Rozdział 16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Rozmazałam się?

— Taa — śmiejemy się obie. — Przykro mi z powodu Hanny — dodaje markotniejąc. Wiem jak bardzo ją lubiła.

— Nie przejmuj się — kładzie dłoń na moim ramieniu. — Od zawsze latała za Drake'iem. Chyba tylko dlatego się ze mną przyjaźniła.

— Zwykła szmata — posyłam jej uśmiech ciągnąc za sobą do góry.

— Czekaj — zapiera się stopami. Odwracam się do niej unosząc brwi. — Jak ja się pokaże w takim stanie? — wskazuje swoją twarz.

— Naprawimy to — pociągam ją do budynku.

Niczym ninja skracamy się do damskiej toalety, która leży na końcu korytarza. Śmiejąc się cicho wbiegamy do łazienki. Za moją prośbą dziewczyna siada na umywalce, a ja w tym czasie wyciągam kosmetyczkę. Odsuwam ją i łapie za płyn micelarny oraz papier. Ścieram resztki tuszu z jej rzęs i policzków. Podaje jej maskare by nie wsadzić jej szczoteczki do oka. Smaruje usta błyszczykiem po czym podaje je go.

Wybiegamy z łazienki spóźnione. W szatni przebieramy się w strój i przepraszając za spóźnienie wchodzimy na salę gimnastyczną.

***

Gdy tylko do moich uszu dociera dźwięk dzwonka zrywam się z swojego miejsca pakując jak najszybciej. Chcę dogonić chłopaków zanim wyjdą z szkoły i wrócą do siebie. Rzucam szybkie „cześć" do brunetki i wybiegam do głównego wyjścia. Jak wariatka potykam się o próg ledwo utrzymując równowagę. Rozglądam się szukając znajomej twarzy, ale dostrzegam tylko małe zbiorowisko, do którego zmierza Liam z chłopakami.

Dlaczego Liam idzie na przodzie skoro to Zayn nimi dowodzi? Co prawda jest wybuchowy i działa pod wpływem impulsu bądź agresji, nie przemyślawszy swoich czynów.

Szybkim krokiem ruszam w ich stronę i przepycham się między grupą ludzi. Każdy z nich obserwuje pojazdy chłopaków, którymi musieli przyjechać. Jason wybrał białe Lamborghini Huracan, Drake jego ukochane Ferrari F8 Tributo natomiast Cameron czarne Kawasaki ZX-6R 600. Uwielbiałam z nim jeździć tak samo jak w pojedynkę.

Między Zaynem i jego elitą tworzą się przepychanki i kłótnie. Ani odrobinę mi się to nie podoba, ale oczywiście Zayn samiec alfa musi bronić swojego terytorium. Brakuje tylko żeby nasikał na środek, by każdy wyczuł jego zapach.

Wzburzony mulat uderza szatyna prosto w twarz. Chłopaki od razu rzucają się na siebie nawzajem. Jedni próbują się rozdzielić inni wciąż okładają się pięściami. Doskonale wiem, że Zayn nie ma szans z Camem i Jasonem gdyż to oni nauczyli mnie sztuk walki. Drake wraz z resztą próbują ich rozdzielić co nie do końca się im udaje.

Niespodziewanie to Malik znajduje się na górze okładając Jasona pięściami. Od razu wszyscy starają się ich rozdzielić jednak bez skutku.

— Przestańcie! — krzyczę głośno. Jason przekręca ich tak, by ten siedział na mulacie. Żaden z nich nie wygląda najlepiej. Obite oko, rozcięty łuk brwiowy i warga, napuchnięty policzek. Przecież oni zaraz się pozabijają. — Koniec kurwa! — Drę się zdzierając gardło.

Niestety nawet to nie pomaga i brunet uderza pięścią prosto w szczękę Zayna. Mulat wypluwa krew z ust, uderzając głową w jego nos. Jason nic sobie nie robi z złamanego nosa wciąż okładając mulata.

Serce bije mi jak oszalałe, a przerażenie z każdą sekundą narasta coraz bardziej. Boje się o bruneta, który nie powinien dla mnie nic znaczyć. Cholera. Nie powinno tak by być.

Podbiegłam do dwójki młodych mężczyzn i z całej siły spycham Jasona z brzucha Zayna. Brunet mimo wszystko próbuje wstać, by zapewne w dalszym ciągu wyżywać się na Maliku. Ponownie go popycham siadając na nim i łapiąc za nadgarstki. Drake od razu mi pomaga i chwyta dłonie Jasona.

— Jason uspokój się, do cholery — warczę na niego. Jego klatka piersiowa unosi się w szybkim tempie. — Spokojnie.

— Już jest dobrze — mówi zły. Mimo jego zapewnienia nie schodzę z niego wiedząc, że i tak dorwie się do Malika. Wystarczająco już oberwał od ich dwójki. Sunę dłońmi od jego nadgarstków aż po pępek układając je po obu stronach bioder.

— Wdech i wydech. Pamiętaj, że nie bijemy się takich chujków. Nie warto — klepie jego brzuch.

Jason kiwa głową z zrozumieniem. Powoli wstaje z niego spoglądając na resztę z uniesionymi brwiami. Cameron stoi z zaciśniętymi pięściami i z mordem wpatruje się w mojego brata, który wcale nie pozostaje mu dłużny. Zayn unosi się na łokciach powoli wstając w czym pomaga mu Harry. Drake podnosi Jasona, a reszta trzyma Liama, który rwie się do rozpętania kolejnego widowiska.

— O co poszło?

— Cass nie wtrącaj się — syczy na mnie Liam. Unoszę brwi zerkając na niego po czym parskam ironicznym śmiechem.

— Będę! Próbowałeś zabić mi przyjaciół — unoszę się. Wcale nie mam zamiaru ukrywać jak bardzo mi na nich zależy, skoro i tak widział nas w stołówce.

— Wracaj do domu — dodaje już spokojniej.

— Jasne — uśmiecham się chytrze zerkając znacząco na Cama. Chłopak odpowiada mi tym samym.

— Weź kask — rzuca spoglądając na reakcję starszego Payne'a.

— Ani mi się kurwa wasz z nim jechać! — syczy patrząc prosto na Camerona, Zayn. — Nie masz pojęcia kim jest ten skurwiel.

Nie mam pojęcia czemu Zayn zareagował taką złością na wieść o naszej przejażdżce. Na szczęście nie mam zamiaru się go słuchać, gdyż nie ma prawa mi rozkazywać.

— Dobrze wiem kim jest — spuszczam wzrok i pewnym krokiem ruszam do motocykla szatyna. Zakładam czarny kask z czaszką z tył i siadam na maszynie. Po chwili to samo robi Cam odpalając silnik i z głośnym warkotem ruszając w drogę powrotną.

Kiedy opuszczam teren szkoły, a Malik znika mi z pola, dziwne uczucie wypełnia całe moje ciało. Jego wzrok był pełen żalu i zawiedzenia, choć tak naprawdę nie wiem dlaczego. Źle się czuję z tym jak się zachowałam w stosunku do niego. Nie powinnam się tak czuć. Przecież nic nie zrobiłam.

***

Wraz z chłopakami oglądamy już trzeci film z kolei. Zjedliśmy pizzę, którą zamówił Drake, gdy Jason naprawiał swoją twarz. Dalej nie rozumiem jak sam nastawił sobie nos. Zayn nieźle mu przywalił, ale on też nie wyglądał kolorowo.

Zerkam na wyświetlacz w moim smartfonie, by sprawdzić godzinę. Po dziewiątej. Powinnam się już zbierać.

— Chłopaki — zwracam ich uwagę. — Ja już będę się zbierać — podnoszę się z kanapy ruszając do drzwi.

— Okej tylko uważaj na siebie — ostrzega mnie Drake. Zupełnie jakbym nie wiedziała, że muszę być ostrożna. Choć to słodkie, że każdy z nich o mnie dba.

— Wezmę taksówkę! — Odkrzykuje ubierając buty. Z kieszeni wyciągam telefon i wybieram odpowiedni numer.

Wychodzę przed dom czekając na moją podwózkę. Po około dziesięciu minutach samochód zatrzymuje się przede mną. Wsiadając podaje kierowcy adres i ruszamy z podjazdy mojego przyszłego domu.

***

Otwieram drzwi i wchodzę do ciepłego przedpokoju. Na zewnątrz jest strasznie zimno, a ja nie wzięłam niczego, by się okryć. Taksówkarz też nie raczył włączyć ogrzewania. W powietrzu unosi się zapach jakieś zapiekanki, którą musieli przygotować na obiad.

— Zayn to ty? — krzyczy Harry.

— Nie to tylko ja! — odkrzykuje wchodząc do salonu. Przed telewizorem siedzi tylko Styles nawet nie oglądając tego co właśnie leci.

— Super — marudzi z grymasem.

— A weź spierdalaj — mruczę pod nosem. Loczek gwałtownie obraca głowę w moją stronę.

— Co tam mruczysz suko? — warczy wstając.

— Żebyś spieprzał — mówię głośniej kierując się do kuchni.

W pomieszczeniu siedzi Liam razem z resztą chłopaków. Wszyscy zajadają się zapiekanką, która przywitała mnie na samym progu. Szklankę wyjmuje z szafki i nalewam do niej wody. Wypijam duszkiem, a szklane naczynie odkładam do zmywarki.

— Wychodzimy za niedługo — odzywa się Liam. W odpowiedzi kiwam głową ruszając do wyjścia. — Jakby Zayn wrócił, w co oczywiście wątpię to powiedz mu, że wyszliśmy.

Będąc w pokoju odpalam laptopa i wchodzę na Netflixa. Muszę skończyć serial, który ostatnio zaczęłyśmy z Ruby. Włączam kolejny odcinek Lucyfera kładąc się wygodnie na łóżku.

***

Oglądam już któryś odcinek z kolei i powoli usypiam. Powoli przestają do mnie docierać dźwięki dookoła mnie. Z takiego stanu wyrywa mnie głośne trzaśnięcie drzwiami. Otrząsam się przecierając oczy i poprawiając na łóżku. Staram się skupić na odcinku, którego połowy nie pamiętam.

Osoba, która wróciła głośno wchodzi po schodach potykając się o nie. Po chwili jednak słyszę rozbijające się szkło i ciche przekleństwo. Chłopaki wyszli jakieś trzy godziny, czyli to raczej nie oni. Jedyną osobą, której nie było w domu to Zayn. Chociaż czy wróciłby do domu, skoro mógłby pieprzyć jakieś dziwki w tym momencie?

Schodzę z łóżka ruszając do drzwi. Otwieram je i ostrożnie kieruje się w stronę schodów. Zaraz za zakrętem widzę rozbity wazon i rozsypane kwiatki, obok których stoi pijany Zayn. Mulat podpiera się ściany by nie upaść, a jego twarz jest dużo bardziej obita niż zapamiętałam. Musiał się jeszcze bić.

Podchodzę do niego omijając szkło i z trudem prowadzę go do swojego pokoju. Niestety chłopak nie należy do lekkich przez co nie dam rady doprowadzić go do własnego pokoju.

Ledwo udaje mi się otworzyć drzwi, gdy chłopak pochyla się ciągnąc nas w dół. Przyśpieszam kroku i popycham go na łóżko. Malik obraca się na plecy rozkładając szeroko ręce, gdy ja idę do łazienki po apteczkę. Ktoś musi mu oczyścić tą przystojną twarz. Pojemnik kładę obok mulata i łapię go za ręce próbując podnieść do pozycji siedzącej. Kiedy mi się to udaje, ledwo przytomny chłopak, chwyta moje biodra po czym przytula twarz do brzucha.

Serce mi przyśpiesza, a żołądek robi fikołka czując go tak blisko siebie. Czuje ciepło jego dłoni na moim ciele i gorący oddech. Dlaczego ja tak reaguję?

— Zayn? — klepię jego ramię. — Możesz mnie puścić? Chcę ci odkazić rany — tłumaczę przełykając ślinę.

— Nie. Tak mi dobrze — bełkota wtulając się bardziej. Mój żołądek robi fikołka, a ciało przechodzi fala gorąca.

— Chce ci odkazić rany idioto, więc zostaw mój brzuch — odpycham go lekko od siebie.

Na gazę wylewam trochę spirytusu i uprzedzając, że może piec delikatnie przykładam ją do jego twarzy. Brunet syczy oddalając się, lecz wciąż uparcie wpatrując się we mnie. Po dokładnym oczyszczeniu zadrapań, zaklejam mu łuk brwiowy unikając jego hipnotyzującego spojrzenia. Musiałam skupić się na tym co robię.

— Już — mówię i odkładam wszystko na miejsce.

Wchodząc ponownie do pokoju mulat wciąż siedzi na moim łóżku. Lekko pochyla się do przodu, ale grawitacja powoli robi swoje. Podbiegam łapiąc go w ostatniej chwili i przywracam do poprzedniej pozycji.

Jego twarz znowu ląduje na moim brzuchu, na co wzdycham przeciągle. Kiedy ten wtula się bardziej ponownie narasta we mnie to dziwne uczucie. Ściągam z niego skórzaną kurtkę i rzucam na fotel. Mulat sam pozbył się swoich butów dzięki czemu mam mniej roboty. Pochylam się nad nim lekko, by złapać za skrawek jego koszulki, a ten mocniej do mnie przywiera. Zdejmuje czarną podkoszulkę z małymi problemami robiąc to samo co z kurtką.

— Mmm — mruczy w moją koszulkę. — Rozbierasz mnie — chrypię. Na moje policzki wkradają się dwa rumieńce.

— A co wolisz spać w ubraniach? — pytam cicho. Cholera, dlaczego mój głos tak drży?

Brunet rozwiązuje moją koszulkę i wkłada pod nią głowę. Czuje jego gorący oddech na nim powodujący przyjemne ciarki i gęsią skórkę. Czuje jak jego dwudniowy zarost podrażnia mój brzuch powodując te same uczucia. Tak być nie powinno.

Kładę dłonie na jego barkach i wciągam lekko brzuch, kiedy składa na nim pierwszy, mokry pocałunek. Skłamałabym mówiąc, że nie jest to przyjemne.

— Wolę bez — wzdycha, kontynuując. Zayn ile ty wypiłeś?

— Zayn, przestań — mówię cicho. Lekko go odpycham dając do zrozumienia, że nie życzę sobie czegoś takiego. Choć kurewsko mam na to ochotę.

Chłopak odkleja się od mojego brzucha i opiera się o niego brodą patrząc na mnie z dołu. Jego miodowe śliczne oczy świdrują mnie na wylot. Nie są puste ani wściekłe. Nie mają ochoty mnie zabić i nie są na mnie obojętne. Iskrzą się lekko wpatrując we mnie niczym w obrazek. Są smutne, pełne bólu, niezdecydowania i pożądania.

Kładę prawą dłoń na jego puszystych włosach głaszcząc je i co chwila się nimi bawiąc. Pociągam za ich końcówki na co Malik mruczy przymykając oczy. Patrzę na niego z góry i doskonale widzę jego twarz, która wygląda bardzo seksownie. Ma lekko rozchylone usta, a ja nie mogę się powstrzymać by na nie, nie patrzeć.

Koniec. To zachodzi za daleko.

Zabieram dłoń z jego włosów kładąc na barku. Chłopak jęczy niczym męczennik. Pcham go na materac, by mógł zasnąć i wytrzeźwieć, bo w tym momencie na pewno nie jest. Nigdy by się tak nie zachował, gdyby nie wypił.

Niestety nie przewidziałam, że Zayn zdąży złapać moje biodra i pociągnie mnie na siebie. Nasze twarze dzieli dosłownie kilka centymetrów. Jego oczy wpatrują się we moje błagając o pozwolenie. Pragną tego i ukrywają każdą inną emocje. Twarz mulata zbliża się powoli do mojej. Ciekawe jak smakują jego usta.

Kiedy dociera do mnie co zaraz nastąpi jego wargi lekko muskają moje. Podnoszę się siadając na nim okrakiem i układając ręce na dole jego brzucha. Lustruje go całego. Ma zdecydowanie bardzo wyrzeźbiony brzuch.

Mam wrażenie, że moje serce zapomina o niektórych uderzeniach. Jest mi cholernie gorąco, a całe ciało pokryte mam gęsią skórką.

Zasuwam się niż na jego uda ocierając przypadkowo o przyrodzie. Zayn wydaje z siebie cichy jęk. Odpinam pasek i guzik jego spodni, a następnie odsuwam rozporek. Schodzę z niego ściągając mu spodnie z jego pomocą. Odkładam je na pozostałe ubrania i pomagam wygodnie ułożyć.

Zadowolona ruszam do garderoby po jakiś ciepły koc. Wchodząc do pokoju zauważam równomierny i spokojny oddech Malika. Zasnął. Przykrywam go moją kołdrą i zadziwiając samą siebie składam czuły pocałunek na czubku jego głowy.

Zabieram jedną poduszkę, która raczej się mu nie przyda i wychodzę z pokoju zamykając za sobą drzwi. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro