4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lot helikopterem do Cleghorn trwał przez pół godziny, które Zayn spędził, poznając krewnych swojego męża, choć nie wniósł zbyt wiele do rozmowy, wciąż wpatrując się w krajobraz, który rozciągał się za oknem.

Rodzina jego męża wydawała się być wystarczająco miła w przeciwieństwie do jego własnej. Karen Payne była Betą i musiała mieć około sześćdziesięciu lat, ale wciąż wyglądała pięknie i nie miała praktycznie żadnych zmarszczek.

Ruth Payne była wyjątkowo piękna, a jej zapach był niezwykle słodki; miała dwadzieścia jeden lat i te same brązowe oczy, co jej starszy brat. Malik dowiedział się, iż miała również drugiego brata, który był od niej starszy o cztery lata i był Alfą.

— Louis wkrótce wróci do domu — Odezwała się podekscytowana Ruth — Teraz, gdy skończyła się wojna, jego służba w wojsku dobiegnie końca — Dodała, a jej oczy błyszczały szczerą radością — Tak bardzo za nim tęsknię.

— Wszyscy tęsknimy — Wtrąciła Karen, rzucając swojemu najstarszemu synowi spojrzenie, którego Zayn nie potrafił odczytać — Nigdy nie powinien był odejść.

Liam zacisnął szczękę, słysząc te słowa, ale się nie odezwał, co przyczyniło się do tego, iż Malik natychmiast zaczął zastanawiać się nad dziwnym napięciem pomiędzy matką a synem, ale nie zapytał. Przecież tak naprawdę nie znał tych ludzi.

Malik wysiadł z helikoptera i spojrzał w stronę pięknej rezydencji, kiedy wreszcie dotarli na miejsce. Rezydencja była niewiele mniejsza niż jego pałac; nie tak wysoka, ale znacznie dłuższa.

— Witamy w Cleghorn — Odezwała się Karen — To twój nowy dom.

Zayn odwrócił wzrok w jej stronę, uśmiechając się delikatnie, choć wątpił, iż zostałby w tamtym miejscu wystarczająco długo, aby zacząć myśleć o nim, jak o własnym domu. Przechylił swoją głowę nieco w bok, gdy zauważył, iż ktoś stał na schodach, które prowadziły do frontowych drzwi.

Oczywistym stało się to, iż była to męska Omega, kiedy Liam zaprowadził go odrobinę bliżej. Omega wydawała się być mniej więcej w jego wieku, może odrobinę starsza, ale pachniała bez żadnego zarzutu, co było odrobinę niezwykłe, jak na Omegę po trzydziestce. Mężczyzna był piękny; miał wspaniałe, pofalowane włosy, duże szmaragdowe oczy i twarz o delikatnej budowie kości oraz nieskazitelnej cerze. Miał całkiem niezłe ciało z odpowiednimi krągłościami we właściwych miejscach. Ten mężczyzna wydawał się być idealną Omegą.

— Harry! — Zawołała Ruth, chwytając Omegę za rękę, gdy pochyliła się, aby złożyć miękki pocałunek na jego policzku — Pozwól, że przedstawię ci...

— Ruth — Warknęła Karen — Gospodarz powinien sam przedstawić swojego małżonka.

Ruth zarumieniła się, spoglądając przepraszająco w stronę swojego brata, ale Liam nie wyglądał w taki sposób, jakby w ogóle go to obchodziło.

— To mój mąż. Zayn Malik — Odezwał się Liam, układając jedną ze swoich dłoni na ramieniu Harry'ego — A to jest Harry — Dodał, uśmiechając się delikatnie w stronę Omegi.

Malik zacisnął swoje usta z irytacją. A to jest Harry? Poważnie? Czy Liam nie zamierzał nawet wytłumaczyć, kim była dla niego ta Omega?

Wziął głęboki oddech, starając się opanować swój temperament, zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego tak bardzo niepokoiła go ta Omega. Głęboki oddech okazał się być jednak błędem, ponieważ sprawił, iż Malik był o wiele bardziej świadomy słodkiego zapachu Harry'ego; wydawał się być dość intensywny i przytłaczający, co mogło świadczyć o tym, iż Harry najwyraźniej rozgrzał się całkiem niedawno.

Malik zauważył, iż Liam przyglądał mu się bardzo uważnie, a jego oczy były delikatnie zmrużone, a to uświadomiło mu to, iż Payne najwyraźniej czuł się zobowiązany do tego, aby chronić tę Omegę.

Ta świadomość była uderzająca i sprawiła, iż Zayn poczuł się odrobinę dotknięty z powodu, którego nie potrafił zidentyfikować. Czy jego mąż naprawdę sądził, iż był tak niecywilizowany, że nie potrafiłby kontrolować się przy Omedze? Przecież nie był już głupim nastolatkiem, który nie potrafił panować nad swoimi popędami.

— Miło cię poznać — Odezwał się Malik, starając się zachować najuprzejmiejszy ton swojego głosu, gdy wyciągnął dłoń do przodu, aby poprawnie się przywitać.

Harry uśmiechnął się niepewnie i ostrożnie ujął jego dłoń.

— Masz ogromne szczęście — Odparł, a jego głos był naprawdę przyjemny i melodyjny; doskonały dla Omegi — Liam jest wspaniały. Jest najlepszym mężczyzną, jakiego znam. Naprawdę go uwielbiam.

— Przesadzasz — Liam wtrącił z uśmiechem, a jego oczy były pełne miłości, kiedy patrzył na Omegę.

Harry spojrzał w jego oczy, uśmiechając się szeroko, gdy oparł swoje ramię o jego umięśnioną klatkę piersiową.

— Oh, Liam, ja naprawdę nie... — Przerwał w połowie zdania, wydając z siebie jęk bólu, gdy wyrwał swoją dłoń z uścisku księcia, a jego zapach natychmiast wypełnił się niepokojem.

— Skrzywdziłem cię? — Zapytał Malik, przepraszająco wzruszając swoimi ramionami, choć wcale nie przejął się tym, że ścisnął zbyt mocno — Przepraszam, ale czasami nie zdaję sobie sprawy z własnej siły.

Liam zrobił krok w jego stronę, stając tuż obok i ułożył swoją dłoń na jego ramieniu. Było to jasnym ostrzeżeniem i sprawiło, że Zayn natychmiast się spiął. Ten dotyk wydawał się palić nawet przez materiał ubrań.

— Wejdźmy do środka — Mruknął Liam, prowadząc go do frontowych drzwi.

Jeżeli ktoś spojrzałby na nich z boku, mógłby stwierdzić, iż Liam był nadopiekuńczym mężczyzną, który dbał o swojego męża, ale Malik czuł twardość jego uścisku. Nie bolało, ale mogło i oboje o tym wiedzieli. Zayn miał wrażenie, iż jego skóra dosłownie mrowiła.

Kiedy w końcu znaleźli się w środku, wszystko wydawało się być nieco rozmyte; został przedstawiony służbie domowej, a przyjazna gospodyni oprowadziła go po całej rezydencji, pokazując mu wszystkie pomieszczenia. Jego mąż towarzyszył im przez cały ten czas, ale zachował milczenie, spoglądając w jego stronę z kamienną twarzą i nieco ostrym, dziwnym wyrazem oczu.

Pod koniec ich wspólnej wycieczki Malik miał ochotę krzyczeć albo kogoś uderzyć. Coś okropnego osiadło na jego sumieniu, a dziwne uczucie pełzało po jego skórze. Nieświadomie wypompował feromony swojej Alfy, ponieważ czuł się odrobinę zagrożony, nie wiedząc, jaki był tego powód, ponieważ wszyscy byli dla niego mili, zachowując się w taki sposób, jakby był prawdziwym mężem ich szefa, a nie politycznym pionkiem.

Kiedy w końcu dotarli do biura jego męża, Liam podziękował gospodyni i wepchnął go do środka. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem tuż za ich plecami i nagle zostali sami.

— Co to miało znaczyć? — Warknął Liam.

Malik skrzyżował ramiona na wysokości własnej klatki piersiowej.

— Co masz na myśli?

Liam zrobił kilka kroków w jego stronę, zbliżając się, aż stanęli twarzą w twarz.

— Mam na myśli sposób, w jaki zachowałeś się w stosunku do Harry'ego. To było nie do przyjęcia.

— Niczego nie zrobiłem.

— Twój język ciała był nieprzyjemny  — Odparł Liam — Posłuchaj, powinieneś odłożyć na bok twój instynkt Alfy i całe to gówno, kiedy jesteś w tym domu, a szczególnie w pobliżu Harry'ego.

Malik zacisnął swoje usta w wąską linię. Harry to. Harry tamto.

— Dlaczego? Co jest w nim tak specjalnego? — Warknął podirytowany, a jego głos zabrzmiał na bardziej chrapliwy niż zamierzał.

Liam wziął głęboki oddech, a coś w jego oczach stwardniało.

— To nie moja historia do opowiedzenia. Po prostu trzymaj się od niego z daleka.

Książę przesunął swoim wzrokiem od jego oczu do ust i z powrotem, doskonale świadomy tego, jak chwiejny był jego oddech, jak blisko byli.

— Jak myślisz, kim jesteś, aby mi rozkazywać? Nawet mój ojciec jest mniej natarczywy niż ty, a jest Alfą i ja też nią jestem — Odparł i jakaś jego część była kompletnie przerażona tą niedojrzałą postawą i słowami, które wypłynęły spomiędzy jego ust; był dużo lepszy niż to, nigdy nie wykorzystywał swojego statusu i położenia, ale nie potrafił się powstrzymać od kontynuowania — Chyba zapominasz o tym, kim jesteś ty, mój mężu.

Liam szarpnął jego ramiona i trzasnął jego plecami o drewniane drzwi tak mocno, iż Malik miał wrażenie, iż jego kości zadrżały, a znajomy już zapach ozonu wypełnił jego nozdrza, całkowicie go przytłaczając.

— Możesz być przyzwyczajony do ludzi, którzy zaspokajają każdą twoją zachciankę, ale nie jesteś już w Pelugii — Warknął Liam, a jego źrenice wyraźnie się rozszerzyły — To jest mój domu. Jeśli powiem, że powinieneś być milszy dla Harry'ego, to będziesz milszy. Rozumiesz?

Malik wstrzymał swój oddech, ponieważ ten niski i głęboki ton głosu oraz silny zapach robiły mu coś dziwnego. Zanim zdał sobie sprawę z tego, co zamierzał zrobić, przechylił swoją głowę na bok, odsłaniając swoje gardło w geście uległości.

Liam znieruchomiał, podczas gdy Zayn się zarumienił, upokorzony i zdezorientowany swoim zachowaniem. Alfy nie obnażały swoich gardeł, a jeśli już to robiły, zdarzało się to rzadko i jedynie w geście szacunku w stosunku do starszych Alf, z którymi byli spokrewnieni. Nie było żadnego powodu, aby odsłonić swoje gardło mężowi, który był Betą.

Zanim zdążył wycofać swoją ofertę, Liam wyciągnął rękę w jego stronę i przycisnął kciuk do gruczołu zapachowego jego na szyi.

Malik zaciągnął się niepewnie powietrzem, pozwalając na tę ingerencję; był to najbardziej nieinwazyjny i niewinny gest, ale wciąż miał duże znaczenie. Poczuł zapach ozonu, który osiadł na jego skórze, bardzo słaby, ale wciąż tam był i przez chwilę pomyślał, iż Liam oznaczył go swoim zapachem, co było niemożliwe, ponieważ był Betą.

Po krótkiej chwili złość ulotniła się z jego zapachu i opuścił swoją dłoń, po prostu się w niego wpatrując. Malik zmusił się do tego, aby spojrzeć w jego oczy, pomimo tego, iż potrzeba spuszczenia wzroku była niemal nie do odparcia. Jego umysł był nieco przytępiony, a kolana słabe.

— Wiele lat temu Harry był ofiarą gwałtu — Odezwał się cicho Liam — Wpadł w swoją pierwszą gorączkę podczas ataku grupy pelugijskich Alf. Twoi ludzie zgwałcili go, kiedy był zbyt zgubiony w swoim upale, aby w ogóle się temu oparzeć. Miał czternaście lat.

Malik przełknął głośno ślinę. Chciałby powiedzieć, iż to, co usłyszał, zaskoczyło go, ale niestety takie rzeczy zdarzały się po obu stronach niemal przez cały czas podczas wojny. Nagle poczuł się winny z powodu swojego wcześniejszego zachowania w stosunku do Harry'ego; z pewnością bał się Alf, zwłaszcza tych pelugijskich.

— Przykro mi — Mruknął niezręcznie — Przepraszam.

Liam wydał z siebie lekceważący dźwięk.

— Nie winię cię za coś, co zrobili twoi ludzie, kiedy byłeś dzieckiem, ale będę cię winił, jeśli przestraszysz Harry'ego swoim żałosnym instynktem Alfy i całym tym gównem, nad którym nie potrafisz zapanować, a który może przywołać przykre wspomnienia.

— Chwila — Mruknął nieco zmieszany — Masz na myśli, że on tutaj mieszka?

Liam westchnął.

— Oczywiście, że tutaj mieszka. Nie ma dokąd pójść. Pochodzi z dość wpływowej i zamożnej rodziny, ale jest ona dość staroświecka, więc po całym tym nieszczęściu został wydziedziczony, zwłaszcza, gdy okazało się, że nosi dziecko.

— Twoi rodzice przyjęli go z dzieckiem? — Odpowiedział nieco zaskoczony taką życzliwością.

Choć było to naprawdę niesprawiedliwe, społeczeństwo obu państw nie traktowało ofiar gwałtu zbyt dobrze; to wydawało się być bardziej niż schrzanione i staromodne, ale czystość Omeg wciąż była wysoko ceniona. Rodzina Payne była bardzo ceniona, powszechnie znana, a ich korzenie sięgały setek lat, więc zaskakującym było to, że przygarnęli zhańbioną i wydziedziczoną Omegę z dzieckiem, które uważano za bękarta.

Liam potrząsnął głową.

— Harry stracił dziecko z powodu zbyt dużego stresu. Mój ojciec zlitował się na nim i uznał go za swojego drugiego małżonka.

Malik uniósł swoje brwi ku górze, przez krótką chwilę zdziwiony, aż przypomniał sobie o tym, iż w społeczeństwie kadariańskim Alfy mogły poślubić wiele osób, o ile były w stanie zapewnić im godne warunki.

— Czy Harry nie miał wtedy czternastu lat? — Odparł — To obrzydliwe.

— Mój ojciec nie był pedofilem. Małżeństwo było jedynie na papierze, aby uszanować Harry'ego.

— Zadziałało?

— I tak i nie. Ludzie nigdy o tym nie zapomnieli, ale Harry, jako członek naszej rodziny, jest akceptowany na salonach, gdy wszystkie rodziny z wyższych sfer spotykają się razem. Wciąż jednak woli siedzieć w domu.

— Więc to właściwie twój ojczym — Malik odpowiedział z dziwną ulgą.

Liam roześmiał się na to stwierdzenie.

— Jesteśmy niemal w tym samym wieku. Nigdy nie traktowałem go w ten sposób, ale Ruth postrzega go jako swojego drugiego ojca, ponieważ zajmował się nią odkąd była dzieckiem, a matka nie miała na to czasu.

Malik skinął głową w zamyśleniu. Uczucie Ruth do Harry'ego miało w tamtej chwili sens, a także to, iż Liam czuł w stosunku do niego instynkt ochronny.

— Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś — Odparł — Naprawdę to doceniam i obiecuję, że będę z nim ostrożniejszy.

Liam zmarszczył swoje brwi i coś podobnego do zaskoczenia zamigotało w jego oczach, zupełnie tak, jakby nie spodziewał się tego, iż Zayn byłby wystarczająco przyzwoitą osobą, aby złożyć taką obietnicę.

— Dzięki.

Malik skinął głową, po czym rozejrzał się dookoła i przeczesał dłonią swoje włosy, poszukując w myślach czegoś, co mógłby powiedzieć.

— Mógłbyś pokazać mi mój pokój? — Odezwał się — Wiem, że twoja gospodyni powiedziała, gdzie on jest, ale nie jestem pewien, czy mogę go znaleźć, ponieważ dom jest naprawdę ogromny.

— Oczywiście — Odpowiedział, po czym ułożył swoją dłoń na jego plecach i wyprowadził go z biura.

Malik musiał zwalczyć chęć wzruszenia ramionami. Po tylko latach wojny ciężko było przyjąć mu czyjąś dłoń na swoich niechronionych plecach, ale musiał to zaakceptować. Ten mężczyzna był jego mężem. Musieli nauczyć się dogadywać, jeśli chcieli utrzymać pokój pomiędzy państwami. Wystarczyło już, że zaledwie kilka minut temu niemal skoczyli sobie do oczu.

Musieli się postarać. Musieli być lepsi niż to.

— Tutaj — Odezwał się Liam, zatrzymując się przed drewnianymi drzwiami na drugim piętrze — Mój pokój jest na końcu korytarza, gdybyś czegoś potrzebował.

Malik odwrócił się w jego stronę z wahaniem. Nie wiedział, w jaki sposób powinien był zacząć, ale musieli o tym porozmawiać, aby ustalić, czy oboje rozumieli, w jakiej sytuacji i w którym momencie się znaleźli.

— Spodziewasz się tego, że będziemy uprawiali seks? — Odezwał się bez ogródek.

Liam uniósł swój wzrok, spoglądając w jego stronę; cisza wydłużyła się odrobinę, stając się niewygodna, co sprawiło, iż Malik skrzyżował swoje ramiona na wysokości własnej klatki piersiowej.

— Nie bierz tego do siebie, ale Alfy nie są dla mnie atrakcyjne — Odpowiedział w końcu Liam.

Malik skinął głową, pocierając dłonią swój kark.

— Dobrze, więc myślę, że będzie to otwarte małżeństwo?

Liam zmrużył nieco swoje oczy, a drobna zmarszczka pojawiła się pomiędzy jego brwiami. Odpowiedź na tak proste pytanie zajęła mu niezmiernie dużo czasu. Malik uniósł swoje brwi i roześmiał się.

— Chyba nie sądzisz, że do końca życia będziemy żyli w celibacie? — Mruknął Zayn.

Liam skrzywił się odrobinę.

— Oczywiście, że nie — Burknął — Po prostu nie podoba mi się myśl o tym, że ktoś dotyka tego, co należy do mnie. Nie mogę znieść myśli o tym, że ktoś może ruszyć moją rzecz.

— Słucham? Nie jestem twoją rzeczą — Odparł nieco rozbawiony — Nie mogę uwierzyć w to, że miałeś czelność pouczać mnie na temat mojego gówna i instynktu Alfy, podczas gdy ty zachowujesz się w ten sposób. Czy na pewno nie masz węzła?

Spodziewał się tego, że Liam roześmieje się na te słowa, ale zamiast tego, wyraz jego twarzy stał się dziwny; niezdecydowany i ostrożny. Malik poczuł, jak jego rozbawienie przygasło. Czekaj, co? Zanim zdążył się odezwać, Liam wepchnął go do sypialni i zamknął drzwi za ich plecami, odwracając się w jego stronę i spoglądając z poważnym wyrazem oczu.

— Jak bardzo chcesz pokoju pomiędzy naszymi państwami? Jak bardzo jesteś temu oddany? Naprawdę tego chcesz?

Książę przechylił nieco swoją głowę, odrobinę zaskoczony tak nagłą zmianą tematu.

— Naprawdę tego chcę — Odpowiedział ze skruszonym uśmiechem — Jestem zmęczony tą wojną. Morduję ludzi odkąd skończyłem szesnaście lat. Mogę być w tym dobry, ale nie jest to coś, czego naprawdę chcę, Liam.

Liam wydawał się spoglądać wprost w jego duszą, aż wreszcie po czymś, co wydawało się być wiecznością, skinął swoją głową.

— W takim razie musisz wiedzieć, z jakimi trudnościami będziemy musieli się zmierzyć. Nie jestem Betą. Jestem Alfą.

Malik chciałby powiedzieć, iż był zaskoczony tą informacją, ponieważ rzeczywiście był, ale najsilniejszym uczuciem, jakie poczuł, była ulga. Wszystko w tamtym momencie nabrało sensu. Jego dziwna reakcja na tego mężczyznę była o wiele bardziej zrozumiała. Sposób, w jaki coś szczypało jego świadomość i czujność, sposób, w jaki drażniła go obecność męża w przestrzeni osobistej. To wszystko miało sens.

Liam przyglądał mu się podejrzliwie, wyglądając w taki sposób, jakby spodziewał się, iż książę się wścieknie. Malik nie był pewien, dlaczego nie był zdenerwowany. Był jedynie zaniepokojony.

— Dlaczego premier wybrał w takim razie ciebie? Specjalnie poprosiłem o Betę. Czy Taube nie chce pokoju pomiędzy naszymi państwami?

— On o mnie nie wie — Odpowiedział Liam — Nikt poza moją rodziną nie wie.

Malik zmarszczył brwi.

— Naprawdę nie rozumiem, dlaczego udajesz Betę. Przecież jest o wiele więcej polityków, które są Alfami niż Betami — Mruknął, ostrożnie pociągając swoim nosem, aby wyczuć jego zapach — Pachniesz jak Beta — Dodał, choć ta słabo wyczuwalna nuta ozonu i wilgotnej ziemi, która pojawiła się w jego zapachu, kiedy się zdenerwował, mogła być jego prawdziwym zapachem.

Liam poluzował swój krawat, wzdychając ciężko, gdy wyszedł na balkon. Malik ruszył tuż za nim. Przez chwilę obserwowali krajobraz; książę musiał przyznać, iż ogrody należące do rezydencji były naprawdę piękne. Zielone wzgórza rozciągały się łagodnie w kierunku morza, a w oddali widać było las ze spektakularnymi drzewami w zielonych i czerwonych kolorach, skąpanych w złocistych promieniach zachodzącego słońca. Cztery księżyce Eilii rozciągały się na ciemniejącym niebie.

— Czy wiesz, że podczas wojny wszystkie Alfy naszego państwa poniżej trzydziestego piątego roku życia muszą służyć w armii przez dziesięć lat niezależnie od tego, czy tak naprawdę tego chcą?

Malik odwrócił swój wzrok w jego stronę, przypatrując się jego przystojnemu profilowi; mocna szczęka była pozbawiona zarostu, jego usta były zmysłowe, a nos idealnie prosty. Szkoda, że był Alfą.

— Jestem tego świadomy — Odpowiedział — Co to ma wspólnego z czymkolwiek?

Liam utkwił swój wzrok w zachodzącym słońcu.

— Miałem starszą siostrę. Była Alfą i została zwerbowana do wojska w wieku siedemnastu lat. Zmarła kilka miesięcy później podczas wojny. Moja matka była zrozpaczona. Miałem wtedy jedenaście lat. Kiedy kilka lat później przedstawiłem się jako Alfa, moja matka zaczęła obawiać się utraty kolejnego dziecka. W jakiś sposób udało jej się zyskać nielegalny implant Bety i kazała mi go wszczepić. Maskuje mój prawdziwy zapach i nieco otępia moje zmysły, ale muszę z tym żyć, jeśli nie chcę, żeby miała kłopoty za sfałszowanie moich dokumentów.

Malik zmarszczył swoje brwi.

— Czy dzieci nie są badane zaraz po urodzeniu? Od wieków robi się to w Pelugii. Wszyscy wiedzieli, kim będę od wczesnego dzieciństwa.

Liam potrząsnął głową.

— W naszym kraju przeprowadzanie testów na dzieciach jest nielegalne. Jesteśmy dość tradycyjni, jeśli o to chodzi. Prezentacja wciąż jest wielkim wydarzeniem dla każdego dziecka i wierzymy, że wcześniejsza wiedza o tym, kim jesteś, pozbawia radości z odkrycia.

Książę z roztargnieniem zabębnił palcami w balustradę.

— Ale czy twój brat nie jest w wojsku?

— To prawda. Louis jest ode mnie młodszy. Byłem już dorosły, zanim przedstawił się jako Alfa. Zabroniłem mamie fałszowania jego dokumentów i zmuszenia go do tego, aby udawał kogoś, kim nie jest.

Malik skinął głową; to wyjaśniało całe napięcie pomiędzy jego mężem a Karen.

— Rozumiem — Odparł — Ulgą musi być dla ciebie zakończenie wojny — Dodał, zdając sobie sprawę z tego, iż gdyby młodszy brat jego męża zginął na wojnie, pozostałoby to na jego sumieniu do końca życia. Liam niepewnie skinął głową — Myślę, że postąpiłeś we właściwy sposób.

Liam spojrzał w jego stronę w taki sposób, który sprawił, iż Malik miał wrażenie, że jego żołądek się skręcił.

— Różnisz się od tego, czego się spodziewałem — Odparł w końcu, co sprawiło, iż książę zachichotał.

— W dobry czy w zły sposób?

— Dobry.

Malik uśmiechnął się na te słowa, przesadnie mrugając swoimi oczami i ukazując wachlarz swoich gęstych rzęs.

— Cóż, dziękuję ci, mój mężu.

Liam prychnął.

— Bardzo śmieszne — Mruknął, odwracając się w stronę drzwi — Jestem pewien, że jesteś naprawdę zmęczony. Ja jestem.

— Tak — Szepnął — Dobranoc.

— Dobranoc, Zayn.

Kiedy zamknął drzwi za swoimi plecami, zostawiając go samego, książę delikatnie uśmiechnął się do siebie pod nosem, obserwując zachód słońca. Liam nie zadał sobie nawet trudu, aby wyciągnąć od niego obietnicę dotyczącą tego, iż nie powie nikomu o jego sekrecie. Sugerowało to, iż wierzył, że był godny zaufania. Księciu podobała się ta myśl o wiele bardziej niż mógłby to wyrazić. Choć ich związek na początku był dość trudny, to może jednak on i Liam mogliby zostać... przyjaciółmi?

Czego więcej można chcieć od małżeństwa dwóch Alf?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro