Więzienie dla mutantów

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oryginalna wersja: 30.06.2020
Wersja po korekcie: 20.07.2021

Dochodzi dwudziesta pierwsza czterdzieści. O dwudziestej drugiej trzydzieści mieliśmy się spotkać przy ognisku. Większość dnia spędziłam z Ash'em. Wzięłam swoje przygotowane wcześniej ubrania, a następnie poszłam do toalety. Ubrałam czarne rurki, bluzkę na ramiączkach, sweter z golfem i jeansową kurtkę. Na stopy wciągnęłam trampki, bo w nich nie miałam śliskiej podeszwy, po czym wyszłam z łazienki. Podeszłam do szafy, a z niej wyjęłam kuferek, który położyłam na blacie stołu i otworzyłam. Dokładnie przyjrzałam się ciemnej stali odbijającej światło lampy. Po chwili wyjęłam go z gąbki, która była wyłożona do pojemnika. Złapałam za magazynek, by następnie załadować go do rączki.

Do kieszeni schowałam zapasowe naboje. Zahaczyłam rewolwer o spodnie, aby mieć pewność, że nie wypadnie. Z powrotem schowałam zamknięty już kuferek do szafy. Na nadgarstek założyłam zegarek, a na dłonie swoje rękawiczki. Schowałam do torby jeszcze kilka narzędzi. Wzięłam swoją torbę i w tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi. Chwyciłam jeszcze czapkę i do nich podeszłam.

— Gotowa? — zapytała Alma, która stała za drzwiami i również była ubrana cała na czarno.

Kiwnęłam głową, po czym wyszłam z pokoju. Razem ruszyłyśmy na dół, gdzie przy ognisku czekali pozostali.

— Skoro wszyscy już są, to możemy ruszać — powiedział Ark, gdy upewnił się, że wszyscy już byli. — Stuart — odezwał się do chłopaka.

— Się robi! — Otworzył portal, przez który następnie wszyscy przeszliśmy.

Znaleźliśmy się na plantacji numer osiem. Schowaliśmy się za murem, gdy zobaczyliśmy, jak nadjeżdżała ciężarówka z mutantami z kolejnej łapanki.

Przysięgam, kiedyś w końcu wszyscy będziemy wolni.

— Wjechali za bramę... — odezwał się szeptem Rick, który wyjrzał za próg.

— Blank... Wiesz co robić... — Spojrzał na mnie Ark, a ja kiwnęłam głową, po czym podeszłam do chłopaka z blizną.

Szybko pobiegłam wzdłuż muru, aż do pokoiku strażników, w którym był android. Każdy z nich na karku ma klapkę. Za z nią znajdował się mechanizm sprawiający, że działały. Jeżeli się go zniszczy, staną się tylko kupą złomu. Wyjęłam z torby śrubokręt, po czym wbiłam go prosto w kark androida. Trochę iskier, dymu, mechanicznego jazgotu i po sprawie. Wyjęłam narzędzie zbrodni, a następnie podeszłam do głównego komputera. Wzięłam swojego laptopa, którego podłączyłam do jego większego odpowiednika, po czym zaczęłam go hakować.

Wcisnęłam enter, gdy skończyłam wprowadzać odpowiedni algorytm, a drzwi przy bramie się otworzyły. Zamknęłam przenośny komputer, a następnie schowałam go do torby, po czym wyszłam z pokoiku. Pozostali już biegli w moim kierunku.

— Uuuła... — jęknął Stuart, gdy zobaczył zniszczonego androida.

— To tylko kupa żelastwa. Nie ma czego żałować — powiedziałam cicho, po czym wszyscy ruszyliśmy do bramy.

Rick sprawdził, czy droga czysta, a gdy dał nam znak, przeszliśmy przez drzwi. Przebiegliśmy wzdłuż muru. Po chwili znaleźliśmy się przy tylnych drzwiach, gdzie ponownie zhakowałam system. Gdy tylko drzwi stanęły przed nami otworem, weszliśmy do środka. Wybiegliśmy na korytarz, jednak, gdy byliśmy przy pierwszym skręcie, byliśmy zmuszeni się zatrzymać, słysząc zbliżające się kroki.

— Chyba jednak nici z rozdzielenia się... — zauważył Ash, gdy strażnicy, którzy mieli akurat obchód, zniknęli za zakrętem.

— Fakt — przyznał mu rację Ark, po czym ruszyliśmy dalej.

— Dlaczego tu jest tylu strażników? — zapytała Alma, kiedy chowaliśmy się przed kolejnymi strażnikami.

Zatkałam jej buzię, aby przestała marudzić, bo inaczej zostalibyśmy odkryci. Gdy tylko strażnicy przeszli, wyszliśmy, a następnie szybko ruszyliśmy w kierunku cel, jednak po drodze zdarzył mały problem.

— Eeee.... Czy tylko dla mnie, każdy korytarz wygląda tak samo? — spytał Stuart.

— Nie tylko... Powoli nie odróżniam, którędy już szliśmy, a którędy nie... — odpowiedziała mu Dawn.

— Skończyliście? — rzuciłam, gdy z pomocą zegarka hakowałam bazę danych, aby znaleźć plan budynku.

Wszyscy spojrzeli w moim kierunku.

— Co robisz? — zapytał Ark.

— Włamuję do bazy danych, żeby znaleźć plan budynku — wytłumaczyłam od razu.

Chwilę przystanęliśmy.

— Wiecie co, to nie jest najlepszy pomysł, aby stać w jednym miejscu. Łatwiej nas będzie zauważyć.

— Jak ruszymy dalej, to jeszcze bardziej się zgubimy — zauważył Ash, który dokładnie przyglądał się temu, co robiłam.

— Oboje macie rację, ale Blank ma chyba jednak większą. Jak będziemy stać w jednym miejscu, to szybciej ktoś nas złapie — powiedział Ark, a następnie powoli ruszyliśmy.

W tym samym czasie zza zakrętu wyłonił się jeden strażnik.

Zaraz... Ja go znam. Tamtego dnia, on również był z innymi ogarami, kiedy zabierali rodziców – pomyślałam, szeroko otwierając przy tym oczy.

— Stać! — Wycelował w nas pistolet.

— Cholera — wyszeptał pod nosem ognistowłosy.

— Co robimy? — zapytała Alma, która stała najbardziej na przodzie i była na celowniku.

Przecież nikt nie będzie teraz w stanie użyć swoich mutanckich mocy! Cholera! Myśl, myśl, myśl! Pistolet! – przypomniałam samej sobie.

Jak najbardziej dyskretnie spróbowałam sięgnąć do broni, którą miałam pod ubraniem. Miałam nadzieję, że nie zapomniałam, jak się strzelało. Alma z resztą zwróciła jego uwagę najbardziej, więc spokojnie byłam w stanie wyjąć broń. Odbezpieczyłam kurek przy pistolecie i przełknęłam ślinę. Pomógł przy odbieraniu mi rodziny – najcenniejszej rzeczy w życiu każdego człowieka.

On chce zastrzelić Almę! – krzyknęłam w myślach, kiedy doszedł do mnie odgłos przeskakującego mechanizmu w broni.

Ile razy jeszcze znajdę się w takiej sytuacji?! Miałam to gdzieś. Mogli nazwać mnie morderczynią, ale w tych czasach, w jakich żyliśmy, zginęło już wystarczająco dużo mutantów. Pora na to, aby zaczęli ginąć zwykli ludzie. A już zwłaszcza ci, którzy niszczyli kochające się rodziny!

Podniosłam pistolet, który trzymałam w prawej ręce. Wycelowałam prosto w głowę strażnika. Nawet nie zauważył, że miałam broń.

Ludzie, oni naprawdę niczego się nie nauczą. Nie zwracają uwagi na małe rzeczy, które dzieją się wokół nich.

Nacisnęłam spust, a kilka sekund później, strażnik leżał na ziemi martwy.

— Kto...kto strze.. — Odwróciła głowę Alma i gdy zobaczyła w mojej ręce pistolet, od razu zamarła.

— Blank? — Powiedział przerażonym głosem Ash.

— Co? — Opuściłam broń.

Oj, niedobrze. Stara osobowość mi się wkradała. No już, dziewczyno, uspokój się.

— Skąd ty wytrzasnęłaś pistolet? — odezwał się Ark, któremu delikatnie załamał się głos.

— A co, miałam iść z wami na misję całkiem bezbronna? — "Odbiłam piłeczkę" z pytaniem.

Schowałam pistolet pod ubranie, oczywiście wcześniej go zabezpieczając. Ponownie zwróciłam na nich wzrok.

— Jakim sposobem zabiłaś go nawet bez mrugnięcia okiem? — zapytała Dawn.

Spojrzałam na nią, a następnie na martwego mężczyznę, który leżał w coraz większej kałuży krwi.

— To on zabrał moją rodzinę tamtego dnia — powiedziałam, nie okazując emocji w głosie, a wszyscy popatrzyli na mnie ze współczuciem.

— Gdyby nie Blank, Alma mogłaby już nie żyć... Chodźmy dalej, bo znowu nas ktoś zaskoczy — odezwał się po chwili ciszy Ark, a my wszyscy się zgodziliśmy.

Ruszyliśmy dalej, a ja przez całą drogę czułam się, jakbym czegoś się pozbyła. Jakiegoś ciężaru, który towarzyszył mi przez ostatnie kilka lat. To uczucie było podobne do tego, gdy przez pierwsze kilka lat, po stracie rodziny, musiałam jakoś zarobić. Teoretycznie, jak i praktycznie, robiłam wtedy na czarnym rynku, gdy akurat nie kradłam. Z tego zamyślenia wybił mnie głos, który mówił prosto do mojego ucha.

— Słyszałaś w ogóle, o co pytał Ark? — Odwróciłam się w kierunku Asha, który mówił mi do ucha.

— Przepraszam... Zamyśliłam się...

— Nic się nie stało... Pytałem, czy udało ci się zdobyć plany budynku — powtórzył Ark, a ja pokręciłam głową.

— Mają nałożone na nie kilkanaście blokad, a na nie kolejne i kolejne... Łamanie ich zajęłoby mi co najmniej dwa dni, jeżeli znowu zarywałabym nocki.

— Czyli musimy poradzić sobie bez mapy.

W tej chwili usłyszeliśmy włączający się alarm.

~ UWAGA! UWAGA! MAMY INTRUZÓW W KWARTALE NUMER PIĘĆ! WSZYSCY STRAŻNICY DOSTAJĄ ROZKAZ, ABY NATYCHMIAST ICH SCHWYTAĆ!~

— Cholera... Stuart, otwieraj portal! — krzyknął Ark, gdy zobaczyliśmy strażników, którzy wybiegli zza zakrętu.

— Nie ma opcji... Nie zdążę! — odpowiedział zestresowany na jego rozkaz.

— Musimy uciekać! — wrzasnął Ash, a po chwili wszyscy uciekaliśmy korytarzem.

Każde przejście na bokach zaczęło być zamykane przez metalowe ściany, które wyłaniały się z sufitu.

Ash

Cholera! Każde przejście się zamykało. Powiedziałem Blank, że gdy odzyskamy wolność, razem uciekniemy, ale jeśli nas złapią, nic nie wyjdzie z tej wizji. Spojrzałem na nią. Ona za moment nie będzie w stanie biec. W tym momencie zobaczyłem, że przed nami z sufitu zaczynała się wyłaniać taka sama ściana, jak te, które blokowały boczne korytarze. Nie zdążymy do niej dobiec! Wszyscy domyślili się, że raczej na pewno nie damy rady uciec strażnikom. Cholera! Złapałem Blank z rękę. Zamachnąłem się i przerzuciłem ją na drugą stronę korytarza, zanim drzwi zostały zamknięte na dobre.

Jeżeli ktoś jest w stanie uratować wszystkie mutanty, to jest to dziewczyna, w której jestem zakochany po sam czubek ogona...



Mam nadzieję, że rozdział się podobał!!
Dajcie znać, co myślicie o takiej wersji Blank!
Odrazu mówię.
W kolejnym rozdziale może jeszcze bardziej was zaskoczę!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro