Wspomnienia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oryginalna wersja: 18.06.2020
Wersja po korekcie: 21.06.2021

Ash z resztą oprowadził mnie po całej kryjówce. Ten obiekt był większy, niż mi się wydawało na początku. Może i dość ponuro, ale jest to bardziej kwestia małej ilości światła. Za dużo się go tutaj nie dostawało.

Po skończonym spacerze wróciłam do swojego pokoju. Usiadłam przy laptopie, do którego podłączyłam dysk. Na ekranie od razu wyskoczył mi folder z plikami. Wyjęłam na pulpit prawie skończony program wirusowy. Zaczęłam go dalej pisać, co zajęło mi praktycznie cały dzień.

Około dwudziestej drugiej doszło mnie pukanie do drzwi. Wstałam niechętnie od biurka. Podeszłam do powłoki, którą powoli otworzyłam. Za nią stał Ash, który wyglądał na bardzo ucieszonego. Uniosłam jedną brew ze zdziwienia.

— A ty co tak mordę cieszysz?

— Ałć — Uniósł kąciki ust z szarmanckim wydźwiękiem. — To nie było zbyt miłe pytanie, wiesz?

— Odpowiesz czy nie? — Oparłam się o framugę.

— A może by tak jeszcze się z tobą podroczyć? — Dalej brnął w tę zabawę.

— Możesz przestać? — Wywróciłam oczami.

Za moment się wkurzę. Nie chcę już grać w tę grę.

— Ale co ja takiego robię? — Wzruszył ramionami.

— Zdajesz sobie sprawę, że im dłużej będziesz mnie denerwować, tym szybciej nastąpi moment, kiedy to zamknę drzwi? — Uśmiechnęłam się sztucznie.

— A zdajesz sobie sprawę, że to ty zaczęłaś tą zabawę?

Szeroko otworzyłam oczy.

— Ja? — zapytałam zaskoczona.

— A kto, ja? — Zaśmiał się z mojej reakcji.

— Może tak skończmy tą zabawę, bo robi się to naprawdę denerwujące?

Za moment nie wytrzymam i coś mnie strzeli.

— A dasz mi w końcu dojść do normalnego zdania? — Uciekł wzrokiem.

— Bardzo chętnie dowiem się, dlaczego to pukałeś do drzwi, więc w końcu skończmy... — powiedziałam zmarnowanym głosem.

— Super. A więc, dzisiaj, tak jak co roku, jest organizowane ognisko, na którym Ark razem ze swoją rodziną opowiada, jak siedem lat temu udało im się uciec z więzienia dla mutantów dyktatora. Chciałem ci zaproponować, abyś również wzięła w tym udział — wytłumaczył szybko, a przy tym ani na moment nie przestawał się uśmiechać.

— Niespecjalnie lubię takie imprezy, więc chyba sobie odpu...

Nie dokończyłam, bo Ash złapał mnie za rękę i wyciągnął z pokoju.

— Oj, przestań! Będzie ciekawie, zobaczysz! — Zamknął drzwi.

Westchnęłam zrezygnowana na jego postępowanie, po czym grzecznie za nim ruszyłam. Zjechaliśmy i przez ten cały czas miałam ochotę wydłubać Ash'owi oczy.

Wyciągnął mnie z mojej nory. Pożałuje tego kiedyś. Cholerny pchlarz!

Ruszyliśmy do zbiorowiska mutantów. Ciągle przyglądałam się chłopakowi, kiedy to szliśmy obok siebie. Ja naburmuszona, on wyglądał, jakby chwilę wcześniej zbierał kwiatki na łące i plótł wianuszki.

Podeszliśmy bliżej, a po chwili dołączyli do nas pozostali.

— Fajnie, że postanowiłaś do nas dołączyć! — Klepnął mnie po plecach Stuart.

— Zbytniego wyboru nie miałam, a już tym bardziej, kiedy to taki jeden dachowiec wyciągnął mnie z pokoju siłą. — Spojrzałam wymownie na Ash'a.

— Ej no, żeby od razu dachowiec? — burknął z udawanym wyrzutem.

— O nie, nie ma nawet opcji, że znowu się będziemy w to bawić! — Skrzyżowałam ręce na piersi.

Ash zaśmiał się z mojego komentarza, a także potargał delikatnie swoją czuprynę. Spojrzałam w kierunku ogniska. Zauważyłam Ark'a, który do niego poszedł, a razem z nim była tam dwójka ludzi.

Nie widziałam dokładnie z tej odległości, a przyciemniane okulary nie pomagały, kiedy ledwo co da się zobaczyć normalnie. Zmarszczyłam lekko brwi i zmrużyłam oczy, aby choć odrobinę lepiej polepszyć sobie widoczność, ale nic to nie dawało.

— Każdy zna już tą historię, ale opowiemy ją jeszcze raz — zaczął Ark. — Siedem lat temu, gdy miałem czternaście lat, prawie cała moja rodzina była zamknięta w więzieniu dla mutantów, a raczej laboratorium dyktatora. On sam na nas eksperymentował i sprawdzał, na co nas stać. To się nie różniło od tortur.

W tym momencie jego wzrok zatrzymał się na mnie. W sumie się nie dziwię. W tym tłumie jako jedyna mam białą koszulkę, więc widać mnie z daleka.

— Dzięki mutanckim mocą mojego ojca, który jest w stanie stworzyć miraż, udało nam się zmylić strażników. Moja matka zniszczyła kajdanki, które nas krępowały, a ja zniszczyłem kraty celi. Tamtego dnia mieliśmy szczęście.

Wyłączyłam się z dalszego słuchania. Mieli naprawdę dużo szczęścia. Szkoda, że Kar, mama i tata go tyle nie mieli. Może wtedy moglibyśmy nadal żyć razem, jak prawdziwa rodzina. Wróciłam wzrokiem w kierunku ogniska.

— dlatego założyliśmy rebelię, aby dać mutantom wolność — po jego ostatnich słowach, podeszła do niego kobieta.

To pewnie jego mama. Z tej odległości widziałam tylko, że miała średniej długości, raczej ciemniejsze włosy, które związała w luźną kitkę, która wychodziła z boku. Po chwili ta kobieta zaczęła śpiewać. Szeroko otworzyłam oczy, gdy usłyszałam jej melodyjny głos.

— Kar! Złap mnie! — Śmiałam się wniebogłosy.

— Chodź tu, ty mała! — Próbował mnie złapać.

— Tremi, daj mu się złapać — powiedział tata, który siedział na schodach.

— Nie-e! — Zatrzymałam się i ponownie zaśmiałam.

Kar podszedł do mnie od tyłu. Podniósł i zaczął się ze mną obracać. Po chwili oboje wylądowaliśmy na trawniku, śmiejąc się z tego, jak bardzo kręciło nam się w głowach.

— Dobrze, koniec zabawy! Pora na obiad, więc idźcie umyć ręce! — krzyknęła mama która wychyliła się zza drzwi na dwór.

— Dobrze! — Spojrzeliśmy na siebie z Karem. Wstaliśmy i ścigaliśmy się, kto pierwszy będzie w domu.

Dlaczego nagle wszystkie wspomnienia z dzieciństwa do mnie wracają?! I czemu są one dla mnie aż tak bolesne, chociaż są szczęśliwe?

Czułam jak łzy mi napływają do oczu, dlatego obwiązałam się rękoma i zagryzłam dolną wargę.

Nie, nie wytrzymam. Te wspomnienia są zbyt bolesne. Muszę stąd iść.

— Przepraszam, Ash... Nie dam rady... — Odwróciłam się, a następnie zaczęłam się kierować do windy.

— Blank? — powiedzieli wszyscy jednocześnie, ale ja szłam przed siebie i nawet się nie odwróciłam.

Ash

Co jej się nagle stało? Nie rozumiałem. Spojrzałem na pozostałych, którzy byli tak samo skołowani jak ja. Nawet nie zauważyliśmy, jak wszyscy zaczynali się rozchodzić, a do nas podszedł Ark ze swoimi rodzicami.

— Widziałem wcześniej Blank. Gdzie ona zniknęła? — spytał Ark.

— Wróciła chyba do siebie. — Spojrzałem na niego, ale wróciłem wzrokiem na Almę, która była wyraźnie zaniepokojona. — O co chodzi, Alma?

Podniosła na mnie wzrok.

— Nie wiem, czy dobrze widziałam, ale wydawało mi się, że ona płakała. — Z powrotem opuściła głowę.

— Płakała? Ale czemu?

Dobre pytanie, Dawn.

— Może znowu jej się coś przypomniało. W sensie, no wiesz, coś z jej rodziną. — zaczął Stuart, a Rick przyznał mu rację.

— Coś z jej rodziną? — zapytała Caroline, matka Ark'a.

— Ostatnim razem płakała, kiedy przypomniał jej się dzień, gdy straciła swoją rodzinę. — wyjaśniłem, a cała trójka się zdziwiła.

— W jakim sensie straciła? — kolejne pytanie, ale tym razem od Irvina, ojca Ark'a.

— Pojmał ich dyktator. Ona jest z rodziny mutantów — wytłumaczyła Alma.

— I nie ma żadnej mutacji? — dopytywał zaskoczony Ark.

— Właśnie o to chodzi, że nie ma. Białe włosy miała, bo jest albinoską — tłumaczyłem dalej.

— Nie wiedziałem, że można pochodzić z rodziny mutantów i nie mieć żadnych mutacji. — zaczął się zastanawiać, ale mimo tego wydawał się jakiś podejrzliwy.

— Może chodźmy sprawdzić, co u niej? — zaproponowała Alma, a wszyscy na to przystali.

Ark wytłumaczył, że jego rodzice również chcieli poznać naszego hakera. Potwierdzili, że byli bardzo ciekawi Blank. Po kilku minutach znaleźliśmy już pod jej pokojem, a ja zapukałem do drzwi. Nie odpowiadała. Powtórzyłem czynność, ale znowu nic. Spojrzałem na wszystkich, a oni zgodnie stwierdzili, aby po prostu wejść. Weszliśmy do środka i rozejrzeliśmy się. Na środku pokoju stała Blank. Robiła coś przy tablicy holograficznej. Co chwile po tablicy przeskakiwały jakieś obliczenia, wzory, liczby, znaki i litery.

Jak ona się w tym wszystkim łapie?

A! Teraz zrozumiałem, czemu nie słyszała, jak pukałem. Miała na uszach słuchawki o dość nietypowym wyglądzie. Coś tak przeczuwałem, że sama je złożyła.

— Przecież to niemożliwe, aby to było tak łatwe.

Myślała na głos?

Ciekawie było na nią patrzeć, gdy pracowała. Zsunęła słuchawki z uszy, opierając się przy tym o stolik. Dopiero teraz zauważyłem, że na nim leżały jej okulary.

Pracuje bez nich?

— Długo zamierzacie tak mi się przyglądać, czy w końcu się odezwiecie? — zapytała biorąc szkła do ręki. Odwróciła się do nas, gdy tylko je założyła.


Kolejne nowe postaci pokaże, ale w kolejnym rozdziale!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro