Pierwsze zabójstwo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

28 listopada (sobota)

POV Ashley 

Kiedy rano otworzyłam oczy, ogarnęło mnie dziwne uczucie. Przez chwilę pomyślałam, że to wszystko tylko mi się śniło, ale to nie był sen. Zerwałam się szybko i pobiegłam do salonu. Kanapa była pusta. Poczułam ogromne rozczarowanie. W sumie, to co ja sobie myślałam, że przyniesie mi rano śniadanie do łóżka? Byłam na siebie zła, że znowu zrobiłam sobie nadzieję na coś niemożliwego. Kogo ja chcę oszukać? Zobaczyłam na stoliku małą karteczkę. Może zostawił numer? Moje serce przyspieszyło. "Dziękuję za wszystko, jestem twoim dłużnikiem, Louis". Uśmiechnęłam się na chwilę, a później dotarło do mnie, że więcej go nie zobaczę. Muszę jak najszybciej o nim zapomnieć i skupić się na pracy. Ubrałam się tak jak co dzień. Jeansy i zwykły t-shirt. Związałam długie brązowe włosy w kucyka i założyłam trampki. Całą drogę do biura myślałam o Louisie. Weszłam do budynku.

- Cześć Rob - rzuciłam, znowu mi nie odpowiedział, ruszyłam dalej.

- Amanda! - krzyknął ktoś z tyłu. To był mój szef. - Przynieś mi wczorajsze raporty i kawę. - Odwróciłam się. Tak, mówił do mnie. Nie zwróciłam mu uwagi, że pomylił moje imię. Robił to notorycznie i przywykłam do tego. Nie zwlekając dłużej przyniosłam plik kartek na jego biurko i postawiłam kawę.

- To wszystko, szefie? - zapytałam grzecznie, wziął łyk.

- A gdzie jest cukier? - spojrzał na mnie takim wzrokiem, że na chwilę zamarłam.

- Zapomniałam, przepraszam - wróciłam po cukierniczkę - proszę.

- Wracaj do roboty! - krzyknął.

Usiadłam przy biurku. Wzięłam głębszy oddech, żeby się uspokoić. Muszę awansować, to moja jedyna szansa. Miałam swojego informatora Henrego. Był moją ostatnią nadzieją. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do niego, ale nie odebrał. Prowadził śledztwo na własną rękę. Mogłam liczyć tylko na niego.

- Ktoś tu się nie wyspał - usłyszałam cienki głos.

- Cześć Megan - powiedziałam w jej stronę.

- Mieszkasz koło studentów, czy znalazłaś sobie chłopaka? - Zaśmiała się szyderczo.

- Miło cię widzieć - mruknęłam pod nosem. Wtedy mój telefon zabrzęczał.

- Halo - odebrałam szybko, to był Henry.

- Siema maleńka - rzekł nonszalancko.

- Henry, to ty? - Zdziwiłam się, nigdy się tak do mnie nie zwracał. Poznaliśmy się na szkoleniu obronnym w styczniu. Polubiliśmy się, a teraz współpracowaliśmy. Dzięki niemu mogłam rozpracować gang Black Angels.

- Ale załóż tą koronkową sukienkę jak ostatnio - wyszłam na korytarz.

- Henry, co ty wygadujesz? - Usłyszałam kilka trzasków w telefonie.

- Ashley, wybacz musiałem improwizować - poczułam ulgę, słysząc jego normalny głos.

- Masz coś? - Zapytałam pośpiesznie.

-Dużo mety i nowy narkotyk. Jestem już prawie w gangu - przerwał. - Robią dzisiaj imprezę, przyjdziesz tu i weźmiesz próbki do laboratorium, a przy okazji przyjrzysz się lepiej podejrzanym.

- To jest w ogóle bezpieczne?

- Ashley, jesteś policjantką - przypomniał - to ryzyko zawodowe. Wysłałem ci ubrania na tę imprezę, masz wyglądać jakbyś przyszła do mnie tylko na godzinę.

- Możesz mówić jaśniej - nie wiedziałam, o co mu chodzi?

- Jakby ci to wytłumaczyć - zastanowił się. - Kojarzysz tą Danielle, którą kilka razy aresztowaliśmy za prostytucje?

- Ciężko jej nie kojarzyć - westchnęłam.

- To masz wyglądać tak jak ona. Muszę kończyć, adres dostaniesz wraz z ubraniami.

- Okay.

Rozłączył się. Nie potrafiłam sobie wyobrazić siebie w skórze Danielle. To był głupi pomysł, przecież nie dam rady. Chociaż jeżeli to ma mi pomóc zdobyć awans, to jestem w stanie się tak poświęcić. Chciałam z kimś porozmawiać o tym planie, ale widziałam w każdym konkurencję. Gdybym powiedziała Alanowi na pewno by mi pomógł, ale to on później zgarnąłby wszystkie laury za to. Nikomu nic nie powiem. Pójdę na tę imprezę, wezmę próbki, zrobię portrety pamięciowe i wsadzę ich do więzienia. Cały dzień w pracy zastanawiałam się, jak to wszystko będzie wyglądało? Kiedy wróciłam do domu przyszła do mnie sąsiadka i przekazała przesyłkę od listonosza. Podziękowałam staruszce i weszłam do mieszkania. Szybko odpakowałam pakunek, tak jak myślałam, w środku była sukienka. Przymierzyłam ją na siebie i przejrzałam się w lustrze. Ledwo zakrywała moje pośladki. Była cała czarna i koronkowa, tak jak wspomniał Henry. 

W pudełku były też buty, szpilki. Miałam dwie godziny, żeby nauczyć się w nich chodzić. To było dla mnie straszne wyzwanie. Pomalowałam się, pierwszy raz od bardzo dawna. Przed wyjściem wzięłam kilka wdechów, aby się uspokoić. Przerzuciłam rozpuszczone włosy do przodu, żeby chociaż trochę zakryły zbyt głęboki dekolt. Było po 23:00, kiedy zjawiłam się na miejscu. Wtedy po raz pierwszy spanikowałam. Zobaczyłam ogromną willę. Myślałam, że mafiozi siedzą w jakiś norach, a nie pałacach. Przed drzwiami stało dwóch barczystych łysych facetów. Tak, to był drugi raz, kiedy spanikowałam. 

- Ty do kogo? - zapytał groźnie, zastępując mi drogę.

- Do Henrego - powiedziałam po krótkiej chwili. - Zaprosił mnie... na noc. - Wyjaśniłam, udając na tyle na ile umiałam pustą lalunię.

Wymienili pomiędzy sobą spojrzenia i otworzyli mi drzwi. Odetchnęłam z ulgą. Teraz pozostało mi tylko odszukać informatora. W środku było pełno ludzi, niektórzy byli zbyt pijani, żeby w ogóle siedzieć. Rozejrzałam się. Muzyka dudniła z głośników. 

https://youtu.be/4vOQ344Bj4U

Ktoś złapał mnie w pasie i wbił usta w moją szyję. Drgnęłam przerażona.

- Siema maleńka - uspokoiłam się na chwilę, słysząc te słowa, to był Henry. - Chodźmy na górę. Chwycił mnie za rękę i zaciągnął do pokoju. - Wybacz za tamto, ledwo cię poznałem w tym wszystkim - przejechał po mnie wzrokiem.

- Chcę jak najszybciej przebrać się w swoje rzeczy, więc streszczaj się - usiadłam na łóżku.

- To kilka gramów nowości - podał mi woreczek, który dokładnie obejrzałam.

- CFR 2, niebezpieczny nawet w małych ilościach - stwierdziłam.

- Niezła jesteś - uśmiechnął się zadowolony.

- Co z gangiem? - zapytałam, nie chciałam tracić cennego czasu.

- Jest ich cholernie dużo....

- Nie chodzi mi o podwykonawców, ale o samych szefów - przerwałam mu.

- Z tego co wiem, to tych najważniejszych jest czterech - zamyślił się.

- Gdzie trzymają towar? - Zadałam kolejne pytanie, poprawiając sukienkę.

- W różnych miejscach na mapie. Współpracują z mafią z Tokio, a nawet z Meksykiem - przekazał mi kolejne informacje.

- Dobra, co z tą czwórką bossów?

- Głównym szefem jest Marshall. Ma wytatuowane gałki, jest przerażający. Drugi to Doug czarnoskóry z kolczykiem w prawym uchu, trzeci to Tucker...

Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Henry nakazał mi ruchem ręki, że mam milczeć. Wyciągnął pistolet i podszedł do drzwi. Odsunęłam się jak najdalej. Henry pociągnął za klamkę i wycelował.

- Kurwa - usłyszałam męski głos. - Kumpla trzymasz na muszce - z opisów Henrego wywnioskowałam, że to musi być Doug.

- Sorry, nie wiedziałem, że to ty - opuścił broń.

- Ej, masz dziewczynę? - Wszedł do pokoju. - Jak ci na imię? - zapytał, błądząc wzrokiem po moim ciele.

- Kelly - rzekłam szybko, to było jedyne imię, które mi wtedy przyszło do głowy.

- Kelly - powtórzył, podchodząc bliżej. - Henry, może byś ją przedstawił reszcie chłopaków - zaczął bawić się moimi włosami.

- Innym razem - rzekł ostro.

- Właśnie, muszę już iść - powiedziałam, udając rozczarowanie.

- Nie tak prędko. - Doug chwycił mnie i przyłożył pistolet do skroni. Moje serce gwałtownie przyspieszyło. Nikt przedtem nie groził mi bronią chyba, że na ćwiczeniach, ale to były ćwiczenia, a teraz naprawdę miałam lufę przy głowie.

- Nie wygłupiaj się - rzekł Henry. Widziałam, że próbował wymyślić jakiś plan.

- Dla kogo pracujesz? - Zapytał ostro.

- Dla nikogo. - Serce waliło mi jak oszalałe, nie chciałam się szarpać. Stałam sztywno, myśląc o tym, że zaraz mnie puści i wrócę do domu.

- Po co jej kurwa opowiadałeś o gangu? - Zapytał agresywnie. - Wiesz co robimy z kapusiami?

Henry był bezradny.

- Doug, wiesz jakie kobiety potrafią być ciekawe. Kelly nic nikomu nie powie - zapewnił, próbując uspokoić mnie wzrokiem.

- Masz rację, jak będzie martwa, to nikomu nic nie powie - odbezpieczył broń. Przełknęłam ślinę. Życie przeleciało mi przed oczami, jak w filmach.

- Ja pierdole stary, wyluzuj. - Widziałam jak Henry się bał, chyba bardziej o mnie niż o siebie.

- Pytam po raz ostatni, dla kogo pracujesz, szmato? - Wycedził Doug.

- Puść ją, porozmawiajmy na spokojnie - podniósł ręce.

- Zła odpowiedź - wycelował w Henrego i strzelił wprost w jego nogę. Upadł, zwijając się z bólu.

- Henry! - Krzyknęłam przerażona. Nie chciałam płakać, ale czułam, że to wszystko źle się skończy.

- Następna będzie ona. Dla kogo pracujesz?! - Nadal naciskał.

Wtedy do pokoju wszedł koś jeszcze. To właśnie wtedy zrozumiałam, że już nie wrócę do domu . W progu stał, barczysty mężczyzna z czarnymi oczami, całymi czarnymi oczami.

- Co wy kurwa wyprawiacie?! - Krzyknął, widząc zakrwawionego mężczyznę.

- Mamy pierdolonego kapusia! - Warknął Doug.

- Co to za dziewczyna? - Wskazał na mnie, jego wzrok był przerażający, jak z horroru.

- Była z nim - rzucił pogardliwie.

- Zostawcie ją - rzekł cicho Henry, cierpiał a ja nie byłam w stanie mu pomóc.

- Ja nic nie wiem, błagam - mówiłam przez łzy. Starałam się nie panikować, ale w każdej chwili pistolet Douga mógł wystrzelić.

- Chodź, pójdziesz ze mną. - Poczułam jak uścisk czarnoskórego mężczyzny ustępuje, podeszłam wolnym krokiem w stronę Marshalla, chwycił mnie mocno za ramię.    

- Henry!!! - Krzyknęłam, mój informator spojrzał na mnie, tak jakby chciał się pożegnać. Mężczyzna wyprowadził mnie na korytarz i wepchnął w czyjeś ramiona.

- Zajmij się nią, za dużo wie - wymienili spojrzenia. Zrozumiałam, że Marshall podpisał na mnie wyrok śmierci. Zostało mi kilka minut życia. Ostatnie co zobaczę, schodząc z tego świata, to parszywa morda jakiegoś gangstera. Nie mogłam się wyrwać z uścisku. Zeszliśmy po schodach . Płakałam. Chciałam, żeby był ze mną teraz Alan, on na pewno wiedziałby co zrobić. Ja nie wiedziałam, pozostało mi tylko się modlić, żeby cierpienie nie trwało długo. Piwnica była straszna, zobaczyłam kilka śladów krwi na betonie. Czyli nie będę pierwszą ofiarą zamordowaną w tym pomieszczeniu. Pocieszające.

- Błagam, wypuść mnie. Ja nic nie wiem, błagam - prosiłam ze łzami w oczach. - Zrobię wszystko co będziesz chciał, ale mnie wypuść. - Uśmiechnął się krzywo. Przejechał swoja ręką po moim udzie. Drgnęłam. Chciałam, żeby to wszystko się już skończyło, nie ważne jak, byle by tylko był to koniec. Przyparł mnie do ściany. Nie mogłam oddychać. Zaczęłam się bronić, ale nic to nie dawało. Ściągnął swoje spodnie. Nie musiał nawet podwijać mojej sukienki. Był obrzydliwy. Krzyczałam. Wrzeszczałam. Wszystko trwało krócej niż trzy minuty, zrobił to co chciał. Czułam ogromny ból rozchodzący się po moim ciele. Wiedziałam, że zaraz mnie zabije, ale nie wiedziałam w jaki sposób. Wtedy zimne ostrze sztyletu dotknęło mojego prawego policzka. Rozkoszował się to chwilą. Bawiło go to, że sprawia mi ból. Nie wiem co we mnie wstąpiło i skąd miałam w sobie tyle odwagi. W tamtej chwili nic dla mnie nie miało znaczenia. Wyrwałam mu sztylet i jednym ruchem podcięłam mu gardło.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro