Czarne tęczówki zlewały się ze źrenicami, przez co przypomniał mi się Marshall i jego wytatuowane gałki oczne. Kilkanaście kolczyków zdobiło brwi, wargi i nos. Teraz wiedziałam, dlaczego Black Angels nie zadają się z Demons. Jak anioły mogą przyjaźnić się z demonami? A później dotarło do mnie, że jesteśmy czarnymi aniołami, a od tego tylko krok, by stać się diabłem. Kto dowodzi armią czortów? Dojrzałam czarne piórko na ramieniu DJ. Odpowiedź jest prosta, upadły anioł... Mefistofelesie, pora byś oddał mi władzę nad piekłami.

Wszystkie światła zgasły, w piekle zrobiło się ciemno. Krzyki rozgoryczonych dusz nasycały powietrze. Stuknęłam obcasem o podłogę, a później otarłam prawy czubek stopy o lewy. Iskra swawolnie przeskoczyła i moje nogi zapłonęły. Jedyne światło w mrocznej grocie. Kroczyłam dumnie po utorowanej drodze. W idealnym momencie punktowe zimne światło spowiło mnie.

- Mefisto! - krzyknęłam, przyprawiając zgromadzonych ludzi o ciarki. - Czarna Dalia wróciła - oświadczyłam dumnie. - Tłum pogrążył się w szmerach. - Czas byś złożył pokłon - dokończyłam.

Znajdowałam się w kręgu utworzonym przez Angelsów. Demony szybko ustawiły się w szeregu, zaraz za swoim przywódcą. Naprężył mięśnie, zacisnął zęby i podszedł bliżej. Angelsi przepuścili go. Stanął przede mną, ale tak, aby nie znaleźć się w świetle. Ja byłam w jasnej poświacie, a on skryty w mroku. To dawało mi poczucie, że to ja jestem po stronie dobra, choć wcale tak nie było.

- Queen - parsknął. - Nie dostałaś zaproszenia - szepnął rozzłoszczony.

- Możemy połączyć siły - odparłam.

DJ obrócił się, jakby się rozglądał za czymś.

- Wyprowadzić wszystkich gości! - rozkazał.

Imprezowicze w popłochu wybiegli z sali.

- Słucham, wasza wysokość - rzekł sarkastycznie.

- Mamy dobry towar w uczciwej cenie - zaczęłam.

- Nie handluję takimi proszkami jak wy - rzucił oschle.

- Może pora zacząć - mruknęłam - pięćdziesiąt tysięcy dolarów, zarobisz na tym dwa razy tyle, jakość jest wysoka - zapewniłam.

- W San Francisco nie ma zapotrzebowania na...

- Nie masz towaru, nie masz klientów - przerwałam mu. - Handlujesz jakimś gównem, trujesz ludzi, a ja oferuję ci coś co wyniesie cię na szyt.

- Nie będę robił układów z Black Angeles! - warknął, zakleszczając swoją dłoń na mojej szyi. Widziałam, że Doug chciał się na niego rzucić, ale ktoś go przytrzymał. Moi ludzie byli unieruchomieni, a ja całkowicie bezbronna. - Jeżeli jeszcze raz cię tu zobaczę, to złożę cię w ofierze, potnę na kawałki, a potem zjem, rozumiesz? - wysyczał przy mojej twarzy, po czym mnie puścił. Złapałam łapczywie oddech. Mefisto odwrócił się.

- Daję ci tydzień na zmianę decyzji - odezwałam się - cena wynosi teraz sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów - postawiłam nowy warunek - i przynieś bukiet róż w ramach przeprosin.

- Masz kurwa tupet! - krzyknął. - Rozpierdalasz mi imprezę, wchodzisz na mój teren bez uprzedzenia i wysuwasz takie żądania, pieprzona szmata...

- W takim razie poleje się krew, polecą głowy i nie uratujesz żadnej duszy - w tym momencie z sufitu zleciało kilkadziesiąt czarnych piór, które zawirowały i przeraziły wszystkich na sali - poszukaj swojego pióra Mefisto - zachęciłam - włożę ci go w usta, kiedy zdechniesz - ruszyłam do wyjścia, pozostawiając w osłupieniu przeciwny gang. DJ najwyraźniej kazał puścić moją watahę, bo Nando pojawił się przy mnie jak cień. Wyszliśmy z klubu. Wsiadłam do samochodu, nie czekając na innych. Doug wparował do środka.

- Coś ty zrobiła?! - krzyknął rozgorączkowany.

- Przegrałam bitwę po to, żeby wygrać wojnę - podsumowałam.

Ruszyliśmy z piskiem opon. Diabeł wygrał moją duszę.

--------------------------------------------------

Hej!!!

Wróciłam do Was!

Co tu się porobiło w tym rozdziale...Marshall wygrał cyrograf, a Kelly czeka śmierć? Czy rozpocznie się wojna gangów? Kto umrze w kolejnych rozdziałach? Nie zapomnijcie o gwiazdce i komentarzu :)



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro