Rozdział 24.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Muszę wam coś powiedzieć...

— To mów — pierwszy zabiera głos Harry.

— Macie mi nie przerywać — mówię twardo nie akceptując nawet sprzeciwu — Już się pewnie domyślacie więc raczej to nie będzie nic nowego. Należę do gangu... — urywam podnosząc nadgarstek, na którym widnieje tatuaż — Skłamałam mówiąc że ktoś mnie porwał choć z prawnego punktu widzenia tak to wyglądało. Tego dnia kiedy mnie skopaliście do nieprzytomności wyżywając jak na worku treningowym, znalazł mnie Jack. Zapłakaną, przemarzniętą, przerażoną i mającą ochotę umrzeć. Nie muszę wam mówić kim jest Jack Williams bo raczej to wiecie. Wywiózł mnie do Sydney i otoczył opieką oraz ludźmi, którzy stali się moją jedyną rodziną. Wychowali, uczyli wszystkiego od podstaw, byli podczas każdych koszmarów jakie miałam i nigdy nie podnieśli na mnie ręki. Oto kim jestem.

— O co chodziło z Harrisonem? — pyta Niall, którego głowa jest zwieszona w dół. Spinam się lekko po czym rozluźniam. Koniec z tym Cass.

— Był dla mnie kimś ważnym, a jego śmierci nie przeszłam łatwo, ale to nie rozmowa na dziś — najpierw sama muszę siebie doprowadzić do ładu. Wreszcie zacząć żyć i przestać przeżywać ten dzień na okrągło. Kiedyś im o tym powiem.

Patrzę na każdego po kolei zatrzymując się na pewnym mulacie. Mimo mojej obojętnej twarzy, na której prezentuje im czysty do perfekcji spokój, w wewnątrz cholernie panikuję. Boje się jego reakcji. Chcę żeby przyjął to dobrze.

Problem pojawia się kiedy spotykam się z nim wzrokiem. Nie tego niestety chciałam. Jest zawiedziony, może nawet i smutny, ale zdecydowanie widzę jego złość. Agresję buzującą wewnątrz niego. Zrywa się z miejsca niczym poparzony i trzaskając drzwiami wychodzi z domu.

Zaciskam zęby pozostając obojętną na tą całą chujową sytuację. Powiedziałam co chciałam choć tak naprawdę nie wszystko co powinnam. Wciąż pozostaje sprawa grasującego po Londynie Marcusa, który pragnie się zemścić na mnie za uratowanie mu dupska. Jego brat okazał się zdrajcą, który gotowy był go poświęcić, a ja jako dobra i jednocześnie kłamliwa przyjaciółka chciałam go ratować. Efekt motyla czyż nie?

— Czyli reasumując. Pozwoliłaś nam myśleć że jesteś zwykłą kujonką? A tak naprawdę jesteś jedną z najniebezpieczniejszych kobiet na świecie? — pyta ponownie blondyn.

— Tak w skrócie to tak — wzruszam ramionami. Nie pozwolę by tą sytuacją wzięła nade mną górę.

— I nie masz nas zamiaru za to przeprosić? — wtrąca brąz księżniczka. Wyginam usta w podkówkę udając że myślę.

— Nie. Wiecie... zawsze mogłam poderżnąć wam gardła kiedy spaliście — stwierdzam. Przyznam że dawniej miałam na to ochotę. Zerkam na Louisa, który wcale nie ma do mnie żalu, a przynajmniej tak mi się wydaje. Traktuje to jako karę za to co zrobił.

— Szkoda, że tego nie zrobisz. Zayna chyba to trochę aż za bardzo zabolało — cmoka zawiedziony Harry.

— Dlaczego niby? — wtrąca zdziwiony Louis — Oni się nienawidzą.

— Wy serio jesteście ślepi i aż tak głupi? Nie widzicie jak się zachowują? — unosi lekceważąco brew.

— Tak jak zawsze? Żrą się bez przerwy — parska Liam. Oh, raczył się odezwać.

— Przecież oni na siebie lecą — wyrzuca ręce w górę ewidentnie załamany głupotą przyjaciół. Marszczę brwi wstając i parskając sztucznym śmiechem.

— Pojebało ci się w bani już do reszty Harry. Nie będę brać udziału w waszej śmiesznej przepychance — ruszam w stronę schodów.

— To niby dlaczego od dwóch miesięcy nie zamoczył, a staje mu tylko przy tobie? — łapie mnie za rękę gwałtownie przyciągając do siebie. Po raz pierwszy jestem aż tak blisko bruneta. Jego intensywne perfumy gryzą mnie w nos przez co mam ochotę kichnąć. Powstrzymuje się jednak odsuwając odrobinę.

— Puknij się w ten pusty łeb Harry. Widzisz to co chcesz widzieć i próbujesz mi to jeszcze wmówić. Twoje żarty mogły by bawić gdyby nie były aż tak dziecinne więc skończ tą szopkę — wyrywam się i szybkim krokiem chce opuścić to pomieszczenie.

— Jeszcze ci powiem „nie mówiłem"! — olewam jego krzyki i zamykam się w pokoju. Od razu rzucam się na łóżko wyciągając telefon. Otwieram pierwsza aplikacje jaka się nawinie jednak nie mogę się na niej skupić.

Ja i Zayn? Dobre sobie. Harry zdecydowanie ma za dużo testosteronu albo przechodzi okres dojrzewania skoro patrzy się na wacka najlepszego kumpla. Nie wspomnę o głupotach jakie gada. Może i się całowaliśmy, ale to nic nie znaczy. Ludzie się całują i sypiają ze sobą bez zobowiązań, a akurat oboje tego potrzebowaliśmy. On napatoczył się mi, a ja jemu i tak wyszło. Koniec.

Po za tym on jest facetem więc to normalne, że może mu stanąć kiedy ubiorę się trochę wyzywająco czy jakkolwiek inaczej.

Wyrywam się z zamyślenia skupiając się na zdjęciach zamieszczonych przez jakieś popularne osoby. Przewijam i klikam w serduszko co jakiś czas, by po chwili wyłączyć urządzenie.

Podnoszę się do siadu i przecieram twarz dłonią. To był męczący dzień i czas już chyba go zakończyć. Pakuje książki na ostatni dzień szkoły tego tygodnia ciesząc się nadchodzącym weekendem. Każdy chyba uwielbia piątek. W ręce łapie piżamę i znikam za drzwiami łazienki, by po chwili odkręcić deszczownice. Zasiadam za biurkiem chcąc się odrobinę pouczyć. Nie powinnam zaniedbywać nauki nawet jeśli jest ciężko. Po za tym to dobry sposób na zabicie nudy.

***

Podnoszę się gwałtownie kiedy do moich uszu dociera głośny huk, a następnie wiązka przekleństw. Rozglądam się po pokoju mrużąc oczy od intensywności światła lampki na biurku. Czy ja naprawdę usnęłam nad książkami? Przeciągam się wyginając lekko obolałe plecy i ruszam w kierunku drzwi. Wychodzę powoli na korytarz i nim zdążę zrobić trzy kroki wpadam na czyjąś pierś.

Ramię Zayna obejmuje mnie w tali nie pozwalając upaść bądź się odsunąć. Jego wzrok jest pełen żalu i smutku, a on sam śmierdzi klubem, kobietami i alkoholem. Mimo mroku doskonale widzę rysy jego napiętej twarzy. Mocna szczęka, wąskie malinowe usta i błyszczące w ciemności oczy.

— Jesteś pijany — odpychamy go od siebie. Mulat bez oporu odsuwa się ode mnie.

— No i? — wzrusza ramionami. Wydaje się być świadomy otaczającego go świata.

— Idź spać Zayn — wzdycham ruszając do swojego pokoju.

Słyszę jego ciężkie kroki podążające za mną. Wchodząc do pokoju nawet nie spodziewam się usłyszeć odgłos zamykanych drzwi. Brunet płynnie przechodzi obok mnie i siada na pierzynie.

— Dlaczego? — podnosi na mnie smutne spojrzenie.

— Dlaczego, co? — wzruszam ramionami nie rozumiejąc jego nagłego pytania.

— Czemu kurwa nas okłamałaś — jego utkwiony w mojej twarzy wzrok wywierca w niej dziurę.

— Nie wszystko jest takie proste jak ci się może wydawać Zayn. Nie mogłam i nie chciałam. Po za tym co by to zmieniło? Przestałbyś się ze mnie nabijać? Obrażać, wyśmiewać? Zaczął byś mnie szanować? — zadaje serie pytań będąc, nieświadomie go tym atakując.

— Kujon należący do gangu — parska śmiechem kiwając lekko głową — Kurwa — unosi lekko głos.

Zakrywam mu usta dłonią robiąc standardowe „shh" na co ten wywraca oczami. Kretyn.

— Słuchaj Zayn. Jeśli cię to w jakiś sposób nie wiem, dotknęło, zabolało to... — przerywa mi.

— Zabolało? — uśmiecha się półgębkiem i kiwa lekko głową — Nic nie rozumiesz.

— To może mi wytłumacz? — rozkładam szeroko ramiona coraz mniej rozumiejąc tego człowieka.

Podchodzę do niego powoli, gdy ten uważnie obserwuje każdy mój krok. Zadziera lekko głowę do tyłu by móc patrzeć mi w oczy.

— Nie będę ci się tłumaczył — pochyla się by ściągnąć buty, które niedbale rzuca na środek pokoju.

Sięga do krawędzi skórzanej kurtki po czym również i jej się pozbywa, rzucając w to samo miejsce. Jego podkoszulka idzie w ślad za resztą.

Przyglądam się temu co robi z lekko zmarszczonym i brwiami. Mam nadzieję, że to posprząta, bo ja napewno tego nie zrobię.

Nie wiedząc kiedy ciepła dłoń Malika ląduje na moim udzie zaraz pod pośladkiem przyciągając do siebie. Zostaje zmuszona by siąść na nim okrakiem. Odchylam się lekko do tył chciał uciec od tej nagłej bliskości.

— Zayn, co ty odwalasz? — pytam uważnie go obserwując.

Centralnie pod sobą czyje materiał jego napiętych dżinsów. Jego naga klatka piersiowa kusi, by się w nią wtulić bądź zacząć składać na niej pojedyncze pocałunki.

— Patrzę na ciebie — odpowiada bez ogródek.

Oblizuje wargę i przybliża twarz do mojej szyi. Fala gorąca uderza we mnie, kumulując się w lędźwiach. Jego ciepły oddech owiewa moją skórę przyprawiając mnie o fale dreszczy ciągnących się wzdłuż kręgosłupa.

Po chwili jednak miękkie niczym aksamit usta lądują na mojej szyi, składając serie mokrych i delikatnych niczym piórko pocałunków. Nie świadomie ciche sapnięcie ucieka mi z pomiędzy rozchylonych warg.

Kiedy jego zęby podgryzają moją skórę nie mogę się powstrzymać i przysuwam się bliżej niego. Odchylam głowę, a palce zatapiam w puszystych włosach. Moich uszu dobiega mruknięcie aprobaty. Jego dłonie pieszczą moje pośladki co chwila ściskając i masując. Wyginam się w łuk oddając się mu w całości i jestem pewna, że gdyby chciał mnie wziąć, nie zaprzeczałabym.

Nieświadomie zaczynam poruszać biodrami ocierając się tym o jego przyrodzenie i stymulując swoją łechtaczkę. Jęczę cicho odchylając głowę do tyłu. Mulat stopuje mnie, warcząc cicho.

Przenosi się na żuchwę, którą również obdarza niemałą ilością czułych i delikatnych pocałunków. Czyje jak wilgoć między nogami przesiąkła przez cienką warstwę spodenek od piżamy. Moja pulsująca kobiecość prosi się o uwagę, której zapewne nie dostanie. Skomle najciężej jak potrafię poruszając się lekko na nim.

Miska swoimi ustami moje po czym traktując mnie jak niczym z porcelany całuje. Zupełnie jakbym miała się zaraz rozsypać lub uciec z piskiem.

— Widzisz co ze mną robisz? — jak przez mgłę słyszę dźwięczny baryton jego głosu.

Z lekko rozchylonymi wargami odsuwam się do niego patrząc prosto w oczy. Nie za bardzo dociera do mnie sens jego słów. Jestem zupełnie pogrążona w wewnętrznym chaosie własnych odczuć. Nie jestem nawet pewna czy cokolwiek mówił.

Nie otrzymując odpowiedzi, a jedynie mój pełen pożądania wzrok przyciska moją wilgotną od własnych soków i otwartą na niego szparkę do własnego krocza. Gardłowe jęknięcie ucieka mi między wargami. W świetle mojej lampki dostrzegam błysk w jego oczach.

— Widzisz? — dopytuje żądając odpowiedzi. Kiwam lekko głową lecz moja niema odpowiedź go nie satysfakcjonuje — Odpowiedź.

— Tak — chrypie poruszając się niespokojnie, przez co ocieram się odzianym jedynie w spodenki kroczem o jego wzrośnie naprężone jeansy. Jęczę czujący jak moim ciałem wstrząsają konwulsje ekscytacji.

Chcę więcej. Pragnę więcej. Potrzebuje więcej.

Poruszam ponownie biodrami spinając mięśnie i pojękując co chwila. Słyszę ciche warknięcie koło ucha i przytrzymujące moje biodra ręce. Skomle prosząco jednak ten zatyka mi usta żarliwym i pełnym pasji oraz sprzecznych emocji, pocałunkiem.

Gdy tylko odrywamy się od siebie kładzie głowę na moim ramieniu ciężko dysząc. Zaciska palce na moich biodrach, a ja domyślam się że właśnie się powstrzymuje. Jestem zdana na niego.

Chce mnie, a ja chce jego.

Właśnie w tym momencie dociera do mnie, że jeśli nie przestanę się ocierać o jego jeansy to po raz pierwszy doświadczę seksu na sucho. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro