Kłamstwo Osiemnaste

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dipper się nie wacha i nie wątpi.

.......

- Macie tu cudowną wodę. - powiedział z rozmarzeniem, robiąc miejsce na łóżku, kiedy demon wrócił do pokoju.

      Bill uśmiechnął się łagodnie i pojawił się obok niego na pierzynie - Miło to słyszeć. - odparł, dopiero teraz Dipper zauważył, że piżama złotookiego składa się jedynie z czarnych bokserek. Zarumienił się, ale jedynie nieznacznie, jego oko bowiem znów zatrzymało się na tatuażach - To chyba niegrzeczne tak się przyglądać, ale nie powiem, nie gardzę atencją~. - wyszczerzył się zadziornie, widząc jak brązowe okręgi jeżdżą po nim z góry do dołu i z powrotem.

- Mógłbyś opowiedzieć mi coś więcej o tych znakach? - zagadnął z zaciekawieniem w głosie, kładąc się na brzuchu i wspierając się na łokciach, by mieć lepszy widok na ciało wyższego.

- Hm... Na plecach... - zaczął, odwracając się tyłem do chłopaka, by pokazać masywny trójkąt z motywem piramidy, zamkniętym okiem, muszką i lewitującym nad głową kapeluszem. Wokół niego były dwa okręgi, między którymi znajdywały się nieznane Dipper'owi znaki - Tak stworzyłem swoją trójkątną wersję. To zaklęcie transformacyjne, które opracowałem wraz z braćmi w młodości. - uśmiechnął się łagodnie, na nowo odwracając się do szatyna.

- Braćmi? - zapytał zaskoczony i brązowe oczy uniosły się na spotkanie temu złotemu, w którym momentalnie pojawił się strach - Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. - dodał, widząc reakcje demona, który miał minę, jakby żołądek zrobił mu fikołka, co właściwie nie było dalekie prawdzie.

- Ja i Will mieliśmy jeszcze jednego brata bliźniaka. - odezwał się po chwili, wypowiadając słowa powoli. Ostrożnie, jakby miał do czynienia z tykającą bombom - Nazywał się Kill. - to imię ledwo przeszło mu przez gardło, ale starał się wyglądać niewzruszenie - Visha go zabiło... Ale to moja wina... - spojrzał w bok, chowając ból pod powiekami zaciśniętych oczu. Nawet nie zauważył, że zaciska pięść na pościeli, przynajmniej do czasu, aż młody Pines nie położył na niej własne dłoni.

- Chcesz... opowiedzieć, co się stało..? - zagadnął niepewnie, łagodnym tonem i ciepłym spojrzeniem, chcąc dać demonowi do zrozumienia, że nie zamierza go osądzać, czy wywierać presji - Czasem jest nam łatwiej poradzić sobie z... pewnymi wydarzeniami, kiedy ktoś nas wysłucha... Przynajmniej to pomogło mi... - kontynuował, widząc, że zwrócił uwagę rozmówcy - Wiesz. Na polanie. - sprecyzował i na chwilę zapadła cisza. 

      Nie była niezręczna i młody Pines nie zamierzał pospieszać wyższego, ani tym bardziej zmuszać go do wyznania. Była to jedynie przyjazna propozycja i, by nie wywierać na nim presji, położył się na plecach i spojrzał w górę, by obserwować lewitujące meble. Ostatecznie sam niedawno przeżywał i był otoczony ludźmi przeżywającymi żałobę, więc można powiedzieć, że miał wprawę w słuchaniu i, nie tyle co poprawianiu humoru, bo nie o to tu chodzi, a raczej wsparciu drugiej osoby.

- Kiedy demony osiągają dziesięć lat ujawnia się ich moc i jest im przypisywana specjalizacja. - zaczął opowiadać, również patrząc w górę, ale z ewidentnie nieobecnym spojrzeniem - Ma to dość ceremonialną otoczkę, ale to właściwie jedynie formalność. Coś w rodzaju wskazówki, w którą stronę najlepiej rozwijać swoją zdolność. - brązowe oczy przeniosły się na niego z widocznym zaciekawieniem - Więc przyszła i pora na naszą ceremonię, Kill jako pierwszy otrzymał swoją moc. Była związana z destrukcją i trwałością, przez co zakwalifikował się do specjalizacji wojennej. Był zadowolony, uwielbiał wdawać się w bójki, a wstąpienie do wojska było jego marzeniem. - Uśmiechnął się pod nosem nieznacznie - Później przyszła kolej na Will'a, jak już wiesz jego specjalizacją jest leczenie. Od zawsze miał dar do roślin i masę cierpliwości, więc nikt w rodzinie nie był zdziwiony takim werdyktem.

      I wtedy przyszła kolej na mnie, moc ujawniła się w dość... widowiskowy sposób.  Na sali zapanował chaos, słyszałem jedynie, jak coś krzyczą, a sam usiadłem na ziemi nie wiedząc, co się dzieje i chcąc jedynie by to się skończyło. Przedmioty lewitowały, pogoda zmieniała się jak oszalała, wszystko się kręciło i wywijało fikołki.

      Dopiero, kiedy moim braciom udało się do mnie dotrzeć, otrząsnąłem się i wszystko ustało. Nieco szumiało mi jeszcze w głowie, wiedziałem że coś do mnie mówią, ale nie wiedziałem co. Później wszystko zniknęło, a ja obudziłem się parę dni później w swoim pokoju z opaską na oku.

     Rodzice powiedzieli, że Rada nie ma pojęcia gdzie mnie przypisać i naradzają się, co w ogóle ze mną zrobić. Zrozumiałem przekaz dość szybko; stałem się zagrożeniem, ale ku mojemu zaskoczeniu dano mi szanse.

      Wysłano mnie wraz z braćmi do szkoły, jak każdego innego młodego demona i przypisano do klasy z Kill'em. Inne demony jednak szybko się połapały, że tam nie pasuje i nie omieszkały mi o tym przypominać w każdej możliwej chwili.

     Denerwowanie mnie jednak nie wyszło im na dobre, bo moja moc była nie pod moją kontrolą a moich emocji. Starałem się nad tym zapanować, naprawdę; brałem jakieś zioła na uspokojenie, robiłem wszystko, by być zmęczonym i nie mieć siły na większe emocje, nawet rzucałem na siebie jakieś klątwy, ale to było na nic.

      Demony, które mnie badały powiedziały w końcu, że nigdy nie miałem przeżyć porodu, bo moc, która spłynęła na mnie z gwiazd nie mieści się w moim ciele i dlatego ono się rozpada. - tu  chwycił przepaskę i uniósł ją, ukazując oko wypełnione kosmosem - Moja moc wylewała się ze mnie i dlatego nie mogła przybrać konkretnego kształtu, dopasować się do mnie.

       Zapowiedzieli mi, że moje ciało nie wytrzyma takiego obciążenia i rozpadnie się; że może gdybym był starszy i miał większą kontrolę, dałbym radę... ale byłem wtedy zbyt mały i zbyt niestabilny.

       Powiedziano mi, że mam rok maksymalnie.  Że to i tak to cud, że jeszcze nie wącham kwiatków od spodu. Oczywiście zawsze miałem w sobie coś z buntownika i nie zamierzałem się pogodzić z takim wyrokiem. Ani ja, ani moi bracia.

      Kill bronił mnie przed wrednymi dzieciakami, Will opatrywał moje rany, kiedy znów spadłem z wysokości, bo przy byle kichnięcie teleportowałem się gdzieś w powietrze lub w ścianę.- tu wzdrygnął się na wspomnienie połączenia własnych komórek z chłodnymi, kamiennymi ścianami - Ja tym czasem zacząłem uczyć się zaklęć. Pochłaniałem książkę za książką, regał za regałem, aż nie pozostało ani jedno zaklęcie do nauczenia się w szkolnej, jak i domowej bibliotece.

      Przerzuciłem się więc na tę miejską, nie tracąc zapału i nadziei. Tam trafiłem na to zaklęcie. - uniósł rękę, prezentując złoty tatuaż, tworzący przeklęte kajdany - Właściwie był to bardziej rytuał i wykorzystywano go u nas na przestępcach, by pozbawić ich mocy, ale z wiedzą jaką już miałem, udało mi się go nieco zmodyfikować. - Uśmiechnął się pod nosem z lekkim zadowoleniem - Will z początku był sceptyczny, ale ostatecznie i on i Kill pomogli mi go przeprowadzić. Tak o to nadmiar mocy zniknął w Mindscape'ie, z którym zostałem związany na stałe i przepisano mnie do klasy demonów snu.

      Wciąż jednak byłem na uboczu, żaden z rówieśników nie wierzył, że przestałem być niebezpiecznym dziwakiem. Nie specjalnie mi to jednak przeszkadzało, przywykłem do tego. - wzruszył ramionami - I wtedy pojawiło się Visha. - lekki dreszcz przebiegł po jego karku - Było nowe w miasteczku, starsze ode mnie o zaledwie jakieś 17 lat, ale nie chodziło do nas do szkoły. Nie chodziło do żadnej, twierdziło, że o wiele więcej nauczy się same. Zaczęło za mną łazić, dosiadać się i paplać godzinami, aż w końcu zaakceptowałem obecność Visha i nawet zacząłem temu ufać na tyle, by dołączyć się do monologu, który ciągle prowadziło i zamienić go na żywą konwersację.

      Na początku naprawdę polubiłem Visha i myślałem, że i ono polubiło mnie. Pomagaliśmy sobie na wzajem w rozwijaniu naszych mocy, mimo, że właściwie nie wiedziałem jaką ono ma. Mieliśmy podobne poglądy, bardzo chaotyczne i destrukcyjne...

      Ale nigdy nie przeszło mi przez myśl, że naprawdę byłoby zdolne do takiej... masakry. Powiedziało mi o swoim planie; o tym zamiarze podbicia wszechświata; o tym, że nasza dwójka będzie panować nad kosmosem i nikt nas już nie będzie ograniczał. Że wszyscy, którzy wytykali nas palcami kiedykolwiek, w końcu będą mieli prawdziwy powód do strachu. 

      Następnego dnia obudziły mnie krzyki, zobaczyłem Visha stojące w moim oknie, a za tym płomienie pochłaniające miasteczko w przerażającym tempie. Uśmiechało się szeroko, z szaleństwem błądzącym w spojrzeniu, wyciągając do mnie dłoń.

      Tej nocy dowiedziałem się jaką ma moc. Zielone płomienie niosły za sobą choroby, plagi i pochłaniały energię wszystkiego, co udało im się strawić. Tak jak moja, moc Visha, była nie typowa i nie podlegała klasyfikacji, więc żaden demon nie miał pojęcia jak zaradzić tej sytuacji.

      Wtedy do mojego pokoju wbiegł Will i Kill, krzycząc bym uciekał, kiedy Visha wołało mnie, żebym przyłączył się do zabawy. - na moment zamilkł, zaciskając usta w wąską linię - Siedziałem sparaliżowany, kiedy Visha zaczęło się zbliżać, a Kill znalazł się między nami.

      Nawet się nie zawahało. Kill nie stanowił dla Visha trudności i za jednym gestem tego demona mój brat spłonął przed moimi oczyma. - zacisną pięści, a jego oko przybrało czerwony kolor, świecąc się w półmroku wściekle - Z szoku ocknął mnie dopiero rozpaczliwy krzyk Will'a. Zerwałem się z miejsca i zgarniając brata pod pachę teleportowałem nas daleko na północ. 

     Resztę już znasz. Stworzenie tego azylu, Weirdmagedon, polana. - dokończył, czując, że faktycznie wraz z ostatnim, opuszczającym jego usta słowem wypuścił emocje, tłumione przez wieki. Oczywiście, nie było jeszcze idealnie, prawdopodobnie nigdy nie będzie, ale wiedział, że był to krok w dobrym kierunku.

- On... Ono, jest naprawdę popierdolone. - odezwał się w końcu Dipper, po chwili wpatrywania się w Bill'a bez słowa.

- Właśnie dlatego wolę, żebyś wybrał rodzinę. Nie wierzę bym mógł... - zaczął złotooki spoglądając na rozmówcę, który zasłonił mu usta dłonią.

- Z takim nastawieniem to na pewno. - mruknął szatyn. Wziął głęboki oddech i kiedy zebrał myśli, kontynuował  - Wiem skąd to nastawienie się wzięło, ale byłeś dzieckiem Bill. Miałeś prawo się bać, uciekać. - położył dłoń na policzku demona - To była najrozsądniejsza decyzja w tamtym momencie, jeśli byście nie uciekli, już by was tu pewnie nie było... - 

- Ale to moja wina Dipper, to ja zlekceważyłem słowa Visha. Mogliśmy się przygotować, albo wszyscy uciec wcześniej... - mówił, z coraz większym przejęciem w głosie, nie kryjąc już jak drażliwy jest to temat i ile emocji w nim wywołuje.

- Teraz to i tak nie ma już znaczenia Bill. - powiedział spokojnie młody Pines - Przeszłości już nie zmienisz. - przyznał z wyraźnym bólem, bo sam chciałby móc postąpić inaczej w niejednej sytuacji, które już minęły - Ale, jeśli to tego warte, masz szansę na zemstę. - wziął dłoń demona w swoją i przyłożył usta do złotych kajdan - Wykorzystaj swoje pionki, jak najlepiej. - uśmiechnął się, widząc złote iskierki w demonicznym oku - Masz moje pełne zaufanie, Bill, zrób z tego dobry użytek. - puścił jego rękę spokojnie.

- To naprawdę coraz bardziej mnie zadziwia. - zaśmiał się krótko pod nosem - Że też akurat ty jesteś jedyną osobą jaka kiedykolwiek mi zaufała. - uniósł podbródek studenta ostrożnie.

- Szczerze mówiąc, gdybym miał powiedzieć, w którym dokładnie momencie ci tak bezmyślnie zaufałem nie potrafiłbym wybrać konkretnego momentu. - przyłożył swoją dłoń do dłoni demona i oparł o nią policzek, nieznacznie wtulając się w jego chłodną i zadziwiająco delikatną skórę.

      Ciepły uśmiech przemknął przez usta Cipher'a, który wysunął jedno skrzydło i okrył nim ich oboje, spokojnym i płynnym ruchem.

- Abstrahując od naszej rozmowy, przydałoby się położyć, jako że jesteś człowiekiem. - zauważył, a w odpowiedzi otrzymał jedynie ociężałe skinienie głową w akompaniamencie cichego ziewnięcia - Dobranoc Sosenko~. -

- Dobrano Bill... - 

°

      Poranek zebrał ich razem przed otwartym portalem w bibliotece. Spojrzeli po sobie, niemo przekazując zapewnienie o gotowości do walki. Chociaż fałszywe, pomogło zrobić im pierwszy krok; krok na drugą stronę.

      Oczom ukazały im się porośnięte grubą warstwą zieleni, prawie zrównane z ziemią, ruiny osady. Teren był nierówny i zdradliwy; mech, wysokie trawy i kolorowe kwiaty, dobrze chroniły wystające cegły i belki, przed wzrokiem wędrowców.

      Dipper po paru pierwszych prawie-wywrotkach, zwolnił nieco z tępa, uznając, że poobijany na polu walki na nic się nie zda. Co prawda nie sądził, by w ogóle mógł się przydać w starciu z demonem, który nawet Bill'a Cipher'a przyprawiał o gęsią skórkę. Nawet jeśli złocisty nie zamierzał się do tego przyznawać.

      Szatyn spojrzał po towarzyszach, szli w głuchej ciszy, która dodatkowo stresowała młodego Pines'a. Will miał w oczach zmartwienie i strach, co jakiś czas jego kark przebiegały dreszcze, ale uciekał wzrokiem na boki i pod własne nogi, nie chcąc pokazać tego, jak bardzo jest przerażony. Może nawet bardziej niż student, co ten uznał za zdecydowanie zły omen. Bill z kolei patrzył przed siebie z nieodgadnionym na pierwszy rzut oka wyrazem twarzy. W jego oczach nie odbijało się światło, złoto wydawało się stracić cały blask, a sama jego aura wywoływała u chłopaka ciarki niepokoju.

       Chłopak nie wiedział nawet co powinien powiedzieć na rozładowanie atmosfery, czy w ogóle powinien się odzywać. Ostatecznie był już świadom, co się stało i tak na prawdę żadne słowa nie były odpowiednie.

      Dotarli do na wpół stojącego domku. W oddali było już widać ruiny wielkiego zamku, od którego z daleka dało się wyczuć nieprzyjemną aurę. Niebezpieczeństwo zatruwało atmosferę, a smród zarazy unosił się w okolicy, panosząc się i doprowadzając rośliny do gnicia.

- Will. - najmłodszy z Cipher'ów wyciągnął do brata dłonie, a ten chwycił je we własne.

      Młody Pines obserwował zaintrygowany, jak dwa demony zaczęły wypowiadać nieznane mu słowa, których był pewien, że nie byłby w stanie powtórzyć. Spomiędzy ich dłoni zaczęły lecieć srebrzyste i złociste iskierki, które z czasem, poczęły tworzyć kręgi między Cipher'ami, powoli formując kulę. Unosiła się; drżąc, jakby miała za dużo energii i nie mogła usiedzieć w miejscu. 

- Dipper, wrzuć jeden ze swoich włosów do kuli. - powiedział błękitek, kiedy Bill dalej podtrzymywał inkantacje. Chłopak bez niepotrzebnego zwlekania, wykonał komendę i kula nagle się ustabilizowała. Demony zerwały więź rąk i zamilkły, posyłając sobie zadowolone spojrzenie.

- Sosenko, to zaprowadzi was do twojego wuja i siostry. - wyjaśnił spokojnie złotooki, przekazując kulę w ręce bliźniaka.

- Dziękuję Bill. - uśmiechnął się krótko Dipper i ruszył za Błękitkiem.

- Poczekaj.- Cipher złapał go za nadgarstek, kiedy Will już wyszedł. Przyciągnął go i kiedy czekoladowe głębiny z wyraźnym zaskoczeniem, odbijającym się w ich tafli, lustrowały go z wymownym zapytaniem, płynne, ciemne złoto skupiło się na jego ustach.

       Demon chwilę się wahał, wciąż trzymając chłopaka za nadgarstek, sam właściwie niepewien, czy to dobra chwila na takie zachowanie.... ale myśl, że później może już nie być drugiej szansy, przeważyła szalę. 

      Usta stopiły się z ustami; chłodne i blade, zatopiły się w tych ciepłych, malinowych, chcąc zasmakować ich słodyczy. W pierwszej chwili szatyn zesztywniał, zaskoczony tym śmiałym ruchem wyższego, ale nie trzeba mu było wiele, by oddać się pieszczocie. Przyciągnął demona za złotą koszulę bliżej, zaciskając na niej pięści. Po jego karku przebiegł lekki dreszcz, a z ust wyrwał się pomruk przyjemności, kiedy dłoń demona wylądowała na tyle jego głowy i zacisnęła się na jego włosach władczo, a druga, przysunęła go blisko w talii.

      Cała sytuacja, chociaż pełna pasji i emocji, nie trwała długo, nie ważne jak wieczna się im zdawała. Oboje zdawali sobie sprawę z nieubłaganie uciekającego czasu i oboje nie zamierzali go zmarnować. Oderwali się od siebie praktycznie jednocześnie. Złocisty bez słowa wsunął w dłoń studenta niewielkie lusterko, które pokazał mu poprzedniego wieczoru. Przed tym, jak młody Pines zniknął za drzwiami, by podążyć za Will'em, wymienili się jeszcze porozumiewawczymi spojrzeniami. 

Niema obietnica pozostawiła po sobie delikatną woń i słodki posmak.

°

     Podążając za kulą dotarli do niewielkiej wierzy. Na wpół zburzonej, obrośniętej gęsto mchem i bluszczem. 

     Żadnego strażnika. Nawet zaklęcia dla ochrony.

     Will pokazał chłopakowi, by się zatrzymał. Złapał kulkę dobijającą się do spróchniałych drzwi i podał ją chłopakowi.

- Sprawdzę czy jest bezpiecznie. - powiedział półszeptem, następnie wymamrotał pod nosem coś w jedynie demonom znanym języku. Chwycił klamkę i z przeciągłym skrzyknięciem, otworzył drzwi. W środku było ciemno i nie pachniało za dobrze, ale jedno pstryknięcie palców Błękitka i pomieszczenie rozświetliły małe, złote ogniki.

      W delikatnym, ciepłym świetle oboje od razu dostrzegli dwie postacie. Śpiący z boku staruszek i młoda kobieta, która od momentu, gdy usłyszała szmery, czujnie, z jakimś spróchniałym badylem w dłoniach do obrony, obserwowała wejście, a później przybyszów. Oboje byli przykuci czarnym, dwumetrowym łańcuchem, za ręce i nogi do ciężkich głazów spoczywających przy ścianie.

- Dipper..? DIPPER! - zawołała szatynka, od razu rozpoznając brata i biegnąc w jego stronę na tyle na ile pozwalała długość jej łańcuchów.

     Młody Pines poczuł łzy w oczach i rzucił się na siostrę, by objąć ją i schować w ramionach przed okrutnym światem. Tak bardzo cieszył się, że jest cała i zdrowa, że ten potwór jej nie zabił.

- Mabel... jesteś cała? Zrobił ci coś? Co z wujkiem? - zarzucił ją pytaniami, oglądając z każdej możliwej strony. Odetchnął z ulgą kiedy nie natknął się na żadną poważną ranę.

- N... nie, Ford, zmęczył się jedynie ciągłymi próbami zerwania łańcuchów i śpi... Jak nas znalazłeś? - mówiła półszeptem, obawiając się, by nie usłyszał ich porywacz - ...uhm, kto to jest, Dipper? - zagadnęła, wskazując za chłopaka, gdzie stał Błękitek. Czekał przy drzwiach, nie chcąc ingerować w to pojednanie i dać rodzinie moment na zebranie, zapewne rozszalałych, myśli.

- To... długa historia. - skwitował szatyn, spoglądając na Cipher'a - Opowiem, kiedy będziemy bezpieczni. - dodał z zapewnieniem spoglądając na siostrę - Na razie musimy was stąd zabrać, tu nie jest bezpiecznie. - zarządził i podszedł do śpiącego Forda, by ostrożnie zbudzić go z drzemki.

- ...Dipper? - mruknął, poprawiając zakurzone i nieznacznie pęknięte okulary, by z rosnącym niedowierzaniem, przyjrzeć się sylwetce siostrzeńca.

- Tak wujku, to ja. Przyszliśmy zabrać was do domu... - powiedział łagodnie, nie chcąc wywoływać zamieszania, kiedy wciąż byli na terenie wroga. Szóstak zmarszczył brwi, kiedy w tle, za szatynem zamajaczyła mu wysoka postać.

-A t..? - zmrużył oczy, by po chwili rozszerzyć je w istnym przerażeniu - Dzieciaki, za mnie, ale już! - krzyknął podnosząc się gwałtownie - Bill! To ty za tym stałeś, tak?! Myślisz, że dam ci położyć twoje brudne łapska na mojej rodzinie?! - warknął, stając między bliźniakami a demonem - Nie mam pojęcia, jakim cudem przeżyłeś, ale jeszcze krok, a gwarantuje, że żadna z twoich sztuczek nie... - w tym momencie młody Pines zatkał mu usta i wziął głęboki wdech.

- Wujku to nie Bill. To jest William, brat bliźniak Bill'a. Pomoże zabrać was w bezpieczne miejsce. ALE, nawet jeśli byłby to Bill, to musisz wiedzieć, że to dzięki niemu tu jestem. Pomógł mi was odzyskać i teraz idzie się zmierzyć z tym, który was porwał. - powiedział na jednym oddechu. Spojrzał po zaskoczonych twarzach rodziny - Dlatego wolałbym byś powstrzymał się od obrażania go, jako że wszyscy zawdzięczamy mu aktualnie życie - dodał i dał znak niebieskookiemu by przeciął kajdany, co ten niezwłocznie zrobił - Skoro to mamy za sobą, ruszajmy. Nie mam pojęcia jak długo Bill jest w stanie walczyć z tym czymś. - mruknął, kiedy oboje byli już wolni. 

Cipher począł kreślić znaki na ścianie, które kiedy skończył zmieniły się w portal.

- Dip-dip, jesteś pewien? To demony... Pamiętasz co było ostatnio. Nie zawarłeś z nim paktu, prawda? - spojrzała na brata z wyraźnym zmartwieniem, a ten wziął ją za dłoń, by przeprowadzić dziewczynę przez portal. Za nimi wszedł Ford, nie ufnie obserwując Błękitka i wszystko na około.

- Zawarłem... Ale możesz być spokojna, tym razem to nic wielkiego. - poczochrał jej lekko skołtunione włosy, a ona spojrzała na niego z lekkim przerażeniem - Naprawdę Mabs, Bill... To naprawdę skomplikowana sprawa z nim i tym wszystkim co wydarzyło się w Grafity Falls... kiedy będzie już po wszystkim, obiecuję, że opowiem Ci wszystko, nie szczędząc szczegółów. - dodał, mając nadzieję, że to nieco odciągnie jej myśli od zmartwień, chociaż na niewielki moment.

- Więc? Jak do tego doszło, że współpracujesz z Cipherem, Dipper? - zagadnął poważnie Stanford, nieznacznie karcącym tonem i z wyraźną dezaprobatą w spojrzeniu. Mabel tym czasem postanowiła dać im chwilę na wymianę zdań i poszła podręczyć pytaniami Cipher'a.

- Może ty mi lepiej powiedz, na cholerę przyzywałeś demona z pamiętnika Bill'a? - odgryzł się chłopaka nieznacznie poirytowany. Cieszył się, że są cali i zdrowi, ale wciąż był zły na wujka za tak nierozważne zachowanie z jego strony. Rozumiał, że żałoba rzuciła go na kolana, ale to właśnie on powinien być tym najbardziej ostrożnym, patrząc na jego przeszłość z demonami. 

- To... był pamiętnik? - zapytał nieznacznie zbity z tropu.

- Tak, pamiętnik. - westchnął student - Może byś chociaż powiedział, czy znasz jakieś słabości tego czegoś? Ostatecznie trochę to wertowałeś i tłumaczyłeś. - zagadnął szatyn. Chciał wiedzieć choć trochę więcej nim podejmie decyzję. 

      Zerkał co jakiś czas na Williama, który zakłopotany rozmawiał z jego bliźniaczką. Błękitek niby zapewnił go, że nie będzie go winił niezależnie od decyzji, ale niepewność wciąż targała myślami chłopaka. 

      Z jednej strony miał dość. Chciał wrócić z rodziną do Wodogrzmotów i cieszyć się małymi zagadkami miasteczka jak za dawnych czasów... Miał jednak świadomość, że jeśli wróci teraz, nigdy nie zobaczy już Bill'a. Z drugiej strony, jeśli podąży za demonem nie ma pojęcia co go czeka i czy w ogóle przeżyje.

- Niestety nie. Jedyne co wiem to to że przyjaźnią się z Billem. - usiadł przy stole i oparł głowę na jednej dłoni, zamyślając się na moment.

- No to masz nie aktualne dane. - westchnął młody Pines, właśnie tracąc resztki nadziei na jakiekolwiek strzępki przydatnych danych.

- Jak to? - uniósł wzrok ponownie na siostrzeńca. 

- Bill nie znosi Visha. - wyjaśnił, siadając na przeciwko.

- Skąd pewność, że to nie jakiś podstęp? - zmrużył oczy, jakby miał w nich rentgen i chciał przejrzeć brązowookiego na wylot.

- Jeśli to byłby podstęp, to najmniej sensowny na świecie. Po cholerę Bill miałby wtedy mi pomagać? - wywrócił oczyma i skrzyżował dłonie na piersi.

- Dipper, znam Billa dłużej niż Ty. On nie potrzebuje powodu by kłamać, ani celu w tym szaleństwie. To psychol, robi to wszystko dla własnej rozrywki i... - gestykulował żywo i w obu Pines'ach ewidentnie wzrastała irytacja.

- Wujku, przestań. - powiedział stanowczo, ale tylko odrobinę uniósł głos - To, że znasz go dłużej, nie znaczy, że znasz go lepiej. - Ostatecznie starszy mężczyzna nie miał pojęcia o niczym co zaszło między jego siostrzeńcem, a dawnym wrogiem.

- Dipper, do cholerny! Nie pamiętasz co nam zrobił?! Zapomniałeś już o Weirdmagedonie?! - podniósł się, uderzając dłońmi w stół. Patrzył wkurzony na rozmówcę i w tym momencie Dipper podjął decyzję.

- William zajmie się wami dobrze, pogadamy jak wrócę z Billem. - powiedział z niebywałym spokojem, wstając i zwracając tym samym uwagę Williama i Mabel, którego dziewczyna zarzuciła z milionem pytań.

- Co? Ale gdzie ty idziesz?! - oburzył się Stanford.

- Bro Bro... Chyba nie chcesz tam wracać..? - bliźniaczka podeszła do niego z wyraźnym strachem w oczach.

- Muszę Mabs, obiecałem. - przytulił czulę siostrę - Spokojnie, jeszcze się zobaczymy. - uśmiechnął się pokrzepiająco. Gładząc siostrę po policzkach, starł dwie samotne łzy, które uroniła.

Wtedy poczuł zgniliznę niepewnych obietnic. 
Tych, które nie były ani prawdziwe, ani fałszywe.
O aromacie niepewności, który zatruwał serca nadzieją.

°

      Nie długo później był już za portalem. Stojąc pod zamkiem spojrzał w lusterko, ale jedyne co w nim dostrzegł, to własne odbicie. Przerażone spojrzenie, nierówny oddech, drżące dłonie. Zrozumiał przekaz, zamykając lusterko i chowając je do kieszeni. Cóż, Bill przeliczył się sądząc, że to zawróci młodego chłopaka.

      Dipper ruszył biegiem do zamku, był to najprawdziwszy sprint w sosnowym wykonaniu. Pozwolił sobie na złapanie oddechu dopiero, kiedy w miarę szybkim marszem zmierzał korytarzami do centrum zamczyska. 

      Czuł, że się zbliża. Nie wiedział jakim cudem, ale po prostu to czuł. Jakby Bill zostawił po sobie eteryczny ślad, który tylko on mógł wyczuć. Coś na kształt magicznych okruszków, niczym w paranormalnej wersji Jasia i Małgosi, którzy zostawiali je po sobie, by później znaleźć drogę do domu. Tym razem domem Dipper'a miał być Bill.

      Zobaczył wielkie drzwi i z bojowym okrzykiem wparował przez nie do sali, gotów walczyć z demonem... Właśnie. Czym? Nie dostał żadnej broni od Cipher'a. Miał się bić na gołe pięści? Nie, to nie mogło być to. Przecież to bez sensu. Dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej? Do czego właściwie potrzebował go Złotooki na polu walki? Trudno wypełnić dobrze swoje zadanie, kiedy się go nie zna... Młody Pines może i był inteligentnym człowiekiem, ale nie był jasnowidzem i nie czytał w myślach.  Nie ma innego wyjścia jak zaufać Bill'owi, że dobrze wszystko przewidział... 

      Przed nim stały dwie postacie. Jedna już mu dobrze znana, demon, który właśnie lewitował w siadzie skrzyżnym. Druga, znana jedynie z opowieści. Wysoka postać o oliwkowej cerze i zasłoniętych bandażami oczyma, uśmiechała się szeroko ukazując rząd pożółkłych, ostrych zębów. Długie, lawendowe włosy, zaplecione w warkocz zwisały temu do pasa. Ubrane było w fiołkową szatę, coś w stylu greckiego chitonu i japońskiego kimono jednocześnie, z pod których wysuwał się jaszczurzy ogon.

- Mówiłem, że przyjdzie. - odezwał się Bill z dziwnym uśmiechem, spokojnie stając na ziemię.

- Spójrz jak się zdyszał~. Jakby biegł tu na złamanie karku~. - zaśmiało się Visha, kpiącym tonem, odwracając głowę do studenta. Chłopaka od razu przeszły ciarki, bo mimo że jego oponent miało zasłonięte oczy, zdawało się przeszywać wzrokiem na wylot...

- Bill..? - brązowe oczy, przeniosły się na znajomą twarz, która w tym momencie zdała się cholernie obca i odległa. Ocean pytań, falami wątpliwości zalał jego umysł. Zrobił krok w tył i wtem usłyszał trzask drzwi, już wiedział, że nie ma odwrotu.

- "Bill?" - przedrzeźniło go, przesłodzonym tonem - Ach ta niepewność w głosie~. Ten strach i poczucie zdrady~. - kontynuowało rozmarzone, gestykulując płynnie.

- Bill o co tu chodzi..? - szatyn zacisnął pięści, uważając by głos mu się nie załamał.

- Och Sosenko, nie możesz być chyba aż tak naiwny, nie~? - spojrzał na człowieka z politowaniem.

- Nie... - szepnął, cofając się o krok - Nie. Nie! Nie wierzę. Nie zdradziłeś mnie! - kręcił głową spanikowany, zastanawiając się jak mógł zaufać temu wariatowi. Przecież wiedział jak to się skończy... Wiedział, że zostanie zdradzony. Więc dlaczego to i tak bolało tak bardzo...

- A jednak. - odparł be emocji w głosie demon, powoli podchodząc - Nie jestem byle bożkiem, żebyś musiał we mnie wierzyć, kukiełko~. - wzruszył ramionami i posłał niepokojący uśmiech Visha, które odwzajemniło go równie upiornie.

- Widzisz, chłopczyku, Bill i ja jesteśmy przyjaciółmi~. - powiedziało rozbawione, opierając dłoń na biodrze - Ty możesz być dla niego co najwyżej chwilową rozrywką. Niczym więcej jak zabawką, którą wyrzuci kiedy się znudzi~. - 

- Bill, błagam... - szepnął przestraszony, czując, jak do oczu napływają mu łzy, kiedy plecami natknął się na ścianę, a demon zbliżał się dalej nieubłaganie.

- Trochę na to za późno. - mruknął złotowłosy, nachylając się nad człowiekiem niebezpiecznie, biorąc jego twarz w jedną dłoń, a drugą odsłaniając grzywkę by spojrzeć na znamię młodego Pines'a.

      Szatyn zacisnął oczy przerażony, wiedział że będzie bolało. Wiedział, przecież wiedział zanim podjął decyzję o przyjściu tutaj. Ale mimo wszystko nie potrafił się otrząsnąć. Nie potrafił pohamować łez i drżenia na ciele, ani cichych błagać opuszczających jego usta szeptem zlewających się w niezrozumiałą mantrę.

- Sosenko, ale otwórz oczy~.- jego głos był lekki, jakby skory do zabawy. Młody Pines z kolei był przerażony, niechętny do współpracy, wciąż roztrzęsiony po zdradzie. Chciał wrzeszczeć na Cipher'a, przeklinać go i jednocześnie uciekać jak najdalej stąd. Zdrowy rozsądek uciszył jednak emocje i brązowe oczy uniósł się ku górze, by zmierzyć się z niedoszłym sojusznikiem.

      I kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały cały gniew i strach zniknęły. I wtedy zrozumiał, co miał na myśli Bill, kiedy mówił że będzie musiał go skrzywdzić fizycznie i psychicznie. W oczach demona nie było tej magicznej iskierki ekscytacji, nie było szaleństwa. Był tak nienaturalny spokój, kontrastujący z jego postawą i tonem, co tylko utwierdziło młodego Pines'a w tym, że to wszystko jedynie gra. 

     Student najbardziej nie znosił hipokryzji. Wiedział na co się pisze, zgodził się na to, na bycie kukiełką demona, więc pozostało mu jedynie zaufanie, że ten ma wszystko pod kontrolą i tańczenie, jak mu zagra. Posłał mu więc pewne spojrzenie, by ten nie wahał się już i na nowo powrócił do pozy przerażonego, zdradzonego człowieka.

- B-Bill.. Błagam, nie rób tego..- zaszlochał, nie musiał udawać za wiele. Wciąż bądź co bądź się bał. Może już nie tyle demona czy zdrady, a bólu na jaki się przygotowywał. - Nie musisz tego robić... Ja... My... Czy to wszystko nie miało znaczenia..? - wydukał przez łzy, czując jak serce zaraz wysiądzie mu ze stresu.

- Och, jesteś tak naiwny Sosenko~. Naprawdę myślałeś, że życie jakiegoś marnego człowieka jest dla mnie czymś więcej niż zabawą? Gierką dla zabicia czasu? ~- zaśmiał się nieludzko, wywołując ciarki u szatyna - Jesteś dla mnie niczym więcej, jak zbitek marnych komórek, stworzonych jedynie dla mojej uciechy ~. Do tańczenia jak ci zagram~. - powiedział mu do ucha niskim, gardłowym tonem, przypominający szept teatralny.

    Blondyn przesunął dłoń z policzka szatyna nieznacznie wyżej, a jego pazury wyostrzyły się i przybliżyły do jednego z oczy szatyna. Serce zabiło mu szybciej, a łzy spłynęły rzewniej po policzkach. Nie zamknął jednak oczu, ani nie odsunął się, mimo że nie był sparaliżowany. Zagryzł mocno zęby, patrząc nienawistnie na demona.

   Czekał na potworny ból, jaki niedługo nastąpił. Ale... Ból sam w sobie okazał się nie być szczególnie potworny; nie tak jakby się spodziewał. Wręcz był zdziwiony, jak wyrwanie oka może boleć mniej, niż chociażby rana cięta nożem, czy złamana noga. Co nie znaczyło, że nie bolało wcale. Bolało jak cholera, a rana wyglądała paskudnie. Przeraźliwy krzyk rozdarł jego usta szeroko i owalił go na kolana. Karmazynowa posoka pociekła spomiędzy jego palców, kapiąc na brudną posadzkę. Wyjąc z bólu skulił się u stóp demona, który zaczął oglądać oko między palcami.

-Oj, Bill~ ty to jednak wciąż masz w sobie to coś ~ nawet nie wiesz jak się stęskniłom za twoim poczuciem humoru ~. - postać podeszła, klaskając wesoło w dłonie z szerokim uśmiechem na ustach - Już się nie mogę doczekać, jak razem zmienimy wszystkie wymiary po kolei w nasz plac zabaw ~. - kontynuowało podchodząc do Cipher'a, niewzruszone krzykami bólu wijącego się po posadzce studenta.

- Też nie mogę się doczekać ~. -powiedział obejmując Visha w talii i przyciągając to ku sobie.

     Zielonoskóre zarzuciło mu ręce na szyję wesoło i wtuliło się w jego pierś, machając lekko ogonem. Złotowłosy uśmiechnął się łagodnie, nawet nie zerkając w stronę swojego dotychczasowego towarzysza.

Krzyki bólu cichły stopniowo w tle, ale nikt zdawał się tego nie zauważyć.

^^^^^^^

(*5012słów*)

Visha jest niebinarne i używa zaimków ono/tego ;D

Powoli zbliżamy się do końca moi drodzy uwu

Do następnego

=)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro