Inna Blank

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oryginalna wersja: 02.07.2020
Wersja po korekcie: 24.07.2021

Ash

Zamknęli nas w celi, a dodatkowo założyli na nadgarstki bransoletki, które raziły nas prądem, gdy próbowaliśmy użyć naszych zdolności.

I to my niby jesteśmy zwierzętami, które trzeba trzymać w klatkach?

Podniosłem wzrok na elektromagnetyczną ścianę, która nas trzymała w celi. Mutanty to też w jakimś większym procencie ludzie, jednak oni tego nie widzieli. Traktowali nas jak potwory, postrachy dla małych dzieci, które nie chciały zasypiać o wyznaczonych godzinach. Bali się nas, jakbyśmy byli co najmniej trędowaci. Każdy, tylko nie jedna osoba... Przed moimi oczami niemal natychmiastowo zobaczyłem obraz uśmiechającej się Blank, przez co zakłuło mnie delikatnie serce.

Mam nadzieję, że udało jej się stąd uciec – pomyślałem, kiedy stałem oparty o ścianę z założonymi rękami, przy których zacisnąłem dłonie tak, że czułem, jakbym miał za moment przebić sobie skórę.

— Martwię się o Blank — powiedziała Alma siedząca na podłodze w kącie.

— Ciekawe, czy udało jej się uciec — dołączyła się Dawn.

— Módlmy się, żeby jej nie złapali — kolejny do lamentowania wtrącił się Stuart.

— Jeśli weźmiemy pod uwagę jakie posiada gabaryty, mogli ją złapać... Najlepszej kondycji, to ona nie ma.

Nawet ty, Rick?

— Nie polepszasz sytuacji, Rick...

Ark też, no błagam!

Serio, za moment nie wytrzymam. Dalej rozmawiali o Blank, a ja robiłem się coraz większym kłębkiem nerwów.

„Blank"

Dlaczego to zawsze spotyka mnie?! Znowu wracają czasy, że każdemu muszę ratować dupę?

Zniszczyłam zamki jakichś dwudziestu cel. Wiedziałam, że posługiwanie się innymi mutantami jako przynęty nie spodobałoby ci się, braciszku, ale musiałam jakoś uwolnić resztę. Naprawdę powinnam zacząć znowu ćwiczyć, bo moja kondycja wołała o pomstę do nieba. Dobra, jeśli dobrze usłyszałam i strażnicy naprawdę zaprowadzili pozostałych na najwyższe piętro więzienia, to chyba odpowiednie miejsce. Zgięłam się wpół, jednocześnie ciężko oddychając.

Nie ma opcji. Muszę zrobić kondycję. No dobra, chyba najwyższa pora, aby moja stara osobowość wzięła górę.

Dowiedzą się o mnie trochę więcej, niż bym chciała, ale inaczej nie dałabym rady ich uratować. Musiałam znów stać się "Białą Śmiercią". Zaczęłam szperać w torbie w poszukiwaniu rzeczy, dzięki którym będę w stanie zrobić mini-bombę. Wyjęłam baterię od laptopa, aluminiową folię i miedziany drucik.

Po co ja noszę takie rzeczy w torbie? – zapytałam samą siebie w myślach. – Chyba właśnie na takie okazję.

Złożyłam ze sobą wszystko, po czym rzuciłam w kierunku drzwi. Wzięłam pistolet, a przy tym sprawdziłam, ile naboi mi zostało.

— Cholera... Ostatni... — powiedziałam pod nosem, gdy wyjęłam magazynek.

No nic. Będę musiała użyć fizycznej siły, aby ich odbić. Schowałam się za zakrętem, zatkałam prawe ucho, a następnie wycelowałam prosto w odstający drucik.

— Nie zamykaj oka przy celowaniu! — Trzasnął mnie w głowę Jekyll.

— Ale inaczej nie trafię. — Potarłam miejsce, gdzie mnie uderzył.

— Przestań marudzić. Jak będziesz celowała z pomocą celownika, to trafisz. To łatwe. Po prostu celuj za pomocą tej części. — Dotknął wypustki na końcu pistoletu.

Kiwnęłam głową. Wymierzyłam w środek namalowanego okręgu, który znajdował się na szklanej butelce. Już miałam zamknąć oko, ale tego nie zrobiłam, bo wiedziałam, że Jekyll będzie na mnie zły. Próbowałam wycelować w sam środek, ale strasznie trzęsła mi się dłoń. Złapałam pistolet jeszcze drugą ręką i stanęłam w delikatnym rozkroku. Celownik wskazywał sam środek, dlatego nacisnęłam spust. Siła wystrzału przewróciła mnie, ale w porę złapał mnie Jekyll.

— Chyba nie o to chodziło... — Opuściłam broń.

— Wręcz przeciwnie. — Uśmiechnął się do mnie i wskazał na butelkę.

Turlała się po ziemi. Zatrzymała się, a ja zobaczyłam, że trafiłam w sam środek. Szerzej otworzyłam oczy na ten widok, a Jekyll poczochrał mnie po włosach.

— Masz talent, Blank...

Ucieszyłam się, gdy mnie pochwalił. Podniosłam się, aby spróbować jeszcze raz.

Nacisnęłam spust, w momencie, gdy to wspomnienie do mnie wróciło. Kula wystrzeliła, a ja od razu schowałam się za ścianę. W tej chwili błagałam tylko i wyłącznie o to, abym trafiła. Pomimo zatkanych uszu usłyszałam głośny huk. Ruszyłam biegiem do pomieszczenia. W czasie tego zaciągnęłam na głowę kaptur, który miałam przy kurtce, a na usta i nos założyłam maseczkę lekarską, której nigdy nie wyciągałam z kieszeni. Lekko zmrużyłam oczy, kiedy wbiegłam w dużą chmurę dymu, zaciskając przy tym szczękę.

Ash

Czy oni mogą w końcu przestać przyprawiać mnie o zaniepokojenie? Jak jeszcze raz usłyszę jakąś teorię, że Blank mogło się coś stać, to chyba kogoś zagryzę.

— A co jeżeli została złapana i w tym momencie ją torturują albo gorzej! Co jeśli ją zgwałcili?! Może ona już nie żyje, a my tu siedzimy w niewiedzy! — nakręcała się z każdą chwilą Alma.

— Możesz w końcu przestać, Alma?! — nakrzyczałem na nią.

Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni, jednak ja odwróciłem wzrok. Naprawdę rzadko się denerwowałem, ale w tym momencie nie wytrzymałem. Poczułem po chwili czyjąś rękę na ramieniu.

— Co się z tobą dzieje? — zapytał Ark.

— O co ci chodzi?

— O to, że przez ostatnie dwa dni, nie zachowujesz się jak mój najlepszy przyjaciel, którym jesteś — zauważył, a ja odwróciłem wzrok.

— Zachowujesz się tak, jakbyś zakochał się w Blank. — Wzdrygnąłem się na uwagę Stuarta. Ten zauważył mój nagły ruch. — No bez jaj...

— Ash, wiesz, że w prawie zarówno ludzkim, jak i w mutanckim, coś ta...

— Akurat na to, że jestem w niej zakochany po czubek ogona, nic nie jestem w stanie zrobić. — Wszedłem w słowo Ark'owi, wciąż przy tym patrząc w podłogę.

— Ash... Czy Blank o tym wie? W sensie, czy wie o tym, że coś do niej czujesz? — zapytała Dawn.

— Wie o tym i prawdopodobnie to odwzajemnia, bo zapytałem się jej o to, czy chce ze mną być...

Wszyscy się zdziwili.

— Ona się... Zgodziła?

Kiwnąłem głową, a podczas tej czynności mimowolnie się uśmiechnąłem, gdy przypomniałem sobie naszą rozmowę, podczas której zgodziła się ze mną być.

— Jego serio wzięło. — Zaśmiał się Stuart.

— Jeśli nie chcecie, nie musicie tego akceptować.

Po moich słowach Ark szturchnął mnie w ramię.

— Weź przestań, stary. Związek, jak związek. Miłość nie wybiera. Przecież nie możemy kazać ci się odkochać. — Włożył ręce do kieszeni.

— Według mnie do siebie pasujecie — odezwała się Alma.

— Poza tym, jeśli jesteście ze sobą szczęśliwi, to ze sobą bądźcie. Nikt nie będzie was oceniał — dodał Rick.

Uśmiechnąłem się na ich słowa, jednak w momencie, kiedy miałem im coś odpowiedzieć usłyszałem głośny huk. Podszedłem do laserowej ściany, tak samo jak reszta. Spojrzeliśmy w kierunku metalowych wrót, które zostały wysadzone.

— Jak dużego ładunku trzeba było użyć, aby wysadzić metalowe drzwi? — wyszeptał Ark, ale pytanie skierował bardziej do siebie.

Po chwili zza chmury dymu, który powstał przy wybuchu wyleciała zakapturzona postać z maseczką lekarską na twarzy. Po ubraniach i sylwetce rozpoznałem, że to Blank.

Czy ona zwariowała?! – wrzasnąłem w myślach, kiedy zobaczyłem, jak strażnicy do niej celowali.

— Czy to jest...

Dawn nie dokończyła. Zobaczyliśmy, jak dziewczyna zrobiła gwiazdę, dając przy tym kopa jednemu ze strażników. Niemal natychmiast padł na ziemię od siły uderzenia, a Blank, lądując na ziemi, zamachnęła się i przywaliła kolejnemu stróżującemu mężczyźnie z prawej pięści. Kolejny stracił przytomność, jednak gdy chciała ona zaatakować następnego, inny złapał ją tak, że lewą ręką ją lekko poddusił i trzymał za swój prawy biceps. Wyraźnie miała problem ze złapaniem oddechu, czego dowodziły jej gwałtowne ruchy przy próbach uwolnienia. W pewnej chwili maseczka z jej twarzy została zerwana. Wszyscy szerzej otworzyli oczy, kiedy zobaczyliśmy twarz Blank. Zacisnęła dłonie na ramieniu strażnika, lekko się przy tym zginając, by w kolejnej chwili gwałtownie się wyprostować i uderzyć ogara tyłem swojej głowy. Zacisnęła z całej siły szczękę, co było widać po napinających się mięśniach. Uniosła lewą nogę, którą następnie nadepnęła mężczyznę. Zamachnęła się lewą ręką. Uderzyła nią ogara z łokcia prosto pod żebrami. Jego uścisk się poluźnił, a Blank udało się wyswobodzić.

Po tym uderzeniu oprawca zgiął się z bólu, a dziewczyna się odwróciła do niego, złączyła dłonie jak do modlitwy. Wzięła zamach i uderzyła mężczyznę prosto w potylicę.

Oj, po tym będzie miał guza.

Strażnik padł na ziemię, a Blank stanęła przodem do ostatniego ze strażników. Ruszyła biegiem w jego kierunku, a gdy on wycelował broń w jej stronę, padła na kolana, tym samym sunąc po śliskiej nawierzchni posadzki. Wślizgnęła się za strażnika, a następnie przekręciła na prawej nodze i kopnęła mężczyznę prosto w głowę. Padł na ziemię nieprzytomny, a Blank się wyprostowała. Ręce miała zaciśnięte w pięści, a jej twarz zakrywały włosy, przez co średnio ją widzieliśmy.

— Gdzie ona się nauczyła tak walczyć? — spytał pod nosem Rick.

— Tch! — syknęła z dezaprobatą. — Właśnie dlatego nienawidzę ludzi. Nigdy niczego się nie nauczą. — Podniosła prawą rękę i zaczesała swoje włosy, tym samym odsłaniając swoją twarz.

— To naprawdę jest Blank? — zapytałem, bo w tym momencie jej nie poznawałem. 




(Nie wiem czy rzeczywiście da się zrobić bombę z baterii, druciku i folii, ale gdzieś to kiedyś widziałam, tyle, że tam był jeszcze łatwopalny i trujący gaz)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro