Rozdział 2 - Zima

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wei Ying, pomóż - oznajmił bez ogródek Hanguang-jun, zasiadając przy stole z naszykowanym śniadaniem.

Wuxian roześmiał się.

- Ledwo wróciłem i już pilnie potrzebna jest moja pomoc? Jak to możliwe, że ostatnie lata przeżyliście beze mnie?

Lan Zhan wyciągnął z rękawa jakiś zwój i położył go obok imbryka. Gdy podniósł spojrzenie na Weia, ten zrozumiał, że to na serio nie jest pora na żarty.

- Co jest tak pilnego, że nie mogę najpierw zjeść? - mruknął uczeń klanu YunmengJiang z niezadowoleniem, ale posłusznie podszedł i klapnął po drugiej stronie stolika.

Wangji podsunął zwój w jego stronę. Patriarcha zrozumiał to jako sygnał do przeczytania jego zawartości, więc rozwinął pismo jednym sprawnym ruchem. Rozłożył je na niezajętym fragmencie blatu, uprzednio nieco przesuwając czarkę do herbaty.

- Co to właściwie jest? - spytał, przejeżdżając wzrokiem po znakach. Brzmiały jak tytuły książek medycznych, więc nie rozumiał, dlaczego drugi mężczyzna miałby mu pokazywać coś takiego.

- Dzieła, które wczorajszej nocy zniknęły z Pawilonu Bibliotecznego. - Drugi Panicz Lan pokazał kilka z nich smukłym palcem. - Te cztery znajdowały się w jego zakazanej części.

Wuxian uniósł głowę i spojrzał na drugiego kultywatora, szczerze zaskoczony.

- Jak to możliwe?! - zawołał, lekko się unosząc.

Lan Zhan tylko spuścił wzrok i chociaż wyraz jego twarzy się nie zmienił, Ying zrozumiał, że cała ta sprawa go martwi.

Natychmiast też pojął, dlaczego Wangji się przejął zaistniałą sytuacją.

Pawilon Biblioteczny był otwarty dla wszystkich. Zgromadzone w nim pisma były ogólnodostępne, dlatego nie rozumiał, dlaczego któryś z uczniów posunął się do kradzieży. Chyba, że to nie był uczeń...

- Myślisz, że ktoś wkradł się do Zacisza Obłoków? - spytał Wei, pocierając nos.

Z drugiej strony, bariery ochronne nie zostały przełamane. Jeśli ktoś obszedł je, nie pozostawiając po sobie śladu... musiał nie tylko posiadać ogromną siłę, ale i niezwykłe umiejętności. Wuxian sam nie był pewien, czy byłby w stanie prześlizgnąć się przez te wszystkie zabezpieczenia tak, by jego obecność pozostała niewykryta przez dłuższy czas.

Co więcej, intruz sforsował także sekretną część Pawilonu, zawierającą dzieła najcenniejsze i najbardziej tajemne.

A skoro był w stanie dokonać tych rzeczy... cóż, to oznaczało jedno - był niezwykle potężny. A jeśli działał w ukryciu - najprawdopodobniej również niebezpieczny.

- Yhm. - Wangji skinął głową, zamyślony.

Co więcej, śnieg, który zaczął padać kilka dni temu bardzo szybko przekształcił się w prawdziwą zawieruchę. W niczym nie przypominał już lekkich opadów, które umilały im wieczór na dachu jingshi. Śnieżyca nie tylko zaowocowała ponad metrową warstwą śniegu, ale wręcz odcięła Zacisze Obłoków od reszty świata. Nieprzejezdne drogi sprawiły, że kultywatorzy postanowili poruszać się na mieczach, lecz nawet ta metoda wiązała się z ryzykiem: potężne wiatry szarpały zarówno drzewami jak i ciałami śmiałków, którzy próbowali się gdziekolwiek dostać w taką pogodę, a sypiące w oczy płatki ograniczały widoczność.

To oznaczało jedno: nikt nie przybędzie im na pomoc. Musieli polegać na sobie i znaleźć rozwiązanie samodzielnie.

- To był zaplanowany atak - powiedział nagle Wangji. - Wczorajszej nocy skupiłem się na odparciu ataku oszalałych żywych trupów, które zauważono w pobliżu wodospadu.

- Postąpiłeś słusznie. - Zauważył Wei Ying, odchylając się w tył i spoglądając na sufit pawilonu. - Były liczne, ale dość słabe. Idealny materiał do ćwiczeń dla początkujących kultywatorów, lecz zagrożenie, jeśli zaatakowałyby ludzi nie posiadających złotych rdzeni.

- Odwróciły naszą uwagę.

- Nie cofnie się czasu, Hanguang-jun. - Wuxian zwinął zwój z tytułami dzieł medycznych, po czym sięgnął po imbryczek z herbatą.

Drugi mężczyzna wciąż wydawał się jednak przybity zaistniałą sytuacją. Widząc to, Ying celowo ,,przewrócił się" na jego ciało, po czym wtulił w umięśnione, zakryte przez drogocenną szatę ramię.

- Proszę się tym nie kłopotać, Hanguang-jun! - zawołał. - To w końcu tylko parę podręczników!

- Wei Ying...

- Zjedzmy razem. Nie można zwalczać zła i rozwiązywać zagadek z pustym żołądkiem i suchymi ustami - oznajmił, nalewając herbaty do przygotowanych naczynek i obdarzając swojego partnera wesołym uśmiechem. Wangji rzeczywiście wydawał się przekonany do jego słów, bo minimalnie skinął głową i pochwycił czarkę między swoje długie palce.

 

***

 

Sprawa, chociaż z pozoru pilna, szybko została odłożona na bok. Opady śniegu jeszcze bardziej się nasiliły a temperatura zmalała. To sprawiło, że istotniejszą sprawą stało się przygotowanie Zacisza Obłoków do najintensywniejszej zimy, jaką widziano tu od przynajmniej kilkudziesięciu lat.

Wei Wuxian, chociaż miał przyzwolenie na całodzienne obijanie się i lenistwo, z własnej woli dołączył do prac. Dzięki temu mógł spędzać czas z Lan Zhanem, który mimo swojej wysokiej pozycji oprócz nadzorowania również pomagał uczniom, którzy tej pomocy wymagali. Patriarcha nie odstępował go więc nawet na krok, ciesząc się każdą wspólnie spędzoną chwilą.

Chłód był również dla niego doskonałą wymówką do bliskości z partnerem. Pod pretekstem szukania ciepła, w czasie krótkich przerw od pracy Ying bez oporów wtulał się w jego silne ciało, które jak twierdził, rozgrzewało go lepiej niż jakakolwiek herbata.

Cały dzień zleciał niezwykle szybko. Z racji pory roku słońce szybko zachodziło, a intensywna praca sprawiała, że czas płynął szybciej.

Już po zapadnięciu zmroku Lan Zhan otrzymał również wiadomość od swojego starszego brata. Według niej, Lan Xichen uznał trasę do Zacisza za zbyt niebezpieczną dla towarzyszących mu uczniów i uprzejmie prosił o kontynuowanie przez Wangjiego obowiązków Lidera Sekty.

Gdy o wyznaczonej godzinie młodszy z Dwójki Nefrytów leżał już na swoim posłaniu, nagle wyczuł, że ktoś się zbliża. Poznał jednak tę obecność, więc zamiast dobywać miecza, zamknął oczy, pozostając na swoim miejscu.

Wei Ying miękko zeskoczył na parkiet.

- Lan Zhan? - spytał miękko, zaglądając do pomieszczenia. Śnieg odbijał promienie światła lampionów, więc mimo nocnej pory w pomieszczeniu było dość jasno by ujrzeć jego sylwetkę. Wangji otworzył oczy, podziwiając, jak cienie układają się na szatach i włosach drugiego kultywatora. Nie odezwał się jednak, czekając i obserwując jego działania.

- Wiesz, jestem oburzony - oznajmił natomiast intruz, splatając ramiona na piersi i zbliżając się do posłania swojego partnera. - Tak wszyscy wychwalają pod niebiosa urodę i zaradność Hanguang-juna, a nie potrafi on zadbać, by nie było chłodno w pokojach jego gości.

Ciemne brwi zmarszczyły się odrobinę, lecz zanim ich właściciel zdążył powiedzieć, że Wuxian otrzymał pokój z większymi wygodami niż jego własny, Ying ukląkł tuż przed nim.

- Hej, Hanguang-jun - szepnął z uśmieszkiem błąkającym się na ustach. - Powinieneś zatroszczyć się o wygodę swego gościa.

Oboje wiedzieli, o co chodzi Patriarsze. Wangji potrzebował jednak chwili, by przełknąć zawstydzenie, zanim uniósł róg pościeli do góry.

Na ten sygnał czekał drugi mężczyzna. Wyrażając swoją aprobatę za pomocą jeszcze szerszego, uroczego uśmiechu, zsunął z nóg obuwie. Wsunął się na stworzone mu miejsce, bezwstydnie wtulając się w drugie ciało. I chociaż Lan Zhan z początku chciał skomentować tę jego śmiałość, w końcu odpuścił. Oparłszy głowę o białą poduszkę, wygodniej ułożył się w pościeli, niemo pozwalając Yingowi na wtulenie się w jego bok.

Właściwie... od kiedy ich relacja była aż tak... jawna? Zawstydzeniem napawała go myśl o tych wszystkich drobnych gestach między nimi, lecz z drugiej strony w życiu by nie chciał, by to uległo zmianie. Żarty i lekkie dokuczliwości były tylko urozmaiceniem wspólnie spędzanego czasu, za którymi tęsknił przez te wszystkie lata rozłąki. A pod tą całą powierzchownością znajdował się przyjemny komfort świadomości, że tak naprawdę każdy z nich ufał i był gotów oddać wszystko drugiemu.

Tak. Wangji byłby w stanie oddać wszystko temu problematycznemu, lecz wspaniałemu kultywatorowi, który teraz wtulał głowę w zagłębienie jego barku. Tak delikatnemu i silnemu równocześnie, tak dobremu, a skrzywdzonemu przez los...

Minimalny uśmiech ozdobił jego blade wargi, a duża dłoń odnalazła swoje idealne miejsce na łopatce Yinga. Ozdobione długimi rzęsami jasne oczy zamknęły się, a Lan Zhan usnął, czując, że trzyma swój najcenniejszy skarb w ramionach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro