~Prolog~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Ej,mały!Co Ty tutaj robisz?-gruby głos rozbrzmiał w ciemnym zaułku, odbijając się echem od brudnych, nieoświetlonych ścian - Co, mowę w gębie Ci zabrało? I co tak stoisz mały gnojku?Nie słyszysz jak...
-A co stać nie mogę? - odpowiedziałem że stoickim spokojem - Zabronisz mi?
Przez chwilę go całkowicie zatkało.Nie był najwidoczniej przyzwyczajony do traktowania to z lekceważeniem.Typowy pijak.
-Ja Cię zaraz szacunku nauczę Ty mały...
-Daruj sobie, wiesz ilu przed tobą próbowało ty opity grubasie? - zacząłem się nerwowo śmiać, ponieważ tłuścioch zaczął się zbliżać z twarzą wykrzywioną w grymasie wściekłości.
-JA CI DAM!!!
Zamachnął się.Odróchowo wystawiłem przed siebie dłoń. Znamię rozbłysło oślepiająco.
Usłyszałem jego pełen niedowierzania jęk. Uchyliłem lekko powieki. Zastałem widok grubej, uniesionej ręki grubasa, zatrzymanej przez szczupłą rękę 14-stolatka. Zacząłem się śmiać by odreagować strach.
-No i co grubasie?
Poczułem silniejszy napór na moją rękę. Zbladłem. Ten facet jest silny. Bardzo. Spojrzałem na jego drugą rękę spodziewając się ataku ale zamarłem. Całą jego lewą rękę pokrywały blizny, zadrapania i rany, niektóre jeszcze otwarte lub ropiejące. Odwróciłem wzrok. Facet zaśmiał się:
-Tak to jest jak się zadaje ze złymi ludzmi...-zbliżył swoją twarz do mojej, a ja poczułem jego śmierdzący piwem oddech- Od takich jak dostaniesz to bardzo, oj bardzo boli.
Poczułem jak na mojej skroni pojawiają się kropelki potu.
-Wiesz...-kontynuował grubas,tak jakbyśmy wcale się nie siłowali na śmierć czy kalectwo do końca życia ( albo chociaż bardzo dużo siniaków i ran), nie mówił spokojnie i wydawało się że coraz mniej potrzebuje siły by mnie pokonać i uwolnić swoją rękę - Ta blizna nieco powyżej łokcia to od kolegi...pokłóciliśmy się bo to ja wygrałem w karty A nie on...I to całkiem niezłą sumkę...to on, jako że nienawidzi przegrywać to wziął z baru nóż i wbił mi w rękę...Spędziłem 2 miesiące w szpitalu i prawie musieli mi amputować rękę...okropne zakażenie...I...
-Pomóc?-młoda dziewczyna w wieku około 16 lat stała za facetem, zwrócona twarzą do mnie - Ty idioto...Chcesz pomocy?
-Nie...potrzebuję...pomocy - wystękałem przez zaciśnięte z siły zęby- Idź sobie! Dam sobotę radę!
-Jesteś taki sam jak ten kolo z łzawej opowieści Twojego przeciwnika! Ok skoro nie chcesz pomocy to tylko popatrzę...-mówiąc to pstryknęła palcami i obok niej pojawiło się opakowanie popcornu z colą w zestawie - Hmmm...muszę to jeszcze poćwiczyć, bo jak dla mnie to pepsi jest lepsze...A Pana zdaniem?-zwróciła się do tłuściocha
-Yyyy...eeeee...JA...to znaczy...kim...znaczy czym...jesteś?!
-Jestem bezbronną nastolatką która pstryknięciem palców wyczarowuje popcorn i cole pochodzące z magicznego świata cukrowych jednorożców....-w tym zdaniu zawarła tyle ironi i sarkazmu że aż się uśmiechnąłem.
-Patrz jak wygrywam!- rzuciłem się z całej siły na faceta, który jednak mnie odepchnął i razem runeliśmy na ziemię.Tarzaliśmy się po ziemi wśród kawałków szkła z rozbitych butelek i czegoś czego chyba nie chcę ani opisywać ani znać pochodzenia.W pewnym momencie dostałem od niego w szczękę. Zbladłem...Poczułem jak z moich ust spływa cienki strumyczek ciepłej cieczy. Zawrzała we mnie krew.Zacząłem okładać co popadnie, na oślep,kopać, bić i przekonać co popadnie.On w tym czasie próbował znaleść się na górze i tym samym mnie unieruchomić. Próbowałem to zrzucić Ale był za ciężki.Uderzył mnie jeszcze kilka razy, a ja bez sił poddałem się. Byłem wykończony. Każdy mięsień mojego ciała mnie bolał. Z wielu miejsc płynęła krew.
-Alysha...-wyszeptałem w stronę dziewczyny.Ten grubas mnie nie zabije, bo nie może ale będzie mnie bolało.Strasznie. Odwróciłem głowę w stronę murku na którym siedziała wcześniej dziewczyna.Ale jej nie było. No jasne najlepiej mnie tu zostaw w najważniejszym momencie.Pewnie jej się popcorn skończył albo poszła kupić pepsi zamiast coli. Jasne. Niech mnie zostawi. A ja tu się przez ten czas będę grzecznie wykrwawiał.Umrzeć nie umrę więc po co się mną martwić?
Nagle usłyszałem jęk A następnie uderzenie w ziemię czegoś dużego. Zaraz za mną. Odwróciłem się i zobaczylem głowę faceta. Odciętą. Krwawiącą. Nie wytrzymałem. Podniosłem się do pozycji siedzącej i puściłem pawia. To było ohydne... ta głowa...
- Jak mogłaś?!?!
-Wolałeś by Cię wykończył? - spytała dziewczyna wycierając krew z klingi zielonego, neonowego miecza - A może ty wolałeś to zrobić?
-Może miał rodzinę!!!
- Za rodzinę uważasz kobiety które zgwałcił oraz dzieci które zabił?No to niezła rodzinka.
-Skąd wiesz że on...
-Ja czytam...czytałam lokalną prasę jak tylko przyjechaliśmy, ten facio nazywał się Tom Caller i zgwałcił 11 kobiet oraz zabił 5 dzieci.
-To...straszne
-Więc ja to tam jego nie żałuję - dziewczyna kucnęła przy ciele trupa i wyciągnęła plik banknątów.Rzucila je w moją stronę- Łap!Kupisz mi coś potem- następnie sama wzięła mniejszą sumę i wyciągnęła z jego portfela jakąś monetę...-Hmm nie wiem jaka to moneta, nie widziałam takiej....Dobra, Ty masz liczbę A ja ten znak...-wyrzuciła monetę w powietrze i błyskawicznie ją złapała zanim upadła-Acha! Ja dzisiaj gotuję A Ty zmywasz!
-Pokaż!-wyrwałem jej monetę.Miała rację.Moneta była na rysunku.-To nie fair! Kantowałaś!!
-No chyba Ty! Chodź...- schowała monetę do kieszeni- idziemy do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro