Rozdział 22 || Mechaniczna dziewczyna

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Departing Courscant – John Williams

(Perspektywa Anakina)

Nareszcie! Po wielu moich naleganiach, Rada w końcu przystała na współpracę z Brygadą. Dzisiaj mamy mieć spotkanie z jednym z jej przedstawicieli, a wkrótce może nawet pierwszą akcję.

- To dla nas zaszczyt, że możemy pracować z Jedi – powiedział jakiś profesorek w klasycznym, białym fartuchu. – Nazywam się Krein Taxon i to ja mam przedstawić szczegóły naszej współpracy.

Spojrzałem na tego faceta krytycznym okiem. Był niewiele niższy ode mnie, ale swoją sylwetką nawet trochę nie przypominał tych masywnych żołnierzy, którzy są wręcz wizytówką Brygady. Tak szczerze to wątpię, żeby w ogóle umiał długo utrzymać większy karabin.

- A czym pan się zajmuje? – spytał Obi Wan.

- Cóż, ja i mój zespół zajmujemy się ,,techniczną" stroną Brygady, ulepszanie broni, zbroi, tworzenie taktyk oraz badaniem i przesłuchiwaniem niektórych wyłapanych modeli. Chciałbym tylko spytać czy jest ktoś, kto mógłby podać dodatkowe informacje? Nie ukrywam, że nawet najdrobniejszy szczegół może nam bardzo pomóc.

- Brat Mistrza Skywalker – Mistrz Windu wskazał na mnie – był Nową Nadzieją, z których cyborgi się wywodzą. Co prawda, na początku powiedział, że nic nie wie w tej sprawie, ale myślę, że warto, by go było jeszcze raz przesłuchać.

Przewróciłem tylko oczami, bo wiedziałem, że protesty nic, by nie dały.

***

Nic Tu Po Mnie – Michał Szczygieł

(Perspektywa Sika)

Zawsze będę zwolennikiem zimnych prysznicy. Uwielbiam to uczucie wody spływającej mi po ciele, to przyjemnie napędza. Ciepło lubię jedynie w długich kąpielach i jeszcze jak ktoś masuje twój kark, hehe...

I wiem, jak to dziwnie zabrzmi, ale lubię sobie wtedy pośpiewać pod nosem, nawet jeśli mój talent wokalny pozostawia wiele do życzenia (chociaż Padme mówi, że głos mam jednak niezły). Tak...

Telefon dręczy mnie
Jest jakoś po pierwszej
Nie słyszę nic, nic
Kiedyś mi przejdzie
Tak niebezpiecznie dziś
Nie czuję siebie, siebie
Chcesz mówić mi jak żyć
Przepraszam nie chcę, nie chcę.

Nagle usłyszałem dzwonienie komunikatora i zakręciłem wodę, szybko włączając skórę (zawsze ją wyłączam, gdy się myje). Wychyliłem się z kabiny i odebrałem.

- Tak?

- Sik – powiedział głos Anakina po drugiej stronie. – Ogarniesz się w ciągu pół godziny?

Spojrzałem w dół.

- Eee... Tak?

- Dobra, jak będziesz gotowy to biegnij na dół. Podjedzie do ciebie jeden facet, który przedstawi Krein Taxon, pojedziesz z nim.

- Po, co?

- To facet z Brygady. Chce cię przesłuchać w ich siedzibie.

O mało się nie przewróciłem i nie upuściłem urządzenia. Ja, cyborg, mam jechać do siedziby ludzi, którzy polują na takich jak ja? To jak wejście do brzucha bestii czy jakoś tak! No dobra, niby nikt jeszcze nie wie, że nim jestem, ale tam są specjaliście i jak mnie wykryją to już mogę sobie kopać grób.

- Sik? Jesteś tam?

- T-tak. Jestem. Przecież wszyscy wiedzą, że nie umiem pomóc.

- No tak, ale znasz Windu. To on ciebie zasugerował.

- Czy po prostu nie mam wyboru. Tak?

- Tak.

- Dobra, ubiorę się i schodzę.

Ubrałem się w to samo, co na rocznicę, ale zamiast napierśnika założyłem zwykłą kurtkę. Przez myśl mi też przemknęło, żebym zabrał miecze lub blastery, ale zrezygnowałem. Z bronią mogę tylko wywołać czyjeś podejrzenia i jedynie spokój może mi teraz pomóc.

Zjechałem windą w dół, a w śmigaczu czekał na mnie jakiś facet. Na mój widok, wskazał na siedzenie obok niego, więc po prostu wsiadłem bez słowa.

***

The Interrogation – Connor – Nima Fakhrara

Przez całą drogę nikt się nie odzywał i zatrzymaliśmy przed siedzibą Brygady. Na widok budynku aż odmówiłem sobie dawno zapomniane modlitwy. Cały był czarny lub ciemnoszary, a na ścianach zauważyłem czerwono – granatowe ślady, coś mi mówi, że to nie jest farba. A jeśli kiedykolwiek miałbym opisywać swoją wizję przejścia do piekła to wyglądałby dokładnie tak.

- Proszę za mną – powiedział Taxon.

Weszliśmy do skromnej recepcji i doktorek pokazał swoją legitymacje babce po drugiej stronie biurka.

- Jest ze mną – machnął na mnie ręką.

Kobieta coś jęknęła i wyciągnęła spod biurka przeźroczyste pudło.

- Broń i zawartość kieszeni proszę schować tutaj.

Huh, chyba dobrze, że jednak nie zabrałem mieczy. Odłożyłem do środka komunikator, mój nożyk, jakieś chusteczki i klucze do apartamentu. Dio wyjrzał znad mojego ramienia.

- Droid – burknęła kobieta.

Zerknąłem na Dio, a on na mnie.

- Co z nim?

- Wszelkie droidy mają kategoryczny zakaz wstępu do dalszej części siedziby. Musi zostać tutaj.

Skinąłem na Dio i, burcząc z niezadowolenia, wleciał do pudła. Nie cierpi, jak ktoś go traktuje jak rzecz i w pełni się z nim zgadzam. Może i jest maszyną, ale to o niczym nie świadczy.

- Wrócę, obiecuję – rzuciłem do niego i ruszyłem dalej.

Przeszliśmy przez jakieś centrum, gdzie roiło się od mężczyzn i kobiet w fartuchach oraz kilku żołnierzy. Mocy, z tak bliska wyglądają na jeszcze większych.

Taxon skierował nas do korytarza wyłożonego białymi kafelkami. Ostre światło z góry już mnie przyprawiało o ból głowy. Poza tym, moją uwagę przykuwało mnóstwo plakatów przeciwko cyborgom, ale jakoś też mnie nie zdziwiły. Tylko, czemu już tylko będąc tutaj, czuję się jak zdrajca?

- Proszę tutaj – Taxon przyłożył legitymację do czytnika przy drzwiach.

Wpuścił mnie przodem do szarego pokoju z prostym stołem pośrodku i dwoma krzesłami. Usiadłem na tym ustawionym nieco dalej, a zaraz potem Taxon, krzyżując palce dłoni.

- Dobrze – zaczął. – Na samym początku sprawy powiedział pan, że projekt cyborgów był trzymany w ścisłej tajemnicy. Niech się pan jednak zastanowi, może teraz coś się panu przypomina?

Facet wyglądał na mądrego, więc może przejrzeć kłamstwo. Nie zamierzam jednak nikogo zdradzać. A może... powiem to i owo, ale bez konkretów?

- Cóż, to, co wiem na pewno, że to Lord Sidious wymyślił te projekt, jak i Nowych Nadziei. A Hrabia Dooku miał go tylko kontrolować.

Taxon wszystko notował.

- Dobrze, a wiesz może jak wyglądał ,,nabór"?

- Nie bardzo. Chyba Sidious sam wybierał kandydatów, a po jego śmierci zajął się tym Dooku.

- Yhm. Cyborgi są jednak różne, co na to powiesz?

- Może sami sobie wybierali części? Nie jestem pewny.

- A może sam znasz kilka cyborgów?

Szlag.

- Nie – pokręciłem przecząco głową. – Był zakaz chwalenia się operacją, a zresztą oddzielano ich do osobnych grup i kontakty zostały ograniczone do minimum, wręcz wcale. Zresztą, większość z nich znałem tylko z widzenia i może tylko czasem zamieniliśmy z dwa-trzy zdania. Nie wiem czy umiem bardziej pomóc.

- Rozumiem, ale może coś z tego wyciągniemy. I jeszcze jedno. Wczoraj wieczorem zgłoszono kolejny przypadek: morderstwo.

Zadrżałem. Morderstwo? Myślałem, że te incydenty kończyły się, co najwyżej na bójkach.

- Na miejscu znaleźliśmy ślady Blookrium pozostawione prawdopodobnie podczas walki mordercy z ofiarą.

- Ta krew cyborgów, tak? Słyszałem o tym. Ale chyba jest pospolita i nie może posłużyć jako dowód na znalezienie sprawcy.

- Racja, ale ja nie o tym. Na ciele znaleźliśmy nacięcia ułożone w napis: NS-127.

Mój numer? Co?

- Najlepsze, czy też najgorsze, że ten napis powtórzył się kilkukrotnie. Znaleźliśmy go również w innych miejscach, ale były to z reguły zapiski na karteczkach czy graffiti. Zauważyliśmy, że ten numer układa się w ten sam sposób jak numery nadawane cyborgom, więc NS-127 musi być jednym z nich, ale z niewiadomych przyczyn jest traktowany jak bóstwo czy coś. Wiesz coś o tym, a może najlepiej znasz jego tożsamość?

Mocy kochana, w oczach innych jestem jakimś kurwa Bogiem, że rysują lub wycinają na ciałach mój numer? To jest chore, chociaż... intrygujące równocześnie. Owszem, byłem jedną z najlepszych Nowych Nadziei, ale nie czułem się jakoś wyróżniany. Mówiąc o tych znakach, sam mnie zaskoczył.

- Dobrze, nie mam więcej pytań.

Do pokoju wszedł jeden z żołnierzy. Znowu mnie przeszedł dreszcz.

- Zaprowadzi pana do recepcji, gdzie odbierze pan swoje rzeczy.

- Dobrze, dziękuje.

***

Dio niecierpliwie na mnie czekał i na mój widok pisnął i rzucił na mnie. Szybko odebrałem swoje i wyszedłem. Rety, jest już wieczór? Przecież jak wchodziłem było jeszcze jasno, a przesłuchanie nie wydawało się takie długie.

- Tri di brill du?

- Chyba tak – wyciągnąłem komunikator, żeby zadzwonić do Anakina, ale... nie wcisnąłem jednak przycisku. – Noc jest jeszcze młoda. Ja bym nie miał nic przeciwko małemu wyjściu do jakiegoś klubu.

- Trill ti trip?

- Daj spokój Dio. Nie chcę już być tym przerażonym chłopcem. Będę się bawił kiedy i gdzie chce. Koniec tematu.

***

(Perspektywa Taxona)

Oglądałem Sorentiego przez okno z korytarza. Intrygująca osobowość i duże pokłady nieodkrytego talentu. Byłby dobrym nabytkiem dla Brygady... ale wiem, że coś on ukrywa. Zanim poda się mu ofertę to muszę mu się lepiej przyjrzeć.

Polecę swoim ludziom, żeby może starali się go mieć na oku.

***

Stick Together – Elijah N

(Perspektywa Anakina)

Jest już długo po dziewiątej rano, a Sik dalej nie wrócił z przesłuchania. Całe szczęście, że dzisiaj nie muszę iść do Świątyni, bo nic bym nie umiał zrobić, myślami będąc tylko przy bracie. Gdzie on mógł pójść, bo wątpię, żeby go tak długo trzymali.

- Na pewno nic mu nie jest – powiedziała Padme już któryś raz z rzędu.

- Mam nadzieję. Nie mogę się z nim skontaktować.

- Po prostu mu zaufaj.

Siedzieliśmy jeszcze przez chwilę w ciszy, gdy z przedpokoju rozległ się głos Sika, a raczej... śpiew.

- Bania na Courscant! Bania na Courscant! Hej! Bania na Courscant do rana!

Sik wszedł, a raczej wpadł do pokoju i ledwo stał na nogach. Nawet Dio z trudem się trzymał. Alkoholem śmierdziało od niego z daleka, a pod pachą trzymał jakiś słupek (chyba nie chce wiedzieć, skąd go ma).

- Gdzieś ty był?! - warknąłem, łapiąc go za ramiona. Ledwo stał.

- Annie! Ale impreza była! Żałuj chłopie, że cię nie było!

- Jasne... Ile wypiłeś?

- T-tylko troszeczkę...

Przewróciłem oczami.

- Masz mnie za idiotę? Ile?

- Oj tam! Parę kufli piwa i z siedem kolejek z jakiegoś kieliszka – wzdrygnął się. – Gorzkie było, ale po trzecim już jakoś wchodziło.

Pomogłem mu przejść do pokoju i zmusiłem, żeby usiadł.

- Poszedłeś zaraz po przesłuchaniu, tak?

- Ciemno wszędzie, nudno wszędzie. Taxon gadał i musiałem chlać. O kurwa! Mówię wierszem... chyba. Jestem taki samotny! Niech mnie ktoś przytuli.

Świetnie, zaczyna odlatywać. Położyłem go i nakryłem kocem. Nie minęła nawet chwila i już zaczął chrapać. Ja kiedyś przez niego oszaleję...

***

- I jak?

- Nie pyt... - i znowu odgłos wymiotów.

Sik spokojnie przespał cały dzień i noc, ale po przebudzeniu od razu pognał do łazienki. No i po jakiego tyle pił? Po chwili rozległ się odgłos spuszczonej wody i Sik wyszedł z toalety, blady i trzymając się za brzuch.

- Mocy... myślałem, że wyrzygam żołądek.

- A głowa?

- Jakby ktoś ciągle mnie walił młotem.

Usiedliśmy na kanapie i Padme dała mu szklankę wody z jakimiś musującymi tabletkami.

- Elektrolity, wzmocnią cię.

- Dzięki. I sorki za to wczoraj. Czasem nie mam umiaru z alkoholem.

- Młody jesteś i należy ci się coś od życia – opatuliłem go ramieniem. – Tylko następnym razem może spróbuj trochę przystopować.

Sik spojrzał na mnie, gdy jego twarz znowu przybrała zielonkawy kolor. Kaszlnął, przyłożył rękę do ust i zerwał się jak oparzony.

- No nie! Znowu to samo?! – jęknął, zamykając się w toalecie.

***

(Perspektywa Sika)

Ten kac kompletnie mnie rozłożył i dopiero wieczorem mogłem się doprowadzić do jakiegoś stanu używalności. Dalej jednak mam wrażenie, że łeb mi zaraz pęknie, a żołądek fiknie koziołka. Dio odpiął się od mojego karku, jeszcze trochę uśmierzając ból.

- Dzięki mały.

Nagle usłyszałem rozmowę Anakina i Padme.

- Annie, czekaj. Nie możecie tego zrobić! Oszukaliście ich.

Co? Kogo oszukali?

- Padme, Brygada rozesłała sygnał do wszystkich cyborgów na Courscant. Podobno ma być też dwóch przedstawicieli Zakonu Cyborgów. Może już więcej nie być takiej szansy.

- Ale tak nie można!

Fałszywy sygnał? Przedstawiciele Zakonu? Inne cyborgi na Courscant? I jeszcze Anakin taki szczęśliwy na myśl ich złapania i torturowania. Ja... ja nie poznaje własnego brata! Dobra, wiem, że ma ognisty temperament, ale wszystko ma swoje granice.

Podniosłem się z łóżka i wyszedłem z pokoju.

- Padme ma rację – burknąłem, jeszcze lekko przyćmiony bólem. – Nie możecie tego zrobić. Po prostu dajcie im żyć. Czy to takie trudne?

- Sik, proszę, nie utrudniaj mi tego.

- Ale...

- Nigdzie nie wychodź, jasne? – wyszedł, nawet nie dając mi czasu na odpowiedź.

- Ja chyba pójdę się położyć – odparła Padme i zniknęła w sypialni.

Dobra, dalej się czuję, jakby coś mnie przejechało, ale nie mogę też siedzieć z założonymi rękami. Wróciłem do pokoju i na chwilę przymrużyłem oczy. Jeśli będę miał trochę szczęścia to może uda mi się namierzyć miejsce spotkania. Pytanie tylko, czemu ja nie otrzymałem fałszywej informacji o wezwaniu? Czy to przez to, że mieszkam z Anakinem i przez to nikt mnie raczej nie podejrzewa? Może. Anakin raczej nie ukrywa swojej niechęci do cyborgów, więc wiele osób uznaje za mało prawdopodobne, żeby jego rodzony brat okazał się jednym z nich. Nie, nie czas na rozmyślanie, musze działać.

Dobra mam. Sygnały cyborgów pochodzą z doków niedaleko stąd. Podobno wiele transportowców zostawia tam swoje kontenery z towarem, gdzie czekają na odbiór. Te nieodebrane z czasem stworzyły całkiem pokaźny labirynt, który mógłby być zarówno ratunkiem, jak i aktem zgonu.

Szybko się przebrałem, a Dio bez słowa zajął swoje miejsce na moich plecach. Wziąłem też blastery i miecze, jeśli to się nie uda to chcę mieć jakieś możliwości obrony.

- Witajcie – szepnąłem, obracając rękojeści w dłoniach. – Chyba nasza współpraca jeszcze się nie skończyła.

Wymknąłem się z mieszkania.

***

Connor Main Theme – Nima Fakhrara

Kontenery tworzą ściany na kilka metrów wysokości. Ufając Mocy i skanerom, znalazłem cyborgi w centrum tego labiryntu. Kucnąłem za mniejszą skrzynią i przez chwilę ich podsłuchiwałem.

- Czemu nas tu ściągnęliście? – spytał jakiś facet.

- Wzywaliście pomoc – odparł kobiecy głos spod kaptura, łudząco podobny do tego z audycji o rewolucji.

To muszą być ci z Zakonu, mężczyzna i kobieta, sądząc po sylwetkach. Oboje mieli białe płaszcze, a na plecach symbol dwóch wyciągniętych do siebie dłoni – jednej srebrnej, a drugiej żółtawej. Ona miała czerwony pas, który podkreślał jej szczupłą talię, a on ciemnozielony. Ja jednak utkwiłem wzrok w kobiecie. Może jej nie widzę, ale sylwetkę ma piękną, heh, wyobraziłem sobie coś bardzo niegrzecznego. Zaraz... to ja to powiedziałem? O masz...

Lepiej już wyjdę.

- To pułapka.

Para w płaszczach obróciła się na pięcie, celując we mnie z blasterów. Ja podniosłem ręce do góry.

- Kim jesteś? – warknęła kobieta.

- Spokojnie, jestem z wami. NS-127, kiedyś Nigreos.

- Nigreos? – powiedział mężczyzna, schował broń i zdjął kaptur. Mam wrażenie, że skądś znam tą buźkę. – To ty?

- A ty to?

- Nie poznajesz? Wind, WD-408.

- Wind?

Podszedł do mnie i uściskał. Uh! Przez ten rok zrobił się strasznie silny.

- Nigreos... Niech ci się przyjrzę... Heh, w ogóle się nie zmieniłeś.

- Aktualnie mów do mnie Sik, ale ty też się nie zmieniłeś. No może poza tym wdziankiem.

- Zaraz, zaraz – kobieta zdjęła kaptur. Teraz nie mam wątpliwości, że to ta z przemowy. Z włączoną skórą na twarzy jest jeszcze piękniejsza... Eee... Co się ze mną dzieje? – Wy się znacie?

- Tak, ja i Nig... Sik, byliśmy kumplami za czasów Nowych Nadziei. Rety! Przed wylotem od nas Crisi i Teln męczyli mnie, żebym przekazał ci pozdrowienia od nich, jak cię spotkam.

Crisi i Teln...

- Zaraz, oni są w Zakonie?

- CI-231 i TN-295? Już z dobre dziesięć miesięcy są u nas – odparła kobieta, po czym wyciągnęła do mnie rękę. – Jestem Nara, Mistrzyni Zakonu Cyborgów, NA-1.

Zachłysnąłem się śliną. NA-1?! Pierwszy cyborg i jedyna Nowa Nadzieja, która zdołała uciec?! Z tego, co wiem, jest ode mnie starsza o trzy lata i sam byłem jeszcze kadetem, gdy sama dała w długą. Rety! Cała baza tylko o niej wtedy mówiła! To żywa legenda!

- M-mi-miło mi – powiedziałem, delikatnie uciskając jej dłoń. – T-to dla mnie zaszczyt. N-ni-nie w-wiem, co po-pow-po-powiedzieć.

Od kiedy ja się jąkam? Pomocy!

- Spokojnie, nie musisz bić przede mną pokłonów – powiedziała z bardzo delikatnym uśmiechem. – Chociaż... wiele cyborgów z Zakonu widząc ciebie zareagowało, by tak samo.

- Ale ja nic nie zrobiłem.

- Nic?! – krzyknęła ta dziewczyna, która wcześniej pytała Nary, czemu ich tu niby ściągnęli. – Chłopie, to ty przecież poprowadziłeś bunt i jeszcze rozsadziłeś całą fabrykę w pojedynkę. Jesteś boski! Ten dureń, co uznał, że może sobie ze mnie zrobić niewolnicę dobitnie się o tym przekonał.

To mi coś przypomniało.

- Zaraz, zaraz. To byłaś ty?! Dziewczyno, czy ty wiesz, co narobiłaś? Sam Taxon mnie przesłuchiwał i musiałem tak manewrować, żeby niczego się nie domyślał.

- Rozmawiałeś z Taxonem? – spytała Nara. – Ech... najchętniej widziałabym jego głowę przed sobą.

- Może powstrzymajmy te zapędy i spadajmy. Taxon, mój brat i reszta wesołej gromadki z Brygady pewnie już zmierza w naszą stronę.

- Twój brat?

- No spójrz na moją mordkę i powiedz czy kogoś ci nie przypominam?

- Zaraz... nie. Jesteś bratem Anakina Skywalkera?

- Bratem bliźniakiem dla ścisłości, ale tak. Już od roku się przed nim ukrywam, a mieszkamy pod jednym dachem.

- Ze strachu, tak?

- Tak.

- Nie możesz pozwolić sobą tak pomiatać. Chodź z nami, Zakon przyjmuje każdego – Nara wyciągnęła do mnie rękę.

Owszem, oferta była kusząca, ale... coś mi mówi, że to jeszcze za wcześnie.

- Może kiedyś skorzystam, ale teraz musicie uciekać. Podsłuchałem mojego brata i mówił, że wysłali fałszywy sygnał, żeby was tu zwabić. Macie jakiś statek?

Wind wskazał za swoimi plecami.

- Kilka metrów stąd.

- Dobrze, weźcie ich – wskazałem na cyborgi. – A ja postaram się odciągnąć uwagę. Potem może postaram się pośrednio załagodzić całą sytuację.

- Dobra, nowi za mną – Wind machnął ręką i pobiegł między kontenery, a grupa cyborgów za nim.

Zostaliśmy tylko ja i Nara.

- Na pewno chcesz to zrobić?

- Spokojnie, jestem NS-127 i zawsze wykonuję swoją misję. Biegnij.

- Dobrze. Ale jak już zdecydujesz się do nas dołączyć to pamiętaj. Siedziba Zakonu jest na Yalim na Środkowych Rubieżach, tu masz współrzędne – zamrugała kilka razy i po chwili otrzymałem ciąg cyfr. – Gdy dojdziesz pod bramy to powołaj się na mnie i od razu cię wpuszczą.

- Dzięki, zapamiętam.

Nara pobiegła, a ja wspiąłem się na szczyt kontenerów i ruszyłem w kierunku, skąd wyczuwałem swojego brata.

***

- Trill du bri du?

- Tak, wygląda, że można jej zaufać. Tylko masz jakiś pomysł na odwrócenie uwagi?

- Brill trill nu du bri.

- Strzelić tuż przed nimi? To jakiś pomysł.

Przykucnąłem przy krawędzi i zobaczyłem ich wszystkich. Taxona, Anakina, Obi Wana, Ahsoke i kilku żołnierzy. Mam nadzieje, że pozostali są już blisko statku. Wyjąłem blastery i wycelowałem tuż przed nimi. Strzeliłem bez wahania. Wszyscy stanęli jak wryci i zadarli głowy do góry, więc szybko się schowałem.

- Co to było?! – krzyknął jeden z żołnierzy.

- Nie mam pojęcia – odparł Taxon. – Idziemy dalej.

Śledziłem każdy ich krok i dotarłem do panelu, który kontrolował chwytak do przenoszenia kontenerów.

- Okej, zabawimy się – pociągnąłem za pierwszą lepszą dźwignie.

Rozległ się krótki sygnał dźwiękowy i chwytak złapał najbliższy kontener. Manipulując jakimś drążkiem, skierowałem go przed grupę i puściłem chwyt. Huknęło i towarzyszyło temu potok przekleństw, głównie z ust Taxona i Anakina. Heh, niech zobaczą, że jak zadzierasz z jednym cyborgiem to zadzierasz ze wszystkimi.

Ruchem głowy, wskazałem Dio, żeby schował się pod specjalnie za dużą bluzą, którą kiedyś znalazłem w jakimś sklepie. Nikt jej nie widział, więc idealnie mnie zakryje. Naciągnąłem jej kaptur na głowę i spojrzałem na nich z góry.

Pierwsza zauważyła mnie Ahsoka.

- Tam! – wskazał na mnie palcem.

Pomachałem im.

- Hej! – krzyknąłem pogrubionym głosem. – Tutaj idioci! Niekryta i odsłonięta puszeczka!

- Brać go! – krzyknął Anakin.

Żołnierze rozpoczęli ostrzał, ale bez problemu uskoczyłem. Nawet się nie wystraszyłem, a wręcz przeciwnie, każda minuta tej akcji jeszcze bardziej mnie nakręcała. - Złapcie mnie! – znowu się wychyliłem i pobiegłem.

Heh, kretyni, całą grupą się na mnie rzucili, zapominając o pozostałych. I oni tak chcą kogoś złapać? Żałosne. Rety! Nie wiedziałem, że potrafię być taki złośliwy. Ale mówię prawdę, ich strzały nawet nie były blisko.

Wtedy Anakin, Obi Wan i Ahsoka użyli Mocy, żeby wybić się wyżej. Przewidziałem to i pobiegłem w głąb, żeby żołnierze nie mieli do czego strzelać.

- Zatrzymaj się! – usłyszałem za sobą krzyk Obi Wana.

- Nie nadążacie – odparłem, sięgając do głębokiej kieszeni bluzy.

Wyciągnąłem z niej puszkę oleju, który kupiłem tuż przed akcją i szybkim ruchem ją otworzyłem i rozlałem na metal. Sam uskoczyłem nieco w bok i czekałem na przedstawienie.

Cała trójka z rozpędu wbiegła na plamę i ich pościg zmienił się w koślawy balet, sunąc prosto na kontener prosto przed nimi. Gdy przejechali obok mnie, pomachałem im ze złośliwym uśmiechem. I... bam. Uderzyli, że aż zadzwoniło, heh, będą siniaki.

- To ja żegnam – rzuciłem do nich i podbiegłem do skraju kontenera.

- Dorwę cię i osobiście zabiję! – wrzasnął Anakin i próbował do mnie podbiec, ale zaliczył tylko bliski kontakt twarzy z podłożem.

- Złap mnie jeśli potrafisz – odparłem i odpaliłem buty rakietowe.

Będzie koślawo, ale na pewno mnie nie złapią.

***

Wyrzuciłem bluzę i puszkę po oleju do śmietnika dobre kilkaset metrów od apartamentu. Przecież nie jestem na tyle głupi, żeby to robić zaraz koło domu. Potem znowu poleciałem do mieszkania i wylądowałem przy okolicach dzielnicy senackiej.

Dotarłem jeszcze na długo przed powrotem Anakina i na spokojnie przebrałem się jak do snu i, gdy mój brat wrócił to udawałem, że dopiero mnie obudził.

- Co się stało? – spytałem, udawając ziewnięcie.

- Nie pytaj! – warknął. – Jeden z tych cyborgów zrobił z nas pośmiewisko. Aż żałuje, że nie widziałem jego twarzy, ale obiecuję ci, że jeszcze mnie popamięta.

- Nie będę wnikał, ale skąd będziesz wiedział, że to on, jak sam powiedziałeś, że twarz miał zasłoniętą?

- Ty mnie teraz nie łap za słówka! Po prostu nie wspominajmy o tej akcji nigdy więcej, słowo?

- Słowo.

Anakin poszedł do łazienki, a ja wróciłem do pokoju i zasnąłem z szerokim uśmiechem na ustach, mając przed oczami mojego brata wijącego się na plamie oleju. To najlepszy dzień w moim życiu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro