Powrót Białej Śmierci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oryginalna wersja: 30.07.2020
Wersja po korekcie: 25.08.2021

Od mojej walki z Reoną, pożegnania z Jekyll'em, spalenia tamtego mieszkania minęły dwa dni. Złożyłam już komputer, ale od kiedy to zrobiłam, jedyne co porabiałam, to leżenie na łóżku. Cały czas myślałam o wszystkim. Kompletnie straciłam ochotę na jakiekolwiek inne czynności, niż wylegiwanie się na posłaniu i gapienie w sufit.

— Tremi — odezwał się Kar, który właśnie wszedł do mojego pokoju. — Chcieliśmy obgadać kwestię odbicia tamtego mutanta, więc powinnaś przy tym być. W końcu to twój kumpel, nie?

Spojrzałam na niego.

— Mhm — mruknęłam pod nosem.

Powoli się podniosłam i bardziej zawinęłam w swoją za dużą bluzę kangurka. Ruszyłam do drzwi, za którymi Kar od razu zakrył mi oczy. Skręciliśmy w prawą stronę, czyli w kierunku salonu.

— Kar, nic nie widzę — powiedziałam smętnie, na co się lekko zaśmiał.

— No, wiesz, to jest chyba główny zamysł tego, że, jak się komuś robi niespodziankę, to druga osoba musi tego nie widzieć.

Kompletnie nie rozumiałam, o co mu chodziło. Zmarszczyłam przez to brwi, co oczywiście musiał poczuć, jednak nie zwrócił na to uwagi.

— Jaka niespodzianka? Nie żeby coś, ale nie cierpię ich — zaczęłam marudzić.

— Ta ci się spodoba — rzekł mi do ucha.

Wyciągnęłam przed siebie dłonie, aby w razie czegoś przede mną to odsunąć. Mimo wszystko nie chciałam się o coś potknąć ani wpaść na jakiś mebel. Po chwili się zatrzymaliśmy, ale Kar mnie o tym nie powiadomił, przez co prawie się przewróciłam, gdyż zahaczyłam o jego ręce.

— Ups? — odezwał się, a ja tylko wypuściłam zdenerwowana powietrze.

— Powiesz mi w końcu, o co chodzi? — zaczęłam gestykulować, co znaczyło, że powoli traciłam cierpliwość.

Zdjął dłonie z moich oczu, dzięki czemu zauważyłam stojących przede mną rodziców.

— Zanim poprosiłaś Kara, aby spalił tamto mieszkanie, zabraliśmy z niego jedną rzecz... — powiedziała mama, a ja zmarszczyłam brwi.

Wyjęła zza pleców czarny segregator, na którym widniał duży napis „Najlepsze chwile". Podała mi go, a ja go odebrałam i otworzyłam na pierwszej stronie.

Czyli Jekyll nie zrobił nam tylko jednego zdjęcia.

Na jednym byłam ja, jak drzemałam na kanapie, na kolejnym jak załamywałam się podczas rozwiązywania obliczeń, a na jeszcze innym, gdy uczyłam się składania komputerów. Poczułam, jak łzy zaczynają cisnąć mi do oczu, a po chwili opadały na ofoliowane zdjęcia.

Nawet nie wiedziałam, kiedy on mi robił te zdjęcia. Zamknęłam album, po czym go przytuliłam. Podeszła do mnie mama, która w kolejnej chwili mnie objęła. Tata zrobił to samo, Kar również. Stałam tak przez moment, płacząc, po czym postanowiłam wrócić do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku. Przez cały ten czas nie zdawałam sobie sprawy, że taki album się w ogóle znajdował w tamtym mieszkaniu.

Gdzie on go tam schował? A skoro ja o nim nie wiedziałam, to jakim sposobem rodzice go znaleźli?

Przytuliłam go z całej siły, po czym zamknęłam oczy. Poczułam, jak nadchodził spokojny sen. A przynajmniej początkowo się taki wydawał...

Wszędzie dookoła było biało, a dookoła panowała śnieżyca. Rozglądałam się wokół, gdy nagle natrafiłam na sylwetkę – moją sylwetkę, tylko że w wieku czternastu lat.

— Dlaczego? Czemu go nie uratowałaś? On to dla ciebie zrobił, więc czemu nie odwdzięczyłaś mu się tym samym?! — krzyknęła, a ja cofnęłam się dwa kroki. Dodała: — Boisz się samej siebie?!

— Nie...— wyszeptałam ledwo, kręcąc przy tym głową i się cofając.

— Boisz się tego, do czego jesteś zdolna, gdy nie panujesz nad emocjami?! Boisz się siebie, kiedy jesteś Białą Śmiercią?! — zadawała kolejne pytania, a ja pociągnęłam się za włosy.

— Nie prawda... — powiedziałam głośniej niż wcześniej.

— Jesteś żałosna! Ja jestem żałosna, bo nie uratowałam Jekyll'a! Obie jesteśmy żałosne! Nie byłaś w stanie go uratować, bo jesteś za słaba!

— To nieprawda! — wydarłam się na całe gardło.

— Więc udowodnij to, ratując Aarona, i weź ty się w końcu w garść, bo jesteś dorosła. Nie jesteś już małym dzieckiem. Prawie nigdy nim nie byłaś. Więc teraz się tak nie zachowuj — dodała, po czym zniknęła, a przy tym rozkruszyła się na tysiące kawałków lodu.

Obudziłam się, gdy spadłam z łóżka. W tym samym momencie do mojego pokoju wparowali rodzice i Kar. To musiał być naprawdę głośny huk, skoro wszyscy się zlecieli. Już widziałam, jak Kar chciał o coś zapytać, ale przerwałam mu, zanim w ogóle zaczął.

— Nie pytajcie...

Po moich słowach, cała trójka do mnie podeszła i pomogła wstać.

— Miałaś zły sen? — zapytał tata, kiedy już siedziałam na łóżku.

— Można tak powiedzieć... — mój głos był bardzo zachrypnięty, co wydawało się dziwne.

— Tremi, na pewno wszystko w porządku? — spytała tym razem mama..

— Czemu?

Spojrzeli po sobie.

— Krzyczałaś przez sen... — powiedział Kar, a ja zrobiłam wielkie oczy.

Krzyczenie przez sen, zdarzało mi się tylko wtedy, gdy myślałam, że ich straciłam lub po egzekucji Jekyll'a, więc w sumie jakoś bardzo mnie to nie zaskoczyło.

— To nic takiego. Już się coś takiego kiedyś działo. Po jakimś czasie przestawałam — wytłumaczyłam, na co cała trójka się zdziwiła.

— Tremi, nie chcieliśmy cię pospieszać, ale... powiesz nam, co się działo przez ostatnie dziewięć lat? To, co zapisałaś na zegarku, nie było wszystkim, prawda?

Spojrzałam na swoją rodzicielkę.

— To nie było wszystko. Nie zmieściłabym wszystkiego na pamięci zegarka. A co do mojej przeszłości, mam inny pomysł...

Widziałam tę ciekawość w ich oczach, dlatego wzięłam głębszy wdech.

— Aaron to mutant, który jest w stanie przenieść czyjąś podświadomość do umysłu innej osoby i czytać jej w myślach. Jak go uwolnimy, to zobaczycie wszystko na własne oczy...

Tata pogłaskał mnie po głowie.

— Chociaż naprawdę wolałabym, żebyście kilku rzeczy nie wiedzieli... — wyszeptałam, przez co się zaśmiali.

Gdy wyszli z pokoju, prawie natychmiast z mojej twarzy zszedł uśmiech. Spojrzałam na szafę, która znajdowała się nieco bardziej za mną. To w niej była moja torba ze starymi ciuchami, a dokładniej ubrania, które nosiłam jako Biała Śmierć. Ponownie musiałam się nią stać, ale tym razem, aby uratować Aarona.

Brata mojej... Przyjaciółki?

Reona przez ostatnie dwa dni była moją podporą, więc mogłam ją tak nazwać. Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś będziemy tak blisko siebie. W ciągu reszty dnia dałam jej znać, aby ubrała się w „swój kolor". Ona już doskonale wiedziała, o co mi chodziło. Rodzice i Kar powiedzieli, że poczekają razem z pozostałymi przy ognisku. Poza mną i Reoną, ruszą jeszcze Ash i Stuart. Tak będzie mniejsze ryzyko, że ktoś nas złapie.

Stanęłam przed szafą, a następnie ją otworzyłam i sięgnęłam do torby. Wyjęłam z niej ubrania Białej Śmierci – białe, jeansowe spodnie, tego samego koloru luźna koszulka, z rękawami do połowy ramienia oraz jasne, osobno zakładane rękawki, sięgające ponad krawędź bluzki. Na to zarzuciłam jeszcze bluzę bez rękawów z głębokim kapturem.

Spodnie i koszulkę musiałam wziąć z moich aktualnych ubrań, bo tamte były już na mnie za małe. Na stopy wciągnęłam również białe, wysoko wiązane pseudo trampki. Założyłam na rękę zegarek, wzięłam kabel z odpowiednią przejściówką, po czym wyszłam z pokoju. Gdy znalazłam się poza mieszkaniem, natknęłam się na Reonę ubraną w taki sam sposób jak ja, ale jej ubrania były granatowe.

— Wyglądasz jak kiedyś. Brakuje ci tylko włosów do pasa — oznajmiła, a ja się uśmiechnęłam pod nosem.

— Jakbym odmroziła sobie cebulki włosowe, to może by te kłaki rosły szybciej

Zaśmiała się, po czym obie ruszyłyśmy w kierunku ogniska.

— Reszta wie, że będziesz wyglądała jak Biała Śmierć? — zapytała, kiedy wchodziłyśmy do windy.

— Nie wiedzą. Tak samo nie zdają sobie sprawy z tego, że ty zmieniłaś się w Éclair, Reona. — Wyszłyśmy z metalowej puszki, jednocześnie na głowy zakładając kaptury.

— Rozumiem...

Z daleka widziałam już pozostałych. Rozmawiali między sobą i kompletnie nie zwracali na nas uwagi.

— Szczerze? Stęskniłam się za naszymi akcjami — wyznała, a ja na nią spojrzałam.

— Ja też. Nawet zabawnie było.

Zaśmiała się.

— Przykładowo akcja ze zjeżdżalnią z budynku?

Przypomniałam sobie tamtą sytuację, na co się cicho roześmiałam.

— Przykładowo...

Usłyszałam Almę:

— Jestem ciekawa, dlaczego Tremér nie chciała pomocy przy wyborze ubrań na akcję...

— Bo na tej akcji muszę być Białą Śmiercią — odpowiedziałam, a oczy wszystkich zatrzymały się na mnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro