Rozdział 16. Minuty przed totalnym chaosem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Perspektywa Sika)

Obudziłem się dopiero na Przemytniku, gdy już statek wszedł w atmosferę Kragard. Bane pilotował a ja siedziałem na miejscu drugiego pilota z głową oparta o ramię. Dalej miałem na sobie strój Surfera i bolało mnie całe ciało a kolejne impulsy zdawały się rozchodzić od miejsca, gdzie miałem adapter, choć urządzenie leżało na konsoli przede mną.

- Czyli jeszcze nie wybrałeś się na tamten świat – powiedział Bane, gdy zobaczył, że się obudziłem. – Myślałem, że będę cię ścierał z chodnika i w ostatniej chwili wymknęliśmy się przed blokadą.

- Eee... Sorry?

- To ja specjalnie dla ciebie wyskoczyłem z promu, buchnąłem czyjś śmigacz i złapałem cię jak leciałeś już nieprzytomny dla ,,sorry"? – Duros mruknął coś po nosem. – Tyle dobrego, że jesteśmy w jednym kawałku. Zaraz lądujemy. Do tego czasu... postaraj się nie zemdleć.

Bane, jakby kusił los, bo zawroty znowu powróciły. Potem naszedł mnie potężny kaszel a, że odruchowo przyłożyłem dłoń do ust to zobaczyłem jak połowę ręki miałem umazane krwią.

- Co ty wyprawiasz?!

***

Gdy się drugi raz obudziłem, to siedziałem już na skrzyniach a Aurra tuż obok. Kątem oka dostrzegłem, że Bane kończył zakładać blokady na Przemytniku. Jęknąłem z bólu.

- Witaj z powrotem wśród żywych – rzuciła Aurra. – Trzymasz się?

- Bywało lepiej... Co się stało?

- Odpłynąłeś tuż przed lądowaniem i za nic nie szło cię obudzić. Naprawdę jest z tobą coraz gorzej, więc z dobroci serca zgodziłem się ciebie chwilę popilnować.

- ,,Dobroci serca" – parsknąłem, ale zaraz pożałowałem, bo poczułem okropne ukłucie w skroniach. – Dzięki.

Po chwili podszedł do nas Bane.

- Statek zabezpieczony. Dasz radę ściągnąć to... wdzianko?

- Spróbuję – powoli wstałem. Zamknąłem oczy i skierowałem swoje myśli na zwykłe, cywilne ciuchy. Kurtka, koszulka, spodnie i długie buty – standardowy ubiór, który łatwo wtapiał się w tłum zwykłych mieszkańców a jednak tak bliski. Szczerze to nigdy nie zmieniałem tego schematu, bo był wygodny, co nieco pomagało podczas zleceń w różnych atmosferach. Spod zamkniętych powiek dostrzegłem lekki błysk i, gdy otworzyłem oczy to znowu miałem swoje ubrania. Wtedy jednak adapter rozbłysnął i prawie bym upadł, ale Cad i Aurra w ostatniej chwili mnie złapali za ramiona.

- Jak jeszcze raz stracisz przytomność to przysięgam, że cię zabiję! – jęknął Bane.

Po chwili podjechały do nas nosze prowadzone przez Embo i Robonino i zdołałem jakoś wejść na nie. Oddychałem szybko i płytko oraz czułem jak dygotało całe ciało. Wyczułem autentyczny strach od całej czwórki, choć myślałem, że tego nie doświadczę od nich nigdy, może tylko w innym życiu.

***

Natychmiast przewieziono mnie na skrzydło szpitalne, po czym droid medyczny podpiął kilkadziesiąt kabli i kroplówkę. Po chwili podpiął też jakieś kolejne lodowate przewody do skroni a aparatura obok wydała z siebie przeciągły pisk. Rozejrzałem się i próbowałem wyobrazić, ile Borgkam miał kredytów na koncie i długów wdzięczności, o których czasami wspominał. Jakieś siedemdziesiąt pięć procent sprzętów było nowe i miało jeszcze fabryczne odznaczenia. Nawet rozpoznałem kilka urządzeń, których na samym Courscant można, by zliczyć na palcach jednej ręki. A Kragard był raczej biedną planetą w połowie porośniętą pospolitymi lasami i zasobami. Znana była jednak z tego, że łatwo można się na niej ukryć, co HunterLife wychodziło na plus a ceny za powierzchnię to były dosłownie pare kredytów, że więcej chyba trzeba zapłacić za kilka owoców jogan.

- Widziałem Przemytnika, jak sytuacja? – Borgkam wszedł do pomieszczenia.

- Sieć neuronalna od gniazda do mózgu uległa znacznym uszkodzeniom. Podane leki będą miały za zadanie powstrzymać rozkład i powoli zacząć naprawiać uszkodzone tkanki, ale nie mam w swojej bazie danych informacji ile to może zająć i czy pacjent przeżyje. Brutalna kuracja Neuro-blokerami zlikwidowała część czynników bólowych, ale stężenie substancji przeciwbólowych wywołało nowe uszkodzenia w okolicach żołądka i wątroby, co objawiło się krwią w wymiotach, ale kroplówka pozwoli na szybką regenerację tych narządów

- Co? – jęknąłem a Borgkam polecił droidowi, żeby wyszedł.

- Jak mogłem się tak pomylić? Byłem przekonany, że skutki uszkodzenia adaptera będą krótkotrwałe.

- No to się coś ci musiało pokręcić w obliczeniach. A teraz to odkręć!

- Kurwa, Sik! Ja jestem człowiekiem, nie cudotwórcą! – warknął zdenerwowany. Wyczułem od niego coś dziwnego. Troskę o kogoś... obraz tej osoby był jednak nieczytelny dla Mocy. – Słuchaj. Czy mam kogoś powiadomić o... ryzyku?

- Anakin... Błagam, niech pan pozwoli, żeby Anakin tu przyjechał ja... potrzebuję go! Jego i tylko jego – dodałem po szybkim namyśle.

Borgkam skinął tylko głową i wyszedł bez słowa.

***

(Perspektywa Anakina)

Przegraliśmy. Ja i Windu nie zdołaliśmy powstrzymać Obi Wana i Ahsoki przed wysłaniem wiadomości o tożsamości Srebrnego Surfera do Kanclerza Organy. Udało nam się jedynie wymusić, żeby ci go przekonali, żeby jeszcze nie przekazywał tego do wiadomości publicznej i najlepiej, żeby zachował to dla siebie. Ku naszemu zaskoczeniu, zgodził się bez problemu, choć może wpływał na to fakt, że byłem przy rozmowie z hologramem polityka.

- Zawiodłem się na was Mistrzu Kenobi i padawanie Tano – rzucił Windu z wyrzutem, gdy wracaliśmy na Świątyni. – Prawie go zabiliście, gdy był bezbronny.

- Bezbronny? – odparła Ahsoka. Powstrzymałem się przed jej skarceniem. – Mógł nas zrzucić z tego pociągu! Nie rozumiecie, że jest zagrożeniem?

- Kto jest zagrożeniem? – wtrąciłem się. – On, bo się bronił czy wy, bo pragnienie wydania Sika kompletnie odebrało wam rozumy? – Obi Wan i Smark zamilkli. To, że się nie spodziewali takiej reakcji, to jak nic nie powiedzieć. – Wiecie, czego nie potrafiłem go przekonać, żeby się ujawnił? Bo się bał, że nie dadzą mu dojść do słowa i skrócą o głowę.

- Ale Republika...

- Ośmiesza się z każdym dniem tej błazenady. Pokój za wszelką cenę? Serio? Czyli jak jedna planeta zaatakuje inną to my mamy umywać ręce, żeby nie sprowokować konfliktu? Jesteśmy Jedi, do kurwy nędzy! Przysięgaliśmy chronić słabszych i stać po stronie sprawiedliwości. Republika od początku popełniała błąd a jednak prawie nikt nie jest zdolny do protestu, bo boi się stracenia przywilejów. Sik... - poczułem jak oczy robiły mi się mokre – on i łowcy nagród chcą żyć po swojemu i, co? Senat już wyciągnął rękę po pieniądze HunterLife i są wielce zdziwieni, że najemnicy temu nie przyklaskują. Ja nie zamierzam brać udziału w tym jak nagle robicie wszystko, co oni chcą i, jeśli będzie trzeba, będę walczył po stronie łowców nagród.

Obi Wan i Smark spuścili głowy a Windu położył dłoń na moim ramieniu. Wyczułem od niego szczery podziw, coś, czego nigdy się nie spodziewałem.

Wylądowaliśmy przed Świątyni, gdy nagle podszedł do nas pracownik z centrum łączności.

- Przepraszam! – mężczyzna wymachiwał w naszą stronę datapadem. – Mam poufną wiadomość do Mistrz Skywalkera od Wielkiego Kanclerza.

,,Teraz?", jęknąłem w myślach, ale wziąłem urządzenie.

Szanowny Mistrzu Skywalker,

Jak tylko otrzyma Pan tą wiadomość to proszę natychmiast skierować się do mojego gabinetu. Chcę osobiście porozmawiać na temat pańskiego brata i wysłuchać pana wersję wydarzeń. Proszę też, żeby przybył Pan na spotkanie sam i nikomu o nim nie mówił. Nawet Padme.

Anakinie, czekam.

Z wyrazami szacunku,

Bail Organa

- A ten czego chcę? – jęknąłem znudzony, wsiadając z powrotem do pojazdu.

***

Jako Jedi, miałem o tyle łatwiej, że musiałem przejść tylko takie najbardziej niezbędne kontrole, dzięki czemu już po paru minutach byłem pod gabinetem. Jedynie mnie chyba zaskoczyło to, że musiałem oddać komunikator do depozytu, bo ,,obawiali się, że jakiś slicer będzie chciał z jego pomocą zaprowadzić chaos".

O dziwo, Bail był w gabinecie kompletnie sam, bo raczej obstawiałem, że po ostatnim skoku strażnicy będą za nim chodzić również do toalety. Wszedłem do pomieszczenia i uświadomiłem sobie, że nie byłem w nim od czasu zabicia Palpatine'a, co z kolei stało się początkiem moich dawnych wizji o istnieniu innego Skywalkera. Gdy wbiegłem tam feralnej nocy, zobaczyłem już kluczowy moment walki Windu i Sidiousa a tamten dziad jeszcze próbował wmówić, że tylko się bronił... Nie ukrywam jednak, że byłem pod wrażeniem jak przez tyle lat mącił mi w głowie i tak sprawnie przeskakiwał z twarzy poczciwego Kanclerza do bezdusznego Lorda Sithów i nikt się nie połapał. Wtedy znowu chciał wykorzystać swoje gierki, że byłem blisko stanięcia po jego stronie, ale... potem przed oczami ukazał mi się obraz szczęśliwej Padme, Ahsoki, Obi Wana i jeszcze dwóch innych sylwetek (wówczas niewyraźnych i dopiero czas pokazał, że chodziło o Sika i Shawna). Włączyłem miecz i wykonałem zamach w stronę szyi kompletnie zaskoczonego Sidiousa. Jego głowa jeszcze potoczyła się na bok, a twarz zamarła w szoku, zanim ciało zniknęło. To był tylko jeden, stosunkowo prosty cios, a i tak padłem wycieńczony na kolana. Co było potem to większość już wie: Rada dowiedziała się o mnie i Padme i zdecydowała się zmienić i otworzyć na świat, Wojny Klonów się zakończyły, Luke i Leia się urodzili, Ahsoka zdecydowała się na powrót do Zakonu, zeszła się z Lux'em, a zaraz po nich Obi Wan i Satine. I tak wszyscy żyliśmy przez rok, pewni spokojnego życia a tu nagle wszedł na scenę mój brat bliźniak, o którym wcześniej nie miałem pojęcia i okazał się jedną wielką niewiadomą. Człowiekiem, który żył z nagród i włamów do Sieci wśród pijaków i prostytutek i okazał się potężnym wojownikiem, slicerem i osobą, która miała możliwość na wyrównany pojedynek z Jedi (a nawet trójką) i jeszcze wygrać. Problem polegał na tym, że większość i tak patrzyła na niego przez pryzmat miejsca zamieszkania i profesję.

- Czego pan ode mnie chce? – nawet nie siliłem się na uprzejmości.

- Przede wszystkim chciałem przeprosić – lekko otworzyłem usta. Spodziewałem się chyba wszystkiego: wyzwisk, oskarżeń, gróźb utraty przywilejów jako były generał i wielu innych, ale przeprosin zdecydowanie nie. – Byłem samolubny i zapatrzony w nierealne ideały przez, co Senat ze mną na czele krzywdził zwykłych obywateli.

- A wezwał mnie pan, żeby...

- Myliłem się w stosunku do Sika, od samego początku. Ja... miałem go za zagrożenie dla Republiki, a, gdy otrzymałem potwierdzenie jego sekretnej tożsamości... przyznaję, że w pierwszej chwili chciałem wydać nakaz aresztowania i podpisać wyrok egzekucji – zacisnąłem dłoń w pięść, że proteza zatrzeszczała. – Potem jednak otrzymałem wiadomość, którą wszystko zmieniła i otworzyła oczy na resztę błędów. Wyciągnął z szuflady datapada i włączył go. – Chyba nie zaskoczę pana informacją, że to Sorenti włamał się do zabezpieczeń Senatu podczas kradzieży ustaw. Przyznaję, że jest w tym świetny, ale jest coś, co mógł łatwo przeoczyć.

- Co ma pan na myśli?

- Nasi rządowi slicerzy zdołali wyłapać ślady jego obecności, które można było przełożyć na dokładniejsze dane i... byłem przerażony, tym, co odkryto. Nigdy nie zdziwiło cię to, że Sik miał bezproblemowy dostęp do informacji, do których slicerzy z dłuższym stażem nie byli w stanie się nawet zbliżyć?

- Ma talent i zaczął się uczyć jeszcze jako dziecko. Sam mi to powiedział.

- Możliwe, ale to nadal nie dawało mi spokoju. Jako Kanclerz, mam wgląd do dawnych akt i ustaw nawet tych z samych początków Republiki Galaktycznej i odkryłem, że, gdy tworzono system HoloNetu, odkryto w Cyberprzestrzeni mnóstwo zagrożeń a przede wszystkim wirusów, których struktura była tak złożona, że nawet dzisiaj mogłaby zaskakiwać. Dlatego podjęto decyzję o stworzeniu niejakiego Muru, który oddzielał wrogie oprogramowania od HoloNetu.

- Chyba nawet o tym słyszałem, ale, co Sik ma z tym wspólnego?

- Do tego zmierzam. Mur miał dość jasną formułę w formie ściany, ale z czasem odkryto, że slicerzy próbują się przez niego przebijać po ,,inspirację". Kolejne rządy otrzymały natomiast informację, że powstały w Murze swego rodzaju tunele, które ułatwiały przemieszczanie się po Sieci. Próbowano je zlikwidować, ale większość ówczesnych senatorów uważała, że Sieć jest niezdolna do samodzielnych działań i projekt upadł, szybko wpadając w zapomnienie.

- Zaraz! Czyli chce pan powiedzieć...

- Sik wielokrotnie przechodził na drugą stronę i drążył swoje tunele.

Opuściłem wzrok na podłogę. Ten idiota pakował się na drugą stronę, ryzykując rozerwaniem na kawałki lub wysmażeniem mózgu, bo zabrakło mu pomysłu na jakiś program lub nie chciało mu się szukać bezpiecznych połączeń? Czy to możliwe, że jego stan był z tym powiązany.

- Domyślam się, że jesteś w szoku, ale to niestety były te lepsze informacje – czułem jak ciało zaczęło dygotać ze strachu. – Mur jest jednak zapomniany, więc istnieje możliwość, że robił to nieświadomie, ale takie częste skoki w jedną i drugą stronę przyniosły ze sobą poważne konsekwencje.

- ,,Przyniosły"?

- Tak. Wyrwy w Murze są niezapieczętowane, co pozwala wirusom przedostawać się do HoloNetu a może i nawet do świata rzeczywistego jak tamta anomalia sprzed kilku tygodni. Natomiast drążenie tuneli możemy tu porównać do kurzu opadającego na robotnika podczas pracy, ale z tą różnicą, że ten zostaje wchłoniony do organizmu. Czy Sik ostatnio podupadł na zdrowiu? – Skinąłem tylko twierdząco głową, nie miałem siły mówić. – To zły znak. Oznacza on, że stężenie odłamków Muru i wirusów osiągnęło w jego organizmie poziom krytyczny a ich zmieszanie tylko pogarsza, i tak nienajlepszą, sytuację. Mówiąc kolokwialnie, Sik stał się bombą i jeśli zginie w najbliższym czasie to uwolni tą katastrofalną mieszankę a skutków tego nawet nie chcę sobie wyobrazić.

I ja nie chciałem...

***

Gdy wychodziłem, cały ten ogrom informacji dopiero zdawał się do mnie docierać. Sik był umierający a jednocześnie jego śmierć narobiłaby kłopotu nam wszystkim. Jeśli Mur rzeczywiście runie... nie tylko Courscant, ale i wszystkie Światy Jądra opierały się na HoloNecie a wręcz uzależniły się od niego. Jeśli jego zła wypłynie to zapanuje chaos a ofiary można, by liczyć w tysiącach lub milionach. I to wszystko przez jednego mężczyznę, który może sprowadził to na siebie zupełnie nieświadomie.

Gdy wyszedł i odzyskałem komunikator, ktoś próbował się dodzwonić a po słowach ochroniarza wiedziałem, że brzęczenie powracało, co kilka minut, wywołując nerwicę u pozostałych (ktoś podobno był już bliski zniszczenia urządzenia). Niezbyt zaskoczony, odkryłem, że to Padme uparcie się do mnie dobijała a szczególnie, gdy wyszedłem już z gabinetu.

- Annie! Dowiedziałam się, że cię wezwali do Senatu w sprawie Sika. Próbowałam się czegoś dowiedzieć od Baila, ale nic nie chciał powiedzieć.

- Bo to sprawa prywatna – odburknąłem. Nie wiem, czemu, ale w tamtej chwili to Sik był jedyną osobą, z którą chciałem porozmawiać. Cała reszta zdawała się działać na nerwy samym głosem czy obecnością. – Niech zgadnę, Ahsoka i Obi Wan są z tobą?

- Tak, podobnie jak cała reszta.

Znowu parsknąłem.

- Od kiedy nasze mieszkanie stało się siedzibą kółka dyskusyjnego?

- Annie... Skoro Sik jest Człowiekiem z Portalami to musi natychmiast trafić pod skrzydła Republiki. W rękach łowców może być groźną...

- Zamknijcie się wszyscy! – łzy od razu musiały wylecieć mi z oczu. – On... on może umrzeć, rozumiecie?! Nie mam pojęcie, gdzie jest, jak się czuję i czy jeszcze w ogóle oddycha! Rozumiecie to w końcu? Jeśli teraz umrze czy to naturalnie, czy to ,,pod skrzydłami Republiki" to wszyscy będziemy ujebani, słyszycie?!

- Przecież nie może być tak źle – niech się Lux cieszy, że mnie przy nim nie było...

- Jest i to nawet bardzo, ty zarozumiały gnojku! Mówcie, co o nim chcecie, może nawet udawajcie, że mnie nie znacie, wisi mi to. Muszę go znaleźć i uratować. Przy mamie mi się nie udało, ale jego, kurwa, stracić nie możemy. Nie teraz – rozłączyłem się, zanim zdołali coś odpowiedzieć.

Szczerze? Nigdy mnie nie interesowało, co sobie pomyśleli. Nie zdziwię się, jeśli znowu zrzucili winę na Sika, że ,,sprowadzał mnie na Ciemną Stronę". Nawet nie myślałem, żeby próbować wyjaśnić im sytuację, bo dalej miałem z tyłu głowy przeczucie, że równie dobrze mógłbym mówić do ściany. Nagle komunikator znowu zadzwonił i już szykowałem w głowie kolejną wiązankę na nich, gdy spostrzegłem, że próbował się dobić do mnie jakiś nieznany numer. Wraz z tym pojawiło mi się powiadomienie: ,,Ten użytkownik próbował się do ciebie dodzwonić (x13)", zaraz potem daty i godziny, gdzie ostatnia pokrywała się z rozmową sprzed chwili.

- Czego? – warknąłem.

- Skywalker? Mam rację? – męski głos po drugiej stronie był znajomy i niezwykle spokojny. – W końcu udało mi się z panem spotkać. Borgkam, założyciel HunterLife, pamięta mnie pan?

Mężczyzna, którego prawie aresztowaliśmy podczas szturmu na jedną z kwater jego firmy. W tym samym dniu odkryłem, że mam brata, który z kolei prawie odstrzelił mi głowę...

- Trudno zapomnieć. Zgaduję, że chodzi o Sika, tak?

- Dokładnie. Aktualnie przebywa w skrzydle szpitalnym w centrali, droid medyczny wdrożył już procedury a pana brat kontaktuje, ale nie ma pewności czy przeżyje.

- To wiem. Mam swoje źródło – z gardła mężczyzny wydobył się odgłos czystego zaskoczenia.

- Rozumiem. Sik prosił mnie, żebym się z panem skontaktował i prosił o przybycie do centrali HunterLife. Sam.

- Oczywiście, gdzie to jest?

- Za moment przyślę panu zaszyfrowaną wiadomość z dokładną lokalizacją. Proszę jednak uważać i nie wykonywać gwałtownych ruchów. Wszyscy łowcy nagród są poddenerwowani ostatnimi wydarzeniami a nagłe wtargnięcie Jedi może wywołać tylko niepotrzebne zamieszanie. Dlatego, wraz z wiadomością, otrzyma pan krótki kod, który poda łowcy, który będzie na pana czekał na lądowisku, żeby nie wywołać zamieszki.

- Wydaję się to zrozumiałe.

- I jest. Proszę się śpieszyć. Nie mam pojęcie, ile może wytrzymać.

***

Po tym wszystkim nie byłem zaskoczony, gdy podszedł do mnie Bane z wycelowanymi blasterami, gdy tylko wysiadłem z myśliwca (na wszelki wypadek pozbyłem się wszystkiego, co mogło zdradzić moją obecność a komunikator wyłączyłem).

- Kod.

- 7791010778910761 – Duros opuścił broń.

- Chodź za mną, Skywalker.

- Jak się ma Sik?

- Podłączyli do niego masę rurek, kilka razy zemdlał po drodze, jak i w skrzydle, ale nie znam szczegółów. Wiem tylko, że żyje.

Przeszliśmy na dziedziniec tuż przed wysokim budynkiem, gdzie od razu poczułem spojrzenia kręcących się dookoła łowców. Doskonale wyczułem ich strach, obawy, ale też i gotowość do ataku, ale często przewijał się też spokój, który prawdopodobnie był spowodowany obecnością Bane 'a. Sam szedł przede mną w ciszy a ja z szacunku nie zamierzałem sondować jego myśli. Zamiast tego spojrzałem na budynek przed nami. Centrala HunterLife była w całości oszklona matowymi szybami o niebieskawym zabarwienia a nazwa firmy była jedynie najprostszym neonem z samymi słowami, bez żadnych symboli. Sama konstrukcja musiała sobie liczyć co najmniej 100 pięter (Sik później mi sprecyzował, że było 110). Skrzydło szpitalne mieściło się gdzieś pośrodku. Weszliśmy do środka i pierwsze, co mi się rzuciło w oczy to potężne drzewo zasadzone w holu i skromna menażeria umieszczona pod nami pełna ścieżek i ławek do siedzenia. Wystarczyło się jedynie wychylić przez barierkę, żeby dostrzec kolejnych kilkudziesięciu łowców kręcących się wśród roślin. Najbardziej zaskoczyło mnie to, że większość starała się najzwyczajniej uspokoić myśli jak Jedi podczas medytacji. Bane jednak nie silił się na szczegółową wycieczkę i od razu zaczął się kierować w stronę kilku wind. Udało nam się trafić na jedną pustą i Duros nacisnął przycisk z numerem 57 a potem podłużny, czerwony przycisk na samym dole panelu. Mechanizm natychmiast ruszył, nie zatrzymując się nigdzie indziej, więc mogłem tylko rzucić okiem na kolejne piętra z biurami, salami treningowymi, stołówką czy kwaterami sypialnymi. Gdy dojechaliśmy, drzwi otworzyły się z cichym sykiem a żeński głos z głośnika powiedział:

- Piętro 57, Skrzydło szpitalne numer 1. Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia.

- Idziesz sam – rzucił w moją stronę Bane, nacisnął przycisk i po chwili go nie było.

Od sali dzieliła mnie mała, biała poczekalnia, gdzie jedynie widziałem stolik z leżącymi na nim ulotkami i kilka krzeseł. Ledwo zdążyłem się im przyjrzeć, gdy do pomieszczenia wszedł Borgkam.

- Bardzo przepraszam, ale śpieszę się na zebranie. Macie jednak teraz czas dla siebie, Sik jest jedynym pacjentem – wyczułem, że w ostatniej chwili nie powiedział ,,na razie". Potem sam wskoczył do windy i odjechał, zanim zdążyłem o cokolwiek zapytać.

Wszedłem na salę i tak go zobaczyłem. Ledwo przytomny, podłączony do kilku kroplówek naraz, z maską tlenową na twarzy i olbrzymimi worami pod oczami. To miał być ten sam człowiek? Mężczyzna, który w pojedynkę rozprawił się z oszalałą z rozpaczy kobietą z mackami, tym, kto latał po całym Courscant za anomalią, tym, kto ocalił pracowników elektrowni? Moim bratem bliźniakiem? Z przerażeniem musiałem przyznać, że tamten Sik był zaledwie cieniem tego, którego znałem. Usiadłem na krześle obok i złapałem za rękę, co go ,,wybudziło" i spojrzał na mnie. Nawet spojrzenie miał mętne a tęczówki zdawały się mniej niebieskie niż powinny być.

- Annie... - szepnął słabo, powoli zsuwając maskę. – Chyba nie wyglądam najlepiej, co? – uśmiechnął się, ale wyczułem, że to był wymuszony uśmiech.

- Słuchaj, przejdźmy do konkretów: Organa mi powiedział o Murze i przyczynie twojego stanu. Nie ma ci jednak tego za złe, bo możliwe, że przebijałeś się nieświadomie – nagle spojrzał w drugą stronę, że równie dobrze mógł powiedzieć to od razu. – WIEDZIAŁEŚ O TYM?!

- Niektóre dane można znaleźć tylko po drugiej stronie – jęknął z bólu i na chwilę przerwał, żeby zaczerpnąć czystego powietrza. – Wiedziałem, że to ryzykowne, ale nie sądziłem, że aż tak mnie zmiecie z planszy.

- Ty debilu skończony! – drugą dłoń zacisnąłem na kocu. – Sam się o to prosiłeś! Gdybyś nie wyglądał teraz jak trup to gwarantuję ci, że sam, bym cię zatłukł gołymi rękami.

Opuścił wzrok. Naprawdę miał to sobie za złe. Westchnąłem i trochę poprawiłem mu włosy.

- Tak, wyglądasz paskudnie – teraz uśmiechnął się szczerze a nawet zaśmiał, ale zaraz potem znowu wykrzywił się z bólu.

- Kurwa. Pewnie nie mam się, co pokazywać w Republice, co?

- Masz szczęście, że Organa nie wie, że te twoje eskapady były celowe. Ale najważniejsze jest teraz to, że pod żadnym pozorem masz nie wyciągać nóg.

- Ta, słyszałem, że podobno jestem teraz bombą. I może być z tym problem...

- Co masz na myśli?

- Anakin! – warknął nagle ostro, niespodziewanie siadając, że sam prawie zleciałem z krzesła. – Ja nawet nie wiem czy dożyję do wieczora! Łapiesz?

- Ale zrywać z łóżka to się jeszcze potrafisz – pomogłem mu się wygodnie położyć.

- Leki chyba zaczynają powoli działać, ale jest ryzyko, że nawet jeśli stanę na nogi to ten cały koszmar może kiedyś powrócić.

- Ej! – lekko uderzyłem go w policzek. – Kim jesteś i, co zrobiłeś z moim bratem, który walczy do samego końca? Chłopie, ty jesteś Sik Sorenti-Skywalker, człowiek zrodzony z Mocy i jeden ze słynnych bliźniaków Skywalker. Jeśli powiesz komuś to, co ci zaraz powiem, to się wszystkiego wyprę, ale... niby to ja jestem silniejszy w Mocy, ale niejednokrotnie uważałem, że to ty miałeś większą wolę walki o to, co właściwe i byłeś w stanie stać przy swoich wartościach, nawet jeśli reszta patrzy na ciebie tylko przez pryzmat dolnych pięter. Ja... - urwałem, bo nagle Aurra wbiegła do pomieszczenia. Ona wręcz dygotała ze zdenerwowania!

- Borgkam nie żyje.

***

Wesołego Halloween!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro