Rozdział 1 - Powrót

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudził go zapach świeżo zaparzonej herbaty.

Wei Ying otworzył oczy. Docierał do nich blask zimowego poranka, chłodny, lecz przyjemny.

Kultywator równie dobrze mógłby teraz szybować wśród chmur, tak lekki się czuł. Z nieskrywaną przyjemnością przekręcił się na plecy i wbił spojrzenie w sufit jingshi. Rozkoszne ciepło, pachnąca pościel, miękkie łóżko, poczucie bezpieczeństwa... od jak dawna nie miał okazji spać w tak luksusowych warunkach? Jak dobrze, że jego podróż wreszcie dobiegła końca!

- Obudziłeś się, Seniorze Wei!

Miły dla ucha głos połaskotał jego uszy. Wyczuwał w nim szczerą, niewinną radość, która nie pozostawiała wątpliwości co do jego właściciela.

- Ah Yuan! - zawołał Ying, natychmiast podrywając się do siadu. Dokładnie w tamtej chwili chłopiec rzucił mu się na szyję, tak stęskniony, że zapomniał nawet o zwyczajowym ukłonie.

Objął nastolatka ramionami, pozwalając, by ten wtulił się w jego ciało. Od tak dawna go nie widział!

Wiedziony ciekawością, złapał młodego kultywatora za ramiona i odsunął delikatnie od siebie, by móc mu się przyjrzeć.

Wzruszenie chwyciło go za serce.

Tak dobrze pamiętał, jak kiedyś zakopał tego malucha w ziemi, udając, że sadzi rzodkiew. Pamiętał, jak szkrab nie dosięgał mu nawet do pasa i gdy chciał pokazać swoje uczucia, przytulał się do nóg - jedynej części ciała w zasięgu krótkich rączek. Pamiętał, jaką radochę miał chłopiec, gdy otrzymał prezent od Lan Zhana. Natychmiast go wtedy zaakceptował jako swojego drugiego opiekuna, wzbudzając w Yingu lekkie uczucie zazdrości...

Te miłe wspomnienia mieszały się z wizją starszego Sizhuiego, który już jako początkujący kultywator odznaczał się niezwykłym talentem i szlachetnym zachowaniem. Chociaż Wuxian nie zdawał sobie wtedy sprawy z tego, że ma przed oczami zaginionego Wen Yuana, nastolatek i tak wzbudził w nim szczerą sympatię.

Ale teraz? Ying był szczerze poruszony widokiem chłopca, który w przeciągu tych kilku lat tak bardzo dorósł.

Chociaż jego twarz jeszcze nie całkiem straciła swój dziecięcy wygląd, to widać było, że nabrała już bardziej męskich rysów. Błyszczące oczy, delikatny nos, wyraźniejsza linia szczęki... dopiero teraz do Weia dotarło, na ile lat zniknął z życia Sizhuiego.

Ying jednak odrzucił od siebie myśl o dorastającym chłopcu. Może i jest teraz przystojnym młodzieńcem, ale w jego oczach już zawsze będzie mu towarzyszył dziecięcy urok.

- Seniorze Wei, nawet Senior nie wie, jak bardzo się cieszę! - zawołał młodzieniec, kompletnie się nie przejmując zamyślonym wyrazem twarzy drugiego mężczyzny. Jego oblicze ozdobił uśmiech, a wtedy znów na chwilę zmienił się w małego chłopca. - Hanguang-jun powiedział mi dziś rano, że Senior w nocy wrócił do Zacisza Obłoków. Natychmiast tu przybiegłem! - opowiadał rozemocjonowany.

Jego słowa sprawiły, że Wuxian rozejrzał się po oblanym porannym słońcem pomieszczeniu. Na stoliku nieopodal łóżka stała taca ze śniadaniem. W powietrzu wirowała strużka pary, unoszącej się znad imbryka z herbatą.

Klan Lan budził się o piątej rano, za to Wei Ying zazwyczaj wstawał dopiero o dziewiątej. Nikt jednak nie znał go tak dobrze, jak Lan Wangji - nic więc dziwnego, że kazał przygotować posiłek tak, by był gotowy o odpowiedniej porze.

- Ah Yuan... gdzie jest Lan Zhan?

- A, Hanguang-jun jest zajęty, ale obiecał, że przyj...

- Tutaj jestem.

Wei natychmiast odwrócił głowę w kierunku znajomego głosu.

Do pomieszczenia akurat w tamtej chwili wkroczył jego właściciel, powiewając białą szatą. Wysokiej jakości materiał zdobiony był w wyszyty srebrną nicią motyw chmur.

Jego oczy natychmiast odnalazły te należące do Yinga. Błyszczało w nich coś niezwykłego. Wei uznał to za szczęście.

- Hanguang-jun! - ucieszył się Sizhui.

- Lan Zhan. - Usta Wuxiana rozciągnęły się w promiennym uśmiechu. Pięknym i szczerym.

- Wieczorem będę żegnać lidera sekty Zou - oznajmił Wangji, nie przestając się wpatrywać w mężczyznę w czarnej szacie, który usiadł na łóżku, by nie rozmawiać na stojąco. - Gdy opuszczą Zacisze Obłoków spotkaj się proszę ze mną przy jingshi. Oprócz tego, możesz oczywiście poruszać się po Zaciszu Obłoków wedle własnego uznania.

Ying wstał, po czym złożył ręce do ukłonu i delikatnie skłonił głowę przed Drugim Paniczem Lan. Na jego ustach błąkał się rozbawiony uśmieszek.

- Ależ oczywiście, jak Hanguang-jun sobie życzy - oznajmił z teatralną podniosłością w głosie.

- Sizhui. - Mężczyzna zignorował jego zaczepkę i zwrócił się do swego ucznia. - Chcę, byś towarzyszył mi przy odprawie lidera Zou.

- Oczywiście, Hanguang-jun. - Młodzieniec ukłonił się z gracją.

Wangji słysząc to, jeszcze raz spojrzał na Wei Yinga. W odpowiedzi na to ciepłe spojrzenie, Patriarcha tylko uśmiechnął się, co wystarczyło Lan Zhanowi. Mężczyzna odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia, za to Ah Yuan po szybkim pożegnaniu i ukłonie w stronę Wuxiana, ruszył za swoim mistrzem.

Wei Ying jednak nie był pewny co do jednej rzeczy.

- Lan Zhan! - zawołał, przez co mężczyzna w białej szacie zatrzymał się i odwrócił głowę w jego kierunku. - Czym ty się będziesz zajmował cały dzień?

- Seniorze. - Sizhui grzecznie się wtrącił, posyłając mężczyźnie lekki uśmiech. - Lider Sekty Zewu-jun chwilowo opuścił Zacisze, więc Hanguang-jun przejął wszystkie jego obowiązki.

Wuxian pokiwał głową ze zrozumieniem.

Mężczyźni opuścili pomieszczenie, a Wei Ying znów został sam. Tym razem jednak mu to nie przeszkadzało. Rzucił się na wygodne łoże, westchnął kilka razy z zadowoleniem, a potem usiadł do śniadania, tak szczęśliwy, jak nigdy w przeciągu ostatnich lat.


***

 

Cały dzień kręcił się po okolicy, wspominając dawne czasy i rozmawiając zarówno z uczniami w Zaciszu, jak i mieszkańcami Gusu. Próbował nowych przysmaków, porównywał przeszłość z teraźniejszością i dowiadywał się różnych ciekawostek. Z nich wszystkich najbardziej poruszyła go jedna: Lan Sizhui, już wcześniej doceniany za swoją szlachetność i umiejętności, teraz oficjalnie został uznany za naczelnego ucznia samego Hanguang-juna. Stało się oczywiste, że przezywany ,,Małym Nefrytem" kultywator jest przygotowywany do objęcia w przyszłości funkcji Lidera Sekty Lan.

Lecz chociaż w Zaciszu Obłoków spotkało go ciepłe przyjęcie, a ponowne zobaczenie znajomych twarzy z klanu Lan sprawiło mu dużo przyjemności, to jednak nie wszystko było takie, jakim Wei Ying by sobie tego życzył.

O nie, zdecydowanie nie.

Dlatego też gdy z nieba zniknęły ostatnie łuny zachodzącego słońca, Patriarcha Yilling otworzył drugi słój Uśmiechu Cesarza, po czym zaciągnął się jego delikatnym, wręcz szlachetnym zapachem.

Zarówno wyborny smak wina jak i miejsce jego spożywania budziły w nim wspomnienia. Gdy pierwszy raz spotkał Lan Zhana także miało to miejsce gdy siedział na dachu jednego z budynków Zacisza, popijając ten trunek...

Jak wiele wydarzyło się od tamtej pory! Jak wiele się zmieniło!

Chociaż niektóre rzeczy pozostały takie same. Zasady klanu GusuLan wciąż liczyły ponad cztery tysiące reguł. Co prawda i tak nie miał oporów przed ich łamaniem, lecz wciąż był zdania, że czyniły one z Zacisza nudne miejsce.

No właśnie. A dlaczego jemu teraz było nudno? Bo Lan Zhan nie przyszedł na umówione przez samego siebie spotkanie! Czy takie zachowanie przypadkiem także nie było wyryte jako niedozwolone na Ścianie Reguł?!

Wei WuXian przewrócił oczami. Z początku bawiło go to, że ktoś z Gusu się spóźnia, lecz powoli przestawało być to zabawne.

Dlaczego jeszcze go tu nie było? Ile jeszcze mogła zająć ta eskorta? Podobno mieli wyruszyć o zachodzie słońca, co jak by nie patrzeć było dość wczesną godziną jak na tę porę roku. A tu dochodziła chwila, w której klan Lan kładł się spać, a Wangjiego nie było!

Zresztą, spóźnienia doprawdy nie były typowe dla członków tej sekty. Czyżby coś się wydarzyło? Może Wei powinien pójść na poszukiwania i pomóc w razie czego?

Ale nie wyczuwał żadnej mrocznej energii. Zresztą, obecność jakiejkolwiek nikczemnej istoty w Zaciszu była wykluczona - ilość barier chroniących to miejsce powstrzymałaby nawet najpotężniejsze złe duchy. Teoretycznie nie było więc powodu do obaw.

- I do spóźnień - mruknął niezadowolony Wuxian, pociągając kolejny łyk Uśmiechu Cesarza.

- Spożywanie alkoholu jest zakazane w Zaciszu Obłoków.

Znajomy głos sprawił, że jego usta natychmiast rozciągnęły się w uśmiechu.

- Czy ty właśnie zażartowałeś? - spytał Wei Ying z niedowierzaniem, obracając się w stronę Lan Zhana. Mężczyzna stał na dachu zaledwie dwa metry dalej i wpatrywał się w niego z błyskiem w oczach. - A zresztą. Gdzie byłeś? Spóźnienia nie są w twoim stylu.

- Jeden z uczniów zemdlał w trakcie patrolu. - Wangji zmniejszył dystans między nimi, stając zaraz obok siedzącego Patriarchy. Ramię Wuxiana dotykało szat młodszego z Dwóch Neferytów. - Jego zachowanie wzbudziło podejrzenia i posłano po mnie.

- Ach tak? - mruknął Wei, nieprzekonany. - I co się z nim stało?

- Prawdopodobnie zwyczajnie zasłabł. Nie miał śladów interwencji jakiejkolwiek mrocznej energii.

- Dobrze dla niego. - Ying przewrócił oczami, unosząc słój alkoholu do ust. - Ale sprawił, że Mroczny Patriarcha Yilling musiał czekać. To z kolei nie wróży mu nic dobrego.

Zapadła chwilowa cisza. Wuxian jednak musiał przyznać, że nie była niekomfortowa, tak jak na początku ich relacji. On rozkoszował się winem, Lan Zhan wpatrywał w nocne, nieco zachmurzone niebo. Oboje czuli swoją obecność i to im wystarczyło.

Dopiero po chwili uczeń klanu Jiang zdecydował się przerwać to milczenie.

- Po co chciałeś się ze mną spotkać? - spytał, posyłając górującemu nad nim mężczyźnie zaciekawione spojrzenie.

Lan Zhan najpierw popatrzył mu w oczy, a potem odwrócił wzrok, jakby speszony. Rozbawiony Wuxian widząc tę reakcję wybuchł śmiechem, uderzając dłonią kilka razy w łydkę starszego kultywatora.

- Haha, tylko nie mów, że aż tak się za mną stęskniłeś! - zawołał, czym sprawił, że uszy Lan Zhana delikatnie poczerwieniały.

Wangji posłał mu znaczące spojrzenie, więc WuXian nieco się uspokoił. Mimo wszystko z jego ust nie schodził uśmiech, a delikatnie zmrużone oczy wciąż wlepione były w Hanguang-jun.

- Usiądziesz? - spytał.

Lan Zhan przez chwilę rozważał propozycję, po czym posłusznie usiadł obok Yinga, wcześniej odpowiednio układając fałdy szat. Pozwolił nawet, by Patriarcha oparł się o jego ramię.

- Wiesz... - zaczął drobniejszy mężczyzna, obracając słój wina w dłoniach. - Powróciłem do Zacisza Obłoków tak jak chciałeś, a ty odrzucasz mnie dla obowiązków. Czuję się doprawdy dotknięty i pokrzywdzony.

Młodszy z Dwóch Neferytów klanu Lan posłał mu poważne spojrzenie.

- Opiekuję się całą sektą - zauważył. - Mam obowiązki, których nie mogę zaniedbać.

Ying przewrócił oczami.

- Będziesz musiał mi to jakoś wynagrodzić. Może... - uśmiechnął się uwodzicielsko. - W naturze?

Wangji pokręcił głową z niedowierzaniem, odwracając wzrok. WuXian znów wybuchnął śmiechem.

- Sztywny jak zawsze - wydusił, po czym pociągnął zdrowy łyk Uśmiechu Cesarza. - Tylko żartowałem!

Znów zapadła cisza. Patriarcha uniósł wzrok, obserwując skąpaną w ciemności okolicę. Nawet mimo tego, że chmury na chwilę odsłoniły księżyc, jego nikły blask nie był w stanie rozproszyć mroku. Było spokojnie, a dzięki temu, że Pokój Milczenia znajdował się w pewnej odległości od innych zabudowań Zacisza, nikt nie zakłócał tego nocnego krajobrazu. Równie dobrze na świecie mogliby być tylko on i Lan Zhan.

Ying popatrzył na drugiego mężczyznę. Dzięki temu odkrył, że Hanguang-junwpatrywał się w niego przez cały ten czas. Czarne włosy jak zawsze spływały idealnymi falami na plecy, a srebrna ozdoba, która je utrzymywała, błyszczała delikatnie w nikłym świetle.

I wtedy dostrzegł, jak na ciemnych pasmach osadza się pierwsza biała drobina.

- Śnieg? - spytał jakby sam siebie, unosząc głowę w górę i wpatrując się w niebo. W powietrzu wirowały białe płatki, podskakując na podmuchach delikatnego wiatru i powoli osiadając na ich ramionach i włosach.

- Pierwszy tej zimy - powiedział cicho Lan Zhan, po czym machnął ręką. Przy błysku delikatnych iskier na jego kolanach pojawiła się cytra.

Ying z nieukrywanym zainteresowaniem przyglądał się, jak Wangji poprawia rękawy swojej szaty, po czym kładzie długie, zgrabne palce na strunach instrumentu.

Już po chwili do tańczących płatków śniegu dołączyły delikatne nuty, razem z nimi wirując na tle ciemnego nieba.

Wei Ying nie znał tej melodii. To zresztą nie była muzyka, która służyła kultywacji. To zwykła melodia, do której jednak Lan Zhan musiał przelać swą energię duchową, bo każdy dźwięk wydawał się niemal namacalny.

Wuxian usiadł wygodniej, po czym oparł głowę na ramieniu mężczyzny. Zaczęły docierać do niego zarówno wibracje i dźwięki muzyki, jak i ruchy napinających się i rozluźniających mięśni kultywatora. Zdawało mu się, że odczuwa utwór i muzyka równocześnie.

Sama melodia miała w sobie coś, co wprawiało go w radość, ale równocześnie przeszywało serce. Był szczęśliwy, a równocześnie miał ochotę płakać. Te skrajne emocje były wywołane przez to, że utwór, chociaż przyjemny dla ucha i wprawiający w dobry nastrój, skrywał w sobie nuty przepełnione czystą, bezgraniczną tęsknotą. Tęsknotą, która pochodziła wprost z serca Lan Zhana i wyrażała się przez muzykę.

Gdy cudowne dźwięki ucichły, a Lan Zhan płynnym ruchem nadgarstka sprawił, że cytra zniknęła, Wei Ying nie mógł już dłużej się powstrzymywać. Odstawił słój Uśmiechu Cesarza na w miarę poziomy odcinek dachu, po czym zwyczajnie wtulił się w ciepłe ciało Wangjiego, który spojrzał na niego, zdezorientowany.

- Ja też za tobą tęskniłem - wyznał tak cicho, że jego głos zapewne całkiem stłumiły białe szaty.

Delikatna dłoń pogłaskała go po włosach w uspokajającym geście, przy okazji strzepując z nich płatki śniegu.

- Tytuł utworu to Twój Powrót. - Kultywator zakręcił jeden z kosmyków spiętych w kucyk włosów Wuxiana wokół swojego palca. Za to Yingowi przed oczami stanęła wizja Lan Zhana, samotnego, oczekującego. Widział mężczyznę przy cytrze, ze smutną miną wpatrującego się w struny. Tak jak wtedy, gdy Wei był martwy, a Wangji na próżno szukał go za pomocą Duchowego Zapytania.

Rozumiał tęsknotę. Skąd jednak ta radość?

Czy... Lan Zhan wyobrażał sobie chwilę jego powrotu i cieszył się na jego ponowny widok?

- Chodźmy do środka - powiedział miękko Hanguang-jun, strząsając śnieg z ramion Wei Yinga. - Jest późno i coraz chłodniej.

- Masz rację - mruknął Patriarcha, przerywając uścisk i odsuwając się od mężczyzny. Na jego ustach gościł uśmiech.

Razem zeskoczyli z dachu, już pokrytego cienką warstwą białego puchu. Weszli do jingshi w przyjemnej ciszy, po czym Wangji zamknął wejście do budynku. Nawet jakiś czas później, gdy oboje już skryli się pod ciepłą pościelą, z szarych chmur nie przestał padać śnieg. Powoli i cicho zima malowała świat na biało, tworząc zimną, lecz piękną scenerię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro