Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Starbucks przy Waaghausgasse, zapełniony po brzegi przez studentów, turystów, miejscowych, stanowił ulubione miejsce spotkań Chrisa z początkującymi pisarzami. Przyjemny zapach kawy, aktualne przeboje lecące w tle, panująca atmosfera – wszystkie te czynniki pozwalały na efektywniejsze nakłonienie autorów do wprowadzenia sugerowanych przez niego poprawek. Nie wszyscy zgadzali się z jego sugestiami, jednak nie wypadało wszczynać awantur w miejscu publicznym. Stosując tę strategię, udało mu się osiągnąć nie jeden sukces, porażki też się zdarzały, lecz zbytnio pewny siebie niespecjalnie się nimi przejmował. Mimo młodego wieku, podążając za wskazówkami swojego opiekuna ze stażu, udawało mu się postawić na swoim.

Dopijając americano odprowadził wzrokiem ostatniego dzisiejszego dnia rozmówce, ciesząc się z zakończonego spotkania. Trafił mu się ciężki przypadek zadufanego gówniarza przesadnie przekonanego o własnej wspaniałości oraz talencie. Sprowadzenie go do parteru dawało satysfakcję, dorzucało kolejny sposób radzenia sobie z upartymi osobami święcie przekonanymi o własnej doskonałości.

Zamykające się drzwi zakończyły oficjalnie listę spotkań na dziś, tym samym dając swobodę dalszego działania. Ścienny zegar wskazywał siedem minut po osiemnastej, wypadało powoli się zbierać, raport z przebiegu rozmów, negocjacji może napisać w domu. Naciskając CTRL S, zapisał dokument ze swoimi sugestiami, uwagami autorów, mającymi ułatwić mu przedstawienie sprawozdania dla szefa. Ściągał okulary kładąc je na klawiaturę, wypił ostatni łyk kawy. Najwyższa pora wracać do domu, Sonata za pewne zjadła pozostawione jej jedzenie, a i jego żołądek zaczynał dawać o osobie znać. Wyciągnął z torby etui, by schować okulary, następnie poczekał na wyłączenie się ultrabooka, wodząc wzrokiem po wnętrzu lokalu, aż zatrzymał się na osobie stojącej przy kontuarze. Wysoki szatyn o brązowych oczach, w ciemnogranatowym garniturze, białej koszuli oraz stalowoszarym krawacie, trzymający w ręce skórzany, brązową neseser.

Chris z zakłopotaniem podrapał się po karku rozważając jak tu taktownie ominąć ofiarę swoich młodzieńczych szaleństw. Cholerny Rusek po studiach wyemigrował na powrót do ojczyzny, a on został w Bernie, gdzie populacja mieszkańców nie przekraczała stu pięćdziesięciu tysięcy. Zatem prędzej, czy później wpadłby na owego osobnika, choć nieco obawiał się konfrontacji po latach. Do tej pory zastanawiał się, czemu za swoje zachowanie nie dostał po mordzie od szatyna? Niestety zadawanie się z Nikiforovem sprowadzało człowieka na złą drogę. Berneński uniwersytet huczał o tym wydarzeniu przez całkiem długi czas, ostatecznie całe zajście przeszło do legendy przez dobrze znaną opinię duetu żartownisiów Giacometti-Nikiforov.

– Ile miałeś punktów na teście u Frankensteina? – Victor złapał przyjaciela za pasek torby zmuszając go do zatrzymania się, utkwił wzrok w stojącym przy nieczynnym kominku szatynie otoczonym wianuszkiem studentek.

- Siedemnaście – Chris zrobił jeszcze jeden krok zanim wyhamował zatrzymany przez Rosjanina, lewa stopa zatrzymała się w powietrzu, mając zamiar zainicjowanie procesu schodzenia ze schodów. – Cholera, miałeś osiemnaście!

- Prawda czy wyzwanie? – Nikiforov nie starał się kryć radość wynikającej z jedno punktowej przewagi nad kolegą dającej mu prawo do rozpoczęcia gry. Warto było poświęcić więcej czasu na naukę, aby zyskać dominację w rozgrywce pomiędzy nim, a Szwajcarem.

- Wyzwanie – rzucił bez zastanowienia Christophe.

- Wybaw tego biedaka z opresji – zaczął Rosjanin dyskretnie wskazując szatyna – ale tak jakoś efektownie.

Chris zamyślił się na chwilę rozważając wybór z pomysłów, które już kiedyś zastosował, miał ich całkiem pokaźną kolekcję, aczkolwiek wypadałoby wykonać wyzwanie z przytupem. To był ich ostatni rok studiów, końcowy czas na wyszumienie się, robienie głupich żarów, gdzie traktowało się ich z lekkim przymrużeniem oka. Zanim pozostaną jedynie wspomnienia, dotąd wspólne ścieżki zaczną się rozchodzić, pochłonie ich szara codzienność zmuszająca do podejmowania decyzji, dokonywania wyborów.

- Będziesz mi za to stawiał kawę przez najbliższy miesiąc – oświadczył klepiąc przyjaciela po ramieniu. Wpadł na nad wyraz efektowy pomysł, Victorowi i wszystkim obecnym szczęki opadną z wrażenia, zęby będą zbierać z podłogi całkiem długo. Bycie jednym z królów uniwersytetu zobowiązywało, Chris zamierzał wykonać wyzwanie z całym zaangażowaniem. Cokolwiek po tym wydarzeniu zrobi Victor, nie na bata, aby go przebił, czekał ich absolutny hit roku, może nawet kolejnego. Poprawiając pasek od torby sprawnie pokonał stopnie dzielące go od celu.

- Już jestem – zawołał radośnie przeciskając się przez obstawę studentek. Czuł na sobie uważne, lekko rozbawione spojrzenie przyjaciela oraz zaskoczenie pozostałego towarzystwa. Nie bacząc na otoczenie, idąc za ciosem złapał szatyna za kołnierz koszulki wpijając się w jego wargi.

Czując na sobie czyjeś spojrzenie szatyn spojrzał na Chrisa w momencie, gdy ten zajął się pakowaniem sprzętu. Na jego wargach pojawił się rozbawiony uśmieszek, przypominając sobie zajście na studiach z Giacomettim oraz nim w roli głównej. Zaskoczenie sparaliżowało go na dłuższą chwilę, skołowany poskładał do kupy całe zajście dopiero po pewnym czasie, biorąc całującego za geja, ryczącego ze śmiechu chłopaka o długich włosach za dziewczynę. Teraz sam się z tego śmiał, lecz wówczas niekoniecznie tak się czuł, niemniej całe zajście miało miejsce dawno temu.

- Chris Giacometti, o ile mnie pamięć nie myli – zagadał zatrzymując się przy stoliku. – Jestem Klaus Richter, mieliśmy małą przygodę na studiach – bynajmniej nie planował robić rozmówcy wyrzutów, raczej pogawędzić chwilę.

Christophe pierwszy raz w życiu miał ochotę zamordować przebywającego w Rosji przyjaciela, cholernego wykładowcę, dającego mu jeden punkt mniej od Nikiforova oraz samego siebie za kretyński pomysł. Dziś dopiero poznał imię obiektu prawdy czy wyzwania zainicjowanej przez Victora, mimo upłynięcia paru lat od całego zajścia.

- Wolałbym, żeby mnie pamięć myliła, naprawdę przepraszam za to całe wydarzenie – schował już cały swój dobytek, nie mając, czym się zająć, utkwił zielone tęczówki w Klausie.

- Studia są od robienia różnych specyficznych wygłupów – zapewnił przysiadając się do stolika, neseser wylądował na wolnym fotelu. – Było minęło. Z perspektywy czasu to wyróżnienie stać się obiektem zainteresowania królów uniwerka, po całym spektaklu moja popularność mocno wzrosła, więc raczej jestem wdzięcznym. Słyszałem, że Nikiforov po studiach wrócił do Rosji.

- Robić karierę, jako drag queen – westchnął nie pozbywając się żądzy mordu na przyjacielu.

- Interesujące zajęcie – Klaus oparł podbródek na splecionych dłoniach. Będąc studentem nie miał odwagi zagadać do największych żartownisiów berneńskiej instytucji szkolnictwa wyższego. – Masz ochotę wyskoczyć w wolnej chwili na piwko?

- Jasne – Giacometti przystał na propozycję całkiem ochoczo. Większość znajomych rozpierzchła się po całej Szwajcarii, niektórych wywiało za granicę, koledzy z pracy to zupełnie inna kategoria towarzystwa. Mieli za zadanie, jako takiego umilania czasu w pracy, lecz po za nią niespecjalnie chciał mieć nimi kontakt. W pogoni za sukcesem podkładali sobie świnie, on, jako świeżak nadal nie w pełni wiedział, z kim warto się zadawać. Wymieniwszy się numerami telefonów, Christophe pożegnał się z Klausem wychodząc ze Starbucksa w oświetlony ulicznymi latarniami wczesny jesienny wieczór. 

_____________

Nie mam co robić po nocach, tylko pisać ff ze świata YOI. Kolejne opowiadanie, również nie długie, z Chrisem w roli głównej i tym tajemniczym gościem, nazwanym przeze mnie Klausem. Jeśli ktoś wie, czy gdzieś zostało ono wymienione dajcie znać.

Przyznam się, że mam pewne obawy jak to opowiadanie zostanie odebrane, więc naprawdę liczę na Wasze szczere opinie, czy jest sens je ciągnąć, czy wziąć na warsztat coś innego?

Zapraszam 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro