Bracia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przygotujcie się na niemały szok pod koniec!!

Oryginalna wersja: 07.08.2020
Wersja po korekcie: 30.08.2021

Z samego rana obudziły mnie pocałunki składane na moim ramieniu. Mruknęłam cicho, by w kolejnej sekundzie odwrócić się do Ash'a i przytulić się do jego klatki piersiowej. Objął mnie ramieniem, a przy tym pogłaskał po plecach. Ponownie wydałam z siebie cichy pomruk, na co się lekko zaśmiał. Dał mi całusa w czubek głowy, by w kolejnej chwili powiedzieć:

— Dzień dobry...

— Dobry... — wydukałam cicho.

Oplątałam go lewą ręką, a także założyłam na niego nogę.

— Wyspałaś się?

Zaczęłam kręcić głową, przez co ponownie się zaśmiał pod nosem.

— I tak prawdopodobnie będę miała przerąbane, że nie wróciłam do domu na noc — zauważyłam, poprawiając się, aby usiąść na nim okrakiem.

Nieco bardziej się w niego wtuliłam. Czułam przy tym, że bawił się moimi włosami, zakręcając je na swoje palce. Prawie znowu zasnęłam, kiedy to robił, jednak ocknęłam się, gdy zaczął mówić.

— Jak uda ci się dostać do mieszkania tak, aby cię nikt nie zauważył, to może nie będzie aż tak źle — powiedział, a ja podniosłam na niego swój zaspany wzrok.

— Niby racja. Rodzice wstają gdzieś około ósmej piętnaście...

Przetarłam swoje oczy, a tuż po tym dał mi całusa w czubek nosa.

— Szczerze? Zatrzymał bym cię tu jeszcze trochę...

Zaśmiałam się, gdy to powiedział.

— Wiem, ale muszę wracać. — Zaczęłam się rozglądać za moimi rzeczami.

Bluzkę znalazłam zaraz przy łóżku, dlatego od razu ją na siebie założyłam. Spojrzałam na Ash'a, który mi się przyglądał z podejrzanym uśmiechem. Zamrugałam kilka razy, a w kolejnej chwili pchnęłam go lekko w ramię, odwracając przy tym wzrok. Zaśmiał się, a ja z niego wstałam i zaczęłam chodzić po mieszkaniu, szukając reszty swoich ubrań.

Dobrze, że ta bluzka jest dłuższa, bo Ash by miał ciekawe widoczki...

— Specjalnie odłożyłaś rozmowę z Jekyll'em, prawda? — zapytał, kiedy zakładałam już spodnie.

Zacięłam się, gdy sięgałam bluzę. Wzięłam ją kilka sekund później i odwróciłam do chłopaka. Siedział na łóżku, opierając się łokciem o swoje lewe kolano. Nadal był przykryty kołdrą.

— Chciałam dać mu ostatni dzień spokoju, zanim go dorwę i uduszę za to, że przez ostatnie kilka lat myślałam, iż nie żyje...

Wzdrygnął się w napływie śmiechu, ukazując przy tym swoje zęby. Ja natomiast opuściłam wzrok nadal myśląc nad tym, co wydarzyło się wczoraj w więzieniu. Nie spodziewałam się, że będę miała jeszcze okazję na ponowne spotkanie Jekyll'a.

Zaczęłam się bawić materiałem bluzy.

— Wciąż nie mogę uwierzyć, że on jednak żyje... — Zagryzłam dolną wargę, aby przypadkiem się nie popłakać.

Ash, widząc moją nagłą zmianę nastroju, spoważniał i usiadł prosto.

— Tremér... — odezwał się zaniepokojony.

Podeszłam do niego, by usiąść obok. Przysunęłam się bliżej, aby oprzeć głowę o jego prawe ramię. Uniósł nieco rękę, aby wplątać swoje palce w kosmyki moich włosów. Nieco drapał przy tym mój kark. Przymknęłam oczy.

— Rozumiem, że to duży szok. Ja też, nasi przyjaciele, twoja rodzina, wszyscy przeżyliśmy to samo, kiedy dowiedzieliśmy się o twoim byciu mutantem. W dodatku rangą piątą. Potem doszła informacja, że Ark to Kar. Gdy ty byłaś nieprzytomna, zaraz po tym, gdy się dowiedzieliśmy wszystkiego z twojego zegarka, przyznał się do tego i opowiedział swój drugi cel, jaki go trzymał przy byciu przywódcą rebelii — powiedział spokojnie, a ja się od niego odsunęłam, jednak nie patrzyłam mu w oczy. — Ale wiesz co? — Podniósł mój podbródek palcami drugiej dłoni, dlatego spojrzałam na jego tęczówki. — Jak w końcu to wszystko do ciebie dojdzie i zrozumiesz to od podstawy, ten szok minie. Po tłumaczeniu Jekyll'a w końcu będziesz mogła się skupić na tym, co nie daje ci spokoju od kilku ładnych dni...

Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. Nie sądziłam, że to zauważy. Starałam się jak najbardziej, aby nikt nie zauważył, że myślałam nad kluczem do kopuły.

— Od kiedy wybudziłaś się z hibernacji, widzę, jak uciekasz gdzieś myślami, Mrozku...

Zaskoczył mnie swoim nagłym przydomkiem.

— „Mrozku"? — zapytałam.

— Ty na mnie mówisz „Dachowiec", więc ty dla mnie będziesz „Mrozek"...

Zaśmiałam się z tego przezwiska.

— Ok, ale nie nazywaj mnie tak przy reszcie...

Założył mi włosy za ucho, by w kolejnej chwili pogłaskać mnie po policzku.

— Jakże bym mógł? — Uśmiechnął się zadziornie.

Szybko pocałowałam go w usta, by po chwili wstać i wrócić do moich poszukiwań części garderoby. Po jakimś czasie wszystko znalazłam, dlatego spojrzałam na Ash'a, który również w międzyczasie włożył coś na siebie – bieliznę i spodnie. Podeszłam do niego, aby dać mu całusa i podkreślić, że musiałam już iść, jednak mój dachowiec miał na mnie inne plany. Pociągnął mnie z powrotem na łóżko, uwiesił się nade mną i pocałował w szyję, na co zaczęłam się wyrywać. Uniemożliwił mi jakąkolwiek drogę ucieczki, klękając przy tym między moimi nogami i zaczął mnie łaskotać po brzuchu.

— Ash, naprawdę muszę już iść. Dochodzi siódma dwadzieścia. — odezwałam się z trudem, kiedy próbowałam się mu wyrwać, jednak złapał mnie za nadgarstki.

Spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem, po czym puścił moje ręce. Dał mi jeszcze szybkiego całusa, by w kolejnej chwili zniszczyć swoją pułapkę. Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi. Zaczęłam ubierać swoje buty. Gdy tylko się wyprostowałam, spojrzałam ponownie na chłopaka, który stał zaraz obok mnie.

— Do zobaczenia potem... — zaciął się — i... zakryj szyję. — Zapiął mi bluzę i założył kaptur, a ja mrugnęłam kilkukrotnie nie wiedząc, o co mu chodziło.

Dotknął mojej zimnej skóry, ale się od niego odsunęłam, marszcząc przy tym brwi. Zabrałam przy tym od siebie jego dłonie, by następnie odwrócić się do lustra wiszącego za mną. To był pierwszy raz, kiedy widziałam na swoim ciele jakikolwiek inny kolor niż moja naturalna barwa skóry. Znajdowała się na niej mała, fioletowa malinka, umiejscowiona na mojej szyi przez jakże uroczego dachowca stojącego zaraz obok mnie. Poczułam nagle, jak jedna moja brew drgnęła ze zdenerwowania, dlatego powoli odwróciłam się do tego kocura, a przy tym przyglądałam mu się z czystą chęcią mordu w oczach.

— Odpłacę ci się za to, wiesz o tym, prawda? — zapytałam nieco zdenerwowana.

Opuścił nieco głowę, natomiast ja wyszłam z jego mieszkania, oczywiście wcześniej dając mu całusa w policzek. Było dość wcześnie, więc nikogo nie powinnam spotkać po drodze do mieszkania. Nim ruszyłam, przeniosłam jeszcze wzrok na drzwi od mojego poprzedniego lokum. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy przez moją głowę przeleciały wszystkie wspomnienia z tego pokoju.

Po chwili ruszyłam biegiem w kierunku windy, aby zjechać na sam dół. Szybkim krokiem pokonałam cały obiekt, by w kolejnej chwili wejść do kolejnego elewatora, który mnie zabrał na odpowiednie piętro. Wysiadając z niej, skierowałam się w lewą stronę. Idąc dość żwawym krokiem, wyjęłam z kieszeni kluczyk, który od razu włożyłam do zamka.

Teraz się tylko modlić, aby nikt jeszcze nie wstał – pomyślałam, przymykając oczy.

Cicho przekręciłam kluczyk w drzwiach i weszłam do mieszkania, ponownie zakręcając zamek. Zdjęłam buty, po czym jak najciszej, wcześniej wyglądając zza rogu, przeszłam na korytarz. Prawie biegiem i na palcach ruszyłam do pokoju. Nie zauważyłam nikogo, więc chyba miałam farta, a przynajmniej tak mi się wydawało do czasu, aż usłyszałam głos mojej matki.

— Gdzie byłaś?

Wzdrygnęłam się. Przełknęłam ślinę, jednocześnie się odwracając w kierunku mojej rodzicielki stojącej przy drzwiach na balkon. Nie zauważyłam, że były otwarte.

— Ja... Znaczy się... Bo widzisz... — zaczęłam się plątać.

— Chociaż w sumie jesteś dorosła i nie musisz mi się już tłumaczyć. Te lata przeminęły. — Uśmiechnęła się podejrzanie. — Poza tym malinka na twojej szyi mówi sama za siebie...

Szybko zakryłam ją dłonią. Mama zaśmiała się cicho z mojej reakcji, zakrywając sobie przy tym usta, aby przypadkiem pewnie nie zmieść niczego z powierzchni ziemi.

— Nic nie powiem. Idź się przebierz, zanim jeszcze tamta dwójka nie wstała. Jak coś, to wszyscy poszliśmy spać około północy, więc wróciłaś po pierwszej...

Kiwnęłam głową i ruszyłam do siebie. Cicho jeszcze podziękowałam, zanim weszłam do pokoju, na co mama tylko się uśmiechnęła. Weszłam do siebie i oparłam się o drzwi. Odetchnęłam z ulgą.

Czym ja sobie zasłużyłam na taką matkę?

Odsunęłam się po chwili od powłoki i podeszłam do szafy, przy której się szybko przebrałam – pierwszy lepszy jasny sweter z grubym golfem, niebieskie jeansy i czarne skarpetki.

Wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam, jak ktoś nacisnął na klamkę od drzwi, jednak, na szczęście, nikt nie wszedł do środka, dlatego też odetchnęłam z ulgą. Usłyszałam głos mamy mówiący, że się ubierałam, bo sama sprawdzała, czy wróciłam do domu bezpiecznie. Kar, który prawdopodobnie stał za drzwiami, mruknął coś pod nosem i odszedł, a po nim odezwał się tata. Pokręciłam głową, a przy tym w końcu przełożyłam przez głowę sweter. Przeczesałam jeszcze swoje włosy, aby nie wyglądać zbyt podejrzanie.

Po chwili wyszłam z pokoju, tym samym zwracając na siebie uwagę wszystkich domowników, którzy siadali właśnie do stołu. Podeszłam do nich i także zajęłam swoje miejsce – obok Kara.

— O której wróciłaś? — zapytał mój brat.

— Jakoś po pierwszej chyba. — Uśmiechnęłam się do niego.

— Rozumiem...

Wszyscy się zabraliśmy za jedzenie. Dziwne, że nie zauważyłam wcześniej tego, że coś było przygotowywane. Albo byłam ślepa, albo jeszcze nie do końca kontaktowałam z rzeczywistością.

— Znowu się ubrałaś, jakby był środek zimy — zauważył Kar.

— A czy temperatura mojego ciała ma się rozsiewać po całym mieszkaniu? — zapytałam z całkowitym brakiem jakichkolwiek emocji na twarzy, przy okazji biorąc kubek z herbatą.

— Zauważ, że moja też się rozsiewa. Nie bez powodu jest tu niższa temperatura, niż być powinna. Poza tym zwracała byś na siebie mniejszą uwagę.

— Już wystarczająco ją zwracam, kiedy weźmie się pod uwagę to, że jestem chodzącą białą plamą. Mam białe włosy, oczy, brwi, rzęsy i skórę...

Chyba właśnie go przegadałam – uświadomiłam sobie.

Rodzice się zaśmiali na naszą małą sprzeczkę.

— Nie było tematu... — powiedział z deczka załamany, na co się lekko zaśmiałam.

Po posiłku sprzątnęłam wraz mamą. Tata i Kar przygotowali za to salon tak, abyśmy mogli wszyscy tam usiąść. Mimo wszystko była nas trzynastka. Czekaliśmy jeszcze przez jakiś czas. Ja w czasie tego położyłam się na jednej z kanap i robiłam, w sumie sama nie wiedziałam co na zegarku. Przeglądałam wszystko, co się na nim znajdowało.

W pewnym momencie tej mojej zabawy do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka. Kar, który cały ten czas mi się przyglądał, poszedł otworzyć drzwi. Po chwili wszyscy stanęli w salonie. Gdy tylko spostrzegłam Jekyll'a, usiadłam "po turecku" i założyłam ręce pod piersiami, unosząc przy tym nieco ramiona i robiąc minę naburmuszonej dziewczynki. Wbijałam w niego wzrok tak długo, aż w pewnym momencie, gdy rodzice mu dziękowali za zajęcie się mną, przeszedł mu po kręgosłupie dreszcz.

— Nic się nie zmieniłaś, Blank. Nadal twój wzrok przyprawia o dreszcze, kiedy próbujesz kogoś nim zamordować — skomentował Jekyll.

Wszyscy się zaśmiali, by po chwili zająć miejsca. Ustąpiłam im z kanapy i stanęłam za nią. Nadal ubijałam wzrokiem mojego mentora i odpowiedziałam na jego wcześniejsze słowa:

— Nie denerwuj mnie, bo teraz jestem w stanie zamrozić wzrokiem...

Spojrzał na mnie zaskoczony, kiedy tylko zrozumiał, co ja tak właściwie powiedziałam. Reona i Aaron zrobili dokładnie to samo. Dziewczynie nic nie mówiłam o mojej nowej umiejętności.

— Ty lepiej powiedz, jakim sposobem dyktator cię wtedy nie zabił? Przecież na własne oczy widziałam, jak przyłożył ci pistolet do głowy i strzelił — odparłam z wyraźną pretensją w głosie.

Każdy spojrzał najpierw na mnie, a następnie na Jekyll'a, który odwrócił wzrok. Widziałam, że miał na sobie jedną z koszulek Ash'a, więc pewnie pożyczył od niego jakieś ubrania.

— Cóż, to dość zabawna sytuacja. — Podrapał się z tyłu głowy.

— Mi tam do śmiechu nie było, kiedy to oddałeś się w ręce ogarów i przyznałeś im, że jesteś Libérateur. — Spojrzałam na niego z mordem w oczach, lekko się przy tym garbiąc.

— Blank, wiesz, jak brzmi pełne imię i nazwisko dyktatora? — zapytał nagle, czym mnie zaskoczył.

Opuściłam wzrok, jednak już po chwili pokręciłam głową.

— Nikt go nie zna. Tylko jego rodzina i podopieczni. Każdy inny człowiek nazywa go dyktatorem, bo takie jest jego stanowisko. — odpowiedziałam, ale kompletnie nie rozumiałam, o co mu chodzi.

— Moje to Jekyll Peiin, natomiast dyktator nazywa się Hyde Peiin...

Szerzej otworzyłam oczy, ale nie byłam jedyna. Wszyscy w pomieszczeniu zrobili dokładnie to samo, kiedy zrozumieli, o co chodziło.

— Jak już łatwo się można już domyślić, jest moim bratem. Młodszym bratem w gwoli ścisłości...

Zamarłam na moment, lekko uchylając przy tym usta ze zdziwienia.

— Brat brata nie zabije... — Wzruszył ramionami.

Miałam wrażenie, jakbym na czole miała kółeczko ładowania jakiejś aplikacji i napis "Przetwarzanie danych".

— C...co proszę? 

Dam, dam, dam!
Mówiłam, że kogoś zszokuję!
A przynajmniej mam nadzieję, że kogoś mi się udało😅😅.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro