Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Ze szczególną dedykacją dla 

Wodorus

tela230

asami-chi

_____________

Chris nienawidził bezczynności jednak mijał dopiero drugi tydzień jego pobytu na przymusowym wolnym wynikającym ze złamanego nadgarstka. Niefortunnie uszkodził sobie prawą rękę podczas upadku na zimne płyty chodnikowe, jednak osobiście ją dobił, bowiem nie zważając na pojawiający się ból rzucił się na ratunek Klausowi.

Szok wywołany możliwością utraty ukochanej osoby jeszcze zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, desperacka próba wyciągnięcia go z wody, buzująca adrenalina skutecznie pchała go do działania. Niestety bez pomocy zebranych nad rzeką ludzi, mimo szybkiego wezwania karetki minęło trochę czasu, w trakcie, którego Klaus próbował, z marnym skutkiem wydostać się na brzeg, walczył o życie.

Ostatni raz widział przyjaciela w ambulansie, nim zamknęły się jego drzwi, Chrisa zabrał inny, szatyn, jako pierwszy potrzebował pomocy. Udało mu się jedynie dowiedzieć, że nabawił się hipotermii, wymagał natychmiastowego leczenia, a potem nie wiedział już nic. Nie miał z nim kontaktu od chwili założenia mu gipsu na rękę, wypisania zwolnienia lekarskiego, przepytania przez policję o przebieg wydarzeń znad rzeki. Podejrzewał, że smartfon Klausa nie przeżył kontaktu z lodowatą wodą, w szpitalu nie udzielali informacji, ponieważ nie należał do rodziny. Chociaż znalazł w rzeczach przyjaciela numer telefon oraz adres jego rodziców nie odważył się nawiązać kontaktu, nie znał ich, a oni jego.

Nie potrafił znaleźć sobie miejsca, do pracy nie mógł wrócić, nanoszenie poprawek na teksty lewą ręką nie należało do łatwych. Krążył bez celu, snując się jak cień po własnym mieszkaniu mając do towarzystwa Sonatę. Przez krótki czas wspólnego mieszkania przyzwyczaił się do świadomości posiadania współlokatora, kogoś, kto czeka na niego. Boleśnie odczuł, nadal odczuwał, brak obecności Klausa, aż w końcu postanowił zadzwonić do jego rodziców, nikt nie odbierał. Przepełniały go obawy, lęki, ciągle obecny strach. Starał się nie myśleć o najgorszym, przede wszystkim jednak ogromnie tęsknił, czuł się niekompletny, winnym. Ciągle przeklinał samego siebie, że dał się namówić na wypad nad Aare zamiast wyperswadować ten pomysł szatynowi z głowy. Wówczas nie spotkaliby Crispino, miałby przyjaciela obok siebie, całego i zdrowego.

Wiedział, że nie powinien przenosić negatywach emocji z życia prywatnego na zawodowe, chociaż teraz nie potrafił. Oświadczył to szefowi, na sam widok Włoszki ciężko utrzymywał w ryzach samokontrolę, powracały wspomnienia. Z relacji świadków wyglądało to jakby poślizgnęła się na oblodzonych płytach chodnikowych, w wyniku, czego wpadła pomiędzy dwójkę stojących ludzi, jedynie Chris wiedział, że zrobiła to świadomie, nie radząc sobie z odrzuceniem. Dlatego też nie istniała szansa na dalszą z nią współpracę, nie był w stanie widywać się z nią mając świadomość tego, co zrobiła.

Za cztery dni nadchodziło Boże Narodzenie, rodzice Chrisa wracali na parę dni do Szwajcarii, wypadałoby rozejrzeć się za prezentami, zainteresować się, co przynieść na rodzinną kolację, cieszyć się na nadchodzące święta. Nie potrafił.

Wiedział, że nie ominie go rodzinne spotkanie nie ważne jak bardzo by sobie tego życzył. Nikogo nie poinformował o swojej niedyspozycyjności, nie mając zamiaru użerania się ze zbędną chęcią niesienia mu pomocy. Od zawsze nie był specjalnie związany z rodziną, jakoś nie czuł się z tego powodu źle czy samotnie. Tak jakoś się po prostu złożyło, rodzice zajęci pracą, dziadkowi też, brak rodzeństwa, spędzał czas ze znajomymi.

Nie brakowało mu miłości, jednak czy brak większego zainteresowania sprawił, że nie szło mu w życiu uczuciowym? Matka i ojciec ciągle w rozjazdach, dziadkowie zajęci swoimi sprawami, Chris też miał własne. Widywali się w biegu, zamienili parę zdań i tyle.

Chociaż mieli kalendarzową zimę, pogoda nie zmieniła się nawet odrobinę, wciąż szaro, ponuro oraz zimno. Śnieg spadł w górach pomijając szwajcarską stolicę, tym samym dopasowując się do ponurego nastroju Chrisa.

Sonata wyczuwała samopoczucie właściciela, starała się jak mogła podnieść go na duchu. Chodziła za nim krok w krok, spała zwinięta na poduszce obok, towarzyszyła podczas posiłków, domagała się uwagi. Chris doceniał obecność kotki, jej oddanie, próby odciągnięcia go od ponurych myśli, jednak, chociaż starła się jak potrafiła zastąpić Klausa.

Znudzony uznał, że pora na kawę, nawet zaopatrzył się w ekspres, co jednak nie zastąpiło atmosfery panującej w Strabacksie, a przede wszystkim braku Richtera. Picie napoju w samotności skutecznie zabijało radość płynącą z delektowania się aromatem oraz smakiem.

Dźwięk domofonu przebił się przez szum ekspresu do kawy, który w ostateczności kupił, chociaż nie wiedział, po co. Nie spodziewał się nikogo, może to rodzicie już przyjechali z niezapowiedzianą wizytą? Czasami lubili wpadać niespodziewanie na krótką pogawędkę jak byli w kraju, albo inny członek rodziny chcąc obgadać święta. Miewał już takie wizyty, więc poszedł otworzyć zamki w drzwiach, bowiem by wejść na klatkę schodową konieczne było wpisanie kodu albo mieć klucz, a rodzina go znała.

Niespiesznie zabrał się za powędrowanie do przedpokoju, kiedy zamarł słysząc brzęk klucza w zamku. Tylko jedna osoba posiadała drugi komplet, ale to było niemożliwe, podpowiadał rozum, by serce nie robiło sobie nadziei. A jednak chwilę później, przy akompaniamencie dzwoneczka Sonata zjawiła się, by powitać gościa głośnym, radosnym miauknięciem domagając się uwagi.

Chris miał wrażenie, że jego oczy płatają mu figle, gdy zobaczył również zaskoczonego jego obecnością Klausa. Nie mógł wiedzieć, że gospodarz przebywa na zwolnieniu z powodu złamanej ręki, nie kontaktowali się przez dwa koszmarnie długie tygodnie.

Blondyn miał wielką ochotę rozpłakać się na miejscu, rzucić Klausowi w ramiona i pocałować go jedocześnie. Nadal nie potrafił uwierzyć, że Richter stał przed nim, ledwie parę kroków od niego, potrzebował namacalnego dowodu na potwierdzenie, że nie śni. Ten jeden raz pozwolił sobie na chwile bliskości zamykając przyjaciela w niepełnym uścisku. Klaus odwzajemnił gest ciesząc się możliwością obejmowania Chrisa bez skrępowania, nawet, jeśli trwało to tylko krótki moment.
- Cieszę się, że nic ci nie jest - oznajmił blondyn nie dbając jak mało męsko może to zabrzmieć. Liczył się fakt posiadania całego oraz zdrowego przyjaciela. - Dzwoniłem do twoich rodziców, ale nikt nie odbierał – dodał Chris wyplatając się z objęć.
- To przez mamę - wyjaśnił z żalem pozwalając Chrisowi się oddalić. - Wpadła w histerie, gdy dowiedziała się o moim wypadku. Dosłownie nie chciała wypuścić mnie z domu, nawet jak lekarz zapewnił ją o moim powrocie do zdrowia - zdjął kurtkę, szal oraz buty. - Musiałem w końcu dowiedzieć się, co z tobą - dodał. W rzeczywistości zżerała go tęsknota oraz obawa czy aby nic Giacomettiemu się nie stało. - Kupiłeś ekspres? – Zdziwił się podążając za nim do kuchni, chociaż mieszkali razem nieco ponad tydzień zdążył się tutaj zadomowić, chciał tu wrócić.

Przychodząc dzisiaj z wizytą nie spodziewał się zastać przyjaciela, planował nacieszyć się Sonatą, poczekać na jej właściciela. Przede wszystkim jednak ostatnie wydarzenia uświadomiły mu okrutną prawdę na temat kruchości ludzkiego życia, jego ulotności. Te powody zmotywowały go do przyznania się przed Chrisem do swoich uczuć, liczył się tylko on i nikt więcej.

- Jak widać – potwierdził Chris biorąc lewą ręką filiżankę wypełnioną kawą. – To efekt dwutygodniowego zwolnienia przez złamaną rękę, a jeszcze kolejne dwa przede mną. A właśnie, co zamierzasz teraz zrobić w kwestii dalszego mieszkania z nami?– Chris utkwił wzrok w cukrze na blacie.

- Skoro rodzice wrócili nie będę się wam narzucał – odpowiedział uruchamiając maszynę.

- Wiesz, Sonata i ja nie mamy nic przeciwko twojej obecności tutaj, sam ci to zaproponowałem, więc nie ma mowy o narzucaniu się. No i chciałem ci coś powiedzieć – Chris z zakłopotaniem podrapał się po karku. Nie sądził, że wypowiedzenie na głos raptem paru słów może okazać się aż takim wyzwaniem. – Ja – wziął głęboki wdech, aby się uspokoić, bez skutecznie – zakochałem się w tobie – wydusił z siebie w końcu nie wiedząc, co teraz nastąpi. – Kocham cię i wie...

Klaus nie pozwolił mu na powiedzenie niczego więcej błyskawiczne pokonując dzielące ich centymetry, łącząc ich usta w długim, nieco zachłannym pocałunku, przelewając w niego wszystkie swoje uczucia. Gdy pierwsze zaskoczenie minęło, blondyn odpowiedział tym samym. Oderwali się od siebie nawzajem dopiero w momencie, kiedy oboje musieli złapać oddech.

- Też cię kocham – Klaus uśmiechnął się delikatnie. – Chciałem ci to powiedzieć, ale bałem się odrzucenia, utraty kontaktu z tobą. Dopiero ten wypadek uświadomił mi, że nie powinienem tyle zwlekać, życie jest krótkie.

- Gdybyś koniecznie nie chciał iść nad rzekę dowiedziałbyś się dwa tygodnie temu – oświadczył Chris robiąc krok do tyłu. – Zamierzałem ci to powiedzieć po powrocie do domu, ale ... - nie dokończył kręcąc głową dla odgonienia nieprzyjemnych wspomnień.

- Mamy to już za sobą – zapewnił biorąc kręcącą się pod nogami Sonatę. – Musze tylko powiedzieć rodzicom, że nie poczekam u nich na koniec remontu mojego mieszkania. Mój dom jest tam, gdzie ty – dodał patrząc z przyjemnością na nieco skrępowanego Chrisa, najważniejszą osobę w jego życiu, jedyną prawdziwą miłość. – A jeszcze nie tak dawno mówiłeś, że nie byłbym twoim wymarzonym chłopakiem – zakończył wracając wspomnieniami do rozmowy sprzed paru tygodni.

- Czepiasz się szczegółów – oświadczył również lekko rozbawiony Giacometti. – Jak to mówią miłość jest ślepa – tym razem to on ponownie złączył ich wargi w pocałunku, diametralnie różniącym się od ich pierwszego na holu Uniwersytetu Berneńskiego, wówczas dwie obce osoby, teraz dla siebie najważniejsze.

_________________

Z wielkim poślizgiem i bez szału mamy epilog. Tym razem w narracji trzecioosobowej, gdzie pisze się znacznie, dla mnie, trudniej. 

Niebawem pojawi się kolejne opowiadanie, ale jeszcze nie do końca wiem, czy ponownie sięgnę po postacie z YOI. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro