14. Przepraszam, że nie poczekam na Ciebię

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


– Przyznam, że jestem bardzo rozczarowany zachowaniem autorki – Karpisek bawił się długopisem spoglądając na swojego pracownika. – Nie spodziewałem się, że osobiście przyjdzie ze skargą na ciebie, a moim zdaniem słusznie nie pozwoliłeś jej na zmianę sceny. Kwestia wyboru innego edytora nie wchodzi w grę, nie na tym etapie.

- Podejrzewałem, że tak będzie – Chris nie krył rozczarowania, jednak szef nie raz wspomniał mu o braku takiej możliwości. – Nie podejrzewałem jej o donoszenie, chociaż straszyła, że pójdzie do pana, jak nie pozwolę jej na swobodę.

- Przekaże jej osobiście moją decyzję – Karpisek schylił się po długopis, który wypadł mu z rąk. – Wybiorę ostateczną wersję sceny, na którą się zgodzisz bez marudzenia.

- Dokładnie – zgodził się – w końcu to polecenie od szefa, więc nie ma opcji się nie zgodzić.

- Nie lubię ingerować w pracę edytorów, to tak jakbym podważał ich kompetencje – wyłonił się ponownie z przedmiotem w ręce. – Masz na koncie sporo sukcesów, doświadczenia, niestety tym razem musze interweniować. Wiedz, że to nie z twojej winy, tylko autorka nie potrafi oddzielić życia zawodowego od pracy.

- Zgodzę się z panem, ale przynajmniej mamy klarowną sytuację, a ja się w pełni zgadzam na takie rozwiązanie. Jestem już nieco zmęczony ciągłymi przepychankami z Crispino, będę szczęśliwy jak wreszcie skończymy tę książę. Przy kolejnych częściach niech ktoś inny zostanie jej edytorem ja naprawdę podziękuje.

- Może do tego czasu jej przejdzie, na samym początku współpraca szła wam naprawdę świetnie. Liczyłem na tak efektywne współdziałanie do samego końca i się przeliczyłem.

- Jak my wszyscy – wstał z krzesełka. – Będę wracał do pracy, mam jeszcze trochę papierowej roboty i spotkania na mieście.

- Jasne – zgodził się. – Cieszę się, że wyjaśniliśmy sobie tę kwestię. Dam ci znać jak przebiegła rozmowa z Crispino.

Pożegnali się, Chris wyszedł z gabinetu szefa wcale nie czując ulgi, nawet, jeśli nie musiał już walczyć o scenę spotkania bohaterki z jej ukochanym, to nadal pozostawał edytorem Sary. Miał poparcie Karpiska, zgadzającego się z nim, a jednak przez najbliższe miesiące będzie musiał użerać się z Włoszką.

Idąc korytarzem westchnął ciężko przypominając sobie rozmowę z Klausem, wszystko nie szło tak jakby tego sobie życzył. Najpierw zaczęła się psuć współpraca z Crispino, potem insynuacje Rosjanina, a na koniec sypała mu się przyjaźń z szatynem. Gdyby nie wizyta Victora szczęśliwe ciągle żyłby w błogiej niewiedzy, a może nawet nigdy by nie zaczął patrzeć inaczej na Richtera? Tak na dobrą sprawę, co mu szkodzi spróbować z nim pogadać? Najwyżej nic nie zyska, a w dalszym ciągu będzie mógł się przyjaźnić z Klausem, bowiem nie obiecywał sobie za wiele.

Wędrując korytarzem nie dało się nie zauważyć kolegów oraz koleżanki wymieniające się prezentami mikołajkowymi na szóstego grudnia. Mimowolnie pomyślał o konieczności zakupu podarunku dla Sonaty oraz Klausa, aby zrobić im drobną przyjemność. Po spotkaniach uda się na szybkie zakupy mając sprecyzowane plany zakupowe odnoście wspomnianej wcześniej dwójki. Kotka dostanie przysmaki, ewentualnie jakąś zabawkę, dla szatyna rękawiczki, robiło się coraz zimniej, a on nadal chodził po mieście bez nich.

Chociaż mieszkali razem nieco ponad tydzień, Chris chciałby zatrzymać ten stan rzeczy jak najdłużej, na zawsze. Po ostatniej rozmowie z przyjacielem na chwilę stracił zapał, jednak o szczęście trzeba walczyć, spróbować może, najwyżej nic nie osiągnie, niemniej nie będzie żałował, że nie spróbował.

Zupełnie inaczej wracało się do domu ze świadomością bycia oczekiwanym przez człowieka, kogoś bliskiego. Aż chce się pędzić na złamanie karku tylko po to, by się przywitać, zobaczyć tę osobę, proste a jak wiele potrafiło dawać radości. Do tej pory prawie puste mieszkanie zmieniło się diametralnie przez samą obecność Klausa, zrobiło się przyjaźniej, weselej, rodzinnie. Sonata stanowiła ważną część rodziny, to nie uległo zmianie, jednak w pełni nie zastąpi nigdy drugiej osoby. Niechciał stracić na nowo okrytego uroku mieszkania z kimś innym, tęsknił za stabilizacją, gdy już raz jej doświadczył, ciężko będzie, jeśli szatyn kiedyś się wyprowadzi do siebie.

Uporczywa pustka chwilowo dostała wolne, jeśli czegoś sam nie zrobi, ona wróci, czego nie chciał. Nie pozostawało mu nic innego jak przełamać własne opory i przeprowadzić tę krępującą poniekąd rozmowę. Zmienić się może wszystko, albo nic, przynajmniej spróbuje, a cała reszta będzie zależeć tylko i wyłącznie od Richtera.

- Chris – zawołał Leo, z działu weryfikującego nadesłane prace oraz dobieranie potencjalnych edytorów, całość zatwierdzał potem Karpisek – wysłałem ci na maila bardzo ciekawie zapowiadającą się powieść. Zerknij na nią w wolnej chwili.

- W porządku, dzięki.

W rzeczywistości Chris miał dzisiaj jedynie dwa spotkania, które najprawdopodobniej skończą się wyjątkowo szybko przez wzgląd na Mikołajki. Obie autorki chciały poświęcić swoim drugim połówką możliwe jak najwięcej czasu, więc zgodzą się ze wszystkimi jego sugestiami bez zbędnych pytań.

Wszedłszy do pokoju, który zajmował z trzema kolegami włączył ekspres do kawy, następnie wybudził komputer machnięciem myszki, wpisał hasło i uruchomił skrzynkę. Opadłszy na krzesło otworzył wiadomość od Leo, zapisując z załącznika tekst w formacie PDF, następnie go otwierając. Chwilę później jego oczom ukazał się tytuł „Dwaj single i kot", automatycznie przypomniało mu się jak kiedyś Klaus wspomniał w żartach o napisaniu męskiego poradnika o tym samym tytule, zanim zabrał się za wstępne czytanie wrócił po swoją kawę.

Trochę nakłamał szefowi z papierkową robotą, ale naprawdę nie chciał już dłużej wałkować tematu Crispino, musiał się jakoś wywinąć. Teraz miał niecałą godzinę do pierwszego spotkania, poświęci ten czas na zapoznanie się treścią podesłanej przez Leo powieści.

Już po pierwszych paru zdaniach podejrzewał w prawie stu procentach jak potoczy się cała akcja rozgrywająca się na terenie Berna pomiędzy narratorem imieniem Claudio, a jego przyjaciółką nazwaną Christiną w pakiecie z kotem Kantatą. Utwór pisany w pierwszej osobie bezapelacyjnie trafi do odbiorców mogących utożsamiać się z bohaterami, w tym złośliwą przyjaciółką Christiny ze studiów, Victorią.

Leo przesłał mu sam tekst bez informacji o autorze, jednak dla Chrisa jego tożsamość była znana po zapoznaniu się z prologiem mającym miejsce na uniwersytecie berneńskim, gdzie Claudio padł ofiarą zakładu pomiędzy Christiną a Victorią, aż po przypadkowanie spotkanie z pierwszą z dziewczyn w kawiarni po latach.

Po prawie czterdziestominutowej lekturze wyciągnął smartfon z torby, żeby zadzwonić do Klausa, dla potwierdzenia tego, co prawie brał za pewnik. Przyjaciel odebrał po paru sygnałach, jeszcze nie wrócił na uczelnie, jednak ciągle miał sporo na głowie.

- Cześć Claudio, tu Christina – przywitał Richtera. – Właśnie czytam sobie interesującą lekturę o dwójce singli i kocie. Chociaż Sonata poczułaby się urażona wiedząc, że zmieniłeś jej płeć. Nie mówiłeś, że masz zapędu pisarskie.

- W życiu trzeba próbować wielu różnych rzeczy – Klaus nie dał się zapędzić w kozi gór, nie spodziewał się jednak, że tak szybko jego wypociny trafią przed oczy Chrisa. Wydawnictwo musiał mieć sporą ilość edytorów, więc, czemu przydzielono opowieść szatyna jego przyjacielowi?

- Nie wspomniałeś, że masz zapędy literackie – oparł się wygodniej na krześle. – Brałeś pod uwagę, że mogą zechcieć to wydać?

- Zakładam, że na rynku jest już dużo książek tego typu, więc kolejna nie jest potrzebna.

- To w takim razie, po co to w ogóle napisałeś i wysłałeś? – Chciał wiedzieć Chris wpatrując się w tekst na ekranie monitora. – Większa część książek jest pisana z perspektywy ich bohaterek, tu mamy męski punkt widzenia, Karpisek na pewno to wyłapie i będzie chciał wydać.

- Nie usatysfakcjonuje cię odpowiedź, że to dla żartu? – Klaus naprawdę nie wierzył, że wydawnictwo poważnie podeszłoby do wydania jego zapisków, które robił wieczorami po pracy, z nudów.

- Zrobię ci wykład jak wrócę do domu – odpuścił. – Jestem na prawie sto procent pewien, że „Dwa single i kot" zostanie wydane, więc szykuj się na mnie w roli edytora. Będę musiał kontrolować twoje zapędy.

- Na pewno będziesz dla mnie bardzo surowy, nie mam, co liczyć na taryfę ulgową? – Zapytał Klaus.

- Mowy nie ma – zapewnił Chris wzdychając nad szalonym pomysłem przyjaciela. – Po spotkaniach idę jeszcze kupić Sonacie prezent mikołajkowy, więc wrócę później.

- Wybiorę się z tobą. Też nie mam jeszcze dla niej prezentu, nie mogę pozwolić, by nic nie dostała.

- To spotkajmy się pod Starbucksem o siedemnastej i nie myśl sobie, że tak łatwo się wywiniesz dysponując moją oraz Sonaty osobą.

- Zrozumiałem doskonale, mam nadzieję, że jednak przez wzgląd na naszą znajomość nie będziesz dla mnie zbyt długo zły.

Chris zapewnił, że będzie i się rozłączyli. Dziwnie było czytać poniekąd o swoim życiu widzianym z perspektywy Klausa, duża ilość faktów pokrywała się z jego wspomnieniami, z tym, że w powieści występował w roli dziewczyny. Jeśli szef zainteresuje się tekstem zrobi wszystko by to jemu ją przydzieliliby studzić pisarskie zapędy Klausa. Pojęcia nie miał, co też przyjaciel sobie myślał wysyłając do wydawnictwa szkic książki, skoro nie wiedział czy chce ją wydać.

Po piętnastej musiał powoli zacząć się zbierać, by zdążyć na czas na dzisiejsze spotkania. Po niewczasie zorientował się, że nie potrzebnie wspomniał szatynowi o wypadzie do sklepu, aby kupić mu prezent. Jakoś da sobie radę z tym problemem, po powrocie do domu czekała go dużo większa przeprawa niż próba nabycia rękawiczek. Miał w planach poważną rozmowę, oddanie komuś innemu Klausa nie wchodziło w grę, nie pozwoli mu odejść, bo za bardzo go kochał. Jakkolwiek dziwnie to brzmiało stanowiło szczerą prawdę, przed którą nie chciał uciekać.

Wychodząc z wydawnictwa został pochłonięty przez morze ludzi zmierzających przed siebie w zimnym grudniowym popołudniu. Najchętniej nie wychodziłby z domu, jednak musiał jak wszyscy przetrwać do wiosny, do tej cieplejszej pory roku. Udał się na przystanek, wsiadł w tramwaj, by dotrzeć do Starbucksa, gdzie czekała już pierwsza na dziś autorka. Lubił z nią pracować, jej powieść nie robiła takiego wrażenia jak ta Sary, a jednak wolałby poświęcić jej więcej czasu. Zamówił americano, przywitał się z autorką, zaczęli spotkanie.

Czas zleciał mu sprawnie, bowiem nie zmuszał się do uprzejmości, tak jak z Włoszką. Obie jego podopieczne wyjątkowo spieszyły się, mógł na złość przeciągnąć spotkania, ale tego nie zrobił, sam też był umówiony, szkoda, że tylko z przyjacielem. Zawsze to lepsze niż samotne siedzenie w domu, życie singla wcale nie było takie interesujące, stwarzał pozory przed znajomymi, by próbowali go swatać na siłę, zwłaszcza teraz.

Klaus czekał przed kawiarnią dla odmiany w brązowej kurtce, którą kupił po powrocie z Wiednia, ubrania stanowiły jedną z nielicznych rzeczy, jakie przetrwały zalanie. Na widok przyjaciela uśmiechnął się lekko, chociaż nieco niepewnie po dzisiejszej rozmowie telefonicznej.

- Cześć Claudio – Chris postanowił trochę podroczyć się z Richterem, dla rozładowania atmosfery. – Nie czekałeś za długo? Zagadałam się z Victorią.

- Ah ta Victoria – zgodził się Klaus poprawiając stalowoszary szal otulający jego szyję, jak zwykle nie miał rękawiczek, co nie uszło uwadze blondyna. – Jesteś mocno zły za ten tekst? – Zapytał, gdy ruszyli przed siebie.

- Nie – przyznał zgodnie z prawdą – raczej zaskoczony, dziwnie się to czytało. Nudziło ci się w domu czy co? – Jedyne, czego żałował to uczucia łączącego jego oraz Klausa odpowiedników na samym końcu opowieści.

- Przejdźmy się do – zaproponował Klaus – Isabella mówiła, że wieczorami jest tam naprawdę ładnie, a potem udamy się na zakupy.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł – powątpiewał blondyn. – To nad samą rzeką, bez barierek, będzie ślisko i niebezpiecznie.

- Nie zachowuj się jak stara baba. Będę uważał, nawet nie podejdę od rzeki, możesz mnie dla pewności trzymać za rękę – zasugerował niby dla żartu.

- Po prostu się martwię – przyznał szczerze. stanowiło naprawdę piękne miejsce w Bernie, gdzie głównie chodzili turyści i zakochani, więc dla Isabelli oraz J.J.-a to idealna sceneria.

- To miło – szatyna naprawdę ucieszył słowa Chrisa, nawet, jeśli to przyjacielska troska.

- Twoi rodzice wracają z Grecji na święta? – Zmienił temat rozmowy, na nieco mniej krępujący dla niego.

- Tata za nic nie przepuści wypicia świątecznej nalewki dziadka – podchwycił ciesząc się z płynnego przejścia na konwersację o czymś innym. – Powinieneś też jej spróbować, a może masz ochotę spędzić te święta ze mną i moją rodziną? – Zagalopował się, chociaż naprawdę bardzo mu na tym zależało.

- Chętnie – zgodził się blondyn maskując ogromną radość wywołaną tym prostym pytaniem. Marzył o wspólnych świętach, tych nadchodzących jak również następnych i jeszcze kolejnych.

Dotarcie do celu zajęło im dwadzieścia minut żwawym marszem przez szwajcarską stolicę. Im bliżej byli rzeki, tym tłum ludzi nieco zmalał, panujące zimno skutecznie odstraszało wszystkich za wyjątkiem zakochanych oraz nielicznych o tej porze roku turystów. Chris tak średnio lubił to miejsce, nie mógł mu jednak odmówić mu uroku. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego Klausowi zależało na przyjściu tutaj, nie pytał, czasami lepiej samemu poczekać na poznanie powodu.

Schodząc po schodach mieli widok na wyrastające nad samą rzeką budynki oraz kawałek panoramy miasta, po prawej stronie znajdował się most Nydeggbrücke. Wiosną oraz latem, szczególnie w słoneczne dni, można było zakochać się w tym miejscu. Brak barierek pozwalała na bardzo bliski kontakt z rzeką o dosyć wartki nurcie, której szum działał kojąco. Wzdłuż Aare znajdowały się ławki oraz ścieżka zapraszająca do spaceru w nieco bardziej oddalone od centrum części miasta.

- Ładnie – zgodził się Chris, gdy pokonali ostatnie stopnie schodów. Światła sączące się z okien budynków odbijały się w ciemnej toni wody, niczym płynne złoto przybierając różnorodne, ulotne kształty.

- Cieszę się, że ci się podoba – szatyn skierował się w lewo. – Zima też ma swoje uroki, chociaż ludzie rzadko je dostrzegają.

Chris odpowiedział milczeniem zajętym ostrożnym stawianie kroków, jak podejrzewał było ślisko, jeden zły ruch i możesz się porządnie obić. Klaus pomimo obietnicy podszedł bliżej rzeki, zostawiając za sobą przyjaciela. Będzie musiał przyznać Isabelli rację, faktycznie miejsce było magiczne, szczególnie w towarzystwie ukochanej osoby.

- Wracaj – zarządził Chris wyciągając rękę w kierunku szatyna. – W razie, czego miałem cię trzymać za rękę, więc dawaj ją, jesteś za blisko rzeki.

Klaus posłusznie wyciągnął dłoń w kierunku przyjaciela, zawsze to jakaś możliwość potrzymania go za rękę za jego przyzwoleniem, bez stwarzania niezręcznych sytuacji. W domu czekało go jeszcze kazanie, a potem kolejny wspólny wieczór przed telewizorem w roli przyjaciół. Wystarczyło powiedzieć dwa słowa, by coś między nimi zmienić, niby nie wiele, a jednak przepaść.

- Klaus?

Giacometti oraz Richter momentalnie zastygli w bezruchu słysząc wypowiedziane imię szatyna, z lekkim włoskim akcentem. Tuż obok nich wyłoniła się postać Sary Crispino, w tym jednym słowie przebrzmiewało sporo goryczy, żalu, złości. Nadal nie potrafiła pogodzić się z rozstaniem, widok dobrze bawiącego się szatyna z kimś innym niż nią, bolało i irytowało jednocześnie.

- Doby wieczór – Klaus poniewczasie przyznał Chrisowi racje, wizyta nad rzeką to słaby pomysł. – Właśnie wracamy, więc nie będziemy przeszkadzać.

- Nie zmieniłeś zdania? – Zapytała ignorując wypowiedź Richtera.

- Nie – przyznał poważnie. – Zachowałem się nie w porządku, za co już przeprosiłem, chociaż dla ciebie to za mało.

- Możemy spróbować jeszcze raz, na pewno nam się uda, jeśli tylko bardziej się oboje postaramy.

- Przestań – nie wytrzymał Chris, nie dbając o konsekwencje wtrącania się w rozmowę prowadzącą donikąd. Poniekąd znajdował się w takiej samej sytuacji jak ona, kochał Klausa, zamierzał mu to powiedzieć, jednak do dziewczyny nie docierała informacja o końcu znajomości. Sam nie wiedział jak poradzi sobie z odpowiedzią od Richtera po swoim wyznaniu, szczególnie, jeśli spotka się z odmową, ale pozostanie mu przyjaźń. – Niech do ciebie dotrze, że Klaus nie chce z tobą być, zależy mu na kimś innym.

Tym razem to Klaus wykonuje pierwszy ruch dla potwierdzenia słów Chrisa, najwyraźniej inaczej nie uwolni się od Crispino. Jako że blondyn stał nieco wyżej od niego, przez wzgląd na dwa schodki prowadzące ku rzece, wspiął się na palce, by ze sporym zaangażowaniem pocałować Chrisa. Marzył o tym od dłuższego czasu, wszystko dokładnie mu potem wyjaśni, chociaż sądził, że ten gest i tak wiele mówił o jego uczuciach. Niestety Włoszka nie potrafiła się pogodzić z całkowitą stratą Richtera, bez zastanowienia wepchnęła się pomiędzy nich, odpychając oboje na bok, Chris przewrócił się na zimną, pokrytą lekkim szronem płytę chodnikową, na Klausa czekały zimne odmęty wartko płynące rzeki Aare.

___________________________

Przez padający deszcz mój net pojawia się i znika, a nie trafia. Zatem z lekkim opóźnieniem przedostatnia część, w weekend epilog, a potem się zobaczy. 

Ao

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro