Lodowiec

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oryginalna wersja: 09.08.2020
Wersja po korekcie: 31.08.2021

Potrzebowałam kilku minut, aby wszystko jeszcze raz poukładać w swojej głowie – choć zrobiłam to już kilkukrotnie. Jekyll był bratem dyktatora? To kompletnie nie chciało do mnie dojść. Uważałam to za jedną, wielką pomyłkę – że może jednak się przesłyszałam.

No to są chyba kurwa jakieś żarty! Czy mnie wyrzuciło do jakiejś innej galaktyki, w równoległej czasoprzestrzeni, gdzie niebo jest różowe, a po nim latają krowy w niebieskie łaty ze skrzydłami? – próbowałam to sobie jakoś "racjonalnie" wytłumaczyć, jednak tylko to mi przychodziło do głowy.

— Czy z Tremér wszystko dobrze? — odezwała się zaniepokojona Alma, a wszyscy spojrzeli w moim kierunku.

Chodziłam po salonie w kółko, trzymając się za głowę, prawie wyrywając sobie włosy z głowy i mrucząc przy tym coś pod nosem. Ja z tych szeptów wszystko rozumiałam, jednak reszta przyglądała mi się tak, jakbym uciekła z jakiegoś wariatkowa i mówiła do siebie. Dla nich to kompletnie nie miało sensu.

— Szczerze? — zapytał Kar, unosząc przy tym brew. Parę sekund później odparł: — Nie mam bladego pojęcia...

— W inercjalnym układzie odniesienia, jeśli na ciało nie działa żadna siła lub siły działające równoważą się, to ciało pozostaje w spoczynku lub porusza się ruchem jednostajnym prostoliniowym. W liczbie pi znajdują się dwieście cztery cyfry po przecinku, a ona sama wynosi trzy przecinek jeden cztery jeden pięć dziewięć dwa sześć pięć trzy pięć dziewięć dwa...

Coś czuję, że mnie w sumie można wsadzić do wariatkowa...

— Aj — skomentowała krótko Reona.

— Czy ona zamierza mówić teraz językiem, którego my kompletnie nie zrozumiemy? — zapytał załamany Stuart.

— Wy jej jeszcze nie widzieliście, kiedy próbowała przyswoić jakiekolwiek nowe informacje, prawda? — odezwał się nagle Jekyll.

Na jego pytanie wszyscy pokręcili głowami.

— Cholera jasna! — wydarłam się, a wszyscy się wzdrygnęli i spojrzeli na mnie zaskoczeni. — Własny mózg odmawia mi przyswojenia informacji. — Zwróciłam wzrok na swojego mentora, który nieco bardziej wbił się w kanapę, kiedy to ponownie próbowałam go zabić. — Czemu ty żeś nigdy wcześniej o tym nie wspomniał?!

— Nigdy jakoś nie pytałaś. — Wzruszył ramionami.

Czułam, jak mało brakowało, abym wybuchnęła niczym jakiś gejzer czy inny wulkan. Warknęłam zdenerwowana, odchylając głowę do tyłu.

— Bo na samym początku naszej znajomości powiedziałeś, że rodzina to dla ciebie ciężki temat i nie chcesz rozmawiać o ludziach, którzy się ciebie wyparli. Poza tym coś czuję, że nie chce to do mnie dojść, bo kompletnie nie jesteście do siebie podobni — zauważyłam, opuszczając przy tym rękę.

Westchnął, prawdopodobnie uświadamiając sobie, że nie ominie go nasza rozmowa. Założył ręce na klatce piersiowej i uważnie na mnie spojrzał.

— Mamy różne matki, więc jesteśmy przyrodnim rodzeństwem. Mnie w rodzinie wszyscy uznali za przysłowiową "czarną owcę", bo nie pałam nienawiścią do mutantów. Choć w sumie to nawet nie nienawiść, a strach...

Wszyscy, poza mną, otworzyli szerzej oczy. Raczej nikt nie sądził, że on coś takiego powie.

— Co masz na myśli? — zapytał tata.

— Ludzie was nie nienawidzą. Oni się boją, że możecie im coś zrobić. — Spojrzał na mnie kątem oka, jednak ja jedynie odwróciłam wzrok.

— Mam pytanie — odezwała się Dawn.

— Jakie? — zachęcił ją Jekyll.

— Nadal nie rozumiem jednej rzeczy. Skoro miałeś pistolet przy głowie, a dyktator niby strzelił, to jakim sposobem przeżyłeś? — Poprawiła się, kiedy siedziała na podłokietniku.

Westchnął, przyglądając mi się uważnie. Każdy spojrzał najpierw na mnie, po czym przekierował swój wzrok na Jekyll'a, który nieco posmutniał.

— W broni nie było nabojów. Dźwięk strzału był puszczany z głośników, które ustawili tak, aby wydawało się, że naprawdę do mnie strzelił. Za uchem miałem małą saszetkę z krwią, która pękła od siły wystrzału. — Poprawił się i oparł o swoje kolana. — Hyde wiedział, że w moim mieszkaniu był mutant...

Szerzej otworzyłam oczy, gdy to powiedział.

— Oddałem się w ręce ogarów, aby cię nie schwytał, Blank...

— Jak to? — wtrąciła mama.

— Od samego początku, jak poznałem Blank, wiedziałem, że jest rangą piątą. Zegarek ma funkcję do rozpoznawania, ale nie wiem, czy udało ci się ją znaleźć...

Opuściłam wzrok na urządzenie znajdujące się na moim nadgarstku. Po chwili ciszy, Jekyll wyskoczył z czymś, czego wolałabym, aby nikt nie wiedział. Nie chciałam, żeby się tego dowiedzieli, ale z drugiej strony chyba było lepiej, by mieli świadomość niebezpieczeństwa.

— Zastanawialiście się czemu ranga piąta nie ma praktycznie prawa życia?

Wszyscy pokręcili głowami, a ja się na to jedynie skrzywiłam.

Jekyll, nie mów im tego...

— Gdy mutant rangi piątej zatraci się, przykładowo w gniewie, nic nie jest w stanie go już zatrzymać...

Wszyscy się odwrócili w moim kierunku, kiedy podeszłam do okna balkonowego.

— Powstrzymać go może tylko... — zaciął się. — Śmierć...

Kątem oka dostrzegłam, że szerzej otworzyli oczy z przerażenia.

— No chyba, że trafi się taki przypadek jak Blank, która jest oazą spokoju. — Wskazał na mnie, przez co wszyscy mrugnęli kilkukrotnie.

Każdego w tym momencie zaskoczył, na co ja odwróciłam wzrok, przygotowując się na dłuższe tłumaczenia.

— Oaza spokoju? — dopytał Rick.

— Nie rozumiem... — powiedziała Alma, a Dawn i Yen przyznały, że miały identycznie.

— Blank, wytłumaczysz? — poprosił Jekyll, na którego spojrzałam niechętnie.

— Prostym językiem czy trudnym? — Uśmiechnęłam się krzywo.

— Takim, żeby zrozumieli — odpowiedział, ponownie zakładając ręce.

— Raz prawie straciłam nad sobą kontrolę — zaczęłam. — Uciekałam przed jakimiś "pogromcami mutantów", którzy nie mieli ukończonych nastu lat. Nie chciałam im zrobić krzywdy, więc po prostu zwiewałam. Trafiłam na drogę bez ucieczki. Zaczęli mnie wyzywać, prowokować, a ja w końcu nie wytrzymałam. Straciłam kontrolę do takiego stopnia, że połowę okolicy obrastał lód. Jekyll'owi cudem udało się mnie uspokoić, zanim zamroziłam połowę Edenu. — Odwróciłam wzrok, aby na nich spojrzeć. — Po tym zaczęłam się uczyć samokontroli. Teraz prawie nic mnie nie rusza, chyba że jest to bardzo stresująca sytuacja...

— Nadal nie rozumiem — odparła Alma, na co westchnęłam załamana.

— Odpowiedz sobie sama — wtrąciłam. — Czy gdybym nad sobą nie panowała, to byłabym tak spokojna, kiedy dyktator chciał mnie skazać na publiczną egzekucję? — spytałam sarkastycznie, na co większość osób w pomieszczeniu się zaśmiała.

— Ja tam już chyba rozumiem ten twój stoicki spokój — wtrącił Ash, kiedy to za nim stanęłam.

Zwrócił tym uwagę wszystkich, którzy kompletnie nie zrozumieli sformułowania. Jekyll aż się wyprostował i zmarszczył brwi, by w kolejnej chwili zapytać:

— Skąd ty znasz takie sformułowania?

— G... Gdzieś usłyszałem? — wyjąkał, próbując na szybko wybrnąć z tej sytuacji, jednak mu to nie wychodziło.

W końcu westchnęłam i położyłam mu dłoń na ramieniu. Spojrzał na mnie lekko przerażony, dlatego się do niego uśmiechnęłam. Przełknął ślinę, uświadamiając sobie, że dłużej już nie mógł tego ukrywać przed wszystkimi. Pochyliłam się, by w kolejnej chwili wyszeptać mu do ucha:

— Po prostu im to powiedz...

Westchnął zrezygnowany, spoglądając na wszystkich spod lekko przymrużonych oczu.

— Tremér nie jest jedynym mutantem w rebelii, który umie pisać i czytać — zaczął, a reszta już się chyba domyśliła, co chciał powiedziedzieć, ponieważ szeroko uchylili powieki. — Ja też potrafię to robić...

Powtórzył swoją historię, którą opowiedział mi jakiś czas temu. Słuchali z zaciekawieniem. Po pewnym czasie zapadła cisza, którą postanowiłam przerwać.

— Dobra...

Wzrok każdego padł prosto na moją osobę.

— Aaron, mam do ciebie prośbę...

Uniósł jedną brew zaciekawiony.

— O co chodzi? — dopytał.

— Przeniesiesz wszystkich do mojego umysłu? — poprosiłam, a większość osób w pomieszczeniu zmarszczyło brwi, nie rozumiejąc, o co mi chodziło.

— Ok... — zgodził się bez zbędnego gadania, na co szerzej uchyliłam powieki. — Reona wspominała, że o to poprosisz...

No tak, zapomniałam, że jej mówiłam o tym pomyśle...

Zwróciłam wzrok na pozostałych, którzy szeptali między sobą, starając się zrozumieć sytuację. Jedyne osoby, które były równie spokojne, co ja, to rodzice i Kar.

— Tremér, co masz na myśli? — zapytała jako pierwsza Alma.

— Aaron to mutant, który jest w stanie czytać w myślach albo przerzucić kogoś do umysłu drugiej istoty. Łatwiej tłumacząc, wrzuci was do mojej głowy, żebyście poznali mnie od podszewki i dowiedzieli się wszystkiego o moich umiejętnościach rangi piątej — wytłumaczyłam, pod koniec wzruszając ramionami, jakby to nie było nic wielkiego.

Gdy wytłumaczyłam to wszystko w łatwiejszy sposób, kiwnęli głowami. Po chwili odezwał się mój brat:

— Dobra, ale co mamy robić?

— Przede wszystkim — zaczął Aaron, który wstał z fotela i wskazał na niego dłonią. — Blank, siadaj...

Kiwnęłam głową i zrobiłam to, o co poprosił.

— Wszyscy muszą się złapać za ręce...

Oparł się o zgięcie fotela, na którym siedziałam. Każdy podał sobie ręce, by po chwili ponownie skupić swój wzrok na Aaronie.

— Od razu ostrzegam. To jest dosyć dziwne uczucie, jakby ktoś wam wchodził do głowy. Jak tylko będziecie w jej umyśle, nigdzie się nie rozchodzić. Musicie trzymać się razem, bo w przeciwnym razie tam utkniecie na dobre i będziecie musieli żyć z tą jakże upierdliwą i brutalną babą o czarnych myślach. Gotowi? — zapytał, gdy skończył swoją wypowiedź, przez którą miałam ochotę go udusić.

— Reona, bardzo się pogniewasz, jak go zbiję krzesłem?

Wszyscy się zaśmiali, a następnie kiwnęli głowami w odpowiedzi, na jego wcześniejsze pytanie. Chłopak za to złapał za moją głowę.

— Oni będą mieli tylko dziwne odczucie, ale ciebie może to nieco zaboleć — powiedział, na co odchyliłam do niego głowę.

— Jak skończyłeś już filozofować, to może w końcu zacznij, bo się rozmyślę...

Zaśmiał się, patrząc mi przy tym prosto w oczy. Ustawił mnie z powrotem. Nikt nie był do końca przekonany, aby to robić, czego dowodziły ich wyrazy twarzy, ale spróbowałam się ich uspokoić. Posłałam im spokojny uśmiech, jednak już w kolejnej sekundzie skrzywiłam się z bólu. Początkowo czułam go tylko na skroniach, jednak zaczął się rozszerzać na całą głowę. W ciągu może niecałej minuty zapadła ciemność.

Ash

Nim otworzyłem oczy, już czułem, jak co moment uderzał we mnie mocny, lodowaty powiew. Powoli uchyliłem powieki, by zobaczyć rozgrywającą się dookoła mnie burzę śnieżną, przez którą wszyscy zakrywali swoje twarze, by cokolwiek zobaczyć. Rozejrzałem się dookoła, jednak kompletnie niczego nie byłem w stanie dostrzec pomimo tego, że miałem doskonały wzrok. Tutaj niestety nic mi to nie dawało. Co rusz jakiś płatek śniegu dostawał się do moich oczu. Wichura była na tyle silna, że kompletnie nie mogliśmy się ze sobą porozumieć, dlatego się do siebie zbliżyliśmy.

— To jest umysł Tremér?! — wykrzyczał Stuart, próbując przebić się przez głośne świsty wiatru.

— Do innego się dostać nie mogliśmy! Przebijałem się do głowy Blank, więc tylko u niej może być taka "burza myśli"! — odpowiedział mu Aaron.

— Dobra, a widzicie coś niezwykłego?! Bo mi jedyne, co rzuca się w oczy, to ta burza! — wydarła się Reona, która przysłaniała sobie oczy.

Każdy z nas się rozejrzał. W jakimkolwiek kierunku patrzyłem, kompletnie nic nie mogłem dostrzec. W pewnym momencie nagle usłyszałem Almę:

— Tam coś jest!

Wszyscy spojrzeli w jej stronę. Wskazała na to, co znajdowało się zdecydowanie wyżej, niż byliśmy my. Wyglądało mi to, jak wielki, a może raczej ogromny, blok zniekształconego lodu.

— Co to jest?! — zapytał Kar.

— Wygląda jak lodowiec! — odpowiedział mu Jekyll, na którego spojrzeliśmy.

Z powrotem zwróciłem wzrok na górę lodową i ponownie na pozostałych. Wszyscy kiwnęliśmy porozumiewawczo głowami, by w kolejnej chwili ruszyć – z lekkim trudem – w jej kierunku. Płatki, które cały czas w nas uderzały, co jakiś czas przybierały jakiś kształt, który niekiedy przypominał jakiegoś człowieka. Co moment spostrzegałem, jak któryś bezdźwięcznie krzyczał, rozpaczał, śmiał się lub był zły.

— Ta burza śnieżna — zacząłem, czym zwróciłem uwagę wszystkich, przez co się zatrzymaliśmy, gdy wspinaliśmy się pod górę. — To przypadkiem nie są jej emocje?!

— Po czym to wnioskujesz?! — odezwał się Jekyll.

— Rozejrzyjcie się!

W tym momencie pokazała nam się sylwetka kobiety, kiedy akurat ponownie krzyczała, zakrywając sobie przy tym oczy i opadając na kolana. Gdy tylko uderzyła o podłogę, rozpadła się na tysiące kawałków.

Spojrzeliśmy na siebie, by w kolejnej chwili ruszyć dalej. Szliśmy przez jakiś czas, aż w pewnym momencie krzyknęła Dawn.

— Tam ktoś stoi! — Wskazała na lodowiec.

Przy nim stała mała dziewczynka. Miała opuszczoną głowę, jednak mimo tego dało się rozpoznać, kto to był. Białe włosy i praktycznie porcelanową karnację znałem tylko u jednej osoby – u Mrozka. Kosmyki sięgające jej za wysokość pasa rozwiewał wiatr. Tak samo śnieżnobiałą sukienkę znajdującą się na dziewczynie. Kątem oka dostrzegłem, jak Kar zmarszczył brwi i uchylił usta, aby się odezwać i powiedzieć:

— Tremi?! 

Informuję jeszcze tutaj, że dzisiaj pojawi się jeszcze zapowiedź nowej książkę fantasy.

„Fatum" jednak muszę bardziej dopracować jeśli chodzi o historię, zanim ujrzy ona światło dzienne.

Na miejsce tego za to wskoczy kolejna historia, która będzie się działa w przyszłości!

Mam nadzieję, że was zaciekawi!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro