Rozdział 14. Maskarada

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Perspektywa Anakina)

Mógłbym się kłócić, komu bardziej ulżyło, gdy sekret wyszedł na jaw. Mi, bo w końcu wiedziałem na czym stałem i poznałem powód dziwnych zachowań i dlaczego był tak uzdolnionym slicerem. A może jemu, bo miał kogoś, komu mógł się wyżalić i, jeśli byłaby taka możliwość, krył przed innymi? Jednocześnie widziałem po nim, że czuł się dziwnie ze świadomością, że ,,ja wiem". Zaraz po wyjściu z klubu, otrzymałem wiadomość z jakiegoś dziwnego komunikatora.

Sik: To jest bezpieczne łącze i tylko przez nie rozmawiajmy o ,,tym". Jeszcze jedno: nie mów nikomu. Nawet Padme, Ahsoce czy Obi Wanowi.

Ja: Wytłumaczysz mi to wszystko?

Sik: Jasne. Przyjedź do mnie, tak będzie najlepiej.

Nie mówiłem mu tego, ale już wtedy zacząłem się obawiać, że cała historia szła w złą stronę... Srebrnym Surferem okazał się mój brat, który chciał zanieść tą tajemnicę do grobu, ale ja wiedziałem, że Senat coraz bardziej pragnął poznać tożsamość ,,człowieka z portalami".

(Perspektywa Sika)

Gdy usłyszałem dźwięk rozsuwanej zasłony, serce podskoczyło mi do gardła. Gdy zobaczyłem Anakina – byłem już o krok od zawału. W jednej chwili poczułem się jak jakiś dziad, że ciągnąłem tą błazenadę, nawet, gdy zaczynał już się czegoś domyślać. Jakbym potrzebował tego impulsu, żebym zrozumiał, że wiedziałby prędzej czy później, choć jednocześnie moje pragnienie zachowania tajemnicy tylko wzrosło. To wszystko przełożyło się na to, że łzy automatycznie poleciały mi z oczu. Wierzyłem, że mnie nie wyda, chociaż zdawałem sobie sprawę, że jedno krótkie zdanie wystarczyłoby, żeby ściągnąć mi na głowę cały legion. Republika po wojnie dążyła do ,,pokoju za wszelką cenę", więc istniało ryzyko, że moje ujawnienie dałoby władzom pretekst do wyeliminowania wszystkich łowców nagród, bo ci sobie ubzdurali, że po Separatystach to najemnicy są największym zagrożeniem dla ,,dobrostanu Republiki Galaktycznej". O liczbie ewentualnych ofiar nawet wolałbym nie myśleć... A, gdyby ktoś odkrył, że Anakin mnie krył... Wyrzucenie z Zakonu czy może i rozwód z Padme to byłyby najmniejsze z jego zmartwień.

Obydwoje zaczęliśmy niebezpieczną grę...

***

Anakin miał się zjawić za jakąś godzinę, więc postanowiłem zrobić jeszcze szybką kontrolę Sieci, jednocześnie układając w głowie, jak mu to wyjaśnić. Jednak, gdy już wszedłem do Cyberprzestrzeni to cały mój wywód szlag trafił. Nigdzie nie było mi dobrze znanych budynków czy latających danych. Zamiast tego, była czarna pustka i jedyną wyróżniającą się konstrukcją było coś na kształt piramidy w niebiesko-zielonych kolorach. Ja stałem na kładce w tych samych kolorach, która prowadziła prosto w stronę budowli, nie miała żadnych odnóg czy zwrotów – mogłem tylko iść do piramidy. Próbowałem wyjść, ale z przerażeniem odkryłem, że coś (albo raczej ,,ktoś") mnie zablokowało. Stałem tak przez kilka minut, gdy coś mnie popchnęło, zmuszając do ruszenia w stronę budowli. Walczyłem z jakimś niewidzialnym przeciwnikiem, ale raczej to były bezcelowe przepychanki, że musiałem w końcu ulec tej sile.

Gdy już sam zrobiłem kilka kroków, usłyszałem kobiecy głos. JEJ głos. Jednak do teraz nie umiem stwierdzić czy roznosił się po otoczeniu, czy tylko był wytworem moich myśli. Wydawał się jednocześnie bliski i daleki.

Chodźmy ty i ja,

Razem, tylko przed siebie.

Wokół nas mrok, choć to nie noc.

Jak uczeń i mentor na początku roku.

Chodźmy tym korytarzem,

Tylko ty i ja.

Samotność chroni nas przed spojrzeniami.

A na dolnych piętrach panują bezsenne noce,

Bo nie wypoczniesz w ich pędzie.

Ściany są zbyt cienkie,

Że słyszysz imprezę a oni twoje sekrety.

Rano znowu musisz wyjść na brudne ulice.

Licząc, że dzisiaj nadejdzie zmiana.

Lecz ta sama nie przybędzie.

Taka jest rola działania.

Dlatego nie pytaj: ,,Co będzie jutro?".

Działaj, walcz, przetrwaj.

Może to ty zostaniesz królem?

Nigdy nie lubiłem poezji, ale ten poemacik uwielbiam. Gdy było już po wszystkim, zapisałem go sobie i lubię przeczytać od czasu do czasu.

Wszedłem po schodach na górę na dość pokaźną przestrzeń. Z mojej strony stała zwyczajna studnia a naprzeciwko znikąd pojawił się majestatyczny słup światła, którego koniec znikał w mroku. Prawie oślepiał i zdawał się kusić, żebym podszedł.

Nagle znowu usłyszałem jak mówiła losowe zdania wiersza: ,,Jak uczeń i mentor na początku roku", ,,Tylko ty i ja", ,,Działaj, walcz, przetrwaj"... Te niespodziewanie zaczęły brzmieć jakoś obco i zdawały się dochodzić z różnych stron.

- Sik... Sik... Sik... - uparcie powtarzała moje imię, ale nie odpowiadałem. W tym tonie była ta dziwna nuta pasująca do osoby, która chciała mieć wszystko pod swoje dyktando.

Obróciłem się i wtedy ją zobaczyłem. Wyglądało tak samo jak wtedy, gdy szalała jako anomalia na Courscant, ale z tą różnicą, że wydawała się teraz wyraźniejsza. Teraz widziałem kilka małych blizn na jej twarzy i przedramionach, które zadziwiająco dobrze pasowały do jej urody. Miała lekko zadarty nos i całość nadawała jej wrażenia osoby zadziornej, pomimo wątłej postury i poczuciu takiej delikatności i powabności.

,,Przez ciebie nie mam jednej nogi, suko", pomyślałem, ale zachowałem spokojny wyraz twarzy.

- W końcu widzimy się po tej stronie.

- Ładny wierszyk – rzuciłem wreszcie.

- Dzięki. Lubiłam poezję, zanim tutaj trafiłam – rozejrzała się po otoczeniu.

- ,,Trafiłam"?

Jej delikatny uśmiech nagle zmienił się w grymas zniecierpliwienia.

- Nazywam się Overqueen i, jak się pewnie domyślasz, to ja ciebie uratowałam tamtego dnia. Pilnuję Sieci i decyduję o jej losach, a zwłaszcza o slicerach, którzy potrafią ,,zanurkować".

- Ta... A ja jestem tutaj, żeby zająć przestrzeń – niechęć była wyraźna po obu stronach. Miałem mieć szacunek do kobiety, która dopuściła do tragedii i usmażyła nogę, bo trochę mnie poniosło? Co ona właściwie sobie myślała? Że ona będzie sobie rządzić a ja nagle mam być typem od brudnej roboty?

Szybko podeszła i złapała za ramię, ale wyrwałem się i cofnąłem. Warknąłem, żeby mnie zostawiła, ale nagle znowu pojawiła się tuż przede mną i popchnęła na ziemię. Stała tak, już mocno wkurzona.

- Posłuchaj mnie gówniarzu, bo powtarzać nie będę – wskazała na mnie palcem, a ja powtórzyłem ten gest.

Tak, nie pomyliłem się. Wbrew sobie, powtarzałem jej ruchy rękami. Może... uniosłem dłonie jak do ochrony twarzy. Zrobiła to samo. Oboje patrzyliśmy na siebie przerażeni.

- Kurwa... - szepnęliśmy równocześnie.

- Tego nie przewidziałam – mruknęła, odwracając się do mnie plecami.

- Czekaj!

Nie zareagowała. Nagle otoczyła mnie ciemność i... ból.

***

Coś trzasnęło i wylądowałem na podłodze, zwijając się z bólu. Autentycznie bolało mnie całe ciało, że szedłem o zakład, że siniaki i krwawiące rany można być liczyć może nawet w setkach. Dalej miałem na sobie strój Surfera, który był przypalony w paru miejscach, więc wyrzut musiał być gwałtowny. Próbowałem się podnieść, ale mięśnie odmówiły posłuszeństwa i uchyliłem usta jak do krzyku, ale nawet nie byłem w stanie wydobyć z siebie jakiegoś dźwięku.

- Anakin... - wyszeptałem z trudem.

***

Dalej próbowałem się podnieść, ale wciąż bez efektu. Jedynie udało mi się nieco zbliżyć do łóżka i ściągnąć hełm, który poturlał się pod ścianę. Byłem za słaby nawet na pozbycie się reszty stroju. Aż się dziwię, że ani razu nie straciłem przytomności.

- Sik? – słyszałem jak Anakin wszedł do mieszkania.

Przeszedł do sypialni i od razu mnie zobaczył. Od razu zobaczyłem, że przeraził się tak samo jak w fabryce, gdy Alma mnie porwała – takie emocje są niemożliwe ,,na pokaz". Od razu do mnie podbiegł i jedną dłoń podłożył mi pod szyję a drugą chwycił za dłoń. Raczej nie dokonam odkrycia, gdy powiem, że te były identycznej wielkości, więc bez problemu Anakin mógł ją niemal objąć w całości. Właściwie to był drobny, odruchowy gest, ale wystarczył, żeby stres opadł. Po chwili brat zdołał mnie jakoś zmusić do siadu (wtedy też poczułem, że trochę śmierdziało ode mnie spalenizną).

- Jak pragnę spokoju... Co teraz?!

- Sam chciałbym to wiedzieć... Boli.

***

Po kilku próbach (i wyzwiskach) udało mi się jakoś samodzielnie przejść do łazienki, pozbyć stroju Surfera i przebrać w dresy. Oczywiście, Anakin wziął mnie pod ramię i pomógł się położyć, ignorując komunikator, który zadzwonił już co najmniej z dziesięć razy. Jednak nie to mnie zaskoczyło. Gdy walczyłem z ubraniami, obejrzał moją apteczkę a, że jej zawartość wołała o pomstę do nieba to wystrzelił z mieszkania jak z procy i w przeciągu paru minut wrócił z pełną torbą gaz, wody utlenionej, bandaży i nie wiem, czego jeszcze.

Wtedy ukazał mi się z nowej, nietypowej dla niego strony. Na początku, głównie widziałem obraz brutala, który przede wszystkim stawiał na miecz świetlny i Moc, żeby dowieść swoich racji. A teraz Anakin, ten Anakin, opatrywał moje rany solidnie, ale przy tym z niezwykłą delikatnością, starając się, żeby jak najmniej bolało. Nawet dostrzegłem ślady wyrzutów na jego twarzy, gdy skrzywiłem się, jak zaczął odkażać te najcięższe zranienia.

Potem był czas dokładnych zwierzeń. Choć właściwie to mówiłem ja, a on tylko zadał kilka pytań, na które starałem się mu jak najlepiej odpowiedzieć. O dziwo, nie sprawiał wrażenia skonfundowanego (albo dobrze to ukrywał). Przez cały czas, komunikator znowu zadzwonił kilka razy, ale w końcu odebrał odebrał.

- Tak, jestem... Wiem, wiem, powinienem się odezwać... Słuchaj, jestem teraz u Sika i pewnie będę u niego jeszcze przez kilka godzin... Tak, muszę... On mnie teraz potrzebuje... - skrzywił się zniesmaczony. – Jest ranny! Wystarczy?! Dobra, dobra... po prosto jestem zdenerwowany. Nie, nie przyjeżdżajcie tu, dam sobie radę. Muszę kończyć. Pa!

- Mała sprzeczka małżeńska?

- Trochę. A w ogóle to wszyscy starają się mi wmówić, że jestem przewrażliwiony na twoim punkcie.

- Nie zrozum mnie źle, ale chyba coś w tym jest... Czasem piszę lub dzwonię do ciebie z błahą sprawą a ty potrafisz rzucić wszystko i gnać, jakby się paliło – w odpowiedzi tylko szturchnął mnie w ramię. – Słuchaj, stąpamy teraz po cholernie cienkim lodzie, jeden zły ruch i w progu spotkam pluton egzekucyjny a ciebie zakują w błyszczące bransoletki.

- To może jednak powiedzmy pozostałym? Zawsze to jakaś ochrona.

- Nie. To zbyt ryzykowne. Czy możesz dać mi gwarancję, że żadne z nich nie poleci z donosem, gdy tylko się dowiedzą?

- Nie...

- No właśnie! Poza tym, istnieje ryzyko, że ktoś, by to chciał użyć przeciwko mnie i wykorzystać dla swoich celów – sam się wzdrygnąłem, gdy o tym pomyślałem. Anakin również. – A ja nie mogę zrezygnować. Nie teraz.

***

(Perspektywa Anakina)

Ja wspomniałem, po takim czasie sądzę, że wiele osób zaczynało się domyślać mojego związku z Padme, co przekonało mnie, że dochowywanie tajemnic nie jest moją mocną stroną. Ale nie teraz... dalej uważałem, że reszta powinna znać prawdę, ale jednocześnie nie mogłem odmówić Sikowi racji. Wierzyłem w Padme, Ahsoke i Obi Wana, ale taka Satine lub Lux? Sam miałem o nich dość mieszaną opinię, choć nie mówiłem tego głośno i właśnie ta dwójka była najbardziej przekonana do teorii o ,,manipulacjach" mojego brata, sądząc, że wbije nam nóż w plecy przy pierwszej lepszej okazji – perspektywa jego ,,wyeliminowania" mogła być zbyt kusząca. Powiem krótko: niby znałem prawdę, ale czułem się, jakbym nie wiedział nic. Głęboko wierzyłem, że sytuacja się naprawi, ale na razie musieliśmy trzymać buzię na kłódkę i utrzymywać pozory normalności.

***

Sik na razie się wycofał ze swoich przebieranek, ale miałem wrażenie, że to tylko rozwścieczało Senat, który już nie krył się z żądaniami ujawnienia tożsamości Człowieka z Portalami. Ostatnio nawet pojawiła się informacja, że jeśli ten się sam zgłosi to będzie mógł liczyć na łagodniejszy wymiar kary – oczywiście bez efektu. Nawet Jedi, choć wcześniej deklarowali neutralność w tej kwestii, zaczynali być zaciekawieni całą sprawą. Dlatego sam zacząłem udawać, że to mnie intryguje, ale to ograniczało się do ,,rozmyślań podczas medytacji".

To jednak szybko męczyło. Świadomość możliwych konsekwencji, wręcz jakby wypalała mnie od środka i już parę razy błagałem w duchu, żeby to się skończyło lub było tylko złym snem.

Paradoksalnie, Sik miał łatwiej. Mieszkał sam, wtapiał w tłum i szybko znajdował sobie kolejne zajęcia, które sprawiały, że niemal zapominał, że to on się krył pod słynnym hełmem. Kurczę, chyba nawet mu tego trochę zazdrościłem w krytycznych momentach. To wszystko wychodziło mi już bokiem! Byłem tylko jeszcze bardziej nadpobudliwy, miałem wrażenie, że zaraz wszystko się wyda i nie potrafiłem się na niczym skoncentrować, a na treningach dawałem się ogrywać jak dziecko. O! I już nie pamiętałem dnia bez bólu głowy, nieraz tak silnych, że parę razy prawie zemdlałem.

Zmęczony przechadzaniem się po Świątyni, żeby skierować myśli na inny tor i wymyślaniu różnych scenariuszy, zgłosiłem nieobecność na następnym posiedzeniu Rady i udałem się do Archiwów. Przeglądając losowe pliki nie wzbudzałem niczyjej ciekawości – zresztą u pomieszczeniu i tak było tylko kilkoro Jedi. Wykorzystując to, ostrożnie wydobyłem komunikator, zmniejszyłem jasność ekranu i wszedłem na bezpieczne łącze.

Ja: Hej.

Sik: Co tam?

Ja: Potrzebuję... pogadać.

Sik: Mam podjechać?

Ja: Nie! Znaczy... Nie wiem! Po prostu jestem zmęczony tym wszystkim. Ja tylko chcę w końcu mieć trochę spokoju i szczęścia! Nie obwiniam cię, a wręcz doceniam, że tłumaczysz mi, co i jak oraz, że ufasz. Po prostu... Mam wrażenie, że jak rozwiąże jeden problem to zaraz pojawia się następny i tak w kółko!

Trzy kropki, które sygnalizowały, że Sik coś pisał świeciły się dość długo. Nerwowo tupałem nogą, bo wyczułem jak zrozumiał moje położenie.

Sik: Mogłeś powiedzieć, pomógłbym jakoś. Też tego pragnę. Los po prostu nas chyba nie lubi... Ale chyba nie zabrzmię jak ja, bo mam przeczucie, że za jakiś czas się to skończy :)

Ja: Oby, ale co masz na myśli?

Sik: Tego akurat nie wiem, ale trzymajmy się optymistycznej wersji, dobra?

***

Plusem zwolnienia się z zebrania było to, że wcześniej byłem w apartamencie i miałem trochę czasu dla siebie, który postanowiłem przeznaczyć na drzemkę. Dosłownie runąłem do łóżka jak długi. Obudziły mnie dopiero głosy Ahsoki i Obi Wana. Padme, która ich zaprosiła, zajrzała do sypialni, więc szybko zacząłem udawać, że nadal spałem. Mimo wszystko, nie miałem ochoty na rozmowy.

- Czemu się zwolnił? – spytała Padme, gdy wróciła już do salonu. Ostrożnie podszedł do drzwi sypialni i nasłuchiwałem.

- Napisał tylko, że gorzej się poczuł, co mnie nie dziwi, bo ostatnio wyglądał jak jeden wielki kłębek nerwów – odpowiedział Obi Wan. – A czy przy tobie też się inaczej zachowywał?

- Trochę, ale jednak starał się uśmiechać. Może martwi się stanem Sika?

- Raczej wątpię. Dzwoniłem do niego dzisiaj i twierdził, że już wszystko dobrze i większość ran była powierzchowna. Nie wyczułem, żeby kłamał.

- A ja to mam dziwne przeczucie, że on i Rycerzyk coś ukrywają – dodała nagle Ahsoka a ja zakryłem usta dłonią, żeby zagłuszyć okrzyk zaskoczenia. – To, że zachowuje się dziwnie od ,,wypadku" nie może być przypadkiem. Poza tym...

- Co?

- No nie wiem. Czy tylko ja zauważyłam, że, gdy Człowiek z Portalami się gdzieś pojawiał to Sik znikał w tym samym czasie?

Ugryzłem się w wargę tak, że poczułem w ustach metaliczny smak krwi. Jak w transie, złapałem za komunikator i napisałem krótką, ale jasną wiadomość:

Ja: Mamy problem...

***

Sik nerwowo chodził w jedną i drugą stronę, klnąc raz po raz. Jego adapter nawet zatrzeszczał parę razy, ale buzujące emocje musiały sprawić, że tego nie poczuł.

- Jak? – powiedział w końcu.

- Ja nic nie mówiłem. Przysięgam!

- Wierzę, wierzę... Kurwa! Co teraz?

- Mnie pytasz? Byłem przekonany, że nikt nie zwróci na to większej uwagi. Może z nimi pogadać i spróbować ich od tego odwieść?

- Zły pomysł. Jeśli skojarzyli coś takiego to mogą się też domyśleć, że coś kombinujesz.

- Racja – potem jednak na coś wpadłem. Szalonego, ale miało szansę się udać. – Gdybyś tylko mógł być w dwóch miejscach naraz...

Spojrzał na mnie dziwnie, ale potem załapał mój tok myślenia.

- Jednak potrafisz powiedzieć coś mądrego.

***

Wbrew pozorom, plan był dość prosty. Udało mi się udawać ogólne osłabienie, żebym mógł zostać w apartamencie, a gdy pojawił się wezwany droid medyczny, Sik włamał się do niego ze swojego mieszkania, potwierdzając ,,moje przypuszczenie", ale leki nie są potrzebne i odpoczynek wystarczy. Dzień wcześniej zdołał też przemycić swoje ubrania i coś do ukrycia blizny. On miał przywdziać maskę Surfera i ,,wpaść" na Sika (czyli mnie) i udawać spotkanie, gdy ten ,,szedł mnie odwiedzić", co wcześniej uzgodnił z Padme. Całość polegała na tym, że to ja zazwyczaj odwoziłem Padme do Senatu, ale, gdy napisała do Obi Wana o moim stanie to on z Ahsoka sami zaoferowali, że ją podrzucą.

Szczerze? Poczułem w tym wszystkim pomoc Mocy i mamy. Na nasze szczęście, przez cały dzień miało padać, co pozwalało mi na noszenie kaptura i wyeliminowanie problemu z różnymi fryzurami. Niby jako on, narzuciłem go niechlujnie, żeby było widać tylko twarz. Wierzyłem, że mama, choć może nie pochwalałaby oszustwa, to rozumiała nasze intencje i otaczała opieką. Moc z kolei miała mnie chronić przed rozpoznaniem przez Smarka i Obi Wana. Po prostu musiało się udać, wierzyłem w to całym sobą.

- Zaczynamy... - rzucił Sik przez komunikator, po czym usłyszałem trzask otwieranego przejścia.

Ostatni raz poprawiłem kaptur i ruszyłem w ich stronę. Nie mogłem podejść za blisko, to było zbyt ryzykowne.

- Hej! – pomachałem im z daleka. – Ale leję, co nie? – myślałem, żeby rzucić jakieś przekleństwo, ale to, by nie wyglądało zbyt naturalnie.

- Tak – odparła Padme. – Anakin leży w sypialni, ale proszę, żebyś go nie przemęczał.

- Jasne. Będzie miał najlepszą opiekę – zdanie zakończyłem jego słynnym, szelmowskim uśmieszkiem. Działało! Nie wyczułem od nich cienia wątpliwości.

Wtedy rozległ się trzask i ,,znikąd" wyskoczył Człowiek z Portalami. Szkoda, że nie uwieczniliśmy ich min, dosłownie opadły im szczęki!

- Proszę, mój ulubiony slicer! – rzucił Sik i przytulił (uznaliśmy, że wersja z przyjaźnią będzie wyglądała bardziej realistycznie).

- Hej! Ty to wiesz, gdzie mnie znaleźć. Właśnie odwiedzam brata, trochę podupadł na zdrowiu.

- Spoko i tak nie mogę na długo zostać. Zdrowia życzę!

- Dzięki, przekażę - Sik zniknął w portalu a ja odwróciłem się do pozostałych. Dalej stali jak wryci, ale dobrze. Oto nam chodziło. – No, co? – rzuciłem beztrosko. – Slicerzy znają się bardzo dobrze. Wiecie ile porad już między sobą wymieniliśmy?

Ruszyłem w stronę wejścia, ale idę o zakład, że oni jeszcze przez chwilę tam stali, próbując zrozumieć, co się stało.

***

Wszedłem do sypialni, gdzie rzekomo miałem leżeć i po chwili obok pojawił się Sik. Nawet już nie byłem zdziwiony, że pod pachą trzymał dwa kieliszki i butelkę jakiegoś alkoholu.

- Spokojnie, ma mało procentów – rzucił na dzień dobry. – Wytrzeźwiejesz zanim wrócą.

- Nalewaj!

Jemu nie trzeba było dwa razy powtarzać... Musieliśmy jeszcze poczekać, żeby mieć całkowitą pewność, że nasza maskarada się udała, ale przecież nikt nie zabraniał nam już świętować, prawda?

- To, co? – rzucił przed pierwszym toastem. – Za szczęśliwe zakończenie?

- Za NASZE szczęśliwe zakończenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro