Spróbujmy się lepiej poznać
Oryginalna wersja: 20.06.2020
Wersja po korekcie: 24.06.2021
Ash
Włożyła ręce do kieszeni spodni, a przy tym przyglądała nam się ze znudzonym wyrazem twarzy. Ta, nic nowego. Cały czas miała taką minę. Spojrzałem na Ark'a, który bardzo dokładnie się jej przyglądał.
— Blank, wszystko dobrze? — zapytała Alma.
— Hm? — Zdziwiła się. — Dlaczego pytasz?
— Bo wcześniej wydawało mi się, że płakałaś — wytłumaczyła najniższa z grupy.
— To nic takiego... Po prostu coś mi wpadło do oka... — Odwróciła wzrok, co znaczyło, że kłamało.
— Blank, nie żeby coś, ale nosisz okulary — zauważył Stuart.
Wzdrygnęła się na jego słowa. Znów się odwróciła plecami do nas. Miałem wrażenie, że przez ułamek sekundy jej oczy zabłysły.
A może to tylko światło się odbiło od jej okularów?
— W każdym razie — zaczął Ark — moi rodzice również chcieli cię poznać.
Delikatnie się uśmiechnął, gdy to mówił. Dziewczyna na jego słowa lekko się spięła. Ona naprawdę miała problem z komunikacją międzyludzką. Ark przedstawił krótko rodziców:
— To moja matka, Caroline, a to mój ojciec, Irvin.
— Miło mi. — Kiwnęła niepewnie głową. Po chwili dopowiedziała i uciekła wzrokiem: — Ja jestem Blank.
— Nasz syn powiedział nam, że „Blank", to tak naprawdę nie jest twoje imię — zaznaczyła Caroline.
— To prawda. Wolę nie ujawniać swojego prawdziwego imienia. Dla bezpieczeństwa. Od dziewięciu lat nikomu nie zdradziłam swojego imienia i nazwiska — wytłumaczyła, a następnie wróciła do pracy.
Wszyscy spojrzeli na siebie. Rozeszliśmy się po jej pokoju.
— A tak właściwie, to co robisz? — zapytał Ark, który usiadł przy stole podobnie jak jego rodzice
— Włamuję się do bazy danych dyktatora, która ma osobny serwer. W nich powinny być zapisane wszystkie informacje odnośnie zmiany kodów serwerów, na których są informacje o nadludziach, a jak to mi się uda, to na nowo będę mogła usuwać dane każdego mutanta.
To niesamowite, jak mądra ona jest.
— Stuart, podaj mi laptopa — poprosiła, a chłopak od razu jej go podał.
Odebrała go od niego, a następnie położyła go na stole i włączyła. W jej okularach było widać dokładnie, jak na ekranie wyskakiwały jej arkusze liczb.
— Nieźle — powiedziała ze zdumieniem Dawn, a wszyscy się z nią zgodzili.
— Czyli praca hakera opiera się głównie na komputerach — stwierdził Rick, a Blank parsknęła śmiechem.
Pierwszy raz słyszę, żeby ona się w ogóle śmiała.
— Można tak powiedzieć, ale komputer to tylko narzędzie, dzięki któremu jestem w stanie pracować. Komputer sam z siebie nie wyszuka luki w całym oprogramowaniu.
Otworzyłem szeroko oczy.
Dobra. Właśnie przeskoczyła na kolejny level. Z mądrej, na geniusza.
— Dlatego też pisane tamtego wirusa zajęło mi coś około dwóch dni. Normalnie bym się wyrobiła w pół dnia, ale wolałam mieć pewność, że żaden z pachołków dyktatora go nie złamie.
— Dobra. Właśnie zmieniłem o tobie mniemanie. Jesteś zajebista! — Wyrzucił ręce do góry.
— To jesteś jedyną osobą, która tak o mnie myśli, bo nawet mój mentor stwierdził, że jestem nudziarą i do wszystkiego zbyt poważnie podchodzę.
— Z której strony ty niby jesteś nudna? No sory bardzo, ale w tym pomieszczeniu chyba wszyscy cię lubią i nikt nie myśli o tobie w ten sposób.
Wszyscy kiwnęli głowami.
— Już ty mi tak nie słodź, bo mi cukier skoczy. — Machnęła ręką na jego słowa, a do mnie podszedł Ark.
— Mi się wydaje, czy ona się przed nami otwiera? — wyszeptał.
— Mi też się tak wydaje, więc lepiej teraz tego nie zniszczmy — odpowiedziałem mu tak samo cicho, a on wrócił na miejsce.
Przez chwilę w całym pomieszczeniu była całkowita cisza, a przebijał się przez nią tylko dźwięk stukania w klawiaturę.
— Pobiłam chyba swój rekord — przerwała po chwili ciszę z ekscytacją.
— Co masz na myśli? — zapytała Alma.
— Weszłam na serwery dyktatora. — Uśmiechnęła się triumfalnie.
— Co? — odparliśmy niemal równo.
— Czyli teraz możesz...
Przerwała Ark'owi.
— Usunąć z bazy każdego mutanta, którego zechce — dokończyła i wzruszyła ramionami, jakby to było nic.
Po paru sekundach zamknęła laptopa i wyłączyła tablicę holograficzną. Złapała specjalny panel, który był za nią odpowiedzialny. Odłożyła wszystko na biurko. Spojrzała na nas.
— No co? — spytała, gdy zauważyła, że wszyscy się jej przyglądali..
— Wyluzowałaś się — zauważył Ark, który opierał się o prawą rękę.
— A to źle? — Włożyła ręce do kieszeni i oparła się o ścianę.
— Wręcz przeciwnie.
— Skoro udało ci się wyluzować, to możemy cię lepiej poznać? — zapytała niepewnie Dawn.
— Róbta, co chceta, ale nie muszę odpowiadać na pytania, które mi się nie spodobają.
Postawiła ultimatum, a my się na to zgodziliśmy.
— To ja chcę zacząć! — wyskoczyła Alma. — Ile masz lat?
Coś czuję, że chyba wszyscy chcieli o to zapytać.
— Dziewiętnaście. — Spojrzała przez okno na miasto.
Dobra, spodziewałem się, że będzie miała gdzieś około dwudziestu pięciu.
— Jak to się stało, że poznałaś tego swojego mentora? — tym razem spytał Stuart.
Blank lekko zmarszczyła brwi.
— Na to nie odpowiem.
Hmmm, ale ona jest skryta!
— Dlaczego cały czas ubierasz grube swetry, pomimo, że na dworze jest około trzydziestu stopni? — Zapytała Dawn.
— Nieważne czy to zima, czy to lato, mi jest zawsze zimno. — Znowu ten znudzony wyraz twarzy.
— Jakim cudem nie posiadasz żadnej mutacji, skoro pochodzisz z rodziny mutantów? — spytał dość poważnie Ark.
— Nie wiem. Po prostu żadnej nie mam. — Ponownie lekko zmarszczyła brwi oraz wzruszyła ramionami.
Teraz to mi udało się wpaść z kolejnym pytaniem:
— Wcześniej się zaśmiałaś. Czemu częściej tego nie robisz?
— Co? Jak nie mam powodu, to się nie śmieje — powiedziała, gdy się otrząsnęła. — I czego znowu cieszysz mordę, Ash?
Skrzyżowała ręce pod biustem.
— Co się uśmiechać nie mogę? — Podniosłem ręce w geście obrony.
— Zawsze odpowiadasz pytaniem na pytanie?
Znowu zaczynamy naszą zabawę?
— A czy ty zawsze jesteś, aż tak chamska? — Teraz to ja skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
— Starczy! — wykrzyczeli wszyscy w pokoju, tym samym uspokajając naszą dwójkę.
— Kłócicie się ze sobą, jakbyście byli starym małżeństwem — stwierdziła Caroline, śmiejąc się pod nosem.
„Blank"
Po jakimś czasie w końcu mnie zostawili. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, przebrałam się w piżamę, po czym wyszłam do pokoju, gdzie o mało co nie dostałam zawału.
— Święci pańscy! — Zgięłam się wpół, gdy zobaczyłam Ark'a opartego o biurko.
Cholera, nie mam okularów! – zdałam sobie z tego sprawę.
Wróciłam szybko do łazienki, skąd wzięłam swoje patrzałki, a gdy je założyłam, weszłam z powrotem do pokoju.
— Wybacz. Nie chciałem cię wystraszyć. — Podrapał się po karku.
— Nic się nie stało. — Oparłam się o powłokę drzwi. — O co chodzi?
Musiał mieć jakiś powód, skoro został.
— Chciałem ci tylko powiedzieć, że mi zaimponowałaś. Wiedziałem, że jesteś dobrym hakerem, ale chyba się nie spodziewałem, że aż tak dobrym.
Szerzej otworzyłam oczy na jego słowa.
— Dziękuję — odpowiedziałam na jego komplementy.
— Dlaczego cały czas nosisz przyciemniane okulary i skórzane rękawiczki? — zapytał, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
— Okulary, aby nikogo nie wystraszyć. Mam dość niecodzienny kolor oczu. A rękawiczki, ponieważ od zawsze mam lodowate dłonie i nie chcę mi się słuchać uwag typu „Jakie ty masz zimne ręce" i tym podobnych.
I żeby przez przypadek nikogo nie zamrozić – odwróciłam wzrok.
— Rozumiem...
Zapadła chwilowa cisza. Nie podobała mi się ona. Mogłam się spodziewać jednego. Kolejnego zestawu pytań, na które zapewne w większości przyjdzie mi odpowiedzieć. Po kilku sekundach zwróciłam wzrok z powrotem na chłopaka, który stał oparty o biurko.
— Nie mówiłaś przypadkiem, że ciągle ci jest zimno? — przerwał niezręczną ciszę.
Kiwnęłam głową na jego uwagę.
— A nie uważasz, że to przez to iż w pokoju masz temperaturę, taką samą jak w lodówce? — Uniósł brew.
Zaczyna coś podejrzewać?
— Jestem przyzwyczajona do tego, że ciągle mi jest zimno. Tak samo, jak do tego, że w pokoju jest o wiele niższa temperatura. Musi tu być tak zimno, bo gdy pracuje się przy komputerze, to się on nagrzewa. A tym samym rozprzestrzenia całe ciepło po pokoju — wytłumaczyłam szybko, mając nadzieję, że nie wzbudziłam jeszcze większych podejrzeń.
— Rozumiem. Na mnie pora... — Ruszył w kierunku drzwi. Stojąc w ich progu, dodał jeszcze: — Dobranoc.
Po tych słowach wyszedł, a ja dalej uspokajałam szalejące serce.
— To było niebezpieczne — mruknęłam pod nosem, a następnie podeszłam do okna balkonowego.
Wyjrzałam przez nie i przyglądałam się miastu. Miejsce na dysku mi się kończyło, co znaczy, że niedługo będę musiała wybrać się do jednego sklepu w Edenie. Zakryłam okno firanką, po czym zgasiłam światło i podeszłam do łóżka. Uwaliłam się na samym środku, Zdjęłam okulary, które odłożyłam obok. Zamknęłam oczy i modliłam się w duchu, aby nie przyśniło mi nic, co miałoby związek z moją przeszłością.
Jak ostatnio obiecałam, kolejne postaci są w tym rozdziale!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro