13. Boję się zrobić pierwszego kroku, by dotrzeć do Ciebie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Listopad miał się ku końcowi, jedynie parę dni dzieliło go od rozpoczęcia się grudnia. Akcentem zapowiadającym zbliżającą się zimę, były pojawiające się świąteczne dekoracje w sklepach, witrynach lokali. Pogodowy dodatek zimowy stanowił mróz zjawiający się późnym popołudniem oraz nad ranem, opuszczając miasto na zaledwie parę godzin dziennie.

Klaus zatrzymał się przed drzwiami prowadzącymi na klatkę schodową, aby poszukać od nich klucza. Od paru dni głównie zajmował się ratowaniem tego, co zostało w jego zalanym mieszkaniu, załatwianiem spraw w administracji, ubezpieczalni, debatami z sąsiadami dziwiącymi się, czemu nie mieszka w swoim zrujnowanym mieszkaniu tylko gdzieś indziej.

Cieszył się, że Chrisa jeszcze nie na w domu, bowiem nie był w nastroju na spotkanie z kimkolwiek. Właśnie wracał z rozmowy z Sarą, sądził, że ta przebiegnie nieco bardziej spokojnie, biorąc pod uwagę ich luźną relację. Nie składali sobie obietnic, żadnych deklaracji, więc wszystko powinno rozejść się po kościach. Niestety Włoszka najwyraźniej zaangażowała się bardziej niż on, z oporami przyjęła do świadomości jego decyzję, pytaniem pozostawało, czy również ją zaakceptowała.

Teraz już wiedział, że próba stworzenia związku z kimś innym raczej nie miała szans na przeżycie, unieszczęśliwiała obydwie strony, chociaż on wyszedł z tego bez szwanku. Starał się zastąpić Chrisa inną osobą, próba bezcelowa oraz bezowocna, mówiło się, że nie ma ludzi niezastąpionych, na chwilę obecną Klaus w to nie wierzył.

Byłby naiwny sądząc, że może być szczęśliwy z kimś innym, kochając inną osobę. Podczas wyjazdu do Wiednia chciał wszystko na spokojnie przemyśleć, zmiana otoczenia miała mu w tym pomóc. Jak się okazało wrócił ledwie po trzech dniach, wyjechał w zeszły piątek wieczorem, wrócił we wtorek, w poniedziałek nie było jak.

Zatem obecnie dalej męczył się ze swoimi obawami, nadziejami, rozterkami oraz dylematami. Zależało mu jedynie na udanym, stabilnym związku, wspólnym mieszkanku, zwykłej codzienności, bez konieczności pilnowania się, by nie stworzyć niezręcznej dla siebie oraz Chrisa sytuacji.

Znalazł klucze, otworzył drzwi i wszedł do środka. Sąsiedzi Giacomettiego zdążyli już dowiedzieć się powodu aktualnego pojawienia się nowego lokatora w ich klatce, niemniej jednak szczególnie panie, wyraziły aprobatę. Większość mieszkańców stanowili ludzie młodzi, mniej więcej w ich wieku, w przeciwieństwie do jego sąsiadów. Lokal Chrisa był mniejszy niż jego, otoczenie też nieco gorsze, jednak nadrabiała to miła atmosfera panująca pomiędzy mieszkańcami.

Wspiął się po schodach przeskakując po dwa stopnie na raz, by chwilę później znaleźć się w środku, witany przez Sonatę. Kotka siedziała w połowie przedpokoju z ogonem owiniętym wokół łapek.

- Cześć, śliczna – przywiał się z nią biorąc zwierzaka na ręce. – Masz ochotę na coś ciepłego? – Zapytał nie licząc na odpowiedź, kierując się do kuchni.

Wspólne mieszkanie okazało się niezbyt dobrym pomysłem tak jak obaj myśleli, niestety słowo się rzekło. Najlepiej wychodziły im poranki, Chris wstawał po szóstej, gdy szatyn przewracał się na drugi bok, aby krążyć pomiędzy sypialnią, kuchnią i łazienką, by wyjść parę minut po siódmej. Mając wolne do końca tygodnia, szatyn zajmował się w dużej mierze sprawami swojego mieszkania, jednak przeważnie wracał wcześniej niż właściciel lokalu. Narzekając na nadmiar wolnego czasu, zachowywał się poniekąd jak pani domu, sprzątał, gotował, (chociaż nie zawsze mu to wychodziło), bawił się z Sonatą.

Gorzej bywało po powrocie Chrisa, przeważnie po szóstej wieczorem, wówczas atmosfera nieco się gęstniała. Gdyby nadal traktował go jedynie, jako przyjaciela wówczas problem by nie istniał, aczkolwiek to się zmieniło. Trudno było zachować pozory, gdy blondyn biegał po mieszkaniu w samych spodniach, zazwyczaj z lekko wilgotnymi po prysznicu włosami oraz okularach zamiast soczewek. Najgorsza w tym wszystkim była nieświadomość Chrisa względem jego uczuć, jednak wina leżała jedynie po stronie Klausa.

O ile prościej i lżej na sercu by mu było, gdyby przestał unikać tematu, porozmawiał szczerze. Zawsze istniało pięćdziesięcioprocentowe prawdopodobieństwo na sukces, porażka przedstawiała się tak samo. Mówiło się, że kto nie ryzykuje ten nic nie ma, pytanie jak odnieść się do tych słów? Dobra materialne można zastąpić w każdej chwili, znudzą się, więc wymieni się je na nowe. Uczuć nie tak łatwo zastąpić, przekonał się o tym sam, na własnej skórze, zaczynał mieć dosyć tej niepewności, jednak jeszcze nie na tyle, by podjąć ryzyko, aczkolwiek ta powoli zaczynała go męczyć. Podejrzewał, że pozostaje kwestią czasu nim wreszcie się zdecyduje zrobić krok prowadzący na nieznane tereny, wszystko będzie zależeć do Chrisa.

***

Wracając do domu Chrisa naszła wieka ochota na gorący prysznic oraz zalegnięcie we własnym łóżku, niestety musiał jeszcze napisać sprawozdanie dla Karpiska. Chociaż mieszkał z Klausem od paru dni widywali się raptem parę godzin wieczorem, w czasie, których głównie oglądali telewizję i jedli, Sonata leżała na swojej poduszce na kanapie pomiędzy nimi.

Tramwaj linii siedem miał zajechać na przystanek za trzy minuty, więc ledwo zdążył przez przedłużające się spotkanie z Włoszką. Miała teraz inną wizję spotkania głównej bohaterki z jej ukochanym, chociaż nie sprecyzowała go Chrisowi. Niemniej jednak zaznaczyła, że jeśli się nie zgodzi pofatyguje się do Karpiska z prośbą o zmianę edytora, bowiem obecny nie pozwalał jej się rozwijać twórczo. Giacometti przystałby na to ochoczo, znając własnego szefa wątpił w zmianę przez niego zdania. Szykowała się, zatem ciężka przeprawa, prawie jak wojna pozycyjna, kto pierwszy się podda.

Owijając się szalem jego wzrok powędrował w kierunku świateł nadjeżdżającego pojazdu komunikacji miejskiej. Niecały kwadrans dzielił go od powrotu do ciepłego domu.

Zbliżają się święta, wypadałoby pomyśleć nad prezentami dla najbliższych. Mieszkający w Hiszpanii rodzice wracali na Boże Narodzenie do Szwajcarii, wówczas zatrzymywali się u rodziców jego matki. Rodzinnie spotykali się z kolei u dziadków ze strony ojca, każdy przynosił jakąś potrawę czy wino, wymieniali się prezentami, zjedli, pogawędzili chwilę i przed północą każdy wracał do siebie. Od dziecka tak wyglądały każde jego święta, traktował ten dzień jak inny, różnił się od reszty jedynie otrzymania prezentów.

Całkiem możliwe, że do świąt Klaus skończy remont mieszkania, więc nie ma szans na spędzenie ich razem, chociaż nie miałby nic przeciwko. Szczerze ucieszył się, gdy Crispino zakomunikował mu dzisiaj o zerwaniu ze swoim chłopakiem. Zatem jednak rywalka odpadła, niestety nadal czaiło się zagrożenie, na uczelni, na ulicy w sumie wszędzie, a wystarczy jedna rozmowa, chociaż wydawało się to proste wcale takie nie było.

Wysiadając z tramwaju powinien się cieszyć, że w domu czeka ukochana osoba, nawet tego nie świadoma. Wreszcie zrozumiał, kim dla niego stał się Richter, najwyraźniej podświadomie już wcześniej coś było na rzeczy, dopiero przypadkowe spotkanie przed Starbucksem dało mu domyślenia.

- Już jesteś kochanie – zawołał z kuchni Klaus starając się naśladować kobiecy ton głosu, gdy usłyszał jak otwierają się drzwi od mieszkania. Wcześniej Chris zakomunikował swoje nadejście za pomocą domofonu. – Myj rączki i siadamy do obiadu. Jak minął ci dzionek?

- Fantastycznie – zapewnił sarkastycznie Chris zamykając zamek w drzwiach, by następnie odstawić torbę na komodę i zajść się ściągniemy kurtki, szala oraz butów.

- Coś jesteśmy w niehumorze – zauważył stając na progu kuchni mówiąc już swoim normalnym głosem. – Co tam się stało? Miałeś spotkanie z Sarą?

- W rzeczy samej – odwiesił okrycie wierzchnie. – Najpierw serwowała mi scenę jak dla nastolatek a teraz obawiam się, że zrobi z głównej bohaterki zagorzałą feministkę nienawidzącą facetów. I wszystko dzięki tobie.

- Wyolbrzymia całe zajście – Klaus postanowił wrócić do garnków nieczuły na problemy przyjaciela. – Niczego jej nie obiecałem, nie byliśmy nawet w związku.

- Mogłeś z tym zaczekać, aż skończy tę swoją książkę. Straszyła mnie moim własnym szefem, że pójdzie do niego na skargę.

- Przecież nie odpowiadało ci, że się z nią widuję – zauważył trzeźwo zmniejszając płomień pod makaronem.

W odpowiedzi Chris burknął coś niewyraźnie, po czym skierował się łazienki, a Klaus głośno westchnął. Umawiał się z Crispino – źle, zakończył znajomość też źle, blondyn mógłby się wreszcie zdecydować, co woli bardziej. Gdyby zmienili Chrisa na innego edytora wyszłoby to im obaj na lepsze? Naprawdę żałował swojej pochopnej decyzji o próbie związku z kimś innym, po tym jak poznał własne uczucia.

Obiad minął im na mało klejącej się wymianie zdań o wszystkim i niczym, pomijając temat pracy. W każdej relacji bywają lepsze i gorsze dni, z tym, że Klaus nie bardzo rozumiał, z czym przyjaciel ma problem. Może to teraz on się w kimś zakochał? Naprawdę by tego nie chciał. Patrzenie na niego w związku z inną osobą za bardzo by bolało, wówczas przyparty do muru zdecydował się na wyznanie, jednakże na pewno za późno. Ciężko wychwycić ten właściwy moment, chwilę mogącą zapewnić mu szczęście na całe życie.

Po posiłku Chris poszedł wziąć prysznic, potem zajmie się sprawozdaniem dla szefa, naprawdę nie miał na to ochoty, mus to mus. W międzyczasie Klaus posprzątał po swoich kuchennych wyczynach, dał jeść Sonacie, zrobił sobie herbatę i zasiadł przed telewizorem, na fotelu. Przyjaciel zjawił się dwadzieścia minut później, w domowym stroju, okularach oraz ultrabookiem, zajął miejsce na kanapie, koło kotki.

- Gdybyś był dziewczyną zaproponowałbym ci, że jeśli do, na przykład trzydziestki, nikogo sobie nie znajdziemy wówczas moglibyśmy zostać razem, jako para albo nawet małżeństwo – odezwał się Klaus przełączając kanały.

- Czuję się dyskryminowany – padła odpowiedź Chrisa odrywającego wzrok do ekranu ultrabooka. – Jako że nie jestem dziewczyną nawet z grzeczności mi tego nie zaproponujesz? Bardzo się na tobie zawiodłem.

- Serio? – Mimowolnie uśmiechnął smutno, szkoda, że Giacometti powiedział tego naprawdę. Z wielką przyjemnością zaproponowałby mu to już teraz, aby zostali razem na zawsze, jednak ten mógłby odebrać to, jako żart. - Tak naprawdę to zgodzę się z tobą, że Sara to nie najlepsza kandydatka na dziewczynę – przyznał mając utkwiony wzrok w telewizorze. – Tak naprawdę próbowałem szczęścia z nią, by nie myśleć o osobie, którą naprawdę kocham – przyznał, chociaż może to nie najlepsza pora na taką rozmowę. Na chwilę obecną jakoś dawał rade stwarzać pozory zwykłej przyjaźni z Chrisem, związek nie musiałby jej kończyć, ale wszystko zależało od rozmówcy.

Wyznanie Klausa szczerze zaskoczyło oraz zaniepokoiło Giacomettiego, jedno zagrożenie minęło, pojawiło się kolejne, całkiem poważne. Potrzebował chwili, aby ogarnąć zasłyszaną wypowiedź, opanować rosnący niepokój, zachować pozory.

- Może gdybyś wybrał kogoś innego miałbyś szansę – wydukał Chris zdejmując okulary, aby wypolerować i tak czyste szkła.

- Nie sądzę, aby to miało rację bytu – uznał zatrzymując kanał na stacji muzycznej, gdzie leciała jednak z jego ulubionych piosnek. – Na własnej skórze przekonałem się, że to wszystko jedno wielkie nieporozumienie. Nikt nie zastąpi osoby, którą się kocha.

- Nie mogę pochwalić się takimi mądrościami życiowymi – założył okulary zmuszając się ponownego przeniesienia wzorku na otwarty plik. – To, czemu jej tego nie powiesz? Ma kogoś?

- Nie, ale nie wiem jak by odniosła się do mojego wyznania – zerknął kątem oka na przyjaciela. Znajdował się tak blisko, jednocześnie daleko, że to aż bolesne. – Nie chce stracić z nią kontaktu, więc na razie nic nie mówię. Co byś zrobił na moim miejscu?

- Szczerze to nie wiem – wpatrując się w migający pasek w miejscu, gdzie zapisał ostatnie zdanie czując rosnący niepokój. Czyżby nie miał żadnych szans? Szatyn już raz próbował z Crispino i mu nie wszyło, jaki jest sens robić sobie nadzieję? Wyraźnie zaznaczył, że nikt nie zastąpi tej jedynej osoby, liczyła się tylko ona i nikt inny. – Nie sądzisz, że będzie gorzej jak znajdzie sobie kogoś innego? Wówczas pozostanie przyklaskiwać jej szczęściu jednocześnie cierpiąc samemu – zakończył obrazując tym samym, jaka czekała jego samego przyszłość. Ledwie uświadomił sobie własne uczucia, a już je tracił na rzecz nieznanej mu osoby.

W tle ciszy, jaka zapadła po wypowiedzi Chrisa, słowa lecącej piosenki idealnie podkreślały uczucia oraz emocje obojga przyjaciół.

You, now I see, keeping everything inside
(With you)
You, now I see, even when I close my eyes
(With you)
You, now I see, keeping everything inside
(With you)
You, now I see, even when I close my eyes *

______________________

Linkin Park - With you 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro