Duch

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przepraszam za ostatni brak rozdziału, ale nie wyrobiłam się z pisaniem, plus członek rodziny miał urodziny i nie wypadało pisać rozdziału na kolanie pod stołem.
Jeszcze raz przepraszam i życzę miłego czytania!

Oryginalna wersja: 03.08.2020
Wersja po korekcie: 26.08.2021

Każdy na mój widok szerzej otworzył oczy. No tak, wyglądałam teraz trochę przerażająco. Poprawiłam kaptur, aby było widać chociażby moją twarz, a reszta spojrzała na siebie.

— Dobra — zaczął Stuart — wyglądasz zarówno zajebiście, jak i przerażająco...

Zwróciłam swój wzrok na Reonę, która się lekko zaśmiała, gdy usłyszała jego słowa. Uderzyłam ją łokciem w bok, aby się uspokoiła. Wzdrygnęła się, kiedy dostrzegła moje spojrzenie wypełnione chęcią mordu. Przełknęła ślinę i odwróciła lekko głowę, aby przestać na mnie patrzeć z góry. Mimo wszystko była ona ode mnie nieco wyższa.

— Pora się zbierać — odezwała się dziewczyna obok mnie, a Ash i Stuart podnieśli się z siedziska przy palenisku.

Czułam na sobie wzrok Kara i rodziców, dlatego się do nich obejrzałam. Uśmiechnęłam się delikatnie, przez co mama od razu do mnie podeszła i przytuliła. Odpowiedziałam na jej uścisk, a przy nim spojrzałam na tatę i Kara.

— Eee... Mamo? — zwróciłam jej uwagę. — Przytulasz mnie tak, jakbyś miała mnie widzieć po raz ostatni...

Odsunęła się, trzymając przy tym dłonie na moich ramionach.

— Wybacz...

Wszyscy się zaśmiali.

— To nie pierwszy raz, kiedy razem z Reoną idziemy ratować mutanta — zaznaczyłam, a gdy zobaczyłam, jak inni dookoła zrobili wielkie oczy, dodałam: — Później się dowiecie...

Kiwnęli głowami, a ja spojrzałam na Stuarta. Zrozumiał o co mi chodziło, po czym, jak zawsze, wbił swoje dłonie w przestrzeń, a następnie rozciągnął je na boki, tym samym otwierając przed nami portal. Widząc portal, natychmiast zamieniłam swoją skórę w kryształ lodu. Znowu czułam na sobie wzrok.

— Wytłumaczę, jak wrócę...

Kiwnęli głowami. Odwróciłam się z powrotem, aby powiedzieć jeszcze coś naszym dwojgu towarzyszom.

— Chłopaki...

Oboje na mnie spojrzeli, a ja z Reoną wymieniłam wzrok i się podejrzanie uśmiechnęłyśmy.

— Tylko nas nie spowalniajcie — powiedziałyśmy jednocześnie.

— Ale zabawne — odezwał się sarkastycznie Ash, zakładając przy tym ręce.

Ruszyliśmy w kierunku portalu, by w kolejnej chwili znaleźć się w końcu pod murem więzienia o wyższym rygorze. Poprzednim razem uwolniliśmy mutanty z innego miejsca. Tutaj siedziały osoby, które miały na karkach największe i najbardziej karalne przewinienia. Aaron był twórcą nielegalnych walk, a nazwa zobowiązywała.

— Załóżcie kaptury... — powiedziała do chłopaków Reona.

Od razu to uczynili. Powoli wyjrzeliśmy poza ścianę, dzięki czemu spostrzegliśmy kilka ogarów stojących przy wejściu. Mieli przy kamizelkach komunikatory. Wymieniłam spojrzenie z Reoną, która od razu kiwnęła głową i zwróciła swój wzrok na strażników. Oboje padli na ziemię, kiedy to ich krótkofalówki poraziły ich prądem. Od razu przebiegliśmy przy ścianie. Podeszłam do panelu, który zaczęłam hakować z pomocą zegarka. W ciągu kilku sekund brama się otworzyła, a my weszliśmy do środka. Po chwili byliśmy w odpowiednim budynku. Ruszyliśmy korytarzami, co rusz mijając cele z mutantami kompletnie nie wyglądającymi na osoby, które powinny siedzieć w takim miejscu. Dyktator ich zamknął, bo uważał ich przewinienia za wielkie i haniebne. Każdy z nich miał rangę czwartą na nadgarstku, ale to nie znaczyło od razu, że był prawie największym zagrożeniem.

Ogarnęłam się i spojrzałam przed siebie. Chwilowo powinnam się skupić na tej akcji. Na resztę przyjdzie jeszcze czas.

Po drodze oczywiście rozglądaliśmy się, aby przypadkiem nie wpaść na żadnego z ogarów stróżujących. Z tego co mówiła wcześniej Reona, straże z konwoju, który pojmał Aarona miały na rękawach żółte oznaczenia. Tylko ten takowe posiadał, co oznaczało, że w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach, powinien się on znajdować w tym segmencie. Pozostały jeden to niewiadoma. Może tamci go zabrali, ale mogli go przenieść do innego miejsca.

Zdecydowanie za łatwo nam szło. Jak na razie natknęliśmy się jedynie na strażników przy bramie. To było dość podejrzane.

Spojrzałam na godzinę, która pokazywała się na ekranie zegarka. Dochodziła dwudziesta trzecia, więc mogli mieć zmianę warty.

— Aaron!

Reona mnie wyprzedziła i podbiegła do jednej z cel. Dostrzegłam, że w niej znajdował się jej brat, który siedział na podłodze. Gdy tylko ją zobaczył, podniósł się, aby powiedzieć:

— Reona?! Co ty tu robisz? Uciekaj stąd!

— Przyszłam cię uratować, imbecylu!

Oni się bardzo kochają.

— Nie zwracaj się tak do starszych! Siostra od siedmiu boleści!

I się zaczyna...

— Półgłówek! — dodała jego siostra.

Kiedy oni się tak nawzajem obrzucali wyzwiskami, ja i chłopacy spojrzeliśmy na siebie zmarnowanym wzrokiem.

— Pilnujcie korytarza po obu stronach i dajcie znać, gdyby ktoś się zbliżał — powiedziałam do obu, a oni kiwnęli głowami.

Ash pilnował drogi, którą tu przybiegliśmy, a Stuart tej drugiej. Przykucnęłam przy panelu, by zacząć go hakować. Musiałam użyć odpowiedniego algorytmu, aby odblokować kraty, jednak wpierw weszłam w system alarmowy. Lepiej by było, żeby się nie odezwał, jeżeli tylko Aaron by przeszedł przez próg celi. Gdy tylko wszystko obeszłam i wyłączyłam, co musiałam, zajęłam się karcerem. Oprogramowanie można uznać za nieco problematyczne do hakowania, jednak z moim wyszkoleniem od Jekyll'a zajmowało mi to o wiele mniej czasu. Gdybym miała tylko laptopa, to już w ogóle poszłoby to w niecałe pięć minut, jednak musiałam sobie poradzić z samym zegarkiem.

— Długo jeszcze? — zapytała się mnie Reona, tym samym zwracając na mnie uwagę Aarona.

— Hakowanie to nie jest takie hop siup. To chwilę zajmuje. Z resztą byłoby o wiele łatwiej, gdybym miała laptopa — odpowiedziałam jej.

— Kto... Zaraz...

Chyba mnie właśnie poznał.

— Aaron, to nie jest dobry moment, aby rozdrabniać się na szczegóły... — po moich słowach stuknęło sto procent na pasku ładowania.

Elektromagnetyczna ściana opadła, a chłopak powoli i niepewnie wyszedł z celi. Reona od razu go przytuliła. Wstałam, a tym samym pokazałam Aaronowi swoje mieniące się oczy. Na ich widok wydał się zaskoczony, a może jednak to była kwestia mojej obecności tutaj.

— Blank... Ale co ty tu robisz? — zapytał, lekko się przy tym krzywiąc, co w sumie jakoś bardzo mnie nie zaskoczyło.

Nasze ostatnie spotkanie, które kończyło znajomość nie należało do przyjemnych...

— Reona mnie poprosiła o pomoc. Poza tym miałam u ciebie dług...

Kiwnął głową, po czym spojrzał na drugi karcer.

— Wypuść jeszcze jego. — Wskazał na celę po przeciwnej stronie korytarza. — Siedzi za pomoc mutantom...

Odwróciłam się do niej powoli. W momencie, kiedy zobaczyłam, kto się w niej znajdował, miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Jakbym cofnęła się kilka lat wstecz do dnia egzekucji i do tego, co zaprzeczało obecnej chwili.

Przecież to niemożliwe...

— Blank... — odezwał się cicho i uśmiechnął.

— Jekyll... — Po wypowiedzeniu jego imienia z moich oczu wypłynęły łzy.

Już w kolejnej sekundzie spłynęły po policzkach. Kątem oka dostrzegłam, że Ash i Stuart obejrzeli się w moim kierunku. Oboje byli mocno zaskoczeni. Mimo wszystko ich przekonanie, że Jekyll zginął kilka lat wcześniej, legło w gruzach. Reonę i Aarona również zaskoczyłam.

Otrząsnęłam się, by następnie podejść do panelu. Powtórzyłam to, co wykonałam wcześniej, a krata po chwili opadła. Osoba, którą przez ostatnie lata uważałam za martwą, wyłoniła się zza progu celi niczym duch. Chciałam móc go złapać za rękę, po prostu dotknąć, aby upewnić się, że on tu naprawdę był, czy może to wzrok płatał mi figle.

Podniosłam się powoli, nie odwracając od niego wzroku. Już uchyliłam usta, aby się odezwać, jednak przerwał mi to Ash.

— Ktoś się zbliża — oznajmił szybko, czym sprawił, że oprzytomniałam.

Od razu spojrzałam na Stuarta.

— Stuart...

Natychmiast zrozumiał, o co mi chodziło.

— Portal raz, już się robi. — Puścił mi oczko, po czym otworzył przejście z uśmiechem na twarzy.

Widziałam zaskoczenie na twarzy Aarona i Jekyll'a.

— Chodźcie... — zwróciłam się do wszystkich.

Przeskoczyliśmy przez portal na obrzeża Edenu. Spojrzałam czy wszyscy byli i na szczęście nikogo nie brakowało, dlatego odetchnęłam z ulgą. Widziałam, jak Reona ponownie przytuliła swojego brata.

Ale oni mają zmienne humorki. Raz się kłócą, a raz kochają ponad wszystko.

Podeszli do mnie Ash i Stuart, którzy zdejmowali akurat swoje kaptury. Aaron na nich spojrzał, ale zatrzymał się na fioletowych oczach Stuarta.

— Fajny kolor oczu... — odezwał się, na co Stuart parsknął śmiechem.

— Dzięki. — Uśmiechnął się.

— Tremér...

Usłyszałam głos Ash'a. Wiedziałam doskonale, o co mu chodziło. Podniosłam wzrok na Jekyll'a, który cały czas wlepiał we mnie swoje zielone oczy. Znowu zachciało mi się płakać, kiedy tylko na niego spojrzałam.

— Masz pewnie dużo pytań, Blank...

— Kilka się na pewno znajdzie. — Podeszłam do Aarona, po czym zaczęłam hakować bransoletkę na jego ręce.

Jekyll się zaśmiał. Po chwili rzuciłam to ustrojstwo w kierunku Stuarta. Otworzył mały portal, zanim zdążyła ona do niego dolecieć. Odwróciłam się powoli do Jekyll'a, który nieśmiało się do mnie uśmiechał. Już od samego tego poczułam, jak w oczach ponownie zebrały mi się łzy, które wcześniej ogarnęłam.

— Wyrosłaś, Blank... — zauważył, a ja pękłam.

Podbiegłam do niego i od razu przytuliłam. Musiał się cofnąć kilka kroków, kiedy to prawie go przewróciłam na ziemię.

— Przepraszam, że zostawiłem cię samą, Blank. — Pogłaskał mnie po głowie.

— A ja przepraszam, że spaliłam twoje mieszkanie. — Pociągnęłam nosem.

— Zaraz, co? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro