#kompas

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nasłuchiwała. Przez chwilę nie słyszała niczego, prócz szelestu liści i własnego, trzepoczącego się w piersi serca. Dopiero po chwili wychwyciła kroki – ledwo słyszalne, ale obecne. Wydawały się oddalać, chociaż nie miała pewności.

Ostrożnie przesunęła się w przeciwnym kierunku. Przemknęła kilka metrów, nim zdecydowała się schować za kolejnym drzewem. Przywarła plecami do kory, nerwowo przyciskając dłonie do piersi. W rękach wciąż ściskała kompas, mimo drżenia próbując określić, w jakim kierunku najlepiej się udać.

Zaklęła, kiedy drobiazg wyślizgnął się z jej uścisku. Spróbowała pochwycić go przed upadkiem, ale nie była w stanie. W efekcie jedynie pokaleczyła sobie palce, bezskutecznie starając się odnaleźć zgubę pośród zeschniętych gałęzi.

Ignorując ślady czerwieni, które pojawiły się na bladej skórze, wróciła do poszukiwań. Opadła na kolana i – starając przy tym poruszać jak najciszej – zaczęła na oślep macać dookoła. Wiedziała, że powinna się uspokoić, odetchnąć i raz jeszcze odetchnąć, ale...

Nie, nie, nie...

Kompas był jej jedyną nadzieją. Wiedziała, że inaczej nie wyjdzie z tego lasu. Wejście tutaj było błędem, ale teraz nie miała czasu na pretensje. Wpakowała się w poważne kłopoty, a kolejne chwile zwłoki mogły kosztować ją życie.

Ciche warknięcie. To i nieznaczny ruch, kiedy...

Nie.

Uniosła głowę, by z przerażeniem spojrzeć w lśniące wilcze ślepia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro