Rozdział 32.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział niesprawdzony!

Przez całą sobotę chodziłam jak na szpilkach. Dziewczyny męczyły mnie tym jak było na randce, co Zayn przygotował i czy pamiętam, że za dwa tygodnie mam urodziny. Jakoś moje urodziny mam gdzieś, ale one się cieszą, no bo przecież nie codziennie się kończy osiemnaście lat. Jeśli chodzi o pytania na temat piątku to unikałam odpowiedzi jak samego diabła. Tylko, dlaczego? Przecież randka się udała, a ja ucieszona wróciłam do domu koło południa.

Okazuje się, że jak usnęłam Zayn zawiózł mnie do siebie i spaliśmy razem. Co z tego ze mam tam swój pokój, ale muszę przyznać, że pokój mężczyzny jest nawet przytulny. Nie jest czarny ale w odcieniach jasnego kremowego brązu i kawałkami cegły wzdłuż jednej ściany. Do tego czerwono-brązowe meble i ogromne łóżko na środku pokoju. Na dodatek niesamowicie miękkie i wygodne, jak łóżko wodne. 

Odpowiadając na pytanie nie wiem czemu unikałam odpowiedzi. Może nie chciałam się z nimi dzielić. Randka jak randka. Jest wyjątkowa kiedy się jest na niej z kimś wyjątkowym. Przecież to nie była kolacja ze świecami w ekskluzywnej restauracji, ani romantyczny spacer po plaży przy zachodzie słońca. No a tym bardziej jakiś obiadek na łące i koszykiem i kocykiem, tylko zwykła randka w wesołym miasteczku i podziwianie widoku zachodzącego słońca, z lepszym widokiem niż z diabelskiego młyna. 

Dlatego też może nie chciałam nic mówić dziewczynom, które nawet Ruby ściągnęły żeby cokolwiek razem w trójkę ze mnie coś wycisnąć. Jenak ja się tak łatwo nie dam. O nie. Chyba uważałam, że Zayn wybrał mało orginalny sposób na randkę i nie mam się czym chwalić. No ale przecież nikt nie powiedział, że następnym razem będzie tak samo. Skoro umie wylać wiadro wody śmierdzącej rybom na ludzi to i wymyślić zajebistą randkę. 

Myślę, że powinnam im coś powiedzieć ,albo chociaż naprowadzić trochę. Zrobię to dzisiaj. No, a teraz wróćmy do rzeczywistości. Więc dzisiaj jest niedziela, a ja leże na łóżku i myślę nad moim życiem. O Evanie i o tym jak przez ten czas miałam relacje z Zayn'em. 

Myślałam nawet czy będę w stanie kochać go jak Evana, ale na to za wcześnie. Jeśli chodzi o niego to w dalszym ciągu tęsknie, a jego strata sprawia mi ból, ale teraz wiem że mam Malika. Jest moim wsparciem. Mam dla kogo walczyć i się starać. Przyjaciele to nie wszystko, a Zayn wypełnia tą pustkę, która była wewnątrz mnie. Cieszę się, że w końcu mam kogoś komu na mnie zależy i nie mówię tu, że dziewczynom i chłopakom na mnie nie zależy, broń Boże. Tylko, że zależy komuś tak inaczej, nie jak na przyjaciółce.

No to temat miłości zamknięty, czas na coś mniej przyjemnego. Marcus. Jeśli chodzi o tego buca to zabije go za to że odebrał mi Evana. Mam gdzieś wszystko inne. Jednak coś mi śmierdzi w tym wszystkim. Jak dostał się do kraju tak żeby policja go nie rozpoznała? Jak może się tak dobrze ukrywać? Czemu nie atakuje? 

No z tym ukrywaniem się to przesadziłam, ponieważ mamy plany budynku w którym jest od jednego z naszych sojuszników. Od tego starego typka co po spotkaniu również mnie podrywał. Świnia. Nazywa się Jackson Mercier. Podejrzane trochę, że od tak dał nam miejsce pobytu Marcusa. 

Jeśli chodzi o to o co dokładnie mu chodzi to o to, że zabiłam mu brata Drake'a. Tyle, że albo on by zabił Marcusa albo ja jego, więc wybrałam kumpla. Nie Marcus nie wiedział o mnie dużo i tak był kumplem. Mieliśmy kilka misji tyle, że on był z innego gangu. Nasz konflikt i chęć mordu na mnie jest spowodowana śmiercią jego zdradzieckiego brata, ale aktor z niego niezły.

- Cassandro Octavio Williams, natychmiast masz nam powiedzieć jak przebiegła piątkowa randka - krzyczy stojąca w progu Olivia. Wie że nie lubię jak się do mnie mówi pełnym imieniem. 

Wspominałam może że mam na drugie Octavia? Nie? No to teraz mówię i dodam nawet, że nienawidzę tego imienia. 

Podnoszę na nie leniwie wzrok i unoszę brwi. Muszę? Wcale nie, ja nic nie muszę. Mój wzrok znowu ląduje na palcach, którymi bawię się pół dnia. Tak, tak wiem nie wyszłam z łóżka od rana, no ale nie moja wina. Powietrze mam, toaleta jest, jedzenie też, czego chcieć więcej?

- Cassandra - mówi już spokojniej. Spoglądam na nie i widzę, że Olivi stopa uderza o podłogę, jak noga zdenerwowanego króliczka, no i jeszcze ta jej mina. Obok Liv stoi Jasmine z oczami szczeniaczka. Nie przekona mnie tymi oczkami. Znowu spoglądam na jej dreptającą nogę i się delikatnie uśmiecham.

- Ta noga ci kiedyś odpadnie - wskazuje palcem na niej stopę. Dziewczyna spogląda na nią i przestaję udawać króliczka z nerwicą.

- Cassie no mów i błagam cię wyjdź z tego pokoju - odzywa się Jas. Wzdycham i unoszę się jeszcze wyżej, po czym patrzę na nie, mrużąc oczy. Wiem, że chcą się już wycofać, jednak ja klepie miejsce obok siebie i odsuwam się, robiąc im miejsce. Obie jak na zawołanie siadają obok mnie. - Więc? - pyta.

- No więc jak się domyślacie na początku nie chciał mi powiedzieć, gdzie jedziemy ale po drodze wnioskowałam że gdzieś poza miasto - robię przerwę na oddech - Zabrał mnie do wesołego miasteczka poza Londynem i potem oglądaliśmy zachód słońca. - Kończę, a między nami zapada dziwna cisza. 

- Wow - wykrztusza wreszcie Liv.

- Kreatywnie - Odpowiada Jas i parska śmiechem.

- Co masz na myśli? - dopytuje. Rozumiem, że raczej za nim nie przepada, ale ona go nie zna.

- No mało się postarał z tą randką taka do bani trochę - tłumaczy ale widzę, że to nie koniec - Jason robi Liv takie randki, że ciężko o nich zapomnieć, a Zayn jakby robił to na odwal się.

- Wiesz co? Jesteś po prostu wredna, wiesz? Dla mnie nie ma znaczenia co, jak i gdzie. Był ze mną. To się liczy, bo na randce chodzi o to żeby iść z osobą, na której ci zależy z osobą wyjątkową! - podnoszę głos. - Kocham go i ta randka była wspaniała, bawiłam się na niej jak nigdy, od kąt Evan umarł i po raz pierwszy poczułam, że żyje. - kończę i po prostu wychodzę. Nawet nie wiem kiedy wstałam. 

Kiedy tylko zatrzaskuje drzwi i robię krok wpadam na kogoś. Mam deja vu. Podnoszę wzrok i napotykam tęczówki w kolorze miodu i piwa, z delikatną nutką brązu. Zayn. Słyszał to. O cholera, wpadłam. 

Zaleciało dwuznacznością.

- Słyszałeś? - pytam dla pewności. Powiedź nie, błagam.

- Tak - Patrzy mi uważnie w oczy. Przełykam głośno ślinę - Kochasz mnie? - dodaje z nadzieją? Spuszczam wzrok i patrzę na jego rozbudowaną klatkę.

- Tak - mówię cicho.

- Powtórz - prosi 

- Kocham cię, Zayn - spoglądam mu w oczy. Nagle Malik ciasno przywiera do mnie ustami i całuje jakby jutra miało nie być. Wplatam palce w jego włosy i ciągnę za końcówki, a on przyciąga mnie jeszcze bliżej, tak że nawet kartka między nas nie wejdzie. Jak zwykle smakuje miętą i papierosami, ale tym razem dodatkowo czekoladą. 

Kiedy się od siebie odrywamy, chłopak opiera czoło o moje i patrzy głęboko w oczy.

- Ja... - urywa żeby unormować oddech - Kocham cię Cass, jak wariat - dodaje. Tym razem to ja nie mogę się powstrzymać i całuje go. Nasze języki łączą się w mieszanym tańcu, a jednocześnie jest to walka o dominację, którą przegrywam. Odrywamy się od siebie i ciężko dyszymy. 

Resztę dnia spędziliśmy razem, oglądając filmy i rozmawiając, a momentami całując się. Nie, nie doszło do bliższych kontaktów, między nami. Nie tym razem. Musi poczekać do urodzin, żebym mu na to pozwoliła.



Tam tam tam i kolejny rozdział. Ogólnie sorka za opóźnienie, ale się zaczytałam i jakoś tak wyszło. Muszę się też przyznać że mam totalnie brak weny, a przez ostatnie dwa miesiące jak nie więcej strasznie dużo pisałam, no a prawie codziennie. Wychodziło tak po dwa rozdziały no albo jeden, zależy jak wiało. Skończyłam całą tą książkę i zaczęłam drugą część, dodatkowo zaczęłam pisać drugą książkę, która dość szybko się nie pojawi. No a miesiąc temu zaczełam pisać powoli inną książkę na której bardzo mi zależy.

Pomysłów mam strasznie dużo, ale wena mi wyparowała na jakiś czas. Ale bez obaw wystarczy że przeczytam kilka książek. Zawsze wtedy wraca przez umiejętne pisanie autorki, co sprawia że chce napisać swoją równie dobrze tylko że po mojemu.

No więc miłego dzionka i do następnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro