Rozdział 13 || Wybuch Mocy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sik próbował podejrzeć naradę, którą prowadziła Kira z Organą. I to nie dlatego, że chciał mieć swoją dziewczynę na oku i pilnować, by jakiś Rebeliant nie podszedł za blisko, oczywiście, że nie. Jednak ktoś go zauważył i jasno dał mu do zrozumienia, że nie był tam mile widziany. Postanowił się przejść.

Nowa baza Rebelii została założona gdzieś w lesie na jednej z mniejszych planet na Zewnętrznych Rubieżach. Drzewa tam rosły wysokie i gęste i można było odnieść wrażenie, że stanowił barierę mroku dzielącą dzicz z tętniącym życiem lądowiskiem i koszarami. Mimo niechęci, coś go jednak ciągło, wśród drzew gdzieś tam było skupienie Mocy. Sik nie powinien się tak oddalać, by nie martwić Kiry lub tworzyć nowe plotki dla Sojuszu, ale nigdy nie umiał wygrać ze swoją ciekawością.

- Tylko zajrzę i zaraz wracam – szepnął pod nosem, przedzierając się przez pierwsze krzewy.

***

Przyjemne wibracje w ciągu kilku minut stały się drażniące i nieprzyjemne. Vader, on był blisko i to pewnie ze sporą obstawą. Jak on się tu znalazł? Sik nie miał pojęcia. Bardziej obchodziło go to, że baza Rebeliantów była naprawdę niedaleko i nikt tam pewnie sobie nie zdawał sprawy z obecności wroga. Sik miał dość uciekania, jeśli miał się rozprawić z bratem to tu i teraz.

Sik wyszedł zza drzew i zobaczył cały oddział szturmowców z Vaderem na czele. Jego brat miał wyłączony miecz w dłoni i z miną, jakby był pewny swojego zwycięstwa.

- Muszę ci podziękować – zaczął lord Sithów. – Zaprowadziłeś nas do bazy Rebelii.

- Zostaw ich w spokoju. To sprawa między tobą a mną.

- Od początku wiedziałem, że żyjesz. Myślisz, że zwiedziesz mnie jakimiś popisami na skuterze?

- Ale jakoś niezbyt się śpieszyłeś.

- Ach tak... - Vader obrócił miecz w dłoni. – Ta twoja cudna Blanck. Przypominasz mnie jeszcze kilka lat temu, zakochany, oddany swojej wybrance. To aż się prosi, żeby zaraz ci wbiła nóż w plecy.

Sik poczuł jak jego dłonie zacisnęły się w pięści, ale odpuścił. Szturmowcy zastrzelili, by go zanim zdołałby zrobić kilka kroków w kierunku Vadera.

- Słuchaj, nie wiem, co się stało między tobą a twoją ex i szczerze to mało mnie to obchodzi. Jestem szczęśliwy z kobietą, którą kocham, więc zamknij łaskawą pizdencję, pakuj manatki i wyjazd mi z układu.

- A, jak nie to, co?

- To znajdziesz się na Courscant w mniej niż trzy sekundy i to bez pomocy statku.

Vader westchnął, ale dalej zachowywał uśmiech. Sik był pewny, że ten zdecydowanie miał nierówno pod czupryną.

- Ty się nigdy nie zmienisz. Ciesz się, że Imperator chce ci dać jeszcze jedną szansę.

- Tak, to ty uściskaj go ode mnie i powiedz, żeby się walił.

- Nie wydaje mi się.

Sik powoli sięgnął po miecze od brata, gotowy do pojedynku. Vader pożałuje, że kiedykolwiek ich drogi się spotkały. Nagle nim szarpnęło i rękojeści dosłownie wyleciały mu z rąk, lecąc w kierunku brata. Sik w połowie drogi je złapał Mocą, próbując ponownie przyciągnąć do siebie.

- Po, co walczysz? – ciągnął Vader. – Oboje dobrze wiemy, kto tu jest lepszy w Mocy.

- A już na pewno w nudnym gderaniu.

Mimo zapierania z całych sił, Moc lekko ich odrzuciła, zwiększając dystans między nimi. Szturmowcy nawet nie drżeli, czekając na rozkazy lorda. Tymczasem wszystko zdawało się trząść: ziemia, kamienie, drzewa i liście drżały jak osiki. Gdzieś w oddali nawet rozległ się trzask pękającego drewna. Nagle miecze zaczęły dziwnie świecić aż w rękojeściach powstały pierwsze pęknięcia, które szybko się powiększały.

Wtedy wszystko się skończyło. Miecze eksplodowały i nagły wyrzut energii odepchnął wszystkich. Sik z impetem uderzył w popękane drzewo i zsunął się na ziemię, jęcząc z bólu. Głowa mu pękała, a cały świat zdawał się wirować i wypełniać wszystko irytującymi piskami. Sik z trudem dostrzegł Vadera, który szedł w jego stronę, ale nie miał nawet siły, żeby się podnieść. Marna resztka sił szybko się wyczerpała i po chwili była tylko głęboka ciemność.

***

Kira kończyła naradę, gdy nagle Rebeliant wbiegł do sali odpraw. Wyglądał na wystraszonego.

- Imperialni! Ich statki były blisko.

- Jak ,,były"? – spytał ktoś.

- Bo nagle coś wybuchło i odlecieli, jakby ich gonili. Może jakieś zwarcie było, nie mam pojęcia.

- Uformować szyki i ruszamy! – rozkazał Kira i cały pokój opróżnił się w zaledwie kilka minut.

***

- Chyba nieźle jebło – szepnął ktoś.

Miejsce, gdzie dostrzeżono statki wroga to była jakaś tragedia. Drzewa leżały połamane, krzewy wyrwane z korzeniami i liście leżące na ziemi. A w samym środku wypalona dziura i kawałki metalu.

- Żaden granat chyba nie ma takiej siły.

Kira podeszła bliżej centrum eksplozji i przyjrzała się odłamkom. Były dziwnie wąskie jak na bombę lub granat i miały kształt rurki. Kobieta nachyliła się i wtedy dostrzegła najważniejszy element. Dwa czerwone kryształy rozbite na setki małych kawałków. Wszystko się układało w jedną całość.

Kryształy i rurki, a raczej rękojeści, z czego ich liczba wskazywała, że musiały być dwie. Kira znała tylko jedną osobę, która miała taką broń.

- Imperialni porwali Sika.

***

Znowu krótszy rozdział, ale po prostu coraz bardziej się skupiam na szóstej części i kilka rozdziałów mam już nawet spisanych na papierze.

Ale praca na olimpiadę z polskiego sama też się nie napiszę, więc ja spadam może coś jeszcze napisać, ale nie wstawiać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro