Zwłoki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

28 listopada (sobota)

POV Louis 

Czekałem tylko na moment, kiedy straci całkowicie przytomność. Zachwiała się na nogach i wpadła w moje ramiona. Była taka bezbronna. Wziąłem ją na ręce i położyłem na łóżku. Nie chciałem jej zrobić krzywdy, przysięgam. Potrzebowałem czasu, żeby wymyślić jakiś plan. Powiedziałem jej, że będę musiał ją zabić za tydzień, nie kłamałem. Prędzej czy później Marshall upomni się o jej martwe ciało. Zabierając ją do siebie do pokoju przedłużyłem jej życie o kilka dni. Miałem wobec niej dług, spłaciłem go. Jednak coś w środku mówiło mi, żebym zrobił wszystko co tylko w mojej mocy, żeby ona nadal żyła. Tylko jak to zrobić? Położyłem ją na swoim łóżku i usiadłem przed komputerem. Szukałem rozwiązania, bezowocnie. Może gdyby sfingować jej śmierć i puścić ją wolno, ale jaką będę miał pewność, że nie pójdzie na policje i nas nie sprzeda. Byłem w kropce. Pomyślałem przez chwilę, przez jakie cierpienie musiała dzisiaj przejść. Zabiła Steva w obronie własnej, chciała stąd uciec, nie udało jej się to. Czy będzie próbowała nadal uciekać? Tego nie jestem pewien. Później musiała patrzeć, jak umiera jej chłopak, no i na koniec ja oświadczam, że został jej tydzień życia. Zrobiło mi się jej żal. Dawno nikomu nie współczułem, zwykle nie odczuwam takich uczuć, ale widząc ją coś we mnie pękło. Poczułem się zobowiązany chronić ją za wszelką cenę. Odrzuciłem te myśli od siebie, przecież to zwykła dziewczyna. Zabawka, którą wyrzucę jak mi się znudzi. Ułożyłem się na łóżku obok niej. Szybko zasnąłem.

29 listopada (niedziela)

POV Ashley

Otworzyłam oczy. Pierwsza wiadomość żyję, druga ktoś leży obok mnie. Czy ja go znam?

Louis był odwrócony plecami do mnie. Nie miał na sobie koszulki. Zainteresował mnie jego tatuaż w kształcie smoka. Obejrzałam go dokładnie. Przypomniała mi się nasza ostatnia rozmowa. Dalej nie rozumiem, co on zrobił. Powiedział, że pomoże mi zasnąć. Pewnie podał mi jakieś narkotyki. O dziwo, nie byłam na niego za to zła. Przynajmniej przez chwilę nie myślałam o Henrym i o tym kolesiu, którego wczoraj zabiłam. Został mi tydzień życia. O nie! Nie poddam się tak łatwo. Rozejrzałam się po pokoju. Przecież gdzieś musi mieć tu komórkę. Nigdzie nie mogłam znaleźć telefonu. Komputery! Napiszę maila. Włączyłam ekran. Mój zapał szybko ostygł, kiedy na pulpicie pojawił się komunikat "Podaj hasło". Zgasiłam ekran. To nie miało sensu. Próbowałam przypomnieć sobie wszystkie informację, jakie były na tablicy korkowej w biurze. Po pierwsze, nie było tam nic o Louisie. Był nieodkrytym pionkiem. Swoją drogą ciekawe jak to zrobił, że do niego nie dotarliśmy. Najwięcej wiedzieliśmy o Marshallu. Napakowany facet około trzydzieści lat. Siedział za handel narkotykami i pobicie ze skutkiem śmiertelnym, kilkanaście włamań itd. Miał spory dorobek. Kolejny był Tucker, w połowie Meksykanin. Siedział za pobicie, był niski i w sumie to tyle. Co z Dougiem? Niewiele. Chudy, czarnoskóry, kilka tatuaży z kartoteki drobne przestępstwa, chyba jeszcze nie siedział. Nadal posiadałam zbyt mało informacji. Muszę być o krok przed nimi. 

- Co robisz? - Zapytał blondyn. Byłam tak zamyślona, że gdy usłyszałam jego głos, to podskoczyłam.

- Nic - wydukałam powoli, przejrzał mnie wzrokiem, wstając z łóżka.

- Jak się czujesz? - Zapytał troskliwie.

- Wczoraj patrzyłam jak zabijacie mojego chłopaka, a wcześniej sama zabiłam faceta, który chciał mi zrobić krzywdę, więc jak mam się czuć? - Zapytałam ze łzami w oczach.

- Pytałem w innym sensie - westchnął. - Podałem ci wczoraj silne leki uspokajające i nasenne.

- Od kiedy narkotyki są lekami? - Otarłam kilka łez i zapytałam sarkastycznie.

- Nie podałem ci narkotyków - uśmiechnął się lekko, widząc moje zdziwienie. - To, że mam do nich dostęp nie znaczy, że ich używam. Nie ćpa się własnego towaru - mrugnął.

- Nieważne co mi podałeś, więcej tego nie rób - poprosiłam.

- A ty, nie dotykaj mojego komputera - rozkazał.

- Skąd...

- Nieważne - wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą.

POV Louis

Myślała, że podałem jej narkotyki, za dużo się filmów naoglądała. W sumie, gdybym był na jej miejscu też bym tak pomyślał. Ruszyłem na dół po schodach. Byłem cholernie głody. Wszedłem do kuchni, w której jak zawsze rano gotowała Catalina. Meksykanka, którą dostaliśmy od Gangu Calavera z Nowego Meksyku. Była to starsza kobieta, straszna gaduła, na szczęście mówiła tylko po hiszpańsku. Jedyną osobą, z którą się dogadywała był Tucker, ja znałem tylko kilka słów. 

- ¡Buenos días! - Odezwała się wesoło.

- ¡Buenos días! - Przywitałem się zmęczonym głosem.

- Qué alegría de verte (Dobrze Cię widzieć ) - zaczęła mówić, uśmiechnąłem się do niej. Naprawdę ją lubiłem. Była bardzo miła, a poza tym świetnie gotowała - ¿Cómo te va?  (Jak leci?)

- Bien (Dobrze) - Odpowiedziałem. Czasami nie znosiłem jej gadulstwa, musiałem się streszczać, zostawiłem Ashley samą w pokoju. Wiedziałem, że i tak nigdzie nie pójdzie, ale ostrożności nigdy za wiele. - Tráigame Ud. Dos raciones de huevos revueltos (Proszę mi przynieść dwie porcje jajecznicy)

- ¿Dos ? (Dwie ?) - Zdziwiła się. Zapomniałem dodać, że jest strasznie ciekawska, ale ufamy jej bezgranicznie. Ona zna pracę mafii od podszewki. - ¿Tienes novia ? (Masz dziewczynę?)

- Amiga (Przyjaciółka) - Wytłumaczyłem. Chciałem już iść, ale mnie zatrzymała.

- ¿Por una noche? (Na jedną noc?)

- No, para una semana (Nie, na tydzień)

- Me da verdaderamente mucho gusto (To mnie naprawdę cieszy)

Wyszedłem z kuchni. Na korytarzu stał Marshall.

- Jak tam nasza Kelly? - Zapytał, oblizując usta.

- A co cię to kurwa obchodzi? - Odparłem ostro. On uwielbiał wiedzieć wszystko o wszystkich.

- Dobra jest? - Podpytał.

- Takiej jeszcze nie miałem - w sumie, to była prawda. - Co zrobiliście z ciałem Henrego?

- A gdzie się wyrzuca śmieci? - Zapytał retorycznie, uśmiechając się. - A Stev skończył pod mostem - dodał.

Wróciłem do pokoju. Ashley siedziała na dywanie. Nic nie powiedziałem, tylko spojrzałem na nią.

- Co byś zrobił gdyby został ci tydzień życia? - Zapytała, spoglądając na mnie błagalnym wzrokiem.

- Nie próbuj brać mnie na litość - powiedziałem szorstko.

- Pytam z ciekawości - otarła łzy. - Co byś zrobił gdybym to ja miała cię za tydzień zabić? - Wstała.

- Skorzystałbym z okazji i przespał się z tobą - rzekłem nonszalancko.

- A tak na serio? - Zmarszczyła brwi.

- Całkiem poważnie? - Zamyśliłem się. - Obmyśliłbym plan, dokładnie czekałbym na ten idealny moment, to by wymagało wielkiej cierpliwości - spojrzałem na nią, słuchała mnie z takim zapałem - ale zrobiłbym to, najlepiej w nocy. Zaczekałbym, aż wejdziesz do pokoju, stałbym za tymi drzwiami - wskazałem - obezwładnił bym cię i ...

- I co?

- No i przespałbym się z tobą - roześmiałem się. Jej entuzjazm szybko opadł. - Myślałaś, że ci pomogę? - Zapytałem na poważnie.

- Tak właśnie myślałam, że jesteś honorowym człowiekiem, który chce się odwdzięczyć za uratowanie życia! - Krzyknęła.

- Przedłużyłem ci życie o tydzień. Dobrze cię traktuję, nawet z tobą rozmawiam i jeszcze ci kurwa źle?! - Warknąłem, widziałem jak się mnie boi. - Gdyby nie ja, leżałabyś poćwiartowana w jakimś rowie!! - Odsunęła się ode mnie, wyczuwając zagrożenie.

- Mogłeś spłonąć wraz z tym autem, ale ja zaryzykowałam własne życie, żeby cię ratować. To był mój pierwszy błąd - powiedziała cicho. Właśnie do mnie dotarło, że się mi postawiła i muszę przyznać, że wygrała. Wyszedłem z pokoju. Nie chciałem na nią patrzeć, bo czułem wyrzuty sumienia.

POV Alan

Wszedłem do biura. Dzisiaj spóźniłem się do pracy, bo rano Megan zachlapała moją ulubioną koszulę kawą. Pokłóciliśmy się i wyszła wcześniej. Przygotowania do ślubu sprawiały, że zamiast przybliżać się do siebie, coraz bardziej się oddalaliśmy. To było straszne. Naprawdę ją kochałem, ale czasami miałem wrażenie, że to wielki błąd. Przebrałem koszulę i ruszyłem swoim autem do pracy. Szef mnie lubił, więc wiedziałem, że nie wyciągnie żadnych konsekwencji.

- Cześć Alan - przywitał mnie serdecznie Rob nasz ochroniarz.

- Hej - rzuciłem mu spojrzenie i otworzyłem szklane drzwi. Kiedy wszedłem do środka zauważyłem, że panuje harmider.

- Mamy kolejne zabójstwo. - Podszedł do mnie Josh. Pracował od niedawna w naszym wydziale, ale radził sobie znakomicie.

- Do rzeczy - powiedziałem, spoglądając na niego.

- Nie zidentyfikowaliśmy jeszcze ofiary - udzielił mi kolejnej informacji.

- Ktoś jest na miejscu? - Zapytałem, biorąc do ręki kurtkę.

- Technicy - powiedział, wyjmując telefon - no i Megan.

- Super - rzuciłem.

Megan zawsze pchała się do tego do czego nie trzeba. Nie słuchała rad, zawsze miała swoje fanaberie. Prosiłem ją tyle razy, żebyśmy jeździli razem, ale ona musiała być pierwsza.

- Jedziesz ze mną? - Zapytał niespodziewanie Josh, chowając telefon do kieszeni.

- Tak - zabrałem swoje rzeczy i ruszyliśmy.

Miejsce było jak z horroru. Zwłoki znaleziono pod mostem. Jessy była już na miejscu. Dokładnie wykonywała swoją pracę. Wzrokiem odszukałem Megan, ale udałem, że jej nie widzę.

- Hej Alan - zawołała Jessie. Była koronerem od pięciu lat. Bardzo przyjaźniła się z Ashley. Podobno znały się jeszcze z liceum.

- Co tam Jess? - Spojrzałem na trupa. - Kogo tu mamy?

- Mężczyzna koło dwudziestu siedmiu lat, na oko widać, że ćpun. Pewnie wysiał komuś kasę i poderżnęli mu gardło - wywnioskowała.

- Kolejna robota Black Angels? - Dopytał Josh, podchodząc do nas.

- Nie wydaje mi się - pokręciłem głową. - Nacięcie jest nierówne - wskazałem. - Poza tym nie ma ich znaku rozpoznawczego. Zazwyczaj wkładają w usta ofierze czarne piórko - przypomniałem.

- Czyli mamy amatora - podsumował Josh, pocierając zziębnięte ręce.

- Albo wypadek - powiedziałem pospiesznie, zastanawiając się jak ten człowiek mógł zginąć.

- Wypadek? - Usłyszałem głos Megan. - No tak, przecież każdy nosi przy sobie nóż i może go całkiem przypadkiem użyć, podcinając komuś gardło - zadrwiła ze mnie.

- Może ktoś działał w obronie własnej - odszedłem od zebranych. Miałem jej serdecznie dość i nie chciałem się kłócić na pokaz, bo chyba to chciała osiągnąć swoim zachowaniem.

- Ej, Alan - zawołał z oddali Larry, machając do mnie.

- Słucham? - Podbiegłem do niego, wyglądał na zagubionego. Pomyślałem, że chce o coś zapytać w sprawie zabójstwa. Zazwyczaj dokumentował miejsce zbrodni aparatem fotograficznym.

- Widziałeś może Ashley? - Zapytał zatroskany, wyłączając czarny aparat.

- Nie ma jej tutaj? - Zdziwiłem się, dopiero teraz to zauważając. Ashley nie przepuściłaby takiej okazji. Dawała z siebie w pracy 100%. Zależało jej na awansie. Czasami zastanawiałem się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie pracowała w policji. Może znalazłaby sobie kogoś i ułożyła normalnie życie.

- Właśnie, w biurze też jej nie ma i nie odbiera telefonu - kontynuował Larry. - Dzwoniłem do niej dziesięć razy - wskazał na ekran komórki. - Ona zawsze odbiera, nawet w nocy.

- To do niej niepodobne - zastanowiłem się. - A nie wyjechała nigdzie? - Indagowałem. Larry był jej przyjacielem i lepiej ją znał ode mnie, ja czasami z nią porozmawiałem, tyle co w pracy. Gdyby Megan nie była taka zazdrosna, to przeszedłbym się z Ashley na kawę. Ona naprawdę jest fajną dziewczyną, ale bardzo zamkniętą w sobie.

- Nic mi nie mówiła - rzekł nerwowym głosem.

- Poczekaj zadzwonię do szefa - wyciągnąłem telefon - Halo.

- Alan - rzekł entuzjastycznie.

- Mam takie pytanie. Czy Ashley wzięła urlop?

- Nie, wyobraź sobie, że nie zrobiła mi dziś nawet kawy. Nie wiem, co ona sobie myśli? - mówił oburzony.

- Dobra dzięki - rozłączyłem się. - Nie wzięła wolnego, a byłeś u niej w mieszkaniu?

- Jeszcze nie.   

- Lepiej sprawdź to, może jest chora - to było jedyne logiczne wytłumaczenie jej zniknięcia.

- Ona przychodzi do pracy nawet jeśli jest chora, coś musiało się stać - wsiadł do swojego auta i odjechał. Larry miał rację. Wiem, że wyglądało tak jakby mi zależało na niej, ale muszę przyznać, że tak właśnie było. Darzę ogromnym szacunkiem Ashley, za to wszystko co robi. Jest pracowita, błyskotliwa i sprytna. Wiele spraw rozwiązaliśmy dzięki niej. Gdyby tylko była pewniejsza siebie. Kiedy ktoś ją obrażał siedziała cicho i nadstawiała drugi policzek. Nie mam pojęcia, dlaczego w naszym zespole tak źle ja traktują. Rozumiem, że nie wszyscy muszą się lubić, ale nie można kogoś gnębić zupełnie bez żadnego powodu. 

---------------------------------

Hej !

Nie zapomnij zostawić gwiazdki i komentarza :)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro