Rozdział 13. Problemy rodzinne

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sik obudził się w szpitalu na Coursount. Postrzelony bok nadal go bolał, ale był w stanie to wytrzymać. Łowca podniósł kołdrę i zobaczył, że ranę miał opatrzoną gruba warstwą bandażu.

Wtedy do pokoju wszedł lekarz.

- W końcu się pan wybudził. Pana przypadek mogę określić jednym słowem: cud.

- Co pan ma na myśli?

Lekarz obejrzał swoje notatki i westchnął:

- Gdyby pocisk trafił pana o kilka centymetrów w bok to doszłoby do przecięcia kręgosłupa i pan chyba wie, co, by się potem stało.

- Zostałbym sparaliżowany – szepnął Sik.

- Dokładnie, a teraz proszę odpocząć. Wieczorem powinien pan dostać wypis.

Lekarz skierował się do drzwi, ale obrócił się tuż przed wyjściem.

- Zapomniałbym, pana brat bliźniak pyta się czy może wejść. Wpuścić go?

Sik wahał się przez chwilę, ale złość zwyciężyła.

- Nie. Jego, i tylko jego, proszę nie wpuszczać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wieczorem Sik wyszedł ze szpitala i poleciał do apartamentu brata i Padme. Wszyscy już na niego czekali.

- Słyszeliśmy słowa lekarza – zaczęła Padme. – To naprawdę cud, że nic się nie stało.

Anakin podszedł i uściskał Sika. Łowca syknął z bólu i odsunął się od brata.

- To nie było zbyt mądre – powiedział groźnie.

- Wybacz. Sik, ja naprawdę cię przepraszam. Nie wiedziałem, że to ty byłeś w tym uniformie. Byłem zmęczony wojną i chciałem ją już zakończyć.

Wtedy Sik nie wytrzymał.

- Przez ciebie o mało nie zginąłem! Ten twój ośli upór mógł mnie przykuć do łóżka już na zawsze! Nie widzisz tego?! To wszystko TWOJA wina!

Anakin zacisnął pięści.

- To po, co się ubrałeś w ten kombinezon?

- Dobrze wiesz, że jestem łowcą nagród i muszę wykonywać wole klientów.

- To mogłeś odmówić! Nie masz własnej woli i ślepo robisz to, co ci każą?

- Nie mogłem idioto! Przez ciebie moja reputacja wisi na włosku!

- A, co ja niby zrobiłem?

- To, że się pojawiłeś! – krzyknął Sik, jego oczy zrobiły się żółto-czerwone. – Gdyby nie ty, to wszystko było, by w najlepszym porządku. Ja nadal byłbym szanowanym łowca nagród, a ty Jedi. Ale niestety, ty musiałeś wejść z buciorami w MOJE życie!

- To ja ci przypomnę, że, gdybyś nie próbował ukraść Holokronów, to byśmy sobie teraz nie rozmawiali. Może i jesteśmy braćmi, ale ty w ogóle nie umiesz mi zaufać!

- To może, by mi było lepiej bez takiego brata jak ty! – wrzasnął Sik, czerwony na twarzy.

Anakina dosłownie zatkało. Sik zauważył łzy w jego oczach. To go otrząsnęło. Łowca zerknął jeszcze na resztę. Obi Wan, Ahsoka i Padme patrzyli się na niego jak na potwora.

- Annie... - zaczął Sik.

Jego brat podniósł rękę na znak, że nie chce go słuchać.

- Nie chcę z tobą teraz rozmawiać.

Anakin zniknął w jakimś pokoju, a Sik wyszedł z apartamentu. Właśnie stracił brata przez swój niewyparzony język.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Po kłótni, nowe zlecenia wręcz zaczęły zalewać Sika. Już się nie bali jego brata, którego właśnie stracił. Właśnie leciał uciszyć jakiegoś niechcianego spadkobiercy czy jakoś tam, gdy znów jego myśli uciekły do Anakina.

Nie. Oboje są już dla siebie obcy.

Łowca westchnął i włączył autopilota. Musiał się chwile zdrzemnąć.

Sen rozpoczął się natychmiast.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Skaliste pustkowie i wielki wrak jakiegoś statku. Krążownik.

Wszystko zawirowało i pokazał się obraz Anakina. Skywalker był sam, a miecz miał włączony. Coś czuć w powietrzu. Ciemna Strona Mocy jest w pobliżu Anakina.

- Skywalker... - szepnął jakiś głos.

Anakin przystanął i przyjął bojową pozycję.

Wtedy wyskoczył jakiś czarno-czerwony Zabrak o oczach Sitha.

Wszystko się rozmazało.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Sik zerwał się z krzykiem. Ten Zabrak zaatakował jego brata! Chyba...

Ale łowca był pewny. Moc zesłała na niego wizję. Wizję, że jego brat będzie w wielkim niebezpieczeństwie.

Wziął komunikator i wysłał to klienta krótkie: ,,Żegnam" i ostro zahamował.

Skaliste pustkowie i wielki wrak. Coś mu się to kojarzyło z jakąś planetą, tylko jaką?

- Vanqor! – wrzasnął nagle.

Bez zastanowienia wyciągnął miecze świetlne ze schowka i przypiął je do paska. Czas był na wagę złota!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro