Rozdział 38.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Biegniemy po trawie w kierunku fabryki. Starej opuszczonej fabryki, w której rzekomo przebywa Marcus. To dziwne przeczucie, że coś się wydarzy nie opuściło mnie aż do teraz. Dziewczyn na akcji nie ma, ponieważ, obje są w ochronie komputerowej. Na dodatek Liv robi tatuażę i tak też zarabia, a Jas handluje bronią białą i palną, dla kobiet.  

Razem ze mną jest Zayn, Cam i jakiś chłopak, który przedstawił się jako Mike. Jesteśmy przy wentylacji, o której mówił Malik, parę tygodni temu. Chłopaki zdejmują pokrywę i cicho odkładają na trawę. Reszta zespołu okrążyła cały budynek, niestety są dość mocno oddaleni. Jedni są po drugiej stronie ulicy, inny między drzewami, a jeszcze inny poukrywani gdzie się da, tak żeby nie rzucać się w oczy. 

Teraz jesteśmy zdani na siebie i szczęście, które mam nadzieje jest z nami tego dnia.

- Dookoła budynku jest nas dużo, więc musimy się sprężać - mówię szybko, wyciągając latarkę.

- Jesteś jedyną dziewczyną, na tej misji. To śmieszne, a jednocześnie dziwne - odzywa się Mike. Patrzę na niego jak na debila.

- A co to ma kurwa do mojej wypowiedzi? - pytam, a on wzrusza ramionami, posyłając mi delikatny uśmiech. - Dobra podsadźcie mnie. - Pokazuje na wejście. 

Cam robi tak zwaną kołyskę z rąk, a ja najciszej jak tylko umiem wchodzę do środka wentylatora. Powoli idę wzdłuż wąskich ścianek i wiem, że reszta podąża za mną. 

Tylko ja jestem na tyle niska, żeby nie dosięgnąć. No ale nie moja wina, że zbudowali to jakieś pół metra wyżej ode mnie. Musiałabym podskoczyć i odbić się od ściany, a nie możemy robić hałasu.

Skręcam w prawo, a następnie lewo, gdzie ścianki się rozchodzą, tak że jest dużo więcej miejsca. na kucaka idziemy dalej, skręcając kilka razy i wspinając się do góry. Otwieram po cichu pokrywę, rozglądając się za wrogiem. Jest cicho jak w grobie. Zdecydowanie za cicho.

Gabinet jeśli tak mogę to nazwać, jest na drugim piętrze, gdzie powinien siedzieć, niczego nieświadomy Marcus. Jednak coś mi mówi, że on wie o naszej obecności tutaj, jakby się nas kompletnie spodziewał. 

Przechodząc obok okna widzę jak chłopaki zdejmują po kolej ludzi od tego dupka. Kierujemy się na schody, po których wchodzimy cichutko i zdejmujemy kilku ochroniarzy. Zaciągamy ich w bezpieczne miejsce i tak samo robimy z każdym innym. Zostało jeszcze kilka zakrętów i będziemy u celu kiedy słyszę strzał. Dobiega z zewnątrz, co znaczy, że ich zauważyli. Teraz mamy przesrane.

Rozdzielamy się i wpadamy do każdego pokoju, strzelając z tłumikiem do przeciwników, eliminując ich, jak człowiek mrówki. Teraz nie musimy być ostrożni, a nawet cicho bo wiedzą o nas. Wiedzą że idziemy po nich, a odczucie że coś jest nie tak, narasta wewnątrz mnie, a żołądek mimowolnie się ściska.

Wypadam z kolejnego pokoju i stoję naprzeciw chłopaków. Patrzymy na siebie i kiwamy głowami, że nasz prywatny plan, omówiony na właśnie taki wypadek czas zacząć. Ja i Zayn ruszamy do gabinetu Marcusa, a Cam będzie nas osłaniał i w razie, małych komplikacji nam pomoże, w środku pokoju. Natomiast Mike biegnie na obchód pokojów, a potem pilnuje schodów. Oczywiście jeśli zrozumie, że nie da rady sobie już z nimi, to ma jak najszybciej się ewakuować.

Stoimy przy drzwiach i patrzę na Zayn'a, szczerze przerażona. Obym się myliła z tymi przeczuciami. Najgorsze jednak jest to że nie wiem czy tu chodzi o Zayn'a czy o kogoś innego. 

Otwieramy drzwi z rozmachem i z wycelowaną bronią wkraczamy do środka, gdzie na fotelu obrotowym siedzi nie kto inny jak Marcus, a przy nim dwóch goryli. W ich ręku spoczywa broń, jednak nie wycelowana, ale nabita. 

Dziwne.

- No już myślałem, że nie wpadniecie - posyła mi uśmiech, który z chęcią teraz zetrę z jego parszywego ryja.

- Skąd? - pytam. Dobrze wie o co mi chodzi.

- Eh... - wzdycha i się podnosi - Widzisz Cassie, nie chciałaś ze mną porozmawiać i nie wiesz co się dokładnie dzieje. Nawet nie wiesz jak bardzo jesteście oszukiwani wszyscy, a twój zespół jest cały narażony. Jednak ty jesteś tutaj, a oni tam umierają - nagle słychać ogromny huk. Coś wybuchło a budynek się zatrząsł. 

- Co tu się dzieje Marcus, co? Gadaj! - krzyczy tym razem Zayn. Kiedy Tarner nic nie mówi strzela do jednego z jego goryli, a ten pada na ziemie martwy.

- Cass to nie ja. Nie ja go zabiłem, to nie moi ludzie. Oszukano mnie a teraz ciebie. Sam mi dostarczył informacji o tym i myśli, że nie wiem jak jego ludzie i on sam jest przeciwko mnie. Zaufałem tej gnidzie, a on robi to żebyś mnie zabiła, tylko o to mu chodzi. Chce mojej i twojej śmierci. Boi się ciebie, a mnie nienawidzi, bo zabiłem jego dziwkowatą córeczkę. - syczy, wspominając sobie zapewne tą dziewczynę. Zabił ją, tak jak ja jego brata i za to się mści.

- A ja zabiłam ci brata skurwiela - kpię.

- Nie mam żalu - unoszę brwi, skoro nie ma to po chuja to wszystko. Tylko szkoda że nie wierze w jego słowa, zabił Evana.

- Zabiłeś jedyną osobę, która mnie naprawiła i była dla mnie wszystkim. Zabije cię za to - patrzę na niego z mordem w oczach. Nie zrobię tego w taki sposób jak myśli. Nie zabije go tak jak to zabito Evana, gdzie strzelili do niego zza drzew. 

- To nie ja, to nie był mój człowiek nawet. Chciałem się pogodzić bo wiem co zrobił mój brat, wiem jaki był. Ja debil wierzyłem mu, a ty mi dupę wtedy uratowałaś. To nie mój człowiek wtedy strzelał, przysięgam - ostatnie słowa szepcze. 

- Szkoda, że ci nie wierze. Niezła bajka. - Uśmiecham się przebiegle i odrzucam na bok broń. - Na pięści, żeby było sprawiedliwie. 

W tym momencie razem z Malikiem ruszamy w ich stronę. Ja na Marcusa, a on na mięśniaka, a nawet jakbym chciała to by mi nie pozwolił z nim walczyć. Zadaję pierwszy cios, a on nawet nie reaguje, stojąc uparcie w miejscu. Uderzam kolejny raz i kolejny, dopiero wtedy mnie łapie i przerzuca przez biurko. Podnoszę się i atakuje. Prawy sierpowy, a następnie unik, potem hak i lewy, unik i seria. Po wardze spływa mi krew ale on wygląda gorzej. Nie walczy jak on, odpuszcza mi po całości. 

Jest aż tak zdesperowany, żeby się poddać. Aż tak wierzy w własne słowa, żeby dać sobie obić mordę. Przecież miałam podejrzenia co do jednego z naszych sojuszników, a co jeśli? Nie. Marcus to zdradziecka gnida. Już mam zadać kolejny atak ale słyszę kolejny huk, a do pomieszczenia wpada kilka ludzi, których nie mogę rozpoznać. 

Wszyscy się pomieszali, widzę jak Zayn walczy z kilkoma, a za nim jest dziura w ścianie. W tym wszystkim widzę Cama, Jasona i Luke'a. Dzięki temu że widzę do kogo strzelają pomagam im.

Odwracam się jeszcze w stronę gdzie powinien być Marcus, jednak go nie ma. Znikną. Uciekł jak tchórz. 

Jebana tchórzofretka.

Kiedy tylko znowu kieruje głowę na ten rozpierdziel dostaję w głowę. Upadam na podłogę, a ból promieniuje na skroni, rozprzestrzeniając się. Ciało które mnie przygniata, nagle znika, a ja jak najszybciej otrząsam się i wstaję. Badam sytuację i spoglądam na chłopaków.

- Ktoś zdradził! - krzyczy do mnie Jason. 

Strzelam do zamaskowanych i słyszę strzał padający obok. Gdy tylko tam spoglądam widzę, spadającego Zayn'a z drugiego piętra w dół, razem z ubranym na czarno i w masce mężczyzną. Otwieram szerzej oczy i biegnę w ich stronę. Może zdążę. Nie, ja muszę zdążyć.

- Nie! - krzyczę.

Wpadam całą lewą stroną na ścianę, w której jest dziura i patrzę na nieprzytomnego mężczyznę, którego zdążyłam pokochać. Po raz kolejny oddałam komuś serce i możliwe ze ta osoba właśnie umarła. Sprowadzam śmierć na wszystkich.

- Błagam. - Szepczę, kiwając głową na boki.

- Cass, chodź na dół - Słyszę głos Camerona obok mnie. Odrywam się od ściany i kieruje się do wyjścia, po drodze zabijając ostatnich ludzi, którzy nas zdradzili. Wypadam na pole i pędzę w stronę leżącego na tym mężczyźnie Zayn'a. Od razu sprawdzam puls, obracając go wcześniej na plecy. Oddycha. 

- Zayn, idioto obudź się - proszę - Nie zostawiaj mnie nie mogę cię stracić. Nie po raz kolejny, błagam - szepcze.

- Nie zamierzam - charczy, otwierając oczy. Pomagam mu wstać i już chce iść z nim do samochodu kiedy przyciąga mnie do pocałunku. Długiego i delikatnego, pełnego uczuć.

- Kocham cię - mówię cicho. Spogląda na mnie z szeroko otwartymi oczami.

- Powtórz to - prosi.

- Kocham cię Zayn - mówię głośniej

- Też cię kocham - posyła mi śliczny uśmiech, który odwzajemniam i przerzucam sobie jego rękę, przez moje ramiona i prowadzę go do auta.



Więc tak wstawiam to będąc na wakacjach, ale na szczęście pamiętałam o rozdziale. Następny rozdział to epilog moi mili.
Tak jeszcze dodam że odkryłam że jestem słabą pisarką gdyż ponieważ aczkolwiek książki innych autorek jak czytam są zabawne i wciągające a moje ani jedno ani drugie. Tak wiem że każdy autor ma swój styl pisania jednak nie uważam żeby moje relacje miłosne w książce były realne w życiu jeśli o to chodzi (Nie chodzi tu o Zayna w życiu prawdziwym). Mimo wszystko nie mam zamiaru się poddać i wiem że w końcu odkryje i będę naprawdę dobra w tym wszystkim. Teraz jestem młodą i mało doświadczona ale wiem że jeśli się nie spróbuję to potem będę żałować.

Dziękuję że jesteście ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro