Szef

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

6 stycznia (środa) 

POV Kelly

Nareszcie wyszłam ze szpitala. Lekarz przepisał mi leki na chore serce i kazał, żeby się oszczędzała. Byłam wdzięczna Louisowi za to, co dla mnie zrobił. Wiele ryzykował. Na szczęście nikt nie przejrzał nas i mogliśmy spokojnie wrócić do willi. Przez całą drogę powrotną Louis prawił mi kazania o tym, że mam się trzymać z dala od Marshalla. Nie chciałam tego wysłuchiwać, więc co chwilę zmieniałam temat. Blondyn spostrzegł to i nie dawał za wygraną, jednak w końcu sam zmienił temat. 

- Dimitrij pracuje dla ciebie? - zapytał niespodziewanie.

- Masz z tym jakiś problem? - spojrzałam na niego, unosząc wysoko brwi.

- Chcę tylko wiedzieć - usprawiedliwił się.

- Ta wiedza nie jest ci do niczego potrzebna - odwróciłam wzrok.

- Owszem jest - powiedział szybko - martwię się o ciebie.

- Doceniam to - kiwnęłam głową.

- Po prostu uważaj na niego - przestrzegł - jest podwładnym Marshalla może pracować na jego zlecenia.

- Sojuszników dobieram bardzo ostrożnie - wypowiedziałam powoli. Później ignorowałam pytania Louisa. W końcu dojechaliśmy do willi. Zaprowadził mnie do mojego pokoju.

- Jesteś głodna? - zapytał, siadając obok mnie na łóżku.

- Nie - odparłam krótko.

- Potrzebujesz czegoś? - dopytał, zerkając na mnie.

- Spokoju - położyłam się.

Byłam zmęczona i nadal osłabiona. Louis położył się obok mnie. Milczeliśmy zapatrzeni w sufit. Wtuliłam się w jego ramię.

- Louis - szepnęłam - jaka jest szansa na to, żebyśmy wyjechali stąd i zaczęli wszystko od nowa? - zapytałam poważnym tonem.

Gangster spojrzał na mnie z politowaniem, jakby szukał odpowiednich słów, aby udzielić odpowiedzi.

- Kotku, to jest jedno wielkie bagno, z którego nie da się uciec - stwierdził melancholijnym głosem. - Im bardziej będziesz próbowała uciekać, tym szybciej utoniesz - pogłaskał mnie po włosach.

- Myślałeś nad tym, co by było gdyby się jednak udało uciec? - zadałam kolejne pytanie. Czułam, że jest niewygodne dla Louisa.

- Myślałem - odparł lakonicznie.

- Jakie życie byś prowadził? - zapytałam z zaciekawieniem.

- Tak nudne jak tylko to jest możliwe - spojrzał ponownie na sufit.

Chciałam zadać kolejne pytanie, jednak ktoś zapukał. Louis od razu zerwał się z łóżka, jakby tylko czekał na kogoś, kto go wybawi od moich pytań.

- Coś jest nie tak z towarem - oświadczył jakiś gangster.

Nie mogłam dojrzeć, kto to jest.

- Nie mam teraz czasu na interesy - odpowiedział blondyn lekko zdenerwowanym głosem.

- Louis, lepiej to sprawdź, bo na razie wychodzi na to, że robisz nas w chuja.

- Co jest nie tak z tym towarem? - zapytał ostrym tonem.

- Kurwa, wszystko - odparł gangster.

- Zbierz ludzi - rozkazał - zaraz przyjdę - zamknął drzwi. Podszedł do mnie. - Kotku, muszę jechać, będziesz grzeczna?

- Jestem cały czas - uśmiechnęłam się.

- Nie wychodź z pokoju dopóki nie wrócę - poprosił.

Ucałował mnie w czoło i wyszedł. Myślałam, że zostałam sama, ale po chwili zjawił się Doug.

- Hej - powiedział wesoło, otwierając drzwi. - Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam - wszedł do środka.

- Cześć - przywitałam się. - Usiądź - wskazałam mu fotel.

- Ładnie się tu urządziłaś - rozejrzał się po pokoju. - Jak się czujesz? - zmienił temat.

- Dobrze - odpowiedziałam zdezorientowana.

Dotarło do mnie, co tak na prawdę się dzieję. Louis kazał mu przyjść i mnie pilnować.

- Pamiętasz jak rozmawialiśmy o mojej córce? - zapytał nagle.

Faktycznie, kiedyś prosił mnie o radę w jej sprawie.

- Tak - kiwnęłam głową.

- Spodobał jej się ten prezent, który mi doradziłaś - zrobił przerwę. - Dziękuję.

- Nie ma za co - uśmiechnęłam się.

Zapadła cisza.

- Przyniosłem karty - wyciągnął talię z kieszeni. - Chcesz pograć? - zaczął je tasować.

- Mhm - mruknęłam niechętnie.

Zaczęliśmy grać. Ucieszyłam się, bo zapomniałam dzięki temu o ostatnich problemach. Nie udało mi się niestety wygrać z Dougiem. Był mistrzem w pokera. Rozmawialiśmy przez chwilę o jego córce. Opowiadał mi jak zaczęła chodzić i rozwalać wszystko wokół siebie. Później jak poszła pierwszy raz do szkoły i na zajęcia taneczne.

- Masz bardzo uzdolnioną córkę - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.

- Szkoda tylko, że tak rzadko ją widuję - odparł, odkrywając kolejną kartę. - Twój ruch - wskazał.

- Pas - odpuściłam rzucając karty.

- I tak byś nie wygrała - odkrył swoje karty - miałem kolor.

Pozbierałam karty i zaczęłam je tasować.

- Musisz się skupić - podał mi wskazówkę.

Wtedy drzwi do pokoju skrzypnęły. W progu pojawił się Max.

- Doug, wyjdź - zwrócił się do czarnoskórego mężczyzny.

- O co chodzi? - wstał.

Wyczułam napięcie w jego głosie.

- Wyjdź - powtórzył.

Zobaczyłam, że za Maxem stoi jeszcze dwóch gangsterów, których kojarzyłam ze strzelnicy.

- Nie radzę ci próbować czegokolwiek - zobaczyłam jak ręka Douga wędruje do broni. Nie zdążył do niej sięgnąć. Dwóch gangsterów złapało go i unieruchomiło. - Kurwa, nie wiecie w co się pakujecie - warknął.

- Sorry, maleńka - złapał mnie za kark i wyprowadził z pokoju.

- Puść mnie! - krzyknęłam, machając rękami. Próbowałam się uwolnić z uścisku.

Max nic się nie odezwał. Czułam, że czekają mnie kłopoty. Nie miałam nikogo, kto stanąłby po mojej stronie. Louisa nie było w willi, a Doug był pilnowany. Max wepchnął mnie do zdemolowanego pokoju Marshalla. Upadłam boleśnie na kolana przed siedzącym na fotelu szefem Black Angeles.

- Proszę, proszę - zaśmiał się, wydmuchując z płuc dym z palącego się papierosa, po czym złapał mnie za włosy i przybliżył do swojego rozporka. - Rozsunąć czy sama sobie poradzisz? - zapytał cynicznie.

- Rozsuń - powiedziałam odważnie z powagą wymalowaną na twarzy - a ci go odgryzę - zagroziłam.

Jego mina mówiła sama za siebie. Byłam na wygranej pozycji, dopóki nie podniósł mnie z ziemi.

- Mogę zrobić z tobą co mi się tylko żywnie podoba, a ty mówisz takie rzeczy? - wyjął z ust papierosa i zbliżył go do mojej szyi, dociskając mocno. Poczułam ból przypalanej skóry. Jęknęłam przez zaciśnięte zęby. - Powiedz mi, jakim głupim trzeba być, żeby próbować mnie zabić? - parsknął.

- Właśnie miałam pytać o to samo - warknęłam.

- Zabiłaś mojego człowieka, zdemolowałaś moją willę i próbowałaś mnie zabić - podsumował, wyciągając pistolet zza paska.

- I co, zabijesz mnie? - zapytałam rozbawiona. - Tylko tyle potrafisz - zauważyłam - jak ktoś ci się sprzeciwia, pociągasz za spust - wycelował we mnie. - Proszę bardzo, zabij mnie, a później palnij sobie w łeb, bo tyle ci tylko zostanie.

Wtedy poczułam silne uderzenie w twarz. Zachwiałam się na nogach i upadłam. Ciepła krew zabarwiła moje usta na szkarłatny kolor.

- Sama sobie kopiesz grób - powiedział szef gangu, podniósł mnie po czym znowu uderzył. Zaskomliłam cicho. - Chciałaś przejąć władze nad gangiem - rzekł z pogardą. - Chyba zapomniałaś kto tu rządzi - chwycił mnie jedną ręką za włosy i uderzył o framugę drzwi, które rozcięły moje czoło.

- Puść mnie! - wrzasnęłam, czując spływającą do oczu krew. - Ty pieprzony skur...

- Mówiłaś coś? - zapytał niewzruszony, uderzając kolejny raz.

Zaczęłam płakać, nie mogłam wytrzymać bólu.

- Przypomniałaś sobie?! - krzyknął, zadając falę uderzeń.

Wyplułam krew.

- Pierdol się - warknęłam.

Uderzył mnie tak mocno, że osunęłam się na próg.

- Wiesz kto zgodził się na przesłuchanie cię przez Rosjan? - zapytał z wyższością.

Nie mogłam się poruszyć. Ból na chwilę mnie sparaliżował.

- Twój kochany Louis - parsknął. - Uważaj z kim sypiasz.

Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam.

Marshall podniósł mnie za koszulkę.

- Przypomniało ci się kto tu rządzi? - zapytał chłodnym tonem.

- Ty - odparłam słabym głosem.

- Kto? - dopytał.

- Ty - powtórzyłam.

- Głośniej!

- Ty! - zebrałam wszystkie siły w sobie, żeby to wykrzyczeć.

- Grzeczna dziewczynka - wyszczerzył się w krzywym uśmiechu, po czym wyrzucił mnie z pokoju. Wylądowałam na twardej posadzce. Krew wypływająca z rozciętego czoło zamazywała mi obraz. Czułam ból na każdym centymetrze skóry. Musiałam się podnieść, nie potrafiłam. Dotarło do mnie, że Louis zgodził się na porwanie i torturowanie mnie. Z moich oczu pociekły świeże łzy. Potrzebowałam morfiny, która była w pokoju medycznym. Udało mi się wstać, zrobiłam kilka kroków, po czym znowu upadłam... tym razem już nie wstałam.  

--------------------------------------------------------

Hej!

Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać na ten rozdział :)

1) Marshall pokazał Kelly na co go stać.

2) Co się stanie gdy przyjedzie Louis?

3) Czy to koniec walki Marshalla z Kelly?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro