Umysł Tremér

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oryginalna wersja: 11.08.2020
Wersja po korekcie: 03.09.2021

Ash

To Mrozek? Jeśli tak, to by znaczyło, że w taki sposób wyglądała jako dziecko. Była urocza. Na żywo pewnie by mnie zabiła, gdybym tak o niej powiedział, ale naprawdę tak uważałem. W sumie nie tylko tutaj. W rzeczywistości także się taka wydawała. Niejednokrotnie tak o niej myślałem, ale nigdy nie wiedziałem, jak by zareagowała.

Nie odzywała się. Jedynie patrzyła na nas swoimi dużymi, białymi tęczówkami. Na jej twarzy nie występowała żadna emocja, a jedynie lekkie znudzenie.

Myślałem, że ona jest zmęczona życiem, a tymczasem taki wyraz miała już od małego – powiedziałem, równie uważnie jej się przyglądając.

— Tremi?! — krzyknął ponownie Kar.

Nie zareagowała, jednak jej oczy już tak. Nieco bardziej błysnęły swoją barwą. Wichura rozwiała jej włosy. Gdy to się stało, powoli się odwróciła i ruszyła mozolnym krokiem przez korytarz między dwoma wielkimi blokami lodu. Spojrzeliśmy na siebie, by po chwili pójść za nią. W wyrwie było już całkowicie spokojnie, dzięki czemu nie musieliśmy się już wydzierać.

Niemal od samego początku, kiedy przekroczyliśmy tylko próg, na ścianach zaczęły się pojawiać wspomnienia Mrozka. Wszyscy zaczęliśmy się rozglądać po lodowcu, kiedy ponownie natrafiliśmy na małą Tremér, która przywołała nas gestem ręki. Ruszyliśmy za nią, na co ona przyspieszyła kroku, aby po chwili biec truchtem.

— Zobaczcie — krzyknęła nagle Dawn, która wskazała w prawą stronę.

Zobaczyliśmy tam wspomnienie, kiedy nasz przywódca przywiązywał swojej siostrze sznureczek na zębie.

Jesteś pewny, że nic się nie stanie? — zapytała niepewnie.

Będzie dobrze! — powiedział, łapiąc przy tym z klamkę przy drzwiach.

Wszyscy powoli przenieśliśmy wzrok na Kara, który odwrócił głowę zażenowany i założył ręce na piersi. Uśmiechnąłem się złośliwie, kiedy do głowy wpadł mi pewien pomysł.

A może by się z nim podroczyć?

Wzdrygnął się, gdy znalazłem się obok niego.

— Uroczy byłeś, jak byłeś mały — dogryzłem mu, na co się widocznie speszył.

— A idź, bo ci kocimiętką ogon wyszoruję!

Roześmiałem się na jego komentarz. W tym samym momencie oboje spojrzeliśmy nieco w dół, aby zobaczyć Tremér, która delikatnie ciągnęła nas za koszulki, abyśmy się ruszyli dalej. Poszliśmy za nią, jednak zatrzymaliśmy się, kiedy dostrzegliśmy kolejną retrospekcję.

Tym razem ukazał nam się dzień, jak do ich rodzinnego domu wtargnęły ogary. Pani Caroline gwałtownie podniosła się ze swojego miejsca, tak samo jak Pan Irvin, który zasłonił swoje dzieci własnym ciałem. Kobieta krzyknęła, zmieniając przy tym częstotliwość swojego głosu i zmuszając straż do chwilowego wycofania się. Mężczyzna natomiast klęknął przed swoimi dziećmi.

Macie uciekać i się nie zatrzymywać. Kar, opiekuj się siostrą. Znajdziemy was, jasne? — zapytał Irvin, na co rodzeństwo kiwnęło głowami.

Już kilka sekund później Kar pociągnął swoją siostrę, a ona tylko zawołała swoich rodziców.

Ruszyliśmy dalej, będąc przy tym cały czas prowadzonym przez Mrozka. Po drodze widzieliśmy wszystko po kolei. Całą sytuację, jak uciekali i Kar ją uratował. Moment, zanim wpadła do wody, a potem, gdy udało jej się wynurzyć i wyjść na brzeg.

Dalej ukazał nam się obraz, jak stała przed swoim domem, jednak zostały po nim jedynie ruiny. W ciągu kilku sekund pobiegła w jego kierunku. Jakimś sposobem udało jej się dostać do środka, ale niczego nie znalazła. Upadła na kolana, po czym usiadła na ziemi, owijając się przy tym swoimi ramionami. Opuściła głowę, by zacząć w kolejnej chwili łkać.

Z każdym kolejnym krokiem, jaki robiliśmy, pokazywały nam się następne sytuacje z jej życia. Między innymi ta, kiedy siedziała na dachu i patrzyła na światła palące się w innych budynkach. Posmutniała od razu, by w kolejnej chwili się podnieść oraz podejść do ściany, gdzie znajdowało się coś na wzór namiotu. Klęknęła, jednocześnie zdejmując swoją bluzę i odkrywając swoje całe ubranie – koszulka na ramiączkach, jakieś spodnie i za duże buty.

Kątem oka dostrzegłem, jak jej matka zakryła usta dłonią i się lekko popłakała. Kolejne, co ujrzeliśmy, to jak stała w jednej z uliczek, przyglądając się ludziom na chodniku w jednej z dzielnic handlowych. Pojęcia nie miałem, za czym się rozglądała. Nagle odbiła się od ściany, by ruszyć chodnikiem. Zatrzymaliśmy się, nie wiedząc, czego się spodziewać, gdy nagle w pewnym momencie spostrzec, jak ktoś na nią wpadł.

Patrz jak łazisz, cioto...

Wszyscy szerzej otworzyliśmy oczy, kiedy usłyszeliśmy jakim językiem się posługiwała jako dziecko. Spojrzeliśmy na siebie, by w kolejnej chwili zauważyć, jak w jednej ręce niosła portfel, a drugą przeglądała jego zawartość. Zabrała większość grubszych banknotów, a w kolejnej chwili dogoniła mężczyznę, łapiąc go za rękaw. Spojrzał na nią, nie rozumiejąc, na co ta wyciągnęła w jego kierunku dłoń.

Coś Panu wypadło. — Szeroko się uśmiechnęła, mając przy tym zamknięte oczy.

Od razu odeszła i zniknęła w zaułku. Uśmiechnęła się złośliwie. Spod jej kaptura udało się dostrzec, jak jej oczy się delikatnie zabłysły. Przed nią postawiła się lodowa kładka, na którą od razu wskoczyła. Zza jej pleców doszedł krzyk tamtego mężczyzny, jednak ona tylko się do niego odwróciła, pomachała i pokazała język, by w kolejnej chwili ruszyć nad budynkami miasta w tylko sobie znane miejsce.

Przełknąłem ślinę, nie wiedząc, co powinienem sobie myśleć.

— Pamiętam, jak raz z nią tak leciałam. Prawie mnie wtedy zrzuciła — powiedziała Reona, lekko się przy tym krzywiąc, jednak po chwili się uśmiechnęła. — Zabawnie wtedy było. Muszę tego spróbować jeszcze raz. Tylko tym razem bez dodatkowych atrakcji...

Dziewczyny do niej podeszły i wypytały o szczegóły. Po chwili zgodnie stwierdziły, że też chciały spróbować. Po chwili ruszyliśmy dalej, a dziewczynka, która cały ten czas nas prowadziła, zaczęła ona nieco znikać.

Nagle spotkaliśmy się z obrazem, jak Tremér spotkała Reonę i Aarona. Od razu to wspomnienie przeniosło się na ring, gdzie Mrozek dostała z lewego haka. Cofnęła się kilka kroków i aby nie upaść, złapała się gumy, która była dookoła podestu. Podniosła wzrok na swoją przeciwniczkę, dzięki czemu zobaczyliśmy krew, która spływała jej po prawej części twarzy. Przełknąłem ślinę, kiedy uświadomiłem sobie jedną rzecz.

To muszą być nielegalne walki...

— Na pierwszej swojej walce nieźle oberwała — zaczął Aaron, na którego wszyscy spojrzeli. — Po tym została jej blizna nad brwią...

Nikt nic nie odpowiedział. Kolejno widzieliśmy, jak okradała ludzi, żyła na ulicy, walczyła na ringu. Zobaczyliśmy także, gdy pierwszy raz ukazało się jej skrystalizowanie skóry. Potem nastąpił moment, w którym poznała Jekyll'a i przed nim uciekała, jednak udało mu się ją przekonać, że mogła mu zaufać.

Widzieliśmy od groma momentów, jak jej czegoś uczył i się nią opiekował. Wszyscy się uśmiechnęli, kiedy zobaczyliśmy ją szczęśliwą na choćby jeden moment. Skakała, biegała tam i z powrotem, robiła fikołki oraz gwiazdy, a w tle było widać załamanego Jekyll'a.

Zatrzymaliśmy się nagle, kiedy spotkaliśmy się z widokiem uciekającego Mrozka. Goniła ją banda dzieciaków, jednak skończyła jej się droga, gdy wbiegła do ślepego zaułka.

Znaleźliśmy cię, Blank...

Odwróciła się gwałtownie, dzięki czemu zobaczyła bandę ludzkich dzieci, które szły w jej kierunku z różnymi przedmiotami – kamień, nożyczki, kij bejsbolowy. Tremér cofnęła się kilka kroków, nie wiedząc, co zrobić, aż w końcu wpadła na ścianę. Zaśmiali się, kiedy zobaczyli ją w takim położeniu.

I co, Blank? Już nie masz drogi ucieczki? — zapytał inny z chuliganów.

Zaczęła się rozglądać, jednak, gdy nie wpadła na żaden pomysł, po prostu złapała się za głowę.

— Nie podchodźcie do mnie... — wyszeptała lekko przerażona.

Nie poznawałem jej w tym momencie. Zawsze wydawała się opanowana, ale tutaj zupełnie taka nie była. Nagle sobie coś uświadomiłem.

To o tej sytuacji wcześniej wspominała...

— Ej, Blank. Co ci jest? Boisz się nas? — Zaśmiał się kolejny, a przy tym odzywał się bardzo prześmiewczym tonem.

— Jesteś przecież mutantem. Z łatwością możesz nas zatrzymać, a jednak wolisz skulić ogon? — Rzucił kamieniem, jednak uderzył obok niej, zaraz przy jej głowie.

— Tchórz!

— Potwór!

— Odmieniec!

Wyzywała ją cała trójka, a przy tym zobaczyłem, jak jej oddech powoli zaczynał przybierać postać lodowatej pary. Wszyscy ruszyli w jej kierunku, a ten, który trzymał kij bejsbolowy, zamachnął się. Nim uderzył w Tremér, wydarła się na całe gardło:

Nie zbliżajcie się do mnie!

Tym samym uwolniła całą swoją mutancką moc. Zaułek natychmiast obrósł lodem, a także wszystko rozeszło się nieco dalej. Chuligani od razu uciekli, krzycząc na Mrozka, że była "potworem".

Gdy wybiegli z uliczki, minęli Jekyll'a, który widząc Tremér w takim stanie, przeraził się, jednak starał się opanować i do niej podszedł powolnym krokiem. Dziewczyna się trzęsła. On przed nią uklęknął, łapiąc za jej dłoń, przez co się skrzywił z zapewne bardzo niskiej temperatury. Przytulił ją, na co ona od razu zrzuciła swój lodowy pancerz, by w kolejnej chwili się popłakać.

Po tej retrospekcji pokazała nam się kolejna – dzień, w którym Jekyll oddał się w ręce ogarów, by uchronić Mrozka, a następnie egzekucja.

Widzieliśmy jej kolejne wspomnienia cierpiącej po jego stracie, a dalej jak wpadła w złe towarzystwo. Wszyscy zgodnie uznaliśmy, że ten etap jej życia chcieliśmy podarować. Zarówno my, jak i ona pewnie wolała, żebyśmy potem nie patrzyli na nią ze współczuciem po tym wszystkim. Po prostu ruszyliśmy dalej, jednak przystaneliśmy po raz kolejny, kiedy zobaczyliśmy, jak odstraszyła kilku chłopaków swoimi lodowymi kolcami.

W końcu natrafiliśmy na moment, kiedy ubierała się podobnie jak teraz. Miała włosy do ramion, nieco roztarganą grzywkę i ubrania, w których można ją najczęściej spotkać – obcisłe jeansy i sweter z golfem. Siedziała na krześle i odsłuchiwała, co było zapisane na zegarku. W pewnym momencie po prostu nie wytrzymała i zaczęła płakać niczym małe dziecko.

Spojrzeliśmy na siebie, jednak wszyscy posmutnialiśmy. Kolejno ukazywały nam się kolejne sytuacje z jej życia, jednak teraz były to głównie momenty, kiedy łamała jakieś zabezpieczenia. Nagle zobaczyliśmy, jak przy czymś się pomyliła, na co się przeraziła i zaczęła wystukiwać kolejne algorytmy na klawiaturze. Odetchnęła z ulgą i opadła na krzesło, praktycznie się z niego zsuwając, na co prawie z niego spadła.

Teraz kilka retrospekcji praktycznie wyglądało w prawie identyczny sposób. Siedziała przy biurku i ciągle patrzyła w ekran komputera z pomocą którego ciągle coś hakowała. Jedna rzecz się tylko zmieniała – ona sama. Dorastała i, z dziecka, zamieniała się w dorosłą kobietę. Niejednokrotnie wyglądała jak jakiś trup, innym razem była jak nowo narodzona, a jeszcze kiedy indziej nie robiła nic, siedziała zawinięta w koc i zajadała się lodami.

Dookoła niej zawsze panował bałagan, który co moment pojawiał się, narastał, można w nim było pływać i znikał. Nagle natrafiliśmy na jedno wspomnienie, gdy Tremér wyglądała tak, jakby nie spała od przynajmniej dwóch tygodni. Wokoło niej znajdowało się od groma puszek po energetykach. Wcisnęła jeden z klawiszy, a po kilku sekundach na ekranie pojawił się komunikat, że zyskała do czegoś dostęp. Ucieszona niemal podskoczyła na fotelu, który niestety stracił swoją równowagę, by po chwili przewrócić się na podłogę. Ona tylko jęknęła z bólu i potarła pulsujące miejsce.

Wszystkie następne momenty z jej życia wyglądały identycznie. Głównie pracowała, zanosiła dokumenty mutantom. Zatrzymaliśmy się dopiero, kiedy natrafiliśmy na chwilę, gdy zatrzymała jakąś kobietę z dzieckiem.

— Radzę wyrzucić tego lizaka... — powiedziała, a kobieta kiwnęła głową i uciekła.

Potem zobaczyliśmy, jak jakiś mężczyzna dziękował jej kiwnięciem głowy, a ona zrobiła ten sam gest, po czym wsiadła do taksówki.

Zaraz, to było w dniu, kiedy ją poznaliśmy...

— Wtedy ją poznaliśmy — powiedział nagle Rick, a cała nasza grupa, która ją tamtego dnia poznała, kiwnęła głowami.

Po chwili ukazało nam się, jak się z nią siłowałem, aby nie zamykała drzwi. Potem wypędzała z mieszkania Almę, jak uciekała, kolejno, gdy ją złapaliśmy i zaciągnęliśmy do jej mieszkania, aż do chwili obecnej. Kilka rzeczy oczywiście pominęliśmy. Dla mnie lepiej, bo Kar mógłby mi gdzieniegdzie przysmażyć ogon. W większości uznali to z mało interesujące.

W końcu znaleźliśmy się na samym końcu lodowca, gdzie ukazała nam się Tremér. Tym razem jednak nie jako dziecko, a dorosła. Odsunęła się od ściany, by w kolejnej chwili stanąć przed nami w pełnej okazałości. Jej włosy zostały rozwiane przez wichurę, dzięki czemu dostrzegliśmy, że jej włosy sięgały za jej pas, a nawet dalej. Tym razem się odezwała i odrzekła:

— Koniec wycieczki...

Miała na sobie białą sukienkę sięgającą jej do połowy uda. Kilka sekund później się uśmiechnęła, by w kolejnej chwili odejść w kierunku kolejnej góry lodowej. Burza śnieżna się nieco wzmocniła, a tym samym sprawiła, że dziewczyna zniknęła nam z pola widzenia, jednak daliśmy radę dostrzec jej zarys, który wspinał się na lodowiec.

Mam nadzieję, że rozdział się podobał!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro