5. Moje serce bije dla Ciebie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Chmurka szarawego dymu tytoniowego odleciała w siną dal szwajcarskiej stolicy, żeby zatruwać innych. Chris ponownie się zaciągnął i wypuścił z płuc rakotwórczy wytwór przemysłu papierosowego. Rzadko zdarzało mu się palić, zwłaszcza w pracy, jednak dzisiaj mieli kwartalne spotkanie wszystkich edytorów, na którym omawiali realizację planów, wywiązywanie się poszczególnych osób z powierzonych im zadań, zysków ze sprzedaży książek, sposobów pozyskania nowych pisarzy, jakie gatunki oraz trendy są na czasie, czego brakuje i tak dalej.

Każdy z zebranych z wielką przyjemnością powitał dwudziestominutową przerwę na wylanie swoich żali kolegom lub koleżanką. Większa liczba osób odwiedziła palarnię, aby podwędzić płuca dymem, potem zapić wszystko kawą, a po pracy zapewne alkoholem. Chris ulokował się przy oknie, które otworzył w celu przewietrzenia pomieszczenia. Odczuwał potrzebę zapalenia, ale nie koniecznie przepadał za wonią nikotyny.

Widok za oknem jakoś specjalnie nie poprawił mu nastroju, jednak świeże, mroźne powietrze oczyściło trochę jego przysypiający umysł. Po za pracą miał jeszcze własne problemy wymagające przemyślenia, chociaż nie miał ochoty o nich pamiętać.

Po pierwsze – Sonata.

Po weekendzie spędzonym u Klausa zwierzę zastrajkowało, odmawiając powrotu do domu. Ucieszyła się na jego widok, jednak przy próbie zabrania jej do domu, uciekła pod sofę, bowiem Chris pofatygował się po nią osobiście. Niestety wróci bez kotki, która najwyraźniej planowała zostać w gościach dopóki Victor nie wyjdzie. Sonata mało, kogo lubiła, dlatego cieszył się, że wręcz przepadała za Klausem, jednakże nie podzielała tych uczuć względem Rosjanina ignorując go ostentacyjnie. Dlatego zgodził się, aby została u Richtera dla jej komfortu, chociaż brakowało mu Sonaty po powrocie do domu i nawet obecność przyjaciela nie wypełniała tej małej pustki.

Zawsze cenił sobie towarzystwo kotki, więc odczuł nieco jej brak, po sześciu wspólnych latach, w czasie, których stanowiła dla niego rodzinę.

Po drugie – Victor

Miał jakiś problem, jednak udawał, że go nie ma. Najwyraźniej przyjechał do Berna w celu ucieknięcia przed kimś lub przed czymś, z nadzieją, że wszystko rozjedzie się po kościach. Nigdy specjalnie nie kwapił się do szukania rozwiązań we własnym zakresie czekając aż problem sam się rozwikła. Więc dusił go w sobie, wierząc, że Chris niczego nie zauważa. A Giacometti podjął tę mało ciekawą grę, ponieważ najnormalniej w świecie nie wiedział, co może go trapić.

Nie uśmiechało mu się robić za terapeutę przyjaciela, a nie dajcie bogowie użerania się z problemem, jeśli ten zechciałby się zjawić. Brakowało mu cierpliwości oraz chęci do babrania się w czyiś brudach, mając własne życie i sprawy na głowie.

Westchnął odganiając dwa najbardziej absorbujące go problemy. O ile z Sonatą dojdzie do ładu, po wyjeździe Rosjanina, tak z nim raczej nie da sobie rady. W sumie udawał, że nie dostrzega kłopotu, a zatem tegorocznie jego to nie dotyczyło. Gorzej, jeśli Victora najdzie potrzeba wyżalenia się, wówczas bez beczki alkoholu nie podchodź.

- Przewietrzenie palarni to dobry pomysł, zwłaszcza, że przed nami jeszcze wiele do omówienia - Karpisek zatrzymał się koło podwładnego sięgając po własne papierosy oraz zapalniczkę. - Jestem zadowolony z postępów panny Crispino, powierzenie ci jej było dobrym rozwiązaniem.

- Szkoda, że ja tak nie uważam - Chris strząsnął do popielniczki wypaloną część papierosa. - Naprawdę nie ma szans, żeby powierzyć ją komuś innemu? Moje nerwy zaczynają popełniać samobójstwo przy każdym spotkaniu.

- Już wiele nie zostało, po za tym, jako jedyny nie ustawiałeś się w kolejce chętnych do roztoczenia pieczy nad Crispino - mężczyzna włożył papierosa do ust.

- I teraz tego żałuję, na przyszłość nie będę odstawać od reszty - zgasił wypalonego papierosa rozważając zapalenie kolejnego, w końcu na coś trzeba umrzeć.

- Na chwilę obecną nie będę przydzielał ci nowych – zaznaczył zapatrując się na dachy Berna. – Priorytetem jest w tej chwili Crispino oraz jej książka.

- Nie musi mi pan tego przypominać, pamiętam o tym bardzo dobrze – mruknął niezbyt entuzjastycznie, szef doskonale wiedział, jaki miał stosunek do swojej włoskiej podopiecznej.

- Niemniej, dzięki temu podchodzisz obiektywnie oraz wymagająco w stosunku do niej, co pozwoli na wydanie naprawdę dobrej książki – wyraził swoje zdanie. – Po za tym, jeśli nasze plany się powiodą będziesz miał się, czym pochwalić w swoim życiorysie, w przyszłości może nawet awansować.

- Zawsze to jakieś pocieszenie – zgodził się, chociaż nie miał aż tak wysokich aspiracji. Lubił swoje zajęcie, a im wyższe stanowisko, tym większa gotówka oraz odpowiedzialność, którą niekoniecznie chciał mieć.

– Zapytam z ciekawości, czy nie jesteś może gejem? – Palnął ze szczerą ciekawością Karpisek.

- Słucham? – Chris zdębiał wpatrując się w szefa całkowicie zmieniającego temat. – Nie, nie jestem. Skąd w ogóle taki pomysł?

- Takie krążą plotki oraz domysły. Za każdym razem, jak ktoś chce cię gdzieś zaprosić na miasto, mówisz, że jesteś umówiony z przyjacielem. Wniosek nasuwa się sam – zakończył radośnie. - W każdym razie jak jednak się zdecydujesz to daj znać – Karpisek zgasił papierosa. – Wówczas będę ci przydzielał same nie atrakcyjne pisarki, żeby ewentualny partner nie był zazdrosny. Pora się zbierać – oznajmił, poklepując rozmówcę po ramieniu ruszył do wyjścia.

Giacometti potrzebował chwili, aby wróciła mu zdolność racjonalnego myślenia, po usłyszeniu wypowiedzi szefa.

Przez całe studia biegał wszędzie z Victorem, mieszkali razem, ale nikt nawet nie zasugerował, że łączy ich coś więcej aniżeli przyjaźń. Teraz wystarczyło, że wolał spędzać czas z Klausem, ludzie już brali go za homoseksualistę! A własny szef jeszcze go namawiał, nawet sugerował, że przydzieli mu mało atrakcyjne początkujące pisarki.

To już powoli przestawało być zabawne, jeśli koledzy z pracy tak go spostrzegali. Teoretycznie niewiele go to obchodziło, jednak coś z tym fantem powinien zrobić. Będzie musiał zacząć umawiać się na spotkania z kobietami, krótkie znajomości, jednorazowe, nieco dłuższe, wszystko wyjdzie w praniu. Nie miał na to najmniejszych ochoty, bowiem do szczęścia wystarcz mu weekend przed telewizorem z Klausem oraz Sonatą. Chociaż może faktycznie z boku tak właśnie wyglądała ich znajomość? Nic nie poradzi, ze go lubił, ale przecież jeszcze go nie kochał!

- Chris, chodź – zawołał jeden z kolegów stając w drzwiach palarni – zaraz będziemy spóźnieni

- Tylko zamknę okno. Idź przodem.

Spędzenie prawie kwadransa przy otwartym oknie nie należało do najlepszych pomysłów, rozchorowanie się nie wchodziło w grę. Przejęcie jego obowiązków przez innego edytora przysporzyłoby niepotrzebnego kłopotu oraz zachodu. Nafaszeruje się witaminami w domu, może uda mu się uniknąć przeziębienia, bowiem Victor jak nic nie nadaje się na pielęgniarkę. Prędzej go dobije niż wyleczy, więc wolał nie ryzykować swoim krótki życiem.

Wychyliwszy się nieco, aby sięgnąć klamki okna, jego wzrok mimochodem powędrował na przemieszczających się po ulicy mieszkańcach. Wszyscy ciepło opatuleni, jakby w tym roku zima przyszła szybciej niż zazwyczaj, jesienią cieszyli się bardzo krótko.

Jego uwagę przykuła postać w popielatym płaszczu, bez rękawiczek kierująca się w stronę stojącej do Chrisa tyłem dziewczyny.

Klaus?

Niby, kiedy zaczął się umawiać i nie raczył mu o tym powiedzieć? Nie mieli jakieś pisanej umowy, że jeden koniecznie musiał poinformować drugiego o rozpoczęciu związku, jednak przez wzgląd na ich przyjaźń wypadało. Poczuł się naprawdę dotknięty, równocześnie nie bardzo chciał się Klausem dzielić. Niestety nie posiadał go na własność, nie miał prawa zmuszać do żywot kawalera, skoro on też nim był nie wiadomo jeszcze jak długo.

Podświadomie oczekiwał, że taki moment nigdy nie nadejdzie, że obaj będą wiecznymi singlami chodzącymi na spacer z Sonatą. Spontanicznych wypadów na miasto, do kina, spotykania się w Starbucksie po pracy.

Z oporami zamknął okno nieco za gwałtownie, dobrze, że był jedyną osobą w pomieszczeniu. Nie spodziewał się, że widok umawiającego się przyjaciela, aż tak bardzo nim wzburzy.

***

Lecący w telewizji film stanowił jedynie tło dla gotującego obiad Klausa. Od czasu, gdy po pracy nie spotykał się z Chrisem, a tym samym nie jadł na mieście, wracał prosto do domu, żeby Sonata nie siedziała sama.

Gotowanie przypominało mu nieco przyrządzanie alchemicznych mikstur, ważenie, dolewanie, mieszanie, krojenie i tak dalej. Całkiem ciekawe zajęcie, chociaż dopiero zaczynał stawiać pierwsze kroki w tej dziedzinie. Sonata towarzyszyła mu, leżąc na poduszce, na jednym z krzeseł, od czasu do czasu otwierając jedno oko.

- Też zaraz dostaniesz moja mała księżniczko – zapowiedzi głaszcząc ją po łepku. Miał bardzo wielką słabość do kotki, co nie trudno było zauważyć. Z jednej strony cieszył się, że ma w domu towarzystwo, jednak z drugiej prędzej czy później wróci do Chrisa, a jedyną opcją by mieć ją, na co dzień, to zamieszkanie z jej właścicielem. – To już prawie tydzień jak jesteś, moja śliczna, na wygnaniu.

Mijały niepełne czternaście dni od momentu przyjazdu Nikiforowa do stolicy Szwajcarii i nic nie wskazywało na szybkie jej opuszczenie. Chyba najwyższa pora rozglądania się za jakąś stabilizacją w życiu, kończenie z byciem kawalerem do wzięcia. Wizyta gościa uświadomiła mu, że kiedyś Chris też znajdzie sobie towarzyszkę życia i skończą się ich wspólne wojaże. Kontakt przecież zostanie, będą się widywać, jednak to już nie będzie to samo. Co prawda spotkali się w czwartek na wspólne zakupy, udało im się wybrać całkiem sensowym prezent, kurtki niestety nie, ale dało się wyczuć, że Chris musi wracać.

- Nie chcesz się ze mną zamienić? – Zwrócił się do kotki, która dla odmiany podniosła łepek obserwując Klausa swoimi zielonymi oczyma. – Fajnie masz, że nie musisz pracować, chodzić na zakupy i w ogóle. No i od tego cały czas, nie licząc chwilowej nieobecności masz Chrisa obok siebie, ale zachowajmy to w tajemnicy – poprosił.

Nie planował mówić Chrisowi, że lubił go bardziej niż powinien. Właściwie wizyta Nikivorowa mu to uświadomiła, gdy przestał mieć swobodny dostęp do przyjaciela jak było do tej pory przez ostatnie lata ich znajomości. Ta nagła zmiana stanu rzeczy sprawiła, że spojrzał na pewne aspekty z całkiem innej perspektywy. Niefortunnie się złożyło, że to sobie uzmysłowił, za późno już na wyrzucenie tego z głowy. Stało się, a zatem wypadało podjąć kroki mające na celu możliwe jak najszybszy powrót od poprzedniego stanu rzeczy.

Zdarzenie na studiach nie miało wpływu na obecne uczucia wobec Chrisa, należało to do przeszłości, zanim ich drogi zeszyły się na dobre. Nie zapomniał tego, jednak przeszedł z tym do porządku dziennego, kończąc studia, znajdując pracę, mieszkanie – wkraczając w dorosłe życie. Nie zastanawiał się jak potoczyło się życie królów berneńskiego uniwersytetu dopóki nie wpadł na jednego z nich. Gdyby tamtego późnego popołudnia nie zawitał w okolice Waaghausgasse najprawdopodobniej nigdy by się nie spotkali. Albo nawiązaliby relację w zupełnie innych okolicznościach, Berno wcale nie należało do dużych miast pomimo bycia stolicą Szwajcarii.

Nie wiadomo na ile Rosjanin planował zostać, dlatego Klaus powinien wykorzystać ten czas na ułożenie sobie życia prywatnego z pominięciem Chrisa. Najbezpieczniejszą opcją wydawało się znalezienie nowego obiektu zainteresowania, chociażby na siłę, żeby móc traktować Giacomettiego tak jak do tej pory. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, niemniej to nie takie znów nie wykonalne, wiele kobiet z jego otoczenia wykazywało zainteresowanie, więc może warto skorzystać.

Nadchodzący ślub znajomego ze studiów również stanowił okazję do rozejrzenia się, jakie białogłowy są dostępne. Nie do końca dowierzał we wszystkiego rodzaju internetowe swatki, więc pozostawała mu metoda tradycyjna. Na własnej skórze przekonał się jak niefortunne bywają takie aranżowane spotkania, zwłaszcza jak obie strony od samego początku nie wykazują chęci oraz inicjatywy.

Warto spróbować szczęścia z kimś innym zanim, nim lubienie przerodzi się w coś poważniejszego. Nie wierzył, że od razu zakocha się na zabój w pierwszej dziewczynie, z jaką się umówi, do tego trzeba czasu. W dodatku nie był wyznawcą miłości do pierwszego wejrzenia, a zatem nie brał pod uwagę interwencji Amora.

Swoją drogą Amor wywodził się z mitologii rzymskiej, obecnie to Włochy, więc czemu by nie spróbować? Zaproszenie na kawę nadal obowiązywało, dostał nawet numer telefonu. Wykładowca i studentka, raczej słabo to wyglądało, chociaż nie mieli razem zajęć, a ona na za parę miesięcy kończyła studia.

Idąc za ciosem powędrował do przedpokoju, po neseser, a konkretnie po kalendarz znajdujący się w środku. Wyciągnął go, otworzył na pierwszej stronie, gdzie spinaczem przyczepiona była karteczka z rzędem cyfr. Odblokował smartfon, wyszukał odpowiednią ikonkę, wpisał numer, wiadomość. Wyślij.

_________

Mamy piątą część i zaczyna się robić poważnie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro