Rozdział 13 || Czerwona ściana

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Our Last Hope – Nick Phoenix, Two Steps from Hell

(Perspektywa Nigreosa)

Padłem na kolana, kaszląc i chwytając się za obolałe gardło. Dooku stał nade mną patrząc ze spojrzeniem pełnym pogardy. Mam tyle szczęście, że jeszcze mnie nie zabił.

- Twierdzisz, że twoi rodzice w jakiś sposób dostali się na Gwiazdę Śmierci i to oni podłożyli ładunki?

- Tak – odparłem, charcząc.

- To cywile, jak mieliby dostać się w środek walki?

- N-nie mam pojęcia – skłamałem.

Dooku zerknął na mnie podejrzliwie. Chyba czuję, że ja coś wiem i mimo najnowszego programu doznałem kolejnej niestabilności systemu.

- Dobrze, normalnie zabiłbym cię od razu, ale jesteś jednym z moich najlepszych ludzi, a poza tym nasze siły są teraz uszczuplone, więc nie będziemy się osłabiać.

- Dziękuję – z trudem powstrzymuje sarkazm w głosie.

Skinąłem na Dooku głową i wyszedłem z centrum dowodzenia.

***

(Perspektywa Dooku)

Wodziłem za NS-127 wzrokiem, dopóki nie zniknął mi z oczu. Wiele się ostatnio zmieniło i nawet najbardziej oddany mi cyborg zaczyna się buntować. Nie bez powodu od początku upatrywałem w NS-127 swoją prawą rękę od śmierci generała Griveousa czy Ventress. On nie zdaje sobie z tego sprawy, ale od zawsze wyróżniał się wśród innych Nowych Nadziei i, gdy tylko został przywieziony przez droidy ściągnął moją uwagę. Był bystry, inteligentny, ambitny, lojalny, zawsze mnie zaskakiwał swoimi pomysłami i nieszablonowym podejściem. Lord Sidious też to w nim wyczuł, jeszcze zanim chłopak się pojawił. Moc w nim była silna, ale nieodkryta i trudna do kontrolowania. Gdyby go wziął na nauki sztuki Sithów to mógłby wtedy z łatwością mnie pokonać, więc nie mogłem do tego dopuścić.

Potem musiał się wtrącić Skywalker. Od początku wojen klonów wyczułem, że są braćmi, więc za wszelką cenę starałem się, żeby nigdy się nie spotkali lub, żeby nie przywiązywali do siebie dużej wagi. I tu musze przyznać, że zawiodłem. Uczucia Skywalkera do brata okazały się znacznie silniejsze niż sądziłem i zaczął przeciągać NS-127 na swoją stronę. Zmiana programu bazowego miała zapobiec ich sojuszowi i po wszystkim już byłem pewny, że jestem bezpieczny. On się jednak okazał równie niestabilnie emocjonalnie, co brat i jego bariery zaczynają pękać, a on sam staje się zagrożeniem dla spójności Nowych Nadziei. Jego bunt może stać się wirusem dla innych wojowników i te wszystkie lata poświęcone szkoleniom tych przybłęd pójdą na marne.

Dlatego to źródło trzeba poddać ostatecznemu testowi wierności Konfederacji, a jeśli tym razem zawiedzie to będę musiał wyeliminować wirusa od środka.

Wezwałem do siebie kilka droidów-komandosów.

- Pilnujcie modelu NS-127. Jeśli sprzeciwi się rozkazom w najbliższej misji, nie wahajcie się go natychmiastowo zneutralizować.

- Rozkaz, rozkaz.

***

(Perspektywa Nigreosa)

Im dłużej patrzę na Nowe Nadziej, to tym bardziej widzę, co oni nam zrobili. Wszyscy chodzą nienaturalnie wyprostowani, patrząc tylko przed siebie, nigdy na boki. Jeszcze sam taki byłem zaledwie kilka godzin temu.

Spojrzałem na swoje mechaniczne dłonie. Do ciała cyborga przyzwyczaiłem się już dawno, a poza tym już nie ma od niego odwrotu. Same części to nic takiego, najgorzej jest tym, że mój system zmusza je do tego, czego sam nigdy bym nie zrobił mając wolną wolę.

- Dio? Myślisz, że to wszystko będzie kiedyś tylko wspomnieniem?

- Trull bi du bip.

- Zawsze szukasz pozytywów, co? – z trudem powstrzymałem śmiech.

Wiele osób się śmiało z mojej relacji z Dio, że przyjaźnię się z maszyną. Tak to prawda, ale dla mnie Dio to coś więcej niż tylko droid na moje rozkazy. Jest dla mnie jak rodzina i to on jest mi najbliższy sercu. Zawsze mnie wspierał, mogłem podzielić się problemami i sekretami i, gdy myślałem, że cała galaktyka mnie nienawidzi to on był przy mnie. Nasza więź po prostu jest tak szczególna, że ciężko ją inaczej opisać. Nie wiem, co bym bez niego zrobił.

- Dio? Dziękuję, za wszystko.

- Bi blip.

Dio zajął miejsce na plecach, a ja zamknąłem oczy. Znowu widziałem tą czerwoną ścianę, oglądanie jej stało się jakimś moim nawykiem od wybuchu Gwiazdy Śmierci. Od czasu, gdy ostatni raz ją widziałem pojawiło się kilka nowych pęknięć, a rozkaz zabicia Skywalker już całkiem zniknął. Mam wrażenie, że ta bariera zaraz pęknie, ale co będzie potem? Niby nie mam jej jakoś długo, ale, co będzie po jej drugiej stronie? To, co było przed jej pojawieniem czy coś zupełnie innego? Ech... wyobraźnia mi pracuje na pełnych obrotach.

Czasem mam wrażenie, że widzę za ścianą Skywalkera, który wyciąga do mnie dłoń i przykłada do bariery. Wtedy sam podnoszę swoją i przykładam na to miejsce. Nie czuję jej, ale zawsze odczuwam radość na sam widok brata (heh, jeszcze nie umiem się przyzwyczaić do tego słowa). Brat... fajne, nie wiem, co w sumie oznacza, ale lubię je.

Tylko... on nie wie, że jestem cyborgiem. Może raz go zeskanowałem, ale ludzkie oko nie dostrzega tego. Poza tym nigdy nie widział mnie jak wyłączałem skórę i pewnie myśli, że moje poprzednie zachowanie było spowodowane manipulacjami Dooku. Okej, jest w tym trochę prawdy, ale bądźmy szczerzy, że P-03 też zrobił swoje, a może nawet i więcej. Jeśli to się skończy, bo w głębi serca czuję, że tak będzie, to powinienem się przed nim ujawnić? Raczej tak, to moja rodzina, ale nie mam pojęcia, jak oni to przyjmą. Protezy pojedynczych kończyn to dla Republiki coś normalnego, ale ludzie ze skanami w oczach, programami jak u droidów, silniejsi, mocniejsi, szybsi, do tego jeszcze dochodzi nasze przeszłość Separatystów. Nie będą się nas bać i spychać na marginesy? To prawdopodobne.

Okej Nigreos, spokojnie. Stres tylko ci zaszkodzi. Chociaż raz spróbuj myśleć optymistycznie. Tylko, co jeśli Republika będzie jeszcze surowsza i każą nas od razu rozstrzelać lub skrócić o głowy? Albo wygnać na zadupia? Ugh, ogarnij się!

- Skywalker, nawet nie wiesz, ile chciałbym ci powiedzieć...

Otworzyłem oczy i wtedy zobaczyłem Crisi i Telna. Od czasu wszczepienia P-03 ani razu ze sobą nie rozmawialiśmy. Może uda mi się ich jakoś nawrócić lub przekonać, że jesteśmy po złej stronie?

- Zaczekajcie! – krzyknąłem, podbiegając do nich.

Odwrócili się do mnie, ale mieli hełmy, więc nie widziałem ich twarzy.

- O, co chodzi NS-127? – w głos Crisi wkradła się nieprzyjemna dla uszu mechaniczność.

- Dobra, nie wiem czy ci Crisi i Teln, których znałem mnie słyszą, ale zastanówcie się. Co jeśli walczymy po złej stronie i jesteśmy tylko marionetkami w rękach Dooku?

Prawa ręka zaczynała mnie dziwnie swędzieć.

- Mówisz irracjonalnie NS-127. Powinieneś się zgłosić do serwisu – głos Telna również mnie niepokoił.

- Ja wiem, że tam jesteście! Posłuchajcie, jeszcze możemy coś zrobić. Skrzyknijmy wszystkich i razem przeciwstawmy się Dooku. Czuję to całym sobą.

- ,,Czujesz"? Jesteśmy cyborgami NS-127, my nic nie czujemy.

Wtedy ręka mnie zabolała i ostrożnie ją przybliżyłem do twarzy. Co jest... szara obudowa i ciemne przewody nagle zrobiły się białe! Co się dzieje?!

- Powiadomię serwis – Crisi sięgała do komunikatora.

- Nie! – złapałem ją ,,nową" ręką za przedramię.

Widziałem wszystko je oczami, jej wspomnienia. Pierwsze spotkanie, wspólne szkolenia, czasy bycia ledwie kadetem, nasz krótki związek i wygłupy (od razu mówię, że między nami nie było żadnego zbliżenia w wiadomym znaczeniu!), rozstanie, jej przytłumione słowa, gdy w samotności wyznawała mi miłość, zniszczenie Erabany, a potem wszczepienie jej P-03, nie chciała tego tak samo jak ja, ale droidy ją przytrzymały i Dooku zrobił to samo, co mi. Czułem te emocję, jakbym był nią! To szczęście, radość, śmiech, odrzucenie, zrozumienie, strach i... nicość. Przez chwilę nawet miałem wrażenie, że jestem nią. Wtedy poczułem silny ładunek elektryczny, który powalił mnie na kolana, a Crisi odesłał kilka metrów dalej.

Spojrzałem na rękę, sztuczna skóra sama zaczęła ją nakrywać.

Podniosłem wzrok na Telna, ale ten złapał mnie za kołnierz i lekko podniósł do góry, że stałem na palcach. Żałuję, że nie widzę jego twarzy przez hełm.

- Powinieneś zostać zniszczony już dawno NS-127. Hrabia jednak kategorycznie zabronił cię uszkadzać, ale jestem pewien, że później osobiście przyjrzy się twojej usterce i odpowiesz, że podżeganie do buntu.

Dio wystrzelił i szarpnął ubranie Telna, zmuszając, żeby mnie puścił. Skinąłem na droida i patrzyłem, jak Teln pomagał Crisi wstać, po czym oboje zniknęli w najbliższym korytarzu. Znowu zerknąłem na swoją rękę. Co się ze mną dzieje?

Zamknąłem oczy i znowu ujrzałem ścianę. Zaczynała się rozpadać.

***

Main Title and The Attack on the Jakku Village – John Williams

(Perspektywa Nigreosa)

Jakiś czas później, wepchnęli mnie do transportowca, wcisnęli karabin do rąk i kazali strzelać, gdy tylko trap się otworzy. Nawet nie miałem czasu zadać, chociaż jednego pytania. Mam, co do tego złe przeczucia.

Poziom stresu: 80%

***

Potrzebowałem wsparcia brata, rozpaczliwie. A nawet nie mogłem go wyczuć w Mocy. On był już chyba moją ostatnią nadzieją w tym wszystkim. Tym bardziej w chwili, gdy usłyszałem pierwsze komunikaty o misji – jakaś zapuszczona planeta, której nazwy nie podano, miało być nową lokacją bazy na wzór tej z Erabany. Mieliśmy zrównać z ziemią jakąś opuszczoną wioskę i przepędzić z niej szabrowników czy innych mrocznych typów. Niby nic, ale wyczuwam w ty planie szaleństwo i rozpaczliwy ratunek przed upadkiem Separatystów.

Próbowałem myśleć, że wszystko powinno iść już ku lepszemu, że po obaleniu separatystycznego reżimu wszyscy odzyskamy wolność. Trudne może jednak być przekonanie innych, że Republika może nam pomóc i, że będziemy mogli podejmować własne decyzje. Sam mogę powiedzieć, że to jest jeszcze dla mnie trudne oraz, że myślenie samemu w pryzmacie lat wykonywania rozkazów może być ciężkie. Ja chcę już tylko wierzyć, że będzie lepiej.

Lecąc transportowcem nikt nic nie mówi. Dla wszystkich to zadanie miało być proste i nieskomplikowane, ale, znając brutalność treningów, wykonane z okrutną skutecznością. Kilka osób na pokładzie kończyli wykonywać podstawowe procedury, ale nawet nie wpatrywali się w towarzyszy. Bardziej ich interesowało, żeby broń wypaliła. Rety... swoje najlepsze lata marnuje na taki bzdety. Skywalker, gdzie ty jesteś? Jak tak to byłeś jak cień i wrzód, a, gdy cię potrzebuję to po tobie ani widu, ani słychu.

Spokój zakłócały jedynie piski Dio oraz szumy silników. Nie szarpało, już dawno wlecieliśmy w atmosferę planety.

Wtedy z głośników dobiegł głos komputera:

- Przygotować się do ataku!

Ataku?

Nikt nie drgnął, poza moimi dłońmi, które trzęsły się jak cholera. Po chwili szarpnęło przy lądowaniu, a trap zaczął się powoli otwierać z cichym szumem.

***

Wioska była mała, ale tętniła życiem, które teraz zamarło w bezruchu. Dzieci patrzyły na nas ze strachem w oczach i zaczęły biec do domów, piszcząc ze strachu. To nie była opuszczona wioska, a normalna osada z cywilami.

Kurwa! Mogłem to przewidzieć, że Dooku dalej będzie kłamał jak najęty. Wtedy Nowe Nadzieje ruszyły do ataku...

***

Wyszedłem ze statku, ale nawet nie myślałem o tym, żeby strzelać. To byli tylko cywile, którzy nic nie zrobili, a my mieliśmy ich powybijać jak zwierzęta? To jest chore! Szybko ukryłem się za jednym z chat pod pretekstem szukania dobrego miejsca do ostrzału, ale tak naprawdę gorączkowo myślałem, jak się wydostać z tego sajgonu.

Uzbrojeni wieśniacy, zdeterminowani, próbowali stawiać opór pozostałym. Mimo to niewiele mogli zrobić w starciu z wyszkoloną jednostką i przeważającą ich liczbą droidów bojowych. Mieszkańcy szybko zostali zmuszeni do wycofania lub kapitulacji. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, było już po wszystkim. Tłumy przerażonych mężczyzn, kobiet i dzieci zostały upchnięte w ciasną grupkę w samym centrum wioski. Rozumiem działanie P-03, ale naprawdę żaden z nich nie ma już własnego rozumu i strach używa jako broni dorównującej blasterowi? Może zdołam się jeszcze schować w jednej z opuszczonych chat i na prędce wymyśleć jakiś plan lub spróbować wezwać pomoc?

Nagle poczułem jak coś mnie łapie za ramię i wyciąga z ukrycia. Podnoszę głowę do góry i widzę jednego z droidów taktycznych. Kurde.

- NS-127, staw się w szeregu.

Podniosłem blaster, a droid wręcz wepchnął mnie w lukę między Nowymi Nadziejami. Zerknąłem na wszystkich, bez wahania szykowali broń do strzału. Na wzniesieniu centralnie przede mną stał Dooku. Bez pomocy podzespołów wiedziałem, że patrzył prosto na mnie. Żeby nie wzbudzać jego podejrzeń, zająłem się swoją bronią, ale byłem pewny, że nie strzelę. Nie zrobię tego.

- Na moją komendę – droid taktyczny podniósł rękę do góry. – Cel – wszyscy zajęliśmy pozycję, mieszkańcy pisnęli i wtulali się w siebie.

Wtedy ujrzałem czerwoną ścianę.

***

Time to Decide – Markus – John Paesano

Ściana była w tragicznym stanie, cała pokryta głębokimi rysami, a wiele odłamków leżało już na ziemi. To czas decyzji, zastrzelę tych wieśniaków i stanę się potworem lub odmówię i zostanę zniszczony lub zdezaktywowany. Zacisnąłem zęby i, nie przejmując się jak to może wyglądać z boku, rzuciłem się na ścianę. Waliłem w nią pięściami, kopałem, drapałem i napierałem z całej siły, jak na tak mocno zniszczoną stawiała jeszcze opór. Wydałem z siebie jakiś krzyk i znowu uderzyłam pięściami. Ściana się rozpadła na setki tysięcy kawałków.

Rozejrzałem się. Świat nagle przestał wydawać się zamknięty i skupiony na celach moich zadań, był pełen możliwości i wyborów. Wszystko przestało być czarno-białe i reszta nabierała kolorów. Spojrzałem na dłonie, brzemię przymusu zabijania i trzymania broni odeszło daleko. To mój czas.

- WYSTARCZY! – wrzasnąłem, rzucając blaster na ziemię.

Dooku skrzywił się i zeskoczył ze wzniesienia. Dzięki Mocy swobodnie spadł na ziemie i zatrzymał się kilka metrów ode mnie. W dłoni trzymał urządzenie przypominające datapada, ale to było szersze.

- Bierz broń NS-127. Otrzymałeś rozkaz.

- Nie – po raz pierwszy od dawna powiedziałem to słowo.

- Co?!

- Mówię, że nie.

- Wiesz, co to znaczy – Dooku zbliżył palec do jakiegoś przycisku.

Zamknąłem oczy. Przynajmniej nie skończę ze świadomością, że zabijałem bezbronnych cywilów. Sekundy mijały, nic się nie działo, potem minuty, dalej nic. Już po wszystkim? Cóż, dezaktywacja jednak nie jest tak straszna, jak nam mówili. Coś jest jednak nie tak.

Uchyliłem powieki, dalej byłem w tej wiosce, żyłem. Nowe Nadzieje i droidy patrzyły to na mnie, to na Dooku, który uparcie coś wciskał na urządzeniu. Nic się jednak nie działo. Sięgnąłem po Moc, wyrwałem mu to coś i przyciągnąłem do siebie. Na ekranie wyświetlał się mój model i czarny przycisk podpisany jako ,,DEZAKTYWUJ". Złapałem za miecz i bez wahania zniszczyłem urządzenie.

Uśmiechnąłem się zadziornie, gdy poczułem mrowienie w ręce. Zdjąłem rękawice i znowu ukazał się nowa ręka. Crisi i Teln stali blisko mnie, wciąż trzymając blastery w gotowości. Podbiegłem do nich i najpierw złapałem przedramię dziewczyny.

- Obudź się!

Dziewczyna zadrżała i wypuściła broń, po czym złapałem Telna. Znowu krzyknąłem i też zareagował.

- Nigreos? Co się dzieje? – spytała zdezorientowana Crisi.

- Przełamałem wasze ściany, później wyjaśnię.

Odwróciłem się na pięcie i spojrzałem prosto na Dooku, który po raz pierwszy w życiu nie ukrywał zaskoczenia.

- Skończyła się zabawa Hrabio. Nie jestem już twoją zabawką.

Dooku szybko odzyskał swoją powagę.

- Naprawdę? I myślisz, że ty i twoich dwóch przyjaciół nas pokonacie. Jest nas zdecydowanie więcej.

- Cóż, a ja gdzieś usłyszałem, że przewaga liczebna nie świadczy o zwycięstwie. Zresztą, kto powiedział, że ma być nas tylko trójka?

Złapałem najbliżej stojącą mnie Nową Nadzieję. Tak jak w przypadku Crisi i Telna, zauważyłem ścianę, a za nią Winda. Zniszczyłem ją.

- Obudź się!

Zadrżał, spojrzał na cywilów i wyrzucił broń. Ja zaczęłam biegać między wszystkimi i przełamywałem ich blokady. To było takie proste i każde wyzwolenie budziło we mnie ekscytację.

- Obudź się!

Dooku mógł tylko bezradnie się przyglądać.

- Nie, nie, nie! – krzyczał, odpalając miecz, ale po raz pierwszy wyglądał na bezradnego.

Gdy skończyłem, wspiąłem się na kilka skrzyń i uniosłem rękę do góry. Wszystkie Nowe Nadzieje patrzyły na mnie zdezorientowane, a Crisi i Teln próbowali ich jakoś uspokajać, chociaż sami chyba jeszcze nie wiedzieli, co się dzieje.

- Nie jesteśmy tylko na posługi, skazane na dezaktywację, gdy zawodzimy! – krzyknąłem pewny swego. – Ja miałem być wyłączony i , co? Dalej tu jestem! Ja, Nigreos, NS-127, cyborg z wolną wolą i własnym zdaniem! Jeszcze możemy to naprawić! Pomogę przełamać barierę każdego, kto tylko o to poprosi. Po wyzwoleniu dezaktywacja nie działa, teraz to wiem.

Nowe Nadzieje patrzył się przez chwilę na siebie, ale nie musiałem długo czekać na odpowiedzi.

- Masz moją pomoc – powiedziała Crisi.

- Może na mnie liczyć stary – dodał Teln.

- Jesteśmy z tobą Nigreos! – krzyknęło kilka osób.

- Tak!

Coraz więcej osób podchodziło do mnie i krzyczało moje imię i, że jest ze mną. Mój system naliczył ich ponad sześćdziesięciu! Niektórzy jeszcze stali i trzymali blastery, oni nie chcieli, ale to była ich decyzja.

Nagle zobaczyłem, że Dooku zbliżał się z włączonym mieczem na jednego z naszych. Strzeliłem z blastera przed jego stopy i zmusiłem do zrobienia kilku kroków do tyłu.

- Nawet o tym nie myśl staruszku – już nie boję się tego, co mówię. – Wszyscy za mną!

Zanim ktokolwiek inny zdołał coś powiedzieć, zabraliśmy kilka transportowców i ruszyliśmy na jedną z fregat.

***

Hey Brother – Avicii

- Co?! Chcesz zajumać cały okręt?! – krzyknął ktoś.

- Tak – odparłem beztrosko. – Okręt będzie praktyczniejszy niż transportowce. Więc plan jest taki wchodzimy, załatwiamy droidy, bierzemy stery i spierdalamy z układu.

- To szaleństwo! – jęknęła Crisi.

- Od teraz szaleństwo to będzie mój chleb powszedni kochana. Przygotować się!

Dosłownie wpadliśmy do hangarów i od razu rozpoczęła się walka. Droidy były tak zaskoczone naszym atakiem, że dosyć łatwo je wyparliśmy i rozwaliliśmy na części. Nasze starcie skończyło się tak szybko jak się zaczęło.

- Gdzie skaczemy? – spytała Crisi, gdy szliśmy do sterowni.

- Najpierw musimy opuścić układ, to nasz priorytet. Wyskoczymy w bardziej oddalone miejsce i tam nadamy wiadomość z prośbą o pomoc. Potem ukryjemy się w jakimś polu asteroid i spróbujemy wymyśleć, gdzie się schować, dopóki wszystko nie ucichnie.

- Wszystko pięknie, ale jaka prośba o pomoc? – spytał Teln.

- Potrzebujemy pomocy Republiki, sami przeciwko Separatystom nie damy rady na dłuższą metę. Działamy.

Dałem znak Windowi, który zajął się hipernapędem i wskoczyliśmy w nadświetlną.

***

Dobra, wcześniej byłem pewny, ale nerwy też mi chyba zaczęły się powoli udzielać. Jako, że ja to wszystko zacząłem to też ja miałem nagrać wiadomość. Świadomość, że mój brat prawdopodobnie ją zobaczy, wywołuje we mnie gęsią skórkę. Ufam mu i wierzę, że będzie chciał pomóc, ale sam raczej nie da rady przekonać całej Republiki, że mamy czyste intencje i po prostu chcemy być wolni i bezpieczni.

- Uda mi się nadać transmisję na Krążowniki i kilka stacji, ale będziesz musiał się sprężać, zanim nas wyrzuci – powiedziała Crisi, wpisując dane do holoprojektora.

- Poczekaj – położyłem dłoń na panelu i wyobraziłem sobie Świątynię Jedi, którą widziałem na Courscant. – Zaczynamy.

***

(Perspektywa Anakina)

W samym środku narady nagle zaczęła się jakaś transmisja. Ktoś po drugiej stronie chyba usilnie chciał się skontaktować z Radą, ale to nie wyglądało na nikogo z Zakonu.

- Niech ktoś sprawdzi łączność – powiedział Obi Wan.

Wtedy transmisja nabierała ostrości i zobaczyłem postać nie kogo innego, jak swojego brata.

- Czekajcie!

Nigreos chrząknął i niepewnie się rozglądał. Zauważyłem, że lekko drżał.

- Tutaj Nigreos, BYŁA Nowa Nadzieja Separatystów i tymczasowy przywódca buntu przeciwko Hrabiemu Dooku. Ja i sześćdziesięciu jeden naszych prosi Republikę o pomoc w całkowitym wyzwoleniu się spod Separatystów. Poddajemy się wam całkowicie i naprawdę prosimy o pomoc, nie, błagamy o pomoc. Prosimy o odpowiedź.

Transmisja została przerwana i wszyscy spojrzeliśmy na siebie.

- Nie wyczułem od niego kłamstwa – powiedział Obi Wan.

- Ani ja. Odpowiedzmy, że wysyłamy im wsparcie i zaopatrzenie – powiedziałem odruchowo.

- Wybacz Mistrzu Skywalker, ale to Senat musi podjąć taką decyzję – dodał Mistrz Windu. – A on może nie być taki chętny do pomocy po inicjatywach Nowych Nadziei.

- Ale musimy im pomóc, bo inaczej... zginą.

Wszyscy skinęli na siebie głowami, a ja z trudem kryłem uśmiech. Rada po raz pierwszy od dawna tak szybko się w czymś zgadzała. To postanowione: kierujemy wniosek do Senatu. A Nigreos? Nie wierzę, że tak szybko po zniszczeniu Gwiazdy przejrzał na oczy i jeszcze stanął na czele powstania. Jestem z niego dumny.

***

Trochę optymizmu towarzysze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro